Współczesną kobietę przekonuje się, że jej uroda zależy od tego, czym się posmaruje i jakim zabiegom się podda. Oferuje się kremy o mocy lasera oraz wyszczuplanie z siłą wodospadu i oczekuje piękna za wszelką cenę. Czy sto lat temu płacono równie wiele za poczucie bycia atrakcyjną i stylową?

Pola Negri w 1943 r. (fot. Andrew L. Stone Productions/United Artists, domena publiczna)

Promotorom piękna wydobywanego podczas szeregu kosztownych metamorfoz – wspieranych nowym odzieniem, kunsztowną fryzurą i kosmetykami z wyższej lub niższej półki – zależy przede wszystkim na czyszczeniu niewieścich kieszeni. Najbardziej cierpi na tym samoocena przedstawicielek „płci pięknej”. Jeśli nie spełniamy standardów, jest to rzekomo wyłącznie nasza wina.

Poczucie niezadowolenia z pierwszych, a potem i drugich zmarszczek, nie dość szczupłej talii i nadmiernie wybujałych kształtów towarzyszy niemal każdej czytelniczce kolorowych pism, także tych z pozoru ambitniejszych, które pomiędzy intelektualną strawą dla duszy przemycają reklamy kosmetyków za pół pensji i zabiegów dla wybrańców losu. Poddane presji posiadania szczupłej sylwetki jako głównego wyznacznika atrakcyjności, zapominamy, co w każdej z kobiet jest naprawdę wartościowe i mkniemy na zakupy, które mają nas, chociaż pozornie, przybliżyć do nieosiągalnego ideału.

W tył zwrot, czyli powrót do piękności

Proponuję zatrzymać się w tym biegu i rzucić powłóczyste spojrzenie w przeszłość, by sprawdzić, czym były sto lat temu dobry smak, klasa i uroda, a także przekonać się, z jakimi kompleksami borykały się nasze prababki. Wydaje się to ciekawsze niż wertowanie dzisiejszych czasopism. Gdzieś pomiędzy skandalizującym wampem w stylu Poli Negri, a przaśną urodą schludnej pani domu, znajduje się odpowiedź na to, czym jest uniwersalne piękno i kobiecy wdzięk.

W przepisach i poradach legendarnej Ćwierciakiewiczowej, jak również w nowatorskiej na przełomie XIX i XX wieku „Kuchni jarskiej” Marii Czarnowskiej, odnaleźć można na pewno odpowiedź na pytanie o ideał zrównoważonego żywienia.

Podpowiedzi, jak zachować zdrowie, zawarto m.in. w publikacjach ks. Kneippa, przypominających o walorach hartowania ciała lodowatą wodą albo w „Podręczniku kobiety eleganckiej”, napisanym przez niewiastę ukrywającą się pod inicjałami H.K., która w dobrym zdrowiu dostrzegała podstawy piękna i tytułowej elegancji.

Ks. Kneipp polecał nie tylko polewanie ciała lodowatą wodą, ale też picie gorącej kawy słodowej, co gorliwie wykorzystał jej producent, reklamujący swój asortyment w biografii „Z życia wielkiego człowieka: ks.prałat Sebastjan Kneipp” (rok 1933)
Ks. Kneipp polecał nie tylko polewanie ciała lodowatą wodą, ale też picie gorącej kawy słodowej, co gorliwie wykorzystał jej producent, reklamujący swój asortyment w biografii „Z życia wielkiego człowieka: ks.prałat Sebastjan Kneipp” (rok 1933)

Wydany u schyłku XIX wieku „Listownik” Józefa Chociszewskiego wpadł mi po raz pierwszy w ręce, kiedy miałam sześć lat i zachwycił bez reszty, a teraz chciałabym udowodnić, że „książka podręczna zawierająca naukę pisania listów” przydaje się także w XXI wieku.

Na tropie nowej kobiety starych czasów

Z tym przekonaniem ruszam na podbój bibliotek w poszukiwaniu kosmetyków wyhodowanych na ogrodowej grządce oraz prostych sposobów na zachowanie zdrowia i wigoru. Zapraszam do tej podróży wszystkich miłośników starej czcionki, prostego życia i czerpania mądrości z doświadczenia pokoleń.

Jako motto tego cyklu pozwolę sobie przytoczyć słowa zaczerpnięte z „Podręcznika kobiety eleganckiej”:

Życie obecne i w przyszłości uczyni wiele zmian, zażąda od kobiet hartu i energii, pewnej systematyczności, aby umiały pogodzić nowe warunki z rolą pań domu i matek rodziny. Więcej niż kiedykolwiek będą zmuszone uważać na siebie i prowadzić życie higieniczne, aby móc temu podołać.

„Podręcznik kobiety eleganckiej”, Lublin 1922, s. 6.

„Praczka” – obraz Wojciecha Kossaka

Przywołajmy jeszcze cytat będący w równym stopniu przepowiednią zmieniających się czasów i postrzegania roli płci pięknej w społeczeństwie, co wyrazem przedwczesnego optymizmu, nieświadomego pułapek, w które wpadną kobiety sto lat później.

Coraz mniej czasu będą poświęcać kobiety bezużytecznym marzeniom i długim kontemplacjom przed lustrem w godzinach poświęconych wyłącznie swej osobie. Zostaną one – chciejmy tego – kobietami wnętrza, pomimo iż będą brały czynny udział w życiu społecznem. Ognisko domowe będzie zawsze najpewniejszą ostoją, a miły dom zbyt wielką potrzebą i przyjemnością, ażeby miały je lekceważyć, jednak przez rozwój życia i w nowych warunkach bytu, kobiety coraz mniej będą zbytkownemi istotami przeznaczonymi do egzystencji domowej

„Podręcznik kobiety eleganckiej”, Lublin 1922, s. 6.

Konkluzja ta nie uwzględniała również stylu życia kobiet, których codzienność nie miała nic wspólnego ze zbytkiem i stawiała przed nimi zadania znacznie bardziej wymagające niż kontemplowanie własnego odbicia.

Przyjrzymy się zatem sposobowi życia wytwornych i otoczonych luksusem dam, jak również praczek z buzią wyszorowaną szarym mydłem, praktycznych gospodyń domowych, popularnych aktorek i dam obyczajów lekkich jak piórko. Zerkniemy okiem niewiast na zwyczaje mężczyzn, którzy im imponowali. Poszukamy przedmiotów zbytku i artykułów gospodarstwa domowego będących obiektami pożądania ówczesnych perfekcyjnych pań domu i pokojówek.

Przemysł kosmetyczny raczkuje, reklama hula

Zapowiedzią niech będzie poniższy, krótki przegląd reklamowanych z wielkim zapałem środków służących dbaniu o urodę. Rozwiewa on idealistyczne przekonania o epoce kobiet wolnych od wpływu reklamy i macek producentów kosmetyków.

Pociechą niech będzie fakt, że zarówno wówczas, jak i dziś spotkać można osoby odporne na ten marketing, a ideał piękna i elegancji sprzed stu lat ciągle jeszcze uwzględniał koncepcję kobiety „nieprzemalowanej”.

Przez żołądek do… piękna

Ponieważ zarówno współczesna nauka, jak i dawne porady kulinarne pozostają zgodne, że zdrowie i uroda zaczynają się od właściwego stosunku do rozkoszy stołu, za tydzień zapraszam na przegląd najbardziej interesujących książek kucharskich sprzed wieku.

Danuta Podolak
Kobieta z książką na głowie... - dosłownie i w przenośni. Zakochana w sztuce słowa. Legenda głosi, że urodziła się z „Trylogią” pod pachą, mikrofonem w ręce i fragmentami „Pana Tadeusza” na ustach. Tyle w tym prawdy, że lubi Sienkiewiczowskie zdania wielokrotnie złożone, pracowała w kilku stacjach radiowych i jednej telewizji oraz z zapałem interpretuje teksty literackie, nagrywając audiobooki. Aktorka, nieistniejącego już, amatorskiego teatru, którego niezapomnianą Panią Profesor była Krystyna Feldman. Prowadziła zajęcia recytatorskie dla uczniów szkoły podstawowej, reżyserowała spektakle dziecięcego teatru i organizowała warsztaty radiowe dla dzieci i młodzieży. Z radością i dumą występuje w barwach „Tytusa”. Realizuje projekt „Historia pisana głosem”. Humanistka z umysłem ścisłym, historię kocha jako wierną towarzyszkę wszelkich nauk filologicznych. Interesuje ją staropolszczyzna, lubi grzebać w wiekowych papierach. Kocha miejsca, w których to, co nowoczesne, spotyka się z tym, co dawne – na przykład biblioteki cyfrowe. Właśnie z tej miłości szpera w gazetach sprzed stu lat i szuka sposobów prababek na zdrowe, mądre i pełne uroku życie.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!