Może się wydawać, że w czasie I wojny światowej nie działo się zbyt wiele. Żołnierze siedzieli w okopach, a raz wyznaczone linie frontów zmieniały się tylko nieznacznie. Listy żołnierzy pokazują jednak, że wojna ta ma wiele nieodkrytych jeszcze wątków. Wśród nich jest i ten turystyczny.
I wojna światowa zmieniła wiele w życiu nie tylko europejskich państw i narodów. Wpłynęła na sytuację kobiet, rozwój techniki i sposób myślenia mieszkańców kontynentu. Odcisnęła swoje piętno na setkach tysięcy rodzin, okaleczając lub zabijając braci, synów i ojców. Ale konflikt ten dał również żołnierzom możliwość odwiedzenia odległych, często egzotycznych miejsc, do których w normalnych warunkach być może dotarłoby niewielu z nich.
Wśród tych żołnierzy byli także Polacy, którzy w sierpniu 1914 roku wyruszali z dworców kolejowych w Poznaniu oraz innych miejscowości w nieznane, w towarzystwie Niemców i Żydów, podobnie jak oni ubranych w mundury niemieckie. Wcześniej przechodzili obowiązkowe szkolenie wojskowe, któremu podlegali wszyscy młodzi mężczyźni, którzy ukończyli 21 rok życia. Teraz mieli walczyć za cesarza i niemiecką ojczyznę. Poza wojaczką zabrali się za pisanie listów do bliskich, w których wspominali nie tylko o walkach, ale też o tym, co jedli, gdzie mieszkali… i co zwiedzali.
Na zachodzie i na wschodzie. Turystyka religijna
Oddziały, w których służyli Polacy, trafiały zarówno na front zachodni, do Belgii i Francji, jak i wschodni, na tereny byłego zaboru rosyjskiego. Po przekształceniu się wojny manewrowej w pozycyjną i ustabilizowaniu służby, przyszedł czas na poznawanie okolicy. Sprzyjało temu wycofywanie z rowów strzeleckich na tyły dla odpoczynku oraz urlopy. Powracający z tych ostatnich mieli nieraz okazję poznać inne miasta niemieckie, przesiadając się z jednego pociągu do drugiego. Skorzystał z tego Józef Iwicki, student z Prus Zachodnich, który na krótko zatrzymał się w Dreźnie:
Wiele czasu nie miałem, ale zdołałem choć tylko okiem rzucić na różne cuda architektury drezdeńskiej. Tak więc podziwiałem Zwinger, zamek królewski, kaplicę nadworną, operę, akademię sztuk pięknych, kościół św. Anny i wiele innych wspaniałych gmachów […]. Był to więc niespodziewany, ale bardzo przyjemny dar wędrówki wojennej.
Katolicy w wolnych chwilach, szczególnie w niedziele czy w okresie świąt, odwiedzali liczne kościoły, które w wielu wioskach Belgii i Francji nie były zniszczone. Przede wszystkim korzystali z możliwości, by się pomodlić, nieraz zwracali jednak również uwagę na architekturę czy dekoracje świątyń. Wierny poznańskiej parafii archikatedralnej, żołnierz Franciszek S., opisał obszernie w liście do swojego proboszcza katedrę w Płocku, w której miał okazję uczestniczyć w nabożeństwie. Ten bystry i ciekawy obserwator odnotował m.in., że:
Świątynia położona nad Wisłą na górach tumskich, przedstawia z mostu na Wiśle śliczny widok. Za nią na wysokim brzegu Wisły stoją duże drzewa, tworzące miejsce pięknych przechadzek. […] Z obszernej kruchty wchodzi się do nawy głównej, której sklepienie wspiera się z każdej strony na trzech filarach. […] W nawach bocznych znajdują się ołtarze. Takich kaplic jak nasza Katedra Poznańska, świątynia nie posiada. […] W wieży północnej znajduje się kaplica królów polskich: Władysława Hermana i Bolesława Krzywoustego. Na przeciwległej stronie katedry stoi dzwonnica podobno z XII stulecia.
Kolejnym przystankiem podczas wojennej tułaczki Polaków, o którym z pewnością warto było wspomnieć w liście, był klasztor paulinów na Jasnej Górze, który nie pozostawiał nikogo obojętnym:
Pojęcia nie miałem dotąd o podobnem bogactwie; złotem błyszczy cała świątynia. Byłem na nieszporach; procesya takie na mnie zrobiła wrażenie, że jej nie zapomnę do śmierci.
W czasie wojny msze dla żołnierzy odprawiano nie tylko w kościołach, ale też w innych miejscach, które zostały do tego celu przystosowane. Dzięki temu niektórzy mieli okazję odwiedzić m.in. dawną siedzibę cara w Spale. Dla nabożeństw udostępniono jadalnię myśliwskiego pałacyku, która:
jest bardzo prosto i skromnie zbudowana i urządzona zupełnie w guście łowieckim, ozdobą jadalni jest prześliczny pająk z rogów jelenich, na końcu każdego rogu znajduje się lampka elektryczna. Przez środek jest ustawiony stół […] w około stołu duże wyściełane krzesła z herbami rosyjskiego cara.
Co słychać w Polsce?
Dla Polaków z zaboru pruskiego pobyt na froncie wschodnim był niezwykłym doświadczeniem. Mieli nie tylko okazję do kontaktu z rodakami, ale mogli się również przekonać, jak rozwinęły się ziemie polskie pod władzą Rosji. Wysłanie jednostki na wschód było dla wielu marzeniem, jak dla druha Stanisława J., który żalił się w liście do redakcji tygodnika „Praca”:
Zazdroszczę tym w wschodnich pułkach, że […] te nasze śliczne historyczne okolice przebiegają, o których wiele czytałem, a widzieć je nie było sposobności. Nawet byłbym i na ochotnika się odważył, gdyby był transport tamdotąd […].
Jednak niewiele można było w tej sytuacji zrobić. A ci, którzy trafili w polskie strony, w pełni z tego korzystali, by poznać kraj. Landwerzysta spod Jarocina opisywał z pewnym niedowierzaniem tereny, nietknięte jeszcze przez działania zbrojne, na których panowała jednak
nędza ogólna. […] Rolnictwo jest tam strasznie zaniedbane. […] Pytałem się pewnego urzędnika dlaczego oni nie nauczą gospodarzy lepiej w polu pracować; ten mi odpowiedział, że gdy ich się chce uczyć, to oni odpowiadają, że ich ojcowie i dziadowie tak robili, więc i oni tak pracują na polu. Nasz gospodarz z Księstwa do tamtejszego, to jakby dziedzic […].
Były oczywiście i takie miejsca, które wywoływały pozytywne wrażenia. Żołnierze ciekawi byli dużych miast i znanych każdemu Polakowi obiektów. Podróżujący na front rumuński lekarz wojskowy Aleksander Majkowski zatrzymał się na kilka dni w Krakowie. Nie mógł sobie odmówić poznania tego królewskiego miasta:
publicznych gmachów z wnętrza nic jeszcze nie oglądałem, czekam, aż kogoś znajomego złapię, który mnie oprowadzi. Na ogół Kraków robi miłe wrażenie. Jest jednak dużo polskiego niedbalstwa, a ruch uliczny nie nosi tak bardzo piętna wielkomiejskiego […] Wawel tylko, kościół Mariacki ogromne na mnie robiły wrażenie. Co do cielesnych przyjemności, to bardzo dobrą tu w Kr. piłem kawę, bardzo dobre ciastka się zajadało.
Polacy ciekawi byli także stolicy, Warszawy, którą w wolnych chwilach wimezapewne planowało zwiedzić, nawet w towarzystwie znajomych. Nie wszystkim było jednak dane zatrzymać się w tym mieście. Niektórzy zmuszeni byli podziwiać ją jedynie z daleka. Pewien poznaniak zanotował to, co zdołał dostrzec, przemierzając ziemie polskie pociągiem:
Od strony Pragi rzucał się w oczy nasze wspaniały widok Warszawy; złoto – koprowe pokrycia cerkiew lśniły w promieniach słońca, wywołując w wyobraźni wspaniałe obrazy.
Sympatię ponadto wzbudzały mniejsze miejscowości i wsie, a panujący w nich porządek, jak i uroda okolicy, potrafiły tak zachwycić, że niektórzy snuli już plany przeprowadzki po zakończeniu wojny.
Tak mnie się w Polsce podoba, że sobie przedsięwziąłem, że po wojnie […] osiedlę się tam. Ślicznie w Polsce, miło i swojsko! Gościnność panuje wielka, czystość i porządek wzorowy, a kobiety – śliczne. Nawet Niemcy przyznają, że „Polki to najpiękniejsze kobiety”.
Na krańce Europy
Żołnierze pisali listy nie tylko do najbliższych, ale również do redakcji gazet i proboszczów swoich parafii. Za ich pośrednictwem także inni, ciekawi wojennej rzeczywistości, mogli wraz z autorami dotrzeć w najdalsze zakątki Europy i poznać nieznane im miasta. Kolejnym ważnym ośrodkiem na tej specyficznej turystycznej mapie było Wilno. Miał je okazję zwiedzić ksiądz Piotrowski pełniący służbę wojskowego kapelana. Parafianom kościoła Bożego Ciała w Poznaniu opisał swoją wędrówkę po mieście. Przede wszystkim zobaczył
słynny cudowny obraz M. Boskiej Ostrobramskiej […] Obraz ten […] znajduje się w kapliczce ponad bramą jednej z ulic miasta […] Zwiedziłem potem jeszcze kilka kościołów […], a mianowicie śliczny kościół katedralny.
Inny poznaniak, żołnierz znany jedynie z inicjałów T. Cz., stacjonował we Władysławowie, również na Litwie, mieście założonym przez króla Władysława IV, przed wojną liczącym 6 tys. mieszkańców, gdzie znajdowały się
trzy kościoły, katolicki, rosyjski i niemiecki. Kościół katolicki powstał kosztem królowej Bony […] Kościół jest podobny do Fary Poznańskiej, lecz ucierpiał wielce od pocisków armatnich.
Posuwająca się z każdym rokiem coraz dalej na wschód armia niemiecka dawała jednak znacznie więcej możliwości. Teraz już nie tylko opisy Warszawy i Wilna, ale także Kijowa czy Charkowa dostępne były poznaniakom. A sami żołnierze byli ciekawi nie tylko zabytków czy pięknych krajobrazów. Odnotowywali liczbę ludności, wyznawców różnych religii, a nawet porównywali to, co znali z Wielkopolski, z tym, co widzieli po raz pierwszy w życiu. W marcu 1918 roku pewien żołnierz pisał z Ukrainy do księdza proboszcza:
Kijów jest dużem miastem, liczy 700 tysięcy mieszkańców. Elektryczne tramwaje chodzą, ale wozy jeszcze raz takie długie, jak u nas w Poznaniu. Podziwiałem też most na rzece Dnieprze, most ten jest długi na tysiąc metrów […]. Widziałem mosty w Warszawie, ale nie można je porównywać z mostem na Dnieprze w Kijowie. Całe miasto pięknie jest położone i bardzo jest okazałe.
Trochę egzotyki
To jednak nie wszystko, gdyż ówczesne Niemcy to nie tylko Europa. W swym posiadaniu miały afrykańskie kolonie oraz bazę morską na terytorium chińskim. W związku z tym żołnierze mogli pełnić służbę w egzotycznych miejscach poza Europą. Pewien Polak stacjonujący na Dalekim Wschodzie został schwytany przez Japończyków, którzy zaatakowali wspomnianą bazę na początku września 1914 roku. Trafił do niewoli, skąd napisał list, w którym odnotował swoje wrażenia z pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Kilka miesięcy później o jego przygodach mogli przeczytać czytelnicy „Dziennika Poznańskiego”:
Śliczny kraj ta Japonia. Wiele gór i lasów; doliny bardzo żyzne. Wszędzie są plantacje ryżu i warzyw. Dojrzewają tutaj mandarynki, które są wyborne. Kultura wielka. Wiele kolei żelaznych i elektrycznych. Naród uprzejmy i bardzo porządny, nie tak jak Chińczyk, który jest strasznie brudny. […] chciałbym z Japonii wiele rzeczy zabrać do Europy.
Drugim egzotycznym dla wielu kierunkiem była Turcja, wówczas sojusznik Niemiec. Służba w tym państwie była znacznie przyjemniejsza i bezpieczniejsza niż na innych frontach, na których toczyły się krwawe i ciężkie walki. Pobyt nad Bosforem dawał możliwość, jak pisał we wspomnieniach Franciszek Rogowski, zwiedzenia „dalekiego kraju”. Uwagę tego 24-latka przykuły nie tylko zabytki architektury, ale też ludzie, szczególnie kobiety: „są zgrabne i ładne, często spotyka się nieskazitelnie piękne kobiety, o dużych niebieskich oczach, ślicznej nieopalonej cerze”. Sam Stambuł zaś „mimo swej ciasnoty i brudu jest miłem orientalnym widokiem, rojny i barwny”.
Realizacji zainteresowań nawet wojna niestraszna
I to właśnie kontakt z ludźmi był dla niektórych cennym, wojennym doświadczeniem. Chodzi o tych żołnierzy, którzy w okresie pokoju interesowali się etnografią, a teraz mogli z bliska obserwować ludzi o odmiennej niż polska kulturze. Aleksander Majkowski, który był nie tylko lekarzem, ale także działaczem kaszubskim, zakupił w Krakowie szkicownik i specjalnie zamówił z Poznania „jakie pół tuzina dobrych ołówków Coh-i-noor i farby akwarelowe”, by uwiecznić elementy ruskiej i rumuńskiej kultury ludowej.
Przedstawiciele innych narodowości, różniący się kolorem skóry czy obyczajami, wzbudzali ciekawość również wśród niewykształconych w tym zakresie żołnierzy. Służący we Francji jako sanitariusz parafianin z kościoła Bożego Ciała, Łuczak, zafascynowany różnorodnością spotykanych ludzi, pisał:
jestem bardzo zadowolony, poznałem rozmaitych ludzi, rozmaite typy moskali, polaków, mahometan, turkosów – i jakąś mi nieznaną rasę ludzi, podobnych zupełnie z wyglądu i obyczajów do zwierząt, nienadających się do współżycia z ludźmi kultury.
Co ciekawe, zachwyt wzbudzali nie tylko obcokrajowcy, ale też rodacy z pozostałych dwóch zaborów. W jednym z listów pewien żołnierz z entuzjazmem relacjonował swój pobyt na polskich ziemiach:
Rozmawiam tu z każdym napotkanym chłopem czy dziewczyną […] i bardzo oni tym się cieszą. Kiedyś, spotkawszy grupę kilku dziewcząt, mówię: „jakie tu ładne u was dziewuchy!”. A jedna z nich: „dyć i pan galantny!”.
Wojacy mający własne aparaty fotograficzne robili zdjęcia ludności wiejskiej, tak innej od tej, którą znali z zaboru pruskiego. Ich niemieccy koledzy dziwili się niekiedy:
że ja wolę sfotografować starego wieśniaka […] niż jednego z nich. […] zrobiłem cztery zdjęcia z ludu przybranego odświętnie. Takie to zachwycające, że napatrzyć się nie sposób. W kościele aż się ćmi w oczach, tłum jakby najwspanialszych motyli.
Coś na pamiątkę
Tak jak my dzisiaj, tak i żołnierze ponad sto lat temu pragnęli sprawić sobie pamiątki z odwiedzanych miejsc. Zdjęcia nie były jedynymi, zresztą nie każdy miał przy sobie sprzęt do ich wykonywania. Na potrzeby wojaków odpowiadali miejscowi, dla których był to sposób na zarobienie pieniędzy w trudnym czasie wojny. I to zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie. Jeden z żołnierzy opisywał, jak to wyglądało we Flandrii:
Znakomity interes robią składy, które sprzedawają pamiątki. Dalej kobiety i dziewczęta tu wyrabiają koronki, znane daleko i szeroko, ładne wzory i wielce tanie. […] Pierścionki z francuskich 10 centymówek wyrabia kowal lub ślusarz wiejski i dość ładnie, za markę sztukę. Dalej broszki z pieniążków belgijskich i inne pamiątki kupują żołnierze masowo.
Gdy nie było w okolicy sklepu, żołnierze radzili sobie w inny sposób. A mianowicie zbierali i suszyli okoliczne rośliny. Taki też prezent otrzymała od żołnierza z frontu francuskiego redakcja „Wielkopolanina” w grudniu 1914 roku:
Nie mam kochanej Redakcji co posłać jako podarek gwiazdkowy, tylko dwa kwiatki, fiołki prasowane i listek. Gdym je zerwał przed paru dniami pachniały ładnie. Dzisiaj niestety już nie.
Podobny drobiazg sprezentowali dwaj inni żołnierze, którzy wysłali z Belgii redakcji „Dziennika Bydgoskiego”: „w pudełeczku próbki żyta i owsa”.
Wielu żołnierzy pisało, że gdy powrócą do domów, opiszą więcej swoich wrażeń wojennych. Z pewnością nie mieli tutaj na myśli krwawych scen z placów boju. Dowodzi to, że świat, mimo wojny, wciąż budził w ludziach ciekawość. Sam obraz konfliktu zmienia się, gdy obierzemy nową perspektywę. W tym wypadku konkretnych żołnierzy, którzy zajmowali się nie tylko wojaczką.
Bibliografia
Prasa
- „Dziennik Bydgoski”, r. 1915.
- „Dziennik Poznański”, r. 1915.
- „Kurier Poznański”, r. 1915.
- „Postęp”, r. 1915, 1916.
- „Praca. Tygodnik polityczny i literacki, ilustrowany”, r. 1915, 1916, 1917.
- „Przewodnik Katolicki”, r. 1914, 1915.
- „Tygodnik Kościelny dla Parafii Bożego Ciała”, r. 1916, 1917.
- „Tygodnik Kościelny dla Parafii Świętego Marcina”, r. 1918.
- „Wiadomości Parafii Archikatedralnej”, r. 1915.
- „Wielkopolanin”, r. 1915.
Inne
- Józef Iwicki, Z myślą o Niepodległej. Listy Polaka żołnierza armii niemieckiej z okopów I wojny światowej 1914–1918, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1978.
- Listy Aleksandra Majkowskiego do siostry Franciszki z lat 1910–1918, pod red. Aleksandra Bukowskiego, „Rocznik Gdański”, Gdańskie Towarzystwo Naukowe, t. 51 (1991), z. 2, s. 147–214.
- Franciszek Rogowski, Wspomnienia i przeżycia weterana trzech wojen, 1968, Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, maszynopis, sygn. 5442.