Oskarżony: Alfred Dreyfus, kapitan artylerii, Alzatczyk żydowskiego pochodzenia. Przestępstwo: szpiegostwo na rzecz Niemiec. Wyrok: dożywocie na Wyspie Diabelskiej. Skutek dla Francji: międzynarodowa kompromitacja.

Końcówka XIX wieku nie okazała się łaskawa dla Francuzów. Choć od czasu zakończenia wojny francusko-pruskiej trwał okres, który zapisał się w historii jako belle époque, dla III Republiki wcale nie był taki piękny. Z jednej strony Francuzi trwali w poczuciu upokorzenia przez Prusy, z drugiej brakowało im stabilności w polityce zewnętrznej i wewnętrznej.

W 1886 roku stanowisko ministra wojny objął gen. Georges Boulanger, którego zamierzeniem była reforma armii w duchu republikańskim, a jego polityka odwetu na Niemcach szybko przyniosła mu przydomek „generał Rewanż”. Jego postępowanie wydało się rządowi zbyt radykalne, stąd też w 1888 roku zadecydowano o przeniesieniu go w stan spoczynku.

Mimo swej nazwy francuska _belle époque_ była czasem wielu politycznych zawirowań. Na ilustracji _Bal w Moulin de la Galette_ – obraz Auguste’a Renoira z 1876 r. (ze zbiorów Musée d’Orsay, nr inw. RF 2739)

Taki krok tylko zaognił sytuację – Boulanger cieszył się olbrzymią sympatią, a jego zwolennicy tworzyli ruch polityczny zwany bulanżyzmem, który namawiał do zamachu stanu. Sam Boulanger, w obawie przed aresztowaniem, ratował się w 1889 roku ucieczką do Belgii, a jego wyjazd z kraju z pewnością ucieszył lewicujących polityków, którzy reprezentowali poglądy antymilitarystyczne. Szczególnie że w tym czasie również armia nie miała dobrej prasy – kompromitująca okazała się wówczas afera sprzedaży orderów.

Wyścig o Afrykę i prestiż

Skandalem stał się także upadek Spółki Kanału Panamskiego, gdy wyszło na jaw, że we francuskim rządzie doszło do korupcji mającej na celu uzyskanie wsparcia dla zagrożonego przedsiębiorstwa. W całą aferę zamieszany był m.in. Ferdinand de Lesseps (budowniczy kanału Sueskiego), Gustave Eiffel czy Georges Clemenceau. Na fali niezadowolenia do władzy doszli konserwatyści, a zamachy anarchistów stały się pretekstem do zaostrzenia kontroli policyjnej i cenzury prasy.

Dodatkowym problemem były konflikty kolonialne i pozycja Francji na arenie międzynarodowej. Wprawdzie w 1891 roku III Republice udało się nawiązać sojusz z Rosją, jednak spotkało się to z ostrą krytyką francuskiej lewicy. Mniejsze i większe zamieszki wybuchały w terytoriach francuskich w Afryce, a kolejnym zmartwieniem była rywalizacja pomiędzy mocarstwami – Francja musiała m.in. zmierzyć się z Wielką Brytanią w konflikcie o Faszodę z 1898 roku. Nagłośniony przez prasę spór dość szybko zrodził w głowach Francuzów pytanie: po co nam właściwie wojna w dalekiej Afryce? Końcówka XIX wieku była dla ludu czasem niestabilności i niezadowolenia.

Francuski pudel prosi angielskiego buldoga o resztki. Satyryczny komentarz rysownika walijskiego dziennika „Evening Express” (26 października 1898 r., wydanie pierwsze) na temat konfliktu o Faszodę (rys. Joseph Morewood Staniforth, egzemplarz gazety ze zbiorów Biblioteki Narodowej Walii)

Alzatczyk, czyli obcy

Gdy francuskie społeczeństwo dowiedziało się o sporze o Faszodę, Alfred Dreyfus przebywał jeszcze dalej – we Francuskiej Gujanie – w grudniu 1894 roku został bowiem skazany na dożywocie na wyspie Diabelskiej, a wyrok ten był efektem oskarżenia o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Dowody? Rękopis, którego rzekomym autorem miał być wspomniany oficer, oraz zeznania jednego świadka. Na niekorzyść wojskowego przemawiał fakt, że pochodził z Alzacji, gdyż o niemieckojęzycznych mieszkańcach tego regionu mówiono, że są w gruncie rzeczy Niemcami. Dwadzieścia lat po klęsce Francji pod Sedanem nie było dla Francuza większego policzka niż zarzut sprzyjania cesarstwu Hohenzollernów. Jak zaznacza Tomasz Schramm:

Alfred Dreyfus przed sądem wojskowym, grafika z okładki dziennika „Le Petit Journal” (23 grudnia 1894 r.) (rys. Henri Meyer, egzemplarz gazety ze zbiorów Biblioteki Narodowej Francji)

W tej sytuacji oskarżenie o szpiegostwo na rzecz Niemiec musiało obudzić żywe emocje, pragnienie, by winny nie uniknął zasłużonej kary. Takie nastawienie doprowadziło do tego, że podejrzenia, poszlaki i uprzedzenia zastąpiły dowody. Wyrok skazujący spotkał się z powszechną aprobatą, odzwierciedlającą owe nastroje.

Drugorzędną, choć również znaczącą kwestią było żydowskie pochodzenie Dreyfusa – jego zdrada była wodą na młyn francuskich nacjonalistów, jak chociażby Édouarda Drumonta, autora książki „Żydowska Francja” i założyciela antysemickiej gazety „La Libre Parole”. Theodor Herzl, ojciec syjonizmu, odnotował:

Jakby to dziś jeszcze było, widzę oskarżonego w ciemnym mundurze artylerzysty i słyszę jego głos: Alfred Dreyfus, kapitan artylerii. W uszach moich brzmią jeszcze wściekłe okrzyki tłumu zebranego na ulicy: śmierć Dreyfusowi, śmierć wszystkim Żydom!

Francuzi dali wyraz aprobacie wyroku, odprowadzając skazanego na statek w porcie La Rochelle, gdzie obrzucono Dreyfusa wyzwiskami i kamieniami. I wydawać by się mogło, że kiedy skazany postawi nogę na dalekiej wyspie, społeczeństwo zapomni o całej aferze. Zainteresowanie tematem podsycał jednak brat oskarżonego, Mathieu Dreyfus. W 1896 roku opublikował w „The Daily Chronicle” artykuł, w którym zaświadczał, że jego brat uciekł z Diabelskiej Wyspy. Historię tę (bez żadnej weryfikacji) przedrukowały gazety francuskie.

W tym samym czasie sprawie postanowił przyjrzeć się Georges Picquard – szef sekcji francuskiego wywiadu, który pełnił w pierwszym procesie Dreyfusa funkcję sprawozdawcy. To on odkrył, że w rzeczywistości autorem rękopisu, który miał wyjść spod pióra Dreyfusa, był major Ferdinand Walsin Esterhazy. Co ciekawe – podziękowania dla majora za współpracę znaleziono w tym samym koszu, co rzekomy rękopis Dreyfusa. Armia nie mogła jednak pozwolić sobie na taką kompromitację. Przeprowadzono więc kolejny proces, który trwał dwa dni: Esterhazy’ego uniewinniono, Dreyfusa skazano ponownie, a nadgorliwego Picquarda wysłano do Tunezji. Wydawać by się mogło, że tym razem sprawa naprawdę znalazła swój koniec. Wówczas jednak za pióro chwycił Émile Zola, a do głosu doszła prasa…

Alfred Dreyfus na Wyspie Diabelskiej, fotografia stereoskopowa z 1898 r. (fot. domena publiczna)

„Oskarżam…!”

List otwarty, który ukazał się pod tytułem „J’Accuse…!” („Oskarżam…!”) otworzył puszkę Pandory. Zola skierował go do prezydenta Félixa Faure’a i wymienił w nim szereg nazwisk wojskowych, którzy zamieszani byli w sprawę Dreyfusa (w tym m.in. oficerów Armanda du Paty’ego de Clama i Jeana Sandherra oraz ministra wojny Augusta Merciera). Początkowo żaden z tytułów prasowych nie chciał opublikować tego tekstu. Ostatecznie 13 stycznia 1898 roku pojawił się na łamach „L’Aurore” – gazety, która powstała zaledwie kilka miesięcy wcześniej, a jej wydawcą był Georges Clemenceau.

Émile Zola w 1902 r. (fot. domena publiczna)

Numer czasopisma z listem Zoli rozszedł się w nakładzie 300 tysięcy egzemplarzy (we Francji i poza nią), a pisarz otrzymał tysiące telegramów i listów. Afera Dreyfusa przestała być wewnętrzną sprawą III Republiki – stała się międzynarodowym skandalem. Zwłaszcza że doszło do kolejnego procesu – tym razem przed sąd trafił sam pisarz, który został skazany za swój list na rok więzienia, ale zbiegł do Wielkiej Brytanii. Podobnie zresztą jak Esterhazy, który również został wymieniony z nazwiska w słynnym artykule.

Żywa dyskusja wokół afery Dreyfusa i tekstu Zoli była polem walki dwóch grup: dreyfusistów oraz antydreyfusistów. Ci pierwsi reprezentowali poglądy prorepublikańskie i antykościelne, a wśród nich znalazł się m.in. Georges Clemenceau. Wśród antydreyfusistów panowały przekonania prowojskowe, katolickie i monarchistyczne, a znaną personą był w tym środowisku m.in. wspomniany wcześniej Eduard Drumont. Jednocześnie był to także spór starego porządku z nowoczesnością – podczas gdy konserwatyści postrzegali człowieka poprzez jego wiek, płeć, status rodzinny, grupę społeczną, narodowość czy religię, moderniści zwracali uwagę na osobę jako indywiduum – stąd też Dreyfus był dla nich ofiarą antysemickiej nagonki i kryzysu armii.

„Moralny Sedan”, „Militarna Panama”

Największe zainteresowanie prasy było pokłosiem artykułu Zoli i przypadło na lata 1898–1899. Informacje związane z Dreyfusem przekazywała m.in. Agencja Reutera, amerykański „Times”, a nawet gazety polskojęzyczne, jak chociażby krakowskie „Życie” (tekst „J’accuse…!” opublikowało w tydzień po jego ukazaniu się w „L’Aurore”) czy „Wielkopolanin”, który w numerze 191 z 1899 roku przedrukowywał informacje dotyczące kolejnego procesu, donosząc np.:

d. 21 sierpnia Jenerał Fabre zeznaje, jako przełożony Dreyfusa, że tenże był niedbałym w powierzonych mu pracach, a głównie starał się o zdobycie informacyi. Świadek jest przekonany, że Dreyfus jest autorem owego bordero. Dreyfus przyznaje, że informacje były mu potrzebne do powierzonych mu prac. Świadek Abbowille potwierdza zeznania Fabre’a.

Na całym świecie publikowano listy do redakcji związane ze sprawą – i tak na przykład w amerykańskim „Timesie” pojawił się przedruk doniesienia z austriackiej prasy, którego autorka informowała, że w jej miasteczku wszyscy wierzą w niewinność Dreyfusa. Z kolei dziennikarz „New York Timesa” ubolewał nad stanem europejskiego sądownictwa:

We Francji […] nie ma „prawa dowodu” […] świadkowie pojawiają się przed sędziami i mogą mówić swobodnie, co im przyjdzie na myśl. Nie przedstawiają dowodów. Wyrażają swoje opinie. Powtarzają usłyszane plotki z drugiej, a nawet trzeciej ręki. I wszystko to w Europie nazywają zeznaniami!

Brytyjski „Daily Mail” nazwał całą sprawę „Moralnym Sedanem”, a francuska „La Gazette de Lacroix” porównała kompromitację francuskiego wojska do blamażu polityków przy aferze panamskiej. W samej Francji osiem tytułów prasowych zaciekle broniło Dreyfusa (jak chociażby „L’Aurore”, „La Siècle”, „Petite République”, „Le Figaro”), natomiast dwanaście brało stronę antydreyfusistów (jak „Libre Parole”, „La Croix”, „Petit Journal”).

Émile Zola i wściekły tłum, obraz autorstwa Henry’ego de Groux (ze zbiorów muzeum Dom Émile’a Zoli)

Aferę komentowano na bieżąco – gdy generał Auguste Mercier zeznał, że niemieccy i brytyjscy bankierzy przekazali 35 milionów franków „żydowskiemu syndykatowi”, „Le Figaro” grzmiało: „nie ma nic bardziej niesprawiedliwego, nic bardziej oszczerczego, potwornego […] niż oskarżenia generała Merciera. To jest próba zhańbienia wszystkich tych którzy walczą o triumf prawdy!”.

Co ciekawe, trzy tytuły („Autorite”, „Soleil” oraz „Liberté”), które reprezentowały poglądy antyżydowskie, domagały się jednak przeprowadzenia uczciwego procesu. Rząd próbował zahamować przecieki do mediów – zarówno tych krajowych (nakładając cenzurę), jak i zagranicznych (sondując odbiór afery kanałami dyplomatycznymi) – jednak kraje, w których media najbardziej zaangażowały się w całą sprawę (jak Belgia, Wielka Brytania, Niemcy czy Szwajcaria), miały liberalne prawo prasowe i nie miały interesu w tym, by zmieniać je dla lepszego samopoczucia Francji. O Dreyfusie mówiła więc cała Europa, choć poza granicami III Republiki afera była bardziej okazją do wyrażenia niechęci wobec Francji niż zamanifestowania sympatii wobec skazanego oficera.

Interesy cierpią na skutek kryzysu

Publiczna degradacja Alfreda Dreyfusa, grafika z okładki dziennika „Le Petit Journal” (13 stycznia 1895 r.) (rys. Henri Meyer, egzemplarz gazety ze zbiorów Biblioteki Narodowej Francji)

Zainteresowanie aferą w Europie niepokoiło rząd francuski – tym bardziej, że do Paryża szybko zaczęły spływać informacje o postrzeganiu sprawy w innych krajach. Wprawdzie francuski ambasador w Berlinie uspokajał, że afera nie budzi zainteresowania w niemieckim rządzie, ale już konsul w Holandii w lutym 1898 roku (czyli miesiąc po ukazaniu się tekstu Zoli) ostrzegał francuskiego ministra spraw zagranicznych: „interesy z Holandią ucierpiały z powodu trwającego kryzysu. Spora grupa podróżujących francuskich agentów handlowych została ostatnio odwołana przez swoje firmy, ponieważ nie byli w stanie prowadzić interesów z Holendrami”.

Zwracano uwagę na nagłośnienie sprawy przez prasę. Z Amsterdamu konsul generalny alarmował, że pamflet Zoli został przetłumaczony na język niderlandzki i zaczął pojawiać się w witrynach bibliotek w całym mieście, a w kioskach masowo sprzedawano dwie prodreyfusowskie gazety francuskie – „La Siècle” i „L’Aurore”. Pojawiły się nawet przypuszczenia, że drugi z tych tytułów sprzedawany jest również w Niemczech, a szmuglowany jest przez Belgię i Holandię.

Niemiecki rynek prasowy przykuł szczególną uwagę Francuzów po skazaniu Zoli za publikację „J’accuse…!” – wówczas jedna z tamtejszych gazet domagała się bojkotu zbliżającej się wystawy światowej w Paryżu w 1900 roku. Exposition Universelle miała podnieść prestiż Francji na arenie międzynarodowej oraz przysłużyć się jej ekonomicznie, nic zatem dziwnego, że na Francuzów padł blady strach. Jeszcze we wrześniu 1899 roku francuski konsul w Hamburgu napisał do MSZ, że gazety niemieckie zachęcają do bojkotu oraz: „Bardzo dużo istotnych amerykańskich przedsiębiorstw podjęło decyzję, aby nic nie wysyłać na Wystawę, jeśli sytuacja się nie poprawi, a świat biznesu w Anglii miałby pójść za ich przykładem”.

Niepokojące wieści docierały do Francji również zza oceanu. Konsul w Chicago donosił, że wszystkie miejskie gazety są „za Dreyfusem”. Jednocześnie zwracał uwagę, że z powodu antysemickiej nagonki wielu żydowskich kadetów rezygnuje ze studiów w West Pointcie – jednak o tym amerykańska prasa już nie informowała opinii publicznej.

„Dreyfus albo męczennik z Diabelskiej Wyspy”

Swoje miejsce w całej historii miał również teatr, który w drugiej połowie XIX wieku wciąż cieszył się ogromną popularnością. Największe powodzenie miała sztuka „Dreyfus albo męczennik z Diabelskiej Wyspy”. Dramat ten przekroczył francuskie granice i wystawiany był na terytorium Belgii, o czym poinformował francuskiego ministra spraw zagranicznych belgijski konsul generalny. Zaznaczył przy tym, że zakaz wystawiania tej sztuki przyniósłby kolejną polemikę w prasie, a na całej sprawie zyskaliby prodreyfusiści, którzy szukaliby skandalu. „Dreyfus albo męczennik z Diabelskiej Wyspy” był więc wystawiany – ku utrapieniu francuskiego MSZ – w Belgii, Holandii czy Włoszech i pomimo prób cenzury udało się usunąć go z afisza tylko w San Remo. Sztuki w oparciu o aferę Dreyfusa wystawiano również w Stanach Zjednoczonych.

Sprawa Dreyfusa zaczęła zagrażać sukcesowi wystawy światowej w Paryżu zaplanowanej na 1900 r. Na ilustracji Zamek Wodny (z przodu) i Pałac Elektryczności (z tyłu) wzniesione na potrzeby tego wielkiego wydarzenia (fot. ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID: ppmsc.05239)

Dopiero kilka miesięcy po tym jak w prasie rozpętała się burza – w sierpniu 1898 roku – minister wojny Godefroi Cavaignac ustalił, że przytoczone w drugim procesie dowody (których autentyczność poświadczyło kilku grafologów) były sfałszowane. Ich autorem był kapitan wywiadu Hubert-Joseph Henry, który po zdemaskowaniu popełnił samobójstwo. Francuski sąd i tym razem nie chciał jednak dopuścić do kompromitacji armii, więc ponownie uznał Dreyfusa za winnego i skazał go na dziesięć lat na Wyspie Diabelskiej, zaliczając na poczet kary pięć lat dotychczasowego pobytu na wygnaniu.

Francja chciała jednak wyjść z całego kryzysu z twarzą, a rząd wiedział, że więzienie wojskowego przez kolejne pięć lat będzie międzynarodową kompromitacją, stąd też we wrześniu 1899 roku prezydent Republiki Émile Loubet ułaskawił Dreyfusa. Do jego oczyszczenia z zarzutów doszło w 1906 roku – wówczas przywrócono go również do służby w wojsku. Walczył we francuskiej armii podczas I wojny światowej, a karierę skończył na stopniu podpułkownika. Zmarł w 1935 roku.

Podczas afery Dreyfusa uwydatnione zostały największe problemy, z jakimi borykała się Francja na przełomie wieków. Skandal odbił się negatywnie m.in. na wiarygodności systemu sądownictwa, poparciu dla wojska, pozycji Kościoła katolickiego czy wreszcie sytuacji Żydów we Francji – warto pamiętać, że to na fali antysemickich nastrojów Theodor Herzl zapoczątkował nowoczesny ruch syjonistyczny. W 1904 roku Francja wypowiedziała konkordat, a w 1905 roku przeprowadzono w niej rozdział Kościoła od państwa. W XX wiek III Republika weszła z moralnym kacem, a prawdziwym zwycięzcą okazała się prasa.

Bibliografia

  • G. de Blowitz, The french press and the Dreyfus case, „The North American Review”, 1899, t. 169, nr 515 s. 577-592.
  • Frederick Busi, A Bibliographical Overview of the Dreyfus Affair, „Jewish Social Studies”, vol. 40 (1978), № 1, pp. 25–40.
  • Paula E. Hyman, New Perspectives on the Dreyfus Affair, „Historical Reflections/Réflexions Historiques”, Vol. 31 (2005), № 3, pp. 335–349.
  • David Rimoch, The Affair or the State: Intellectuals, the Press, and the Dreyfus Affair [Senior Honors Thesis], [w:] University of Pennsylvania Scholarly Commons, <https://repository.upenn.edu/hist_honors/8/>.
  • Tomasz Schramm, Francja w oczach własnych w XIX i XX wieku, [w:] Długie i krótkie stulecie. Szkice z historii XIX i XX wieku, pod red. Małgorzaty Praczyk, wyd. Instytut Historii UAM, Poznań 2019.
  • Jacob Zineman, Historia Syjonizmu, wyd. Jerry Publishing, Kopenhaga 1979.
Agata Łysakowska-Trzoss
Agata Łysakowska-Trzoss – doktorantka na Wydziale Historii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, gdzie przygotowuje pracę doktorską poświęconą beneficjentom organizacji dobroczynnych w dziewiętnastowiecznym Poznaniu. Jest kierowniczką grantu „Ubodzy miasta Poznania w Kartotekach Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich 1845–1853” realizowanego w ramach konkursu PRELUDIUM-19 Narodowego Centrum Nauki. Bada historię życia codziennego, rozwój miast oraz historię filmu. Publikowała teksty w serwisach popularnonaukowych Histmag.org, twojahistoria.pl i ciekawoskihistoryczne.pl i historiaposzukaj.pl. Na Instagramie prowadzi profil „Dziewczyna z historią”.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!