Szlachectwo musiało być widoczne – byle mieszczanin nie mógł przecież wyglądać jak magnat. A jeśli próbował? Trzeba było mu tego zakazać. I ukarać go, jeśli się upierał.

Aż do końca XVIII wieku w Europie panował podział na elitę szlachecką i szeroko pojęty stan plebejski. W odróżnieniu od mieszczanina przeciętny szlachcic nie płacił podatków, podejrzany nie trafiał na tortury, a na szafocie kładł głowę honorowo – pod miecz. Najbardziej uderzającym elementem jego tożsamości pozostawał jednak styl życia.

Już średniowieczny rycerz wyróżniał się na tle reszty ludności. Podczas gdy chłop pracował w znoju, ten uganiał się za grubą zwierzyną, regularnie jadał mięso, niekiedy popijane winem. Lepiej odżywiony z reguły górował nad otoczeniem. I jak gdyby to nie wystarczało, podkreślał swoją pozycję zbytkowym ubiorem. W XVI wieku nosić się po szlachecku oznaczało tyle, co barwnie, bogato, z szablą u pasa.

Średniowieczna iluminacja przedstawiająca dwóch walczących rycerzy. Obaj siedzą na przeciw siebie na lekko wspiętych koniach i trzymają w wzniesione miecze. Na zasłaniających całą twarz hełmach znajdują się klejnoty heraldyczne, podobnie jak na głowach koni. Obaj walczący mają na sobie szaty heraldyczne (biały i błękitny). Konie okryte są szatami heraldycznymi.
Rycerze odróżniali się od pospólstwa wzrostem, trybem życia i zbytkownym strojem. Do czasu (ilustracja z „Traktatu o formach i przepisach turniejowych” autorstwa autorstwa René d’Anjou, księcia Andegawenii i Lotaryngii, hrabiego Prowansji)

Najprościej po prostu zakazać

Myśl o tym, że najcenniejsze tkaniny, kamienie i barwniki mogłyby trafić w ręce motłochu, spędzała sen z powiek późnośredniowiecznego rycerstwa. Paradoksalnie przedsiębiorczy przedstawiciele „podłego ludu” bogacili się najszybciej właśnie na obrocie przedmiotami zbytku. Już w XIII wieku niejeden zaradny flamandzki kupiec dorobiwszy się fortuny ostentacyjnie nosił się „po szlachecku”.

Według krążącej w XIV wieku anegdoty goszcząca w Gandawie małżonka Filipa Pięknego, ujrzawszy ubiór tamtejszych mieszczek, z wyrzutem krzyknęła: „Sądziłam, że jestem jedyną królową we Francji, widzę jednak, że są ich setki!”. Awansu najzamożniejszej warstwy mieszczaństwa – patrycjatu – nie dało się już zatrzymać. Zresztą sama szlachta potrzebowała kapitału, chętnie przejmowanego w formie pokaźnych posagów patrycjuszek. Z czasem obydwie grupy połączyło to samo wyzwanie: walka o zachowaniu uprzywilejowanej pozycji względem otoczenia.

Sprawującym władzę zapewne z łatwością nasunęła się oczywista myśl: czy nie należałoby po prostu zakazać pospólstwu używania dóbr tradycyjnie zarezerwowanych dla dobrze urodzonych? To naiwnie dziś brzmiące założenie legło u podstaw rozpowszechnionych w całej Europie praw antyzbytkowych (leges sumptuarie).

Nocny widok na fragment starego miasta w Gandawie. Wilgotna po deszczu brukowana uliczka lśni w blasku latarni i lamp oświetlających zabytkowe budowle. Ulica otwiera się na widoczną na drugim planie gotycką katedrę.
Stare miasto w Gandawie. W XIII wieku było to drugie największe miasto w Europie na północ od Alp, zamieszkiwane przez 65 tys. osób (fot. Daniel Mesas Atero, CC BY-NC-ND 2.0)

Szary strój i futro z kota

Nieprzypadkowo pierwsze z tych praw pojawiają się na szlaku wielkiej wymiany handlowej, prowadzącym z północnych Włoch przez Prowansję do Flandrii. Począwszy od Genui w 1157 roku republiki włoskie podejmowały nieśmiałe próby reglamentacji konsumpcji już w XII wieku. Zgoła ambitniejsze cele wyłaniają się z rozporządzeń władców angielskich z czasów wojny stuletniej.

Regulacje te drobiazgowo określały dozwolone ubiory dla poszczególnych stanów i godności w hierarchii feudalnej. Tylko hrabiowie i baronowie mogli sobie pozwolić na futra sobole, barwiony jedwab i elementy wykonane ze złota. Stojącym niżej w hierarchii rycerzom wolno było przywdziewać aksamit, satynę i gronostaje. Ludność nieszlachetna musiała się zadowolić futrami z lisów, królików oraz… kotów.

Ilustracja z późnośredniowiecznego manuskryptu. Po prawej pięciu mężczyzn w strojach z białymi krzyżami maltańskimi przywiązani dookoła dwóch słupów i obłożeni słomą. Po lewej król w błękitnej szacie heraldycznej (z liliami) w otoczeniu niewielkiej świty.
Spalenie templariuszy na stosie przez Filipa IV Pięknego (ilustracja z francuskiego tłumaczenia dzieła Giovanniego Boccaccia „De casibus virorum illustrium”, koniec XV wieku)

W tym samym czasie we Francji Filipa Pięknego prowadzono beznadziejną walkę z nieustannie zmieniającymi się modami, prowadzącymi do ruiny wszystkich stanów królestwa. Już ordonans z roku 1279 wydany przez ojca wspomnianego władcy wprowadzał limity ograniczające liczbę nabywanych corocznie strojów dla każdej z grup społecznych. W 1294 roku postanowiono dodatkowo, iż mieszczanom nie będzie wolno odtąd nosić futer z popielic, gronostajów i soboli, a także biżuterii ze złota i szlachetnych kamieni.

Zafascynowany kolorami człowiek średniowiecza przypisywał im określoną wartość społeczną. Zgodnie z tym przekonaniem pospolite, przygaszone barwy prostego ludu stanowiły swoiste tło dla szkarłatu, purpury i szlachetnego błękitu wysoko urodzonych. Szczególnie wymowny jest tu status wydany w Szkocji w 1457 roku. Co prawda zezwalał on robotnikom nosić zielone i czerwone tkaniny od święta, na co dzień jednak mieli ograniczyć się do odpowiednich dla ich pozycji odcieniów szarości (tzw. commoner grey).

W tym samym duchu bawarskie ustawy pokoju publicznego z 1244 r. wzywały chłopów do noszenia prostego szarego odzienia, butów z krowiej skóry i krótko przystrzyżonych włosów (długie już od dawna uznawano za przywilej szlachecki).

Ślub nie może być zbyt wystawny

Na ziemiach polskich aż do XVII wieku., kiedy to doszło do pierwszych ingerencji sejmu w tej dziedzinie, prawne regulacje zbytku dotyczyły niemal wyłącznie środowisk miejskich. Tak jak na zachodzie Europy stanowiły tam oręż patrycjatu, dążącego do ograniczenia użycia dóbr luksusowych przez pospólstwo. Już pod koniec XIII wieku wraz z innymi elementami prawa magdeburskiego przyjął je Wrocław, a za nim kolejne miasta śląskie.

W Małopolsce problem dostrzeżono niewiele później. W 1336 roku Kazimierz Wielki potwierdził ustawę antyzbytkową Krakowa, dwukrotnie jeszcze uzupełnianą w latach 1342 i 1378. Walkę z przepychem prowadzono z różnym nasileniem, ale przeważnie z niewielkim skutkiem aż do czasu zaborów. Regulacje miejskie, zwane niekiedy ordynacjami, poza określaniem strojów dla poszczególnych warstw mieszczaństwa ograniczały też wielkość organizowanych na terenie miasta chrztów, ślubów i pogrzebów.

Najwcześniejsza w pełni zachowana ordynacja krakowska z roku 1378 miała na celu przywołanie do porządku pospolitych mieszczek. Rzemieślnikom i ich żonom zakazano noszenia srebrnych pasów, kołnierzy z perłami, sukien jedwabnych i złoconych, a także kontrowersyjnych wówczas butów z ostrymi czubami. Potępiono też długie płaszcze, szczególne te „wlokące się po ziemi dłużej niż na dwa palce”. Dla wzmocnienia istniejącej hierarchii zastrzeżono prawa członków rady miejskiej i ich rodzin do najcenniejszych tkanin jak damaszek, jedwab, atłas.

Podświetlone sukiennice w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Na płycie rynku widoczne stragany przykryte żółtymi parasolami i wyłączona fontanna ze szklaną piramidką.
W czasach Kazimierza Wielkiego o bogactwie krakowskich mieszczan świadczyły zarówno nowe sukiennice, jak i zbytkowne stroje (fot. Mattia Panciroli CC BY-NC-ND 2.0)

Moralizatorzy i księża strojnisie

Nie można zapomnieć, że średniowieczna walka ze zbytkiem posiadała również głęboki wymiar moralny. Wśród ówczesnych napomnień duchownych prym wiodły te wzywające zamożnych do porzucenia próżnego przepychu na rzecz dóbr duchowych. Bywało, że apele te przynosiły spektakularne, choć krótkotrwałe rezultaty. Seria płomiennych kazań, jakie w roku 1453 wygłosił na wrocławskim placu Solnym Jan Kapistran skłoniła wielu bogatych mieszczan do ciskania w rozpalony stos kosztownych tkanin, kosmetyków, luster i kości do gry.

Paradoksalnie powtarzające się w czasie podobnych akcji udramatyzowane niszczenie przedmiotów podkreślało wyższy status uczestników. Dodajmy tylko dla porządku, że i sami duchowni nie byli wolni od grzechu próżności. Wiemy o tym głównie z dokumentów synodów kościelnych, które począwszy od XIII wieku nieustannie grzmiały przeciwko księżom strojnisiom, lubującym się w „pstrokatych szatach, sięgających niekiedy do ziemi rękawach i spiczastych, haftowanych butach”.

Grzywna, chłosta i wygnanie

Czarna figurka rycerza wieńcząca poznański pręgierz. W tle widoczny fragment fasady ratusza.
Jeden z napisów na poznańskim pręgierzu głosi: „Wybudowano ten posąg z fatałaszków kucharek roku Pańskiego 1535” (fot. Kwolana, CC BY-SA 4.0)

Niewiele wiadomo o ówczesnych metodach egzekucji praw antyzbytkowych. Wydaje się, że w wielu przypadkach pozostawały one po prostu martwą literą. Mieszczki poznańskie, łamiąc zarządzenia rady miejskiej z 1535 roku, narażały się na dotkliwe kary finansowe, konfiskaty zakazanych przedmiotów, a nawet wygnanie z miasta. Skalę naruszeń ukazuje fakt, iż z grzywien zebranych w ciągu pierwszego roku obowiązywania przepisów sfinansowano budowę pręgierza przed ratuszem.

Kary na ziemiach polskich w porównaniu ze stosowanymi w republikach włoskich nie odznaczały się nadmierną surowością. W Lukce w myśl praw z 1337 roku wystrojone przesadnie służące otrzymywały publiczną chłostę. Tak samo postępowano we Florencji (1356), z tym że winowajczynie oprowadzano przy tym nago po mieście. W Genui wystawiano je dodatkowo na widok publiczny – w dybach i z papierową mitrą na głowie (1488).

W Wenecji w ścianie Pałacu Dożów wykuto tzw. usta (bocche), czyli nisze, do których wrzucano donosy w sprawie wykroczeń zbytkowych. Wiadomości te przeglądał skrupulatnie specjalny urząd (magistrato alle pompe). Z kolei we Florencji przez pewien czas wymagano, aby każda kobieta rejestrowała u urzędników posiadane ubrania, które po oględzinach opatrywano specjalnym oznakowaniem (tzw. vesti bollate).

Gdańsk – witryna Rzeczypospolitej

W XVI wieku szlachta polska ostatecznie przeistoczyła się w zamknięty stan ziemiański, umacniający swą przewagę ekonomiczną kosztem słabnącego mieszczaństwa. Jej zakusom oparły się jedynie największe ośrodki Prus Królewskich. To właśnie w Gdańsku, Elblągu czy Toruniu dochodziło do najintensywniejszych konfliktów zbytkowych. Toczyły się one między samymi mieszczanami rywalizującymi w ostentacyjnej rozrzutności. Konstantyn Ferber, zmarły w 1654 roku burmistrz Gdańska, umieścił na fasadzie zachowanej do dziś kamienicy przy ul. Długiej dewizę pro invidia – „ku zazdrości” – która najlepiej chyba oddaje stan ducha miejscowych elit.

Wraz z ugruntowaniem pozycji Gdańska na międzynarodowych szlakach handlowych moda dosłownie zawładnęła umysłami miejscowego patrycjatu. Zamożne gdańszczanki gorączkowo podchwytywały każdą, choćby najdziwaczniejszą nowinkę płynącą z Zachodu. Na ich możliwości z zazdrością spoglądać musiały niekiedy same magnatki.

Istotne było też inne zjawisko. Obfitość importowanych dóbr oznaczała wydatny spadek ich cen, co z kolei w naturalny sposób poszerzało krąg ich odbiorców. W regulacji z 1642 roku władze miejskie z niezadowoleniem przyznały, że „luksusowe suknie nie pozwalają już odróżnić najwyższego od średniego i niskiego stanu”. Zarezerwowawszy zatem najcenniejsze tkaniny i futra na swój użytek, rajcy podzielili zwykły stan mieszczański na pięć grup, z których każdej przydzielono dozwolone rodzaje materiałów, ozdób i barw.

Przepisy te ostatecznie nie weszły w życie z powodu ogromnej wrzawy, jaką podnieśli mieszkańcy, powszechnie niezadowoleni z przypisanej im pozycji w hierarchii. Trudno było walczyć z aspiracjami mieszczek w miejscu takim jak Gdańsk, gdzie nawet dziewczęta rozwożące piwo na taczkach mozoliły się w niewygodnych hiszpańskich sukniach z wysokimi sztywnymi kryzami na szyjach.

Widok na ulicę Długą w Gdańsku. Po obu stronach rząd kamieni, w oddali widoczny gotycki ratusz z wieżą.
Ulica Długa w Gdańsku – tu każdy chciał się pokazać w najpiękniejszym stroju (fot. Diego Delso, delso.photo, CC-BY-SA)

Nieustanne manifestowanie pozycji społecznej nie ustawało wraz z kresem żywota. Zgodnie z powtarzanymi w miastach pruskich ordynacjami zmarłego powinno zawinąć się w całun bądź ubrać w luźną „koszulę śmiertelną” zwaną też giezłem. Bogatsze rodziny nagminnie obchodziły podobne nakazy i chowały swych krewnych w najbardziej zbytkowych szatach, a na dodatek z bezcennymi darami grobowymi. Władze reagowały oczywiście kolejnymi rozporządzeniami, tym razem zakazując otwierania trumien na oczach żałobników (np. ordynacja toruńska z 1722 r.). Słusznie rozumowano, że nic komu po zbytku, którego nie ma kto podziwiać.

Służące w złocie i jedwabiu

Mimo podobnych niepowodzeń, to właśnie w Gdańsku egzekwowano prawa antyzbytkowe z niespotykaną w Rzeczypospolitej gorliwością. Zajmował się tym podległy radzie miejskiej sąd wetowy, którego protokoły szczęśliwie przetrwały do dziś. Oto typowa scena z jego działalności: 28 maja 1754 rozpatrywano sprawę młodej służki, Katarzyny Wagnerin. Po rozprawie do jej rąk wrócił zarekwirowany czepek, z którego odpruto nieodpowiednie dla ludzi niskiej kondycji złote zdobienia. Dodatkowo za noszenie zakazanego dlań jedwabnego kaftana sąd skazał ją na grzywnę równą połowie wartości przedmiotu.

Chociaż służące podlegały najbardziej surowym ograniczeniom, to formalnie nie zakazywano im samego posiadania zbytkowych ubiorów. W rejestrze pośmiertnym majątku zmarłej w 1787 roku Anny Wentin widnieje suknia z kamlotu, dwa jedwabne płaszcze i niezwykle kosztowne buty z kurdybanu (barwionej skóry zdobionej tłoczeniami). Mamy tu zatem do czynienia z formą lokaty kapitału, gdyż służąca nie mogła występować w wymienionych rzeczach publicznie.

Czarno-biała reprodukcja grafiki ukazującej panoramiczny widok na Lubawę z wyraźnie widocznymi co bardziej okazałymi budowlami, głównie kościołami.
Lubawa w połowie XVII wieku

Poza wspomnianymi protokołami sądu gdańskiego dowodów na egzekwowanie praw antyzbytkowych w Prusach Królewskich przetrwało niewiele. W 1755 roku w Lubawie (obecnie woj. warmińsko-mazurskie) doszło jednak do sytuacji na tyle nietypowej, że zachowano ją dla potomnych. Z rozkazu tamtejszego burmistrza służba miejska przeprowadziła rewizję osób niskiego stanu zdążających do kościoła. Jak przekonują źródła, niejednej prostaczce brutalnie ściągnięto wówczas z głowy zakazane prawem ozdoby. Nie obyło się przy tym bez przepychanek i użycia siły, co wywołało ostrą reakcję samego biskupa.

Zastaw się, a postaw się

W dobie kryzysu Rzeczypospolitej zaczęto zwracać uwagę na ekonomiczną stronę nadmiernej konsumpcji dóbr luksusowych wśród szlachty. Co trzeźwiejsi dostrzegali w nieustannym gromadzeniu przedmiotów zbytku marnotrawstwo, zagrażające powodzeniu spraw publicznych.

Istotnie – ta sama gnuśniejąca brać szlachecka, która skąpiła na sejmie każdego grosza na rzecz państwa, na co dzień pochłonięta była beznadziejną rywalizacją w przepychu. Gotowa, jak pisze Łoziński, wydać równowartość dziesiątek ton spławionego zboża na bezużyteczne błyskotki czy kilka łokci nietrwałej tkaniny. Fakt ów nie uchodził oczywiście uwadze bezlitosnych moralistów. Tak pisał o tym Szymon Starowolski w „Prawym rycerzu”:

Ojcowie nasi szarą szlachtą się zwali, iż nie używali bławatów i purpur świetnych, jako teraźniejsze zbytki niosą. (…) Tygrysów ani lampartów nie znali, jeno kirysy a pancerze. Teraz stoły śrebrne, kiereje sobole, tabinami złotem podszyte, teraz czapraki haftowane, kity z zaponami, a serca zajęcze, oczy tchórzowe, nogi jelenie.

Szlachta niezbyt zważała na podobne lamenty. Co prawda już w 1613 roku uchwaliła pierwszą konstytucję sejmową ograniczającą zbytek w całej Rzeczypospolitej, ale uderzyła nią zgodnie z tradycją głównie w plebejuszy. Czytamy w niej, iż dla odróżnienia stanu szlacheckiego od gminu (a plebis) postanawia się:

aby żaden mieszczanin ani plebejusz, z wyjątkiem patrycjuszy, nie śmiał zażywać szat jedwabnych i podszewek, także futer kosztownych, chyba że lisich i innych podlejszych, także w szafianie, aby żaden z tych nie chodził.

Kolejna ustawa wydana w roku 1655 groziła karami pieniężnymi, gdyby:

ktokolwiek z plebejuszy ważył się do strojów, klejnotów lub jedwabnych albo droższych sukien szat używać, także soboli, rysiów, marmurków, pupków, pasów jedwabnych.

W tym samym tonie pozostawały konstytucje z lat 1659, 1683 i 1764, wydawane, aby zapewnić odpowiednie między stanami granice.

Przytoczone wyżej postanowienia nieprzypadkowo pojawiły się w dobie kryzysu Rzeczypospolitej. Ich archaiczność wyróżnia je na tle Europy, która w XVIII wieku ostatecznie zarzucała z natury nieskuteczne prawa antyzbytkowe. W treści swej konstytucje te świadczą zaś nie o zagrożeniu ze strony mieszczaństwa, a więc stanu, który dawno już został zneutralizowany egoistyczną polityką szlachecką.

Regulacje te oddają raczej stan ducha szlachty, zajętej zaklinaniem nieprzystającego do czasów ustroju Rzeczypospolitej, jak gdyby wystarczyło go tylko odkurzyć, by na powrót służył za wzór innym narodom. Dość powiedzieć, że chociaż stan rycerski utracił swą pierwotną funkcję wojskową, jeszcze w XVIII wieku z uporem bronił niższym mieszczanom prawa do noszenia szabel, traktowanych zresztą coraz częściej jako rodzaj przerośniętej biżuterii. Na zasadzie specjalnego przywileju mogli je nosić jedynie rajcy Krakowa, Lwowa i jeszcze kilku większych miast.

Bibliografia

  • Maria Bogucka, Życie codzienne w Gdańsku, wiek XVI–XVII, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1967.
  • Neithard Bulst, Kleidung als sozialer Konfliktstoff. Probleme kleidergesetzlicher Normierung im sozialen Gefüge, „ Jahrbuch für Universalgeschichte”, Saec. 44 (1993), H. 1, s. 32–46.
  • Stanisław Estreicher, Ustawy przeciwko zbytkowi w dawnym Krakowie, „Rocznik Krakowski”, t. 1 (1898), s. 102–134.
  • Stanisław Grodziski, Uwagi o prawach przeciwko zbytkowi w dawnej Polsce, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prawo”, t. 20 (1958), z. 5, s. 67–86.
  • Małgorzata Grupa, Ubiór mieszczan i szlachty z XVI–XVIII wieku z kościoła p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Toruniu, Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2005.
  • Maria Gutkowska-Rychlewska, Historia Ubiorów, Zakład Narodowy imienia Ossolinskich, Wrocław–Warszawa–Kraków 1968.
  • Sarah-Grace Heller, Limiting Yardage and Changes of Clothes. Sumptuary Legislation in Thirteenth-Century France, Languedoc and Italy, [w:] Medieval Fabrications. Dress, Textiles, Clothwork and Other Cultural Imaginings, ed. E. Jane Burns, Palgrave Macmillan, New York 2004, s. 121–136.
  • Alan Hunt, Governance of the Consuming Passions. A History of Sumptuary Law, St. Martin’s Press, New York 1996.
  • Catherine Kovesi Killerby, Sumptuary Law in Italy 1200–1500, Clarendon Press, Oxford 2002.
  • Edmund Kizik, Sumptuary Laws in Royal Prussia in the Second Half of the Sixteenth to the Eighteenth Century, „Acta Poloniae Historica”, t. 102 (2010), s. 127–160.
  • Edmund Kizik, Wesele, kilka chrztów i pogrzebów. Uroczystości rodzinne w mieście hanzeatyckim w XVI–XVIII wieku, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2001.
  • Pierre Kraemer-Raine, Le luxe et les lois somptuaires au Moyen-Age, Ernest Sagot et Cie, Paris 1920.
  • Ewa Letkiewicz, Leges Sumptuariae. Ustawy przeciw zbytkom w dawnej Polsce, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio L”, t. 3/4 (2005/2006), s. 63–72.
  • Władysław Łoziński, Życie polskie w dawnych wiekach, Księgarnia H. Altenberga, Lwów 1931.
  • Stanisław Salmonowicz, O reglamentacji obyczajowości mieszczańskiej w Toruniu w XVI–XVIII wieku (Zarys problematyki), „Zapiski Historyczne”, t. 41 (1976), z. 3, s. 87–103.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!