Początkowo trzeba było zostać męczennikiem, ale koniec prześladowań to uniemożliwił. Nowe drogi do świętości obejmowały życie w brudzie i ubóstwie, chrystianizację podległych sobie krajów, objawienia, a nawet zakładanie instytucji kredytowych.

Największe szanse na wyniesienie na ołtarze mieli w średniowieczu duchowni. Na ilustracji ozdobny inicjał przedstawiający świętego biskupa. Miniatura z lombardzkiego rękopisu z pierwszej dekady XVI w. (British Library, Additional 39636)

W 1234 roku papież Grzegorz IX ogłosił, że przypadek każdego potencjalnego świętego musi zostać dokładnie zbadany przez samą głowę Kościoła. Dopiero potem mogła zapaść decyzja o oficjalnej kanonizacji. Wcześniej o świętości danej osoby decydował głos ludu i akceptacja kultu przez lokalnego biskupa, który potwierdzał, że dana osoba jest godna miana świętego.

Licznie zachowane źródła hagiograficzne pokazują, że święty to osoba przede wszystkim prowadząca cnotliwe życie, chętna do pomocy biednym i poszkodowanym oraz czyniąca podobne cuda jak te opisywane w Ewangelii. Choć największe szanse na kanonizację mieli księża, mnisi i mniszki, to historia zna także wielu świeckich świętych, zazwyczaj męczenników. Drogi do świętości nie zawsze były jednak takie oczywiste i przybierały różnorodne formy: od męczeństwa, przez ascetyzm i cudotwórstwo, na kościelnych „aktywistach” skończywszy.

Męczennicy, czyli bardzo bolesny prestiż

Wystarczy pobieżny rzut oka na długą historię średniowiecza, by zauważyć, jak wielu świętych pochodzi z tych czasów. Ilu dokładnie? Trudno jednoznacznie powiedzieć. Co więcej, ich liczba nieustannie rośnie. W ostatnich latach papież Franciszek wyniósł na ołtarze co najmniej trzech włoskich męczenników żyjących w XIII–XV wieku.

W oparciu o zbiór hagiograficzny „Bibliotheca hagiographica latina” historyk David Herlihy oszacował liczbę średniowiecznych świętych na ok. 3,3 tys. osób. Jego analiza objęła jednak wyłącznie chrześcijaństwo zachodnie i żywoty spisane po łacinie, podczas gdy świętych nie brakowało także na Wschodzie.

Jean Léon Gérôme, Ostatnia modlitwa męczenników, 1883 r. (ze zbiorów Walters Art Museum, nr inw. 37.113/ 36782).

Kult świętych, choć kojarzy nam się głównie z zachodnioeuropejskim średniowieczem, nie był jego tworem. Ów specyficzny aspekt dawnego życia religijnego, obecny także i dzisiaj, narodził się w pierwszych stuleciach chrześcijaństwa i zaczął dynamicznie rozwijać od II do IV wieku w zachodniej, jak i wschodniej części Imperium Rzymskiego. Pierwotnie był to głównie kult męczenników, którzy długo byli jedynymi osobami spoza Ewangelii czczonymi przez chrześcijan i obdarzanymi tak wielkim prestiżem. Współwyznawcy nazywali ich Christophoroi, czyli „noszącymi Chrystusa”, a z czasem upowszechniło się określenie mártys, które pierwotnie oznaczało „dającego świadectwo”. Tym świadectwem było pełne naśladowanie Chrystusa, aż do oddania własnego życia.

Św. Dionizy z własną głową w rękach. Miniatura z angielskiego rękopisu z drugiej dekady XIV w. (British Library, Royal 2 B VII)

Ówcześni chrześcijanie wierzyli, że tylko w ten sposób można było dostąpić chwały raju i życia wiecznego. Wprawdzie od męczenników nie wymagano czynienia cudów, ale wiara w ich świętość była szczególnie silna, jeśli dokonywali oni rzeczy niezwykłych. Przykładowo Święty Dionizy spacerował z własną odciętą głową pod ramieniem po jeziorze. Co więcej, głowa ta potrafiła jeszcze mówić.

W tym kontekście łatwo można zrozumieć tęsknotę za cierpieniem i śmiercią z powodu wiary wykazywaną przez chrześcijan prześladowanych przez Rzymian. Kiedy rzymski wyrok przypieczętował los Świętego Ignacego Antiocheńskiego, przekonywał on swoich przyjaciół, by nie zabiegali o jego ułaskawienie. Wprost mówił: „pozwólcie mi stać się żerem dla dzikich zwierząt, bym mógł spotkać się z Bogiem”.

Z czasem pogoń za męczeńską śmiercią zaczęła niepokoić hierarchów. Już w IV wieku Święty Augustyn przekonywał, że uznanie męczennika za świętego wymaga spełnienia dwóch warunków: miłości wiary u ofiary i nienawiści wiary (odium fidei) u prześladowcy. Wykluczało to więc osoby zabite przypadkowo, szukające śmierci lub prowokujące do jej zadania. Mimo to wielu misjonarzy pielgrzymujących w późniejszych wiekach po ziemiach pogan dalej poszukiwało swej szansy, by zyskać palmę męczeństwa. Święty Brunon z Kwerfurtu, działający w XI wieku na Węgrzech oraz w Prusach, promował wręcz w swoich tekstach ideę „upragnionego męczeństwa”.

Zakochany w swoich męczennikach lud, żyjący w ciągłym strachu przed utratą własności czy wolności, nader szybko zaczął upatrywać w nich nadprzyrodzonych opiekunów. Im było ich więcej, tym lepiej, uznawano bowiem, że dużej liczbie świętych łatwiej jest wstawić się u Boga za swoich podopiecznych. Ci zabici za wiarę orędownicy mieli być szczególnie skuteczni w sytuacjach kojarzących się z cierpieniami, których sami zaznali. W efekcie lud samodzielnie, bez udziału papieży, wyznaczał męczennikom ich nowe role.

Święta Agata, której miano obciąć piersi, została więc patronką karmiących matek; Apolonia, której przed spaleniem na stosie wybito zęby – patronką dentystów i wspomożycielką ich pacjentów. Oślepiona Łucja pomagała w chorobach oczu. Ukamienowany Szczepan wspierał murarzy i kamieniarzy, przywiązany do słupa i przeszyty strzałami Sebastian – łuczników, a usmażony żywcem na ruszcie Wawrzyniec – piekarzy i kucharzy…

Gdy ascetyzm stał się trendy

Gdy skończyła się epoka prześladowań i męczenników, chrześcijaństwo poczuło potrzebę znalezienia nowej formuły świętości. Choć coraz aktywniej działający misjonarze nie raz, nie dwa stawali się ofiarami pogan, trudno było jednoznacznie określić, czy kierowali się oni augustiańskim odium fidei. Przykładowo apostoł Germanii Święty Bonifacy padł prawdopodobnie ofiarą napadu zwykłej bandy rabusiów, a nie jawnych wrogów wiary.

Podczas gdy zachodni chrześcijanie próbowali więc dostrzegać świętość w działaniach swoich biskupów organizujących życie wspólnot, na Wschodzie począwszy od IV wieku popularność zaczęli zyskiwać asceci. Ich poszukiwanie doskonałości ewangelicznej z dala od świata doczesnego miało stać się nowym wzorcem.

Kruki przynoszą jedzenie świętemu pustelnikowi. Miniatura z hiszpańskiego rękopisu z XV w. (British Library, Egerton 289)

Ten nowy ideał świętego stanowił człowiek, który porzucał swój majątek, władzę i wpływy, by w odosobnieniu i samotności prowadzić życie oddane pokucie i umartwieniom. Średniowieczni asceci mieli pod tym kątem nie lada wyobraźnię. Święty Antoni mieszkał w grobie i jadł tylko raz dziennie po zachodzie słońca, z kolei Święty Grzegorz z Nazjanzu jadł tylko stęchły chleb i spał na ziemi, za całą pościel mając tylko prześcieradło. Wielu innych ascetów, żyjąc w głuszy, potrafiło żywić się wyłącznie dzikimi owocami i nie okazywało dbałości o higienę, czasem dochodząc do granic ludzkiej wytrzymałości.

Ozdobny inicjał S przedstawiający Szymona Słupnika nauczającego pielgrzymów. Miniatura z paryskiego rękopisu z drugiej ćwierci XIII w. (British Library, Royal 20 D VI)

Najlepszym przykładem może być syryjski święty Szymon Słupnik który wiódł swe życie na słupie. W pobliżu Antiochii Syryjskiej zbudował kolumnę, na której szczycie umieścił malutki drewniany domek. Tu Szymon jadł, spał, modlił się, spędzał całe dnie i noce. Żył tak 42 lata, głosząc kazania wiernym.

Dzięki tego typu działaniom, wykraczającym poza to co zwykłe i codzienne, wschodni asceci stawali się w oczach sobie współczesnych postaciami wyjątkowymi. Wierzono, że opierając się całymi dniami różnym pokusom, dostępują szczególnych łask Bożych, którymi mogą obdarowywać innych.

Ta wschodnia koncepcja świętości szybko przeniknęła na zachód m.in. za sprawą Hilarego z Poitiers czy Kasjana z Marsylii. Wschodni model ascezy zderzył się jednak z zachodnim instytucjonalizmem i wspólnotowością, czego najlepszym przykładem jest Święty Marcin z Tours. Z jednej strony prowadził on życie samotnego mnicha, z drugiej zaś aktywnie walczył z pogaństwem na wsi, herezją ariańską czy kultem fałszywych męczenników. Swoją postawą połączył model pustelnika-ascety z zaangażowanym w dzieło ewangelizacyjne apostołem nowej ery. Tym samym dał początek nowemu, instytucjonalnemu modelowi świętego, który zdominował zachodnie chrześcijaństwo na wieki.

Sama asceza nadal pozostawała jednak popularną formą dewocji, wieńczoną często świętością. Dowodzi tego chociażby historia Jadwigi, żony księcia wrocławskiego Henryka Brodatego. Po spełnieniu swego obowiązku małżeńskiego i urodzeniu potomka księżna wymogła na mężu zakończenie pożycia małżeńskiego i zaszyła się w klasztorze. Żyła tam jak mniszka, umartwiała się i głodowała. Zupełnie nie dbała przy tym o swoją higienę i często nie chciała zmywać z bosych stóp grubej warstwy błota.

Święty arystokrata, święty król

Skoro mowa o świętej księżnej warto przypomnieć, że istotną cechą całego średniowiecza był ścisły związek między duchowieństwem a warstwą rządzącą. W pierwszych stuleciach tej epoki był on tak silny, że niektórzy historycy mówią wręcz o swoistej hagiokracji. Wielu przyszłych świętych żyjących w okresie od VII do IX wieku było wręcz nierozerwalnie związanych z życiem politycznym.

Efektem tej współpracy było przekonanie, że tylko dobrze urodzeni mają szansę na zostanie świętymi. Co ciekawe, nie zostało to narzucone zwykłej ludności przez panujących. W całkowicie naturalny sposób masy wiernych uznały, że duchowej doskonałości nie da się osiągnąć poza obrębem rodu rycerskiego lub królewskiego. Utrwalenie się idei tzw. Adelheilge, czyli świętego arystokraty, na wiele lat zamknęło osobom niskiego stanu możliwość wyniesienia na ołtarze, a jednocześnie stworzyło fundament pod ideę świętego króla.

Śmierć Olafa II, jednego ze świętych władców chrystianizatorów (akwarela autorstwa Petera-Nicolaia Arbo, ok. 1859 r.)

Nowe dynastie Zachodniej Europy – Karolingowie, a potem Ottonowie czy Kapetyngowie – potrzebowały poparcia Kościoła do legitymizacji swojej władzy. Zapożyczyły więc wizygockie tradycje religijnych koronacji i namaszczenia króla, dzięki czemu stawał się on niejako „zewnętrznym biskupem”. Jego pozycja wobec innych świeckich arystokratów wzmacniała się, bo jako quasi-duchowny miał znacznie większe szanse na świętość.

Uświęcenie władców przybrało szczególnie silny charakter na peryferyjnych obszarach Europy, gdzie wielu z nich przypisywano sukces chrystianizacyjny. Dodatkowo na ich korzyść działała niejednokrotnie nagła i tragiczna śmierć, jak w przypadku zmarłego w 929 roku w Czechach Świętego Wacława – zamordowanego na rozkaz matki i brata – czy Świętego Olafa w Norwegii, poległego w 1030 roku w bitwie pod Stiklestad.

Zaraz po tym wydarzeniu Kościół uznał zabitego władcę za męczennika, mimo iż wywodził się z pogańskiej dynastii Ynglingów, którzy uważali się za potomków bogów. Świętość w tym wypadku była przedłużeniem pogańskiego sacrum. Podobnie było także w przypadku węgierskich Arpadów. Po uznaniu za świętego króla Stefana dynastia na długie lata zachowała swój sakralny prestiż, który posiadała jeszcze w czasach pogańskich.

Gyula Młodszy pojmany przez wojska swego siostrzeńca, Stefana I Świętego. Miniatura z „Kroniki Ilustrowanej” Marka z Kaltu, ok. 1360 r. ( Biblioteka Narodowa im. Széchényiego w Budapeszcie, sygn. CLMAe 404)

Liderzy, mnisi, kaznodzieje

Święci dojrzałego średniowiecza to już przede wszystkim przywódcy religijni, charyzmatyczni myśliciele i założyciele zakonów. Gdy Kościół ok. V–VI wieku na dobre stał się dominującą siłą w średniowiecznych społeczeństwach, największy posłuch zyskiwały osoby zaangażowane w życie swoich religijnych wspólnot poprzez tzw. aktywne miłosierdzie.

Jedną z zasług św. Wojciecha miał być w wykup niewolników. Miniatura autorstwa Stanisława Samostrzelnika z szesnastowiecznego rękopisu „Katalogu arcybiskupów gnieźnieńskich” Jana Długosza (ze zbiorów Biblioteki Ordynacji Zamojskiej w Warszawie, Biblioteka Narodowa, sygn. Rps BOZ 5)

Osoby takie jak Cezary z Arles czy German z Paryża sprzedawali swoje drogocenne skarby, by wykupować jeńców wojennych. Święty Amand kształcił wyzwolonych niewolników na księży i mnichów. Z przekazów hagiograficznych wiemy, że w wykup niewolników z rąk żydowskich kupców zaangażowany był nasz patron, Święty Wojciech.

Dzięki reformie benedyktyńskiego monastycyzmu jako potencjalni święci zaczęli być postrzegani mnisi. Zachowywanie czystości i przestrzeganie reguły zakonnej upodabniało ich w oczach prostych ludzi do aniołów, co drastycznie odróżniało ich od hierarchów Kościoła, prowadzących świecki wręcz tryb życia.

Zdaniem Odona z Cluny wyrzeczenie się dóbr doczesnych i własnej seksualności sprawiało, że mnich wkraczał do przedsionka Królestwa Bożego, co już za życia przybliżało go do świętości. Zdaniem średniowiecznych chrześcijan zakonnicy byli najlepszymi pośrednikami między niebem a ziemią. Dla wielu zwykłych wiernych droga do świętości była zamknięta, więc na mnichów cedowano utrzymywanie kontaktu z Bogiem, potrzebnego do zachowania jego przychylności dla danej społeczności.

Od XII–XIII wieku promowanym przez Kościół modelem świętości stał się w końcu głęboko „zdemokratyzowany”, bo dostępny dla wszystkich wiernych, ideał sequela Christi. Ta droga naśladowania Chrystusa obejmowała ascezę, poświęcenie się pomocy biednym i trędowatym czy nawracanie prostytutek. Dostępna była zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet gotowych podążać drogą Zbawiciela. Pojawiające się zakony cystersów czy premonstratensów, które stawiały na wyżej wspomniane ideały, sprawiły, że świętość stała się niejako przedsięwzięciem indywidualnym.

Trend ten przyniósł kolejny, nowy rodzaj świętego: ascety-działacza. Najlepszym jego przykładem jest postać Świętego Franciszka z Asyżu. Urodziwszy się w rodzinie kupieckiej i poznawszy przyjemności dostępne dzięki dojrzałej już gospodarce towarowo-pieniężnej, świadomie odrzucił doczesne dobra i rozkosze. Założenie zakonu stało się dlań z jednej strony próbą ucieczki w stronę ascetycznego monastycyzmu, a z drugiej aktywną próbą uzdrowienia Kościoła. U swoich podstaw chrystusowa postawa biedaczyny z Asyżu była jego indywidualną metodą osiągnięcia świętości i przejawem wspólnotowej troski o innych.

Św. Franciszek wyrzeka się przed sądem biskupim swojego ojca i wszelkiego majątku. Miniatura z włoskiego rękopisu „Boskiej komedii” Dantego, koniec pierwszej połowy XV w. (British Library, Yates Thompson 36)

Święty w czasach kryzysu

Wraz z przeniesieniem w XIV wieku papiestwa do Awinionu, znaczną klerykalizacją Kościoła i upolitycznieniem duchowieństwa nastąpił kryzys dotychczasowych modeli świętości. Wielka Schizma 1378 roku tylko pogłębiła potrzebę znalezienia przez wiernych nowych form dewocji. Zaczęły one kiełkować wśród mas ludowych, całkowicie na marginesie kościelnych instytucji, które nie potrafiły już zaspokajać potrzeb duchowych swoich wiernych.

Ekstaza św. Małgorzaty z Kortony, obraz Giovanniego Lanfranca, 1622 r. (ze zbiorów Galleria Palatina we Florencji)

Mistycyzm, profetyzm, religijność ludowa – to wszystko były objawy nowego ruchu, poszukiwania nowej świętości. Ważnym tego aspektem stała się działalność kobiet, szczególnie świeckich. Wykluczone z instytucjonalnego Kościoła, zawładnęły ruchem jako naznaczone przez Boga. Małgorzata z Kortony, Klara z Montefalco czy Aniela z Foligno głosiły możliwość unii ze Stwórcą już za życia na ziemi za pomocą osobistego aktu woli i miłości. Związek tych kobiet z Wszechmogącym podkreślały doznawane przez nie objawienia, a w centrum tych wizji znajdowała się konieczność reformy ówczesnego Kościoła.

Dla Kościoła pozwolenie, by świętość rozwijała się na marginesie jego działalności albo wręcz przeciwko niemu, było niemożliwe. W odpowiedzi na wizjonerów i proroków wykształcił się kolejny model świętości. Jeśli przyjrzymy się portretom najważniejszych świętych schyłku średniowiecza, dostrzeżemy, że są to głównie wybitni kaznodzieje. Choć osoby takie działały i dostępowały świętości już wcześniej (przykładem może być Święty Antoni Padewski), dopiero w XV wieku zjawisko nabrało niespotykanej wcześniej skali. Przemierzali Europę od Aragonii i Kastylii po Anglię, od Italii po Chorwację i Polskę, żyli w ubóstwie, a swoimi kazaniami starali się na nowo przyciągnąć wiernych do Kościoła jako instytucji.

Kaznodzieje tacy jak np. Bernardyn ze Sieny czy Jan Kapistran mówili o wielkich prawdach zbawienia. Starali się rozbudzać w wiernych świadomość własnych grzechów i żal za ich popełnienie. Wymagali od ludzi namacalnych dowodów ich duchowej przemiany. Spotkania z nimi często kończyły się masowym paleniem gier hazardowych, zbytkownych ozdób czy kobiecych pachnideł.

Na wielu ludziach robili takie wrażanie, że pod ich wpływem zakładane były przytułki dla chorych czy lombardy do walki z lichwiarstwem, tzw. banki pobożne. Udzielały one nieoprocentowanych pożyczek zubożałym wiernym pod zastaw nieruchomości lub innych dóbr. Kapitał kredytowy powstawał z dobrowolnych ofiar, a często także fundacji zamożnych osób.

Świętość kaznodziejów wiązała się z zachęcaniem wiernych do dobroczynności i działań prospołecznych. Warto jednak odnotować, że bez względu na to, jaki model świętości dominował w danym okresie średniowiecza, ostatnie słowo i tak zawsze należało do ludu. Mimo starań papiestwa, duchowieństwa monastycznego czy arystokracji, by proces kanonizacji zamknąć w sztywnych regułach, przywilej kreowania świętych pozostał w rękach mieszczan i chłopów. A ci byli skłonni oddawać cześć każdemu, nawet dzieciom, byle tylko ich zasługą była niesprawiedliwa, tragiczna śmierć.

Bibliografia

  • Joachim Bouflet, Historia cudów. Od średniowiecza do dziś, Oficyna Naukowa, Warszawa 2011.
  • Kult świętych i ideał świętości w średniowieczu, red. Roman Michałowski, DiG–Instytut Historyczny Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011.
  • Sympozja kazimierskie poświęcone kulturze świata późnego antyku i wczesnego chrześcijaństwa, t. 4, Męczennicy w świecie późnego antyku, red. Bożena Iwaszkiewicz-Wronikowska, Daniel Próchniak, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2004.
  • Saints and their Cults. Studies in Religious Sociology, Folklore and History, ed. Stephen Wilson, Cambridge University Press, Cambridge 1983.
  • André Vauchez, Święty, [w:] Człowiek średniowiecza, red. Le Goff, Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2000, s. 389–431.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!