Rośli i śmiali mężczyźni na wspaniałych rumakach, ale też rozgrzani trunkami, niezdyscyplinowani awanturnicy lubujący się w przepychu. Gdy cudzoziemcy opisywali wojsko szlacheckiej Rzeczpospolitej, podziw mieszał się ze zdziwieniem, a czasem też lekceważeniem.

Atak husarii wg Aleksandra Orłowskiego, akwarela z drugiej dekady XIX w. (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie)

Do naszych czasów zachowało się bardzo wiele relacji cudzoziemców o polskiej wojskowości. Niektórzy z nich przebywali w państwie polsko-litewskim krótko, inni wstępowali na służbę magnacką lub królewską, zwykle do regularnej armii koronnej, w XVII wieku wzrosło bowiem zapotrzebowanie na wykwalifikowanych oficerów specjalizujących się w inżynierii i artylerii, a także dowodzeniu piechotą typu niemieckiego i dragonią.

Opinie i opisy pozostawione przez cudzoziemców mają różną wartość, ponieważ nie wszyscy z nich znali się na wyposażeniu i wyszkoleniu wojskowym, niemniej wielu dostrzegało zalety polskich rozwiązań. Szczególnie cenne są relacje pozostawione przez Francuzów, Anglików i Niemców – zachowywali oni zwykle obiektywizm, gdyż głównymi przeciwnikami Rzeczypospolitej byli Szwedzi, Rosjanie i Turcy z Tatarami. Większość interesujących nas pamiętników pochodzi z XVI i XVII wieku, kiedy w Europie wzrosło zainteresowanie państwem polsko-litewskim.

Mężny jak polski szlachcic?

Obcokrajowcy zdawali sobie sprawę, że obrona Rzeczypospolitej spoczywa na królu oraz szlachcie, tymczasem w Europie Zachodniej obowiązek służby wojskowej w pospolitym ruszeniu nie był rozpowszechniony. Większość armii opierała się wówczas wyłącznie na żołnierzu zaciężnym opłacanym przez skarb monarszy. W Rzeczypospolitej natomiast do mobilizacji szlachty dochodziło dość często, choć królowie czynili to bez entuzjazmu.

Taki stan rzeczy wiązał się nie tylko z uprawnieniami stanu szlacheckiego, ale również wciąż żywym etosem rycerskim. Niemal każdy szlachcic przechodził w mniejszym bądź większym stopniu przeszkolenie z jazdy konnej, fechtunku, strzelania z łuku i brani palnej. Dotyczyło to szczególnie mieszkańców wschodnich województw Korony ze względu na nieustające zagrożenie tatarskie.

W oczach obcokrajowców szlachta stanowiła dobry materiał na żołnierzy, ponieważ składała się „z ludzi dobrze zbudowanych, wysokich, trzymających się prosto i przystojnie” – notował Anglik William Bruce. Ten sam autor dodawał: „w służbie dla kraju są niezwykle odważni i zawsze okazują najwyższe męstwo. Bowiem Polska, jak mi mówiono, jest mężnym narodem”. Bruce zauważał przy tym, że szlachta jest niezdyscyplinowana, ponieważ „jest najbardziej skora do zwady, bójek i zwady, zwłaszcza wówczas, gdy jest rozgrzana trunkiem, co jej się często zdarza”.

Pospolite ruszenie u brodu, obraz Józefa Brandta, 1880 r.

Pozytywnie pod względem fizycznym oceniał szlachtę także poseł wenecki Hieronim Lippomano: „Polacy po większej części wzrostu są wyższego nad mierny, kształtni i mocni, łatwo największe wytrzymując trudy i znoje, gotowi spać na gołej ziemi, zamiast poduszki, siodło podkładając pod głowę”. Niemiecki filozof Johann Fichte w XVIII wieku miał podobne zdanie: „byli to po większej części dorodni, rośli mężczyźni o czarnych oczach”. Również tradycyjny strój polski miał być stworzony do wojaczki: „wymarzony [jest] dla dzielnych mężów, umożliwia bowiem swobodne poruszanie się pieszo i konno” – zauważył Erich Biester.

Jan Kazimierz dobrze czuł się na polu bitwy i osobiście dowodził w bitwie pod Beresteczkiem (portret autorstwa Daniela Schultza, lata 60. XVII w.)

Należy w tym miejscu podkreślić, że o ile szlachta (a przynajmniej jej część) poczuwała się do obrony granic, to jej wyszkolenie i przydatność na polu bitwy malały z każdym dziesięcioleciem. Pospolite ruszenie dzieliła od armii kwarcianej przepaść pod każdym względem. Trafne są przy tym cytowane spostrzeżenia Bruce’a dotyczące karności. Dobrym tego przykładem jest bitwa pod Beresteczkiem (1651 rok), kiedy to wobec oporu szlachty Jan Kazimierz ledwo przeforsował ustawienie armii w szyku zachodnioeuropejskim. „Pospolitakom” ten pomysł tak się nie spodobał, że nawet posłali do króla delegatów mających odwieść go od tego zamiaru. Monarcha poirytowany zganił ich: „nie trzeba mi tu buntów, tu nie izba poselska, czyńcie, co każę. Pod regimentem wojskowym jesteście i rozkazów słuchać musicie”.

W zasadzie chyba tylko Szkot Fynes Moryson pozytywnie oceniał udział szlachty w pospolitym ruszeniu, ponieważ uważał, że jest to godny naśladowania sposób oszczędzania kasy państwowej. Jego opinii nie podzielał lekarz Jana III Irlandczyk Bernard O’Connor oraz anonimowy autor książki „A Relation of the State of Polonia”, prawdopodobnie Anglik. Obydwaj krytykowali szlachtę za brak dyscypliny oraz złe zarządzanie publicznymi pieniędzmi przez sejmiki, przez co wojsko koronne grabiło własnych poddanych. W tym ostatnim przypadku ganili oni po prostu chaotyczny system skarbowy Rzeczypospolitej, który opierał się nie na urzędnikach króla, lecz na samorządzie szlacheckim.

„Nie masz tu twierdz”

Rzeczpospolita poza zachodnią częścią Korony była słabo zurbanizowana. Ogromne równiny na wschodzie kraju wymuszały większą rolę kawalerii w siłach zbrojnych. Dodatkowo ograniczony budżet skarbu królewskiego uniemożliwiał budowę twierdz i finansowanie liczniejszych garnizonów. Nuncjusz Julius Ruggeri pisał:

nie masz tu twierdz do utrzymania, król w tych wszystkich zamkach, chowa załogi, lecz nie dość liczne, by długo się oprzeć. W Prusiech Malbork dość mocny, Gdańsk i Elbląg: w Polszcze Kazimierz liczy się za mocny, Lwów też dobrą jest twierdzą, w Litwie na granicach moskiewskich, są zamki drewniane opasane wałami.

W Rzeczypospolitej istniały oczywiście nowoczesne warownie, w tym także bastionowe, ale były one nieliczne i w większości prywatne (np. Zamość, Łańcut, Birże). Z miast królewskich w zasadzie tylko Gdańsk, Elbląg i Toruń mogły poszczycić się porządnymi fortyfikacjami. Kamieniec Podolski, choć potężny, był przestarzały.

Zamość na grafice z dzieła Fransa Hogenberga i Georga Brauna „Civitates Orbis Terrarum”. Widoczne bastionowe obwarowania miasta

Niekiedy dopiero w czasie działań wojennych sypano obwarowania bastionowe w oparciu o stary zamek (np. Zbaraż, Chocim), ale nie były one zbytnio rozbudowane. Dla obcokrajowców było to zaskoczenie, zwłaszcza dla Francuzów i Włochów z terenów, na których toczyły się zmagania z Habsburgami. Franciszek Dalairac tak opisywał Lwów pod koniec XVII wieku z okresu wojen z Wysoką Portą:

okolony jest podwójnym obwodem murów, zaopatrzonych w okrągłe wieżyce. Dodano do tego od strony Turcyi kilka nowoczesnych fortyfikacji, bastionów i szańców, ale małej doniosłości. Urządzono fortyfikację prawidłową, lecz mało obronną. Na wyżynie jest starożytny zamek, murowany z cegły i kamieni, bez innej obrony prócz wieżyc, węgłów, strzelnic, załamań, bez fos i bastionów zewnętrznych. Cała owa robota kosztuje więcej aniżeli przynosi pożytku, gdyż Turcy nie należą do tych, którzy się nędznych obawiają twierdz.

Plan Kudaku autorstwa Friedricha Getkant (ze zbiorów Biblioteki Narodowej, sygn. ZZK 3 665)

Na Zachodzie niemal każde większe miasto posiadało silne fortyfikacje bastionowe. W okresie panowania Ludwika XIV jego minister Sébastien le Prestre de Vauban zbudował lub zmodernizował 70 twierdz. Tymczasem w Koronie w całym XVII stuleciu wybudowano zaledwie jedną twierdzę sfinansowaną ze skarbu – Kudak. Pracował przy nim inżynier w służbie Władysława IV Guillaume le Vasseur de Beauplan. W swoim „Opisie Ukrainy” z 1651 roku podkreślał ogrom Kresów Rzeczypospolitej:

nowo zyskany kraj ten [Ukraina] jest niezdobytym bastionem przeciw potędze tureckiej, gwałtom Tatarów, mocną barierą zdolną powstrzymać ich szkodliwe i częste najazdy. Wrogowie ci są bardzo zdziwieni, napotykając w dzielnicy, która służyła im za szlak do podbojów, przyczynę niezawodną upokorzenia oraz klęski.

Francuz nie wspominał jednak o twierdzach, dla niego już sam wymiar geograficzny tego obszaru był wystarczającą barierą dla nieprzyjaciół polskiego króla.

Husaria – „nigdy nie widziałem wspanialszego widoku”

O kawalerii w Rzeczpospolitej pisał nuncjusz Ruggeri:

Husaria na obrazie Wojciecha Kossaka

Cała ta jazda dzieli się na poważną i ciężką hussarów, i lżejszą kozakami zwanych. Żaden kraj tyle jazdy wystawić nie może: naprzód że tu pospolite ruszenie darmo staje, a gdzie indziej żołnierz płatnym być musi, powtóre żaden kraj nie ma tyle pastwisk, i tyle koni wychować nie może.

Z kolei Beauplan wspominał: „wojsko ich, osobliwie jazda, ogromem uzbrojenia swego, podziw by w innych krajach sprawiła”. Nie ulega przy tym wątpliwości, że cudzoziemcy najchętniej opisywali husarię, która nie miała swojego odpowiednika na Zachodzie. Beauplan komentował więc dalej:

hussarze złożeni są z samej majętnej szlachty, konie ich wyborne. Hussarze służą na 5 koni w chorągwi od 100 hussarzy, nie ma jak 20 towarzyszy. Zbroja ich składa się z puklerza, naramiennika, nagolennika, mają długi pałasz pod lewym kolanem. Długi miecz kończaty przywiązany, do przebodzenia nieprzyjaciela. Miecz ten ma 5 stóp długości [ok. 160 cm] z ciężką okrągłą rękojeścią by tem łatwiej przebić pancerz. Pałasz służby do rąbania, szabla do ścierania się wręcz. Nadto mają młotki [nadziaki], 6 funtów ważyć mogące [ok 3 kg], ostre z długą rękojeścią, dla rozbijania bechterów, naramienników nieprzyjacielskich.

Obecny w polskim obozie w Prusach Królewskich w 1635 roku Charles Ogier nie krył zachwytów na husarią:

wyjechała naprzeciwko nas chorągiew husarska, nigdy nie widziałem wspanialszego widoku. Wszyscy oni to szlachta polska, na pięknych rumakach, w zbroi świetnej i lśniącej, z zarzuconymi na plecach skórami panter, lwów i tygrysów. Wyposażeni są w długie kopie podtrzymywane rzemieniami zwisającymi z siodła, na których końcu, poniżej ostrza, umieszczone są jedwabne wstęgi, czyli proporczyki, które furkoczą na wietrze. […] są wspaniali, ale trudno się nie zaśmiać na widok długich skrzydeł przymocowanych do ich pleców, od których jak się im zdaje, konie nieprzyjaciół się płoszą i rzucają do ucieczki. Uprząż końska jest srebrna lub pozłacana, a z grzywy końskiej zwisają srebrne naszyjniki i kółka. Przy boku mają szable, a przy siodle pistolety, obuchy, siekierki i koncerze. W bitwie kopii tych może użyć pierwszy, ewentualnie drugi szereg. Ci, którzy nie mają kosztownych skór, okrywają ramiona kobiercami, tak dla ozdoby, jak i dla zakrycia szczelin w zbroi. Nasi ludzie nie pochwalają jednak tak wielkiego nadmiaru.

Francuz podziwiał elitę armii koronnej, lecz wyrażał zaskoczenie jej przepychem, zbędnym w walce. Przy czym same skrzydła husarze zakładali okazjonalnie i zależało to od ich osobistych preferencji. Najwidoczniej jednak dla Ogiera wyglądały one archaicznie.

Husaria pod Kłuszynem, fragment obrazu Szymona Boguszowicza, 1620 r.

Pancerni i lekka jazda

Nieporównywalnie mniej jest opisów jazdy pancernej, do połowy XVII wieku zwanej kozacką. Wynika to zapewne z faktu, że w przeciwieństwie do husarii nie miała ona specjalnie wyróżniających się elementów uzbrojenia. Ulrich von Werdum zauważył w 1672 roku: „tutaj dogoniliśmy kawalera Lubomirskiego [Hieronim Augustyn] wraz z jego chorągwią konnych kirasjerów, których Polacy nazywają pancernymi, ponieważ zamiast zbroi noszą kurtki druciane [kolczugi], a zamiast szyszaka płaski czepiec z drucianą obwódką naokoło głowy, spadającą aż na ramiona”. Samo porównanie pancernych do kirasjerów nie było najszczęśliwsze, gdyż ci ostatni byli jazdą ciężką – używali zbroi, pałaszy oraz długiej broni palnej.

Rzadsze opisy dotyczą również innych formacji wojskowych, zwłaszcza piechoty. Obcokrajowcy notowali głównie to, co wydawało im się dziwne oraz egzotyczne. Za przykład może posłużyć w tym miejscu relacja nuncjusza Hipolita Aldobrandiniego (późniejszego papieża Klemensa VIII), który relacjonował w 1588 roku:

Towarzysz pancerny (il. Dariusz T. Wielec, na Licencji Wolnej Sztuki)

spotkaliśmy później znaczny oddział jazdy tatarskiej, złożonej z ludzi walecznych i nieustraszonych, i w rzeczy samej widać im było z twarzy, że takimi byli. Mieli u boku szablę, na barkach zawieszone łuki i sajdaki, broń której zwyczajnie używają, gdy w rozsypce ucierają się z nieprzyjacielem. Byli zresztą przystojnie ubrani, wielu z materią jedwabną, ze skrzydłami na plecach dla straszenia koni, gdy wpadną w szeregi nieprzyjacielskie i które im służą także za obronę od cięcia pałaszem.

Skrzydła w rzeczywistości nie mogły straszyć nieprzyjacielskich koni, gdyż rzekomy szum wywoływany przez pióra nie przebiłby się przez tętent koni, okrzyki oraz szczęk zbroi. Niektórzy sądzili jednak, że skrzydła dodają im walorów bojowych, choć była to wiara, a nie racjonalna ocena ich wartości. Tak czy inaczej, skrzydła mogły faktycznie chronić lekką jazdę bez zbroi od uderzeń białą bronią w plecy. Co więcej, dotyczyło to nawet husarii, gdyż pocztowi nie zawsze nosili pancerze. Jak zauważył wspomniany Franciszek Dalairac:

szeregowi uzbrojeni i umundurowani [są] jak usarze, noszą kopię, szyszak, ale bez zbroi i mają na sobie zamiast lamparcich skóry z wilków białych, suknia obcisła, za plecami skrzydła, co też można widzieć i na obrazach.

Wysoki poziom wyszkolenia

Obcokrajowcy rzadko byli świadkami bezpośrednich starć wojska koronnego z nieprzyjacielem. Wynikało to z faktu, że w przybysze byli w większości cywilami: kupcyami lub dyplomatami. Relacji stricte wojskowych jest niewiele. Na tym tle wyróżniali się Francuzi w służbie królewskiej Jana III Sobieskiego: Dalairac i Filip de Mason Dupont. Na ogół trudno doszukiwać się w pamiętnikach obcokrajowców opisów strategii oraz taktyki wojsk polskich. Uczestniczyli oni raczej w różnego rodzaju przemarszach wojska, niekiedy byli obecni w obozie, a także w trakcie rozmaitych uroczystości, w czasie których odbywały się np. turnieje.

Królewska chorągiew husarska w czasie uroczystego wjazdu orszaku ślubnego Konstancji Habsburżanki i Zygmunta III do Krakowa (1605 r.)fragment tzw. „Rolki sztokholmskiej” (obecnie w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie)

Anglik Nathaniel William Wraxall wspominał:

w Polsce mężczyźni z wyższych sfer posiadają zniewalającą powierzchowność i nigdzie nie znajdzie się znakomitszych kawalerów. Są oni biegli we wszystkich ćwiczeniach ciała, celują jednak w konnej jeździe, niezmiennie zachowują oni tą pierwotną cechę charakterystyczną dla ich sarmackiego czy scytyjskiego pochodzenia. Nie widziałem nigdy mężczyzn jeżdżących konno z takim wdziękiem i łączących większą marsowość z elegancją i delikatnością nowoczesnych obyczajów.

Warto dodać, że podczas wielu uroczystości miały miejsce walki z kopią, np. po koronacji Henryka Walezego, Stefana Batorego oraz Zygmunta III. Odbywały się wówczas „na ostro”, co niekiedy kończyło się tragicznie. Jak pokazują liczne przykłady, nikt chyba w całej Europie nie posługiwał się kopią tak sprawnie, jak Polacy. Znalazło to odzwierciedlenie nawet w podręcznikach wojskowych. Antonino Ansalone podawał w dziele „Il cavaliere descritto in tre libri” z 1629 roku, że posługiwanie się kopią w czasie pokoju było substytutem wojny, i wspomniał przy tym o znanych z Polski gonitwach przez płot przypominających krwawą walkę na ostre kopie. W opinii Włocha Polacy nie traktowali tych potyczek w kategorii rozrywki i ćwiczeń sprawnościowych, lecz jako pretekst do rozlania krwi.

Żołnierze polscy różnych formacji z przełomu XVI i XVII wieku wg Jana Matejki („Ubiory w Polsce 1200–1795”, Kraków 1875)

***

Zdecydowana większość relacji obcokrajowców odnosząca się do armii okresu staropolskiego dotyczy husarii. Uwagę cudzoziemców przykuwał często także stan zamków, co nie dziwi, gdyż podróże przez wsie i miasta zajmowały im większość czasu. Zazwyczaj oceniali oni polskich szlachciców jako krzepkich i biegłych w sztuce wojennej, ale niezdyscyplinowanych.

Bibliografia

  • Teresa Chynczewska-Hennel, Rzeczpospolita XVII wieku w oczach cudzoziemców, Ossolineum, Wrocław 1993.
  • Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie, t. 1, Wiek X–XVII, t. 2, Wiek XVIII–XIX, oprac. Jan Gintel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1971.
  • Philippe Dupont, Pamiętniki historyi życia i czynów Jana III Sobieskiego, oprac. Dariusz Milewski, tłum. Beata Spieralska, Wydawnictwo Pałacu Jana III w Wilanowie, Warszawa 2011.
  • Barbara Krysztopa-Czupryńska, Rzeczpospolita w oczach dyplomatów brytyjskich w pierwszej połowie XVIII wieku, Polskie Towarzystwo Historyczne, Olsztyn 2013.
  • Gabriela Majewska, Szwedzkie elity w XVII i XVIII wieku o Polsce i jej mieszkańcach, „Slavica Lundensia”, t. 26 (2011), s. 40–60.
  • Rzeczpospolita w oczach podróżników z Francji i Niemiec, red. Anna Mikołajewska, Włodzimierz Zientara, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Warszawa 2014.
  • Mirosław Sadowski, Polska i Polacy dobry Renesansu w oczach cudzoziemców, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio G, Ius”, Vol. 58 (2011), 1, s. 64–74.
  • Pamiętnik kawalera de Beaujeu, oprac. Aleksander Kraushar, Czcionkami Drukarni Związkowej, Kraków 1883.
  • Zbiór pamiętników o dawnej Polszcze, oprac. Julian Ursyn Niemcewicz, wydanie nowe Jana Nepomucena Bobrowicza, t. 3, nakładem i drukiem Breitkopfa i Haertela, Lipsk 1839.
  • Henryk Zins, Polska w oczach Anglików. XIV–XVI wiek, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1974.
Maciej A. Pieńkowski
Maciej A. Pieńkowski, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Autor monografii „Trudna droga do władzy w Rzeczypospolitej. Sejm koronacyjny Zygmunta III 1587/1588 i sejm pacyfikacyjny 1589 roku” (Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2021) oraz artykułów i recenzji naukowych publikowanych w monografiach zbiorowych, czasopismach (m.in.: „Almanach Warszawy”, „Czasopismo Prawno-Historyczne”, „Klio”, „Niepodległość i Pamięć”, „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, „Polski Przegląd Dyplomatyczny”) i seriach wydawniczych („Studia nad staropolską sztuką wojenną” i „Studia historyczno-wojskowe”). Popularyzator historii w czasopismach „Mówią Wieki” i „Polska Zbrojna. Historia”. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół dziejów Rzeczypospolitej XVI–XVII w., a także wojny polsko-sowieckiej. Naukowo związany z seminarium prowadzonym przez prof. dr hab. Mirosława Nagielskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Stały współpracownik Fundacji Zakłady Kórnickie oraz edukator w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie. Historyk Sekcji Badań nad Wojskiem do 1945 r. w Wojskowym Biurze Historycznym im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego w Warszawie.

2 KOMENTARZE

  1. Pański artykuł jest kiepski. Moja rada – wytłuszczonym drukiem powinno być to z czego My, Polacy powinniśmy być dumni, a zwykłą czcionką te wyjątki, które Pan umieścił na pierwszym miejscu – pogrubiając czcionkę. Pora skończyć z ośmieszaniem się. Trzeba budować dumną historię Polski.

  2. Jeśli trzeba aż budować dumna historie Polski tzn ze sama siebie nie jest w stanie się obronić. I to jest smutne.

    Natomiast nie chce czytać kolejnych bajeczek ku pokrzepieniu serc tylko jak najbardziej zbliżony do prawdy obraz Polski na przestrzeni dziejów. Z jej plusami i minusami, sukcesami ale i porażkami. Czy artykuł dotyczący fatalnego stanu traktów w XVIIw. Polsce będzie pedagogika wstydu? Czy drastyczne pogorszenie poziomu życia chlopstwa po upowszechnieniu się gospodarki folwarcznej jest ośmieszaniem naszych przodków? Czy stwierdzenie iż Polska jako kraj demokracji szlacheckiej zaprzepaścił szanse na dobrobyt, które na zachodzie wypracowała kultura mieszczańska nadaje się do publikacji?

    Jakoś wszyscy u nas widza się obecnie w szlachcie i najlepiej w husarii mimo ze gdyby poszukać to 90% pochodzi od chłopów i pod Kircholmem w najlepszym razie siedzieliby w taborach jako służba.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!