Czołgi są częścią niemal każdego filmu dotyczącego działań zbrojnych w czasie II wojny światowej. Niestety, ich twórcy nie zawsze potrafią pokazać te stalowe maszyny we właściwy sposób, traktując je jako niezbędny, lecz irytujący kawałek scenografii. Spróbujmy bliżej przyjrzeć się temu zjawisku.

Vox Populi, Vox Dei. Kiedy na łamy Tytusa trafił artykuł o żołnierskiej codzienności w jednostkach pancernych, wielu z Was dało wyraz swemu zainteresowaniu sposobem pokazywania broni pancernej w filmach, zarówno tych krajowych, jak i zagranicznych. Nie jest to temat łatwy, niemniej można zarysować tu pewne ogólne prawidłowości dotyczące różnych sposobów prezentowania czołgów w filmie. Na nich to skupia się niniejszy artykuł.

Podczas lektury proszę jednak pamiętać o pewnej rzeczy. Choć z miłą chęcią pokazałbym Wam rozmaite kadry z omawianych filmów, to stoją tu na przeszkodzie prawa autorskie. Podkradanie fragmentów filmów byłoby nie tylko sprzeczne z prawem, ale i nieeleganckie. Dostęp do filmów poruszanych w tym artykule nie jest jednak niemożliwy, więc zachęcam Was do samodzielnych poszukiwań.

Słynny poznański T-34 z wycięciami w pancerzu pozwalającymi łatwo zajrzeć do środka (fot. Łukasz Męczykowski)

Skąd wziąć czołgi?

Pierwszym znacznym problemem stojącym przed każdym reżyserem usiłującym z rozmachem zrealizować film wojenny, jest dostępność ciężkiego sprzętu. I jest to o wiele bardziej kłopotliwe niż może się wydawać. Zacznijmy od rzeczy oczywistej – użycie wozów bojowych kosztuje. Taka pancerna maszyna spala „trochę” paliwa i zużywa „kapkę” smarów. O ile jeden przejazd czołgu po polu nie zrujnuje budżetu, to już użycie kilkunastu czy kilkudziesięciu może uderzyć producentów po kieszeni – i to nawet bez powtarzania scen. Wszystkie pojazdy trzeba też jakoś dostarczyć na miejsce, co generuje dodatkowe koszty, nie wspominając już o wydatkach związanych z płacami dla mechaników czy kierowców. Nie powinno nas więc dziwić, że kiedy tylko jest to możliwe, filmowcy sięgają po pomoc wojska.

Wielkim plusem takiego rozwiązania są spore oszczędności. „Drobnym” minusem jest zaś to, że wojsko przyjedzie na plan z tym, co ma. Widać to choćby w takich filmach jak „Bitwa o Ardeny” czy „Patton” (M-47, M-48), realizowanych z pomocą armii hiszpańskiej, czy też „Wielka Czerwona Jedynka” (M-51) i innych filmach kręconych w Izraelu i przy wsparciu IDF. Mają być czołgi, to są czołgi, a że nie te co w rzeczywistości… cóż, kto by zawracał sobie głowę takimi detalami. Najważniejsze, że budżet się dopina.

Drewniana makieta plus wirtualne czołgi dodawane w postprodukcji. Niby taniej, ale nie ma to nic wspólnego z realizmem (fot. studio 28 Panfiłowców, CC BY-SA 3.0)

Oryginał czy kopia?

Kolejnym problemem, bardzo blisko wiążącym się z poprzednim, jest kwestia wykorzystania pojazdów historycznych. Do kosztów związanych z eksploatacją trzeba wtedy doliczyć ubezpieczenia i niemałe koszty ewentualnych napraw. Z tego powodu oryginalny sprzęt pojawia się na ekranach dosyć rzadko i na krótko. Nie zawsze też taki występ osiąga zamierzony cel. Czy ktoś pamięta, że w 1991 roku w filmie „La neige et le feu” występował oryginalny Tiger II?

Z powyższym zagadnieniem związana jest niewielka dostępność pojazdów zabytkowych. Mało kto zdaje sobie sprawę, że po zakończeniu II wojny światowej walczące armie nie wysłały swych czołgów do lamusa, tylko wykorzystywały je przez następne lata, szeroko zasilając także rynek wtórny. Te wojenne maszyny, które z racji uszkodzeń czy zużycia nie trafiły zaraz po wojnie do huty, były latami eksploatowane i (czasem) modernizowane, aż do kompletnego mechanicznego zarżnięcia.

M-50, jedna z głębszych modyfikacji Shermana, używana przez armię Izraela (fot. Avishai Teicher, CC BY-SA 4.0)

Oto kilka przykładów – syryjskie PzKpfw IV i StuG III stoczyły swą ostatnią bitwę w 1967 roku. Brazylijczycy wykorzystywali swe M3/M5 aż do 1983 roku a jugosłowiańskie M-18 walczyły jeszcze w roku 1994. Jeśli to Państwa nie przekonuje, Paragwaj wycofał swe trzy ostatnie (zmodyfikowane) Shermany w 2018 roku. A to wszystko i tak przy pominięciu szerokiej kariery T-34 i pochodnych (produkcji wojennej i powojennej) na całym świecie, która – jeśli się nie mylę – jeszcze nie dobiegła końca.

Z racji tej intensywnej eksploatacji wojennego sprzętu pancernego dziś jesteśmy zasadniczo skazani albo na nieliczne egzemplarze muzealne, albo na kosztowne remonty poligonowych wraków czy pojazdów wydobywanych z dna mórz, rzek, bagien i innych podobnych miejsc.

Oczywiście, istnieje jeszcze jedna opcja, czyli budowa replik, będąca przede wszystkim domeną pasjonatów wykorzystujących owe maszyny przy rozmaitych inscenizacjach. Dobrze przeprowadzona i przemyślana budowa może dać rewelacyjne efekty, jednak jeśli ktoś inspiruje się „radziecką” kinematografią i jej zamiłowaniem do pudełek, efekty mogą „trochę” odbiegać od zakładanych.

Rekonstrukcja oryginalnych pojazdów zajmuje sporo czasu i pracy niemniej efekty warte są wysiłku. Ten pojazd, po ukończonej renowacji, można zobaczyć na Youtube (fot. Łukasz Męczykowski)

Arena czy tło wydarzeń?

Pozyskanie mniej lub bardziej adekwatnego pojazdu pancernego to tylko jedna ze składowych udanego filmu. O wiele ważniejszą i istotniejszą kwestią jest dobre dobranie aktorów i właściwe ich wykorzystanie. Jak już wspominałem w poprzednim materiale, jedną z rzeczy przeszkadzających filmowcom jest ciasnota czołgowego wnętrza. Niektórzy radzą sobie z tym doskonale, jak np. twórcy filmu „Szczęściarz Antoni”, niektórzy wolą jednak „trochę” oszukiwać („Furia”).

Aktora filmowego zatrudnia się nie tylko dla jego głosu, ale przede wszystkim dla twarzy. Głos można zawsze zastąpić (biedny David Prowse…), lecz mimika żywego aktora jest nie do podrobienia. Z tego powodu filmowcy robią wszystko, co mogą, by na ekranie pojawiała się niczym nie zasłonięta twarz głównego bohatera. Jednym z tych zabiegów jest sztuczne powiększanie czołgu, tak by filmowcy mogli uzyskiwać odpowiednie kadry, a twarze aktorów nie były zasłonięte przez żadne elementy wyposażenia.


Jeden z „Tygrysów”, często używanych w radzieckich filmach (fot. LVApro, CC BY-SA 3.0)

Przykładem daleko idącej ingerencji twórców filmu w to, czym jest i jak wygląda czołg, jest film „Liban”. Zamiast kręcić materiał we wnętrzu wozu (choćby pociętego), zdecydowano się na użycie szczątkowej i powiększonej makiety przedziału załogowego, zmieniając na dodatek kolor wnętrza i jego oświetlenie, by uzyskać odpowiednie tło do ukazywania przeżyć wewnętrznych bohaterów.

Można, rzecz jasna, zdecydować się na inny wariant, używając czołgu (czy też repliki/makiety) tylko jako tła wydarzeń. Ot, pojeżdżą, pohałasują i pojadą dalej. Trudno jednak w takim przypadku mówić o filmie poświęconym broni pancernej.

Amerykańska replika PzKpfw III. Widać wyróżniający się układ jezdny pojazdu, zdradzający „dawcę” podwozia (fot. AlfvanBeem, CC0 1.0)

Mała wyliczanka

Poniższe zestawienie nie ma charakteru jakiegokolwiek rankingu. Jest to zwykła lista znanych mi filmów, dobranych według kilku kryteriów. Dana produkcja musi być skupiona na czołgach i ich załogach, część akcji rozgrywać się w ich wnętrzach, a sama maszyna (lub maszyny) musi być rzeczywiście nieodzowna dla całej fabuły filmu. Preferuję też filmy niekomediowe, stąd też nie znajdziecie tu Państwo np. „Død Snø 2” i występującej tam repliki „Tygrysa” obsadzonej przez zombie SS.

Zapraszam do lektury i komentowania!

Sahara (Sahara), 1943 – Humphrey Bogart i czołg M3 Lee o nazwie własnej „Lulubelle”. Absolutny klasyk i obowiązkowa pozycja dla każdego czołgoluba, choć z realizmem jest ciut na bakier. W 1995 roku na ekrany trafił remake tego filmu, niemniej co oryginał, to oryginał.

The Tanks Are Coming, 1951 Zaskakująco sympatyczny film propagandowy z całą masą M-4 w roli głównej i dosyć luźnym podejściem do kwestii historycznych czy realizmu. Zobaczymy tu też pojedynczy M-26, jak również M-36 w roli wrogiej Pantery.

Brygada Pancerna (Tanková brigáda), 1955 – Propagandowy film koncentrujący się wokół 1 Czechosłowackiej Samodzielnej Brygady Pancernej walczącej u boku Armii Czerwonej. Pod względem pancernym, film ten jest niezwykle zadowalający, jako że użyto w nim całej masy oryginalnego sprzętu bojowego, począwszy od PzKpfw IV i V czy StuG III (plus oczywiście T-34), a na działach i broni ręcznej kończąc.

Tank Battalion, 1958 Akcja filmu rozgrywa się podczas wojny w Korei, na ekranie widzimy jednak M-41 Walker-Bulldog (1 sztukę, nie cały batalion), który nie był używany podczas tego konfliktu. Patrząc na ujęcia mające przedstawiać wnętrze pojazdu, można mieć wrażenie, że kręcono je w jakiejś sali gimnastycznej, jako że w środku zmieściłyby się co najmniej dwie drużyny koszykarskie wraz ze sprzętem. Nie jest to jednak wielkim problemem, jako że częściej od czołgów na ekranie pojawiają się plotkujący czy romansujący aktorzy.

Dobrym podsumowaniem historycznej precyzji twórców tego dzieła jest pojawienie się w nim archiwalnych nagrań z PzKpfw III jako amerykańskim czołgiem ostrzeliwującym pozycje komunistów. Czasem też M-41 zamienia się „magicznie” w M-4.

Tank Force, 1958 – Brytyjskie Centuriony kontra „niemieckie” Centuriony, z niewielką domieszką czołgów Cromwell. Film rozgrywa się jednak w większości zdala od broni pancernej.

Szczęściarz Antoni, 1960 – On, ona i T-34. Wielką zaletą filmu jest sposób kręcenia ujęć wewnątrz wozu przez otwarte włazy, dzięki czemu widzowie mają okazję rzeczywistego zajrzenia do wnętrza czołgu. Daje to możliwość zweryfikowania wyobrażeń powstałych po obejrzeniu „4 pancernych”, szczególnie iż owi pancerni powinni poruszać się początkowo właśnie w podobnym pojeździe. Owszem, w kwestii realizmu można by się do tego i owego przyczepić, niemniej mamy tu do czynienia z komedią. Warto też zacytować filmowego sąsiada pana Antoniego: „Mężczyznom się czasem takie rzeczy udają”.

Bitwa o Ardeny (Battle of the Bulge), 1965 – Robert Shaw w doskonałej roli pułkownika Hesslera. Do tego M-47 jako niemieckie Tygrysy, M-24 jako Shermany (oba niezwykle przestronne) i ówczesna armia hiszpańska w roli statystów i dostarczyciela wyposażenia. Film nie nadaje się na lekcję historii, niemniej jest to jeden z klasyków światowego kina wojennego.

Na wojnie jak na wojnie (На войне как на войне), 1968 – Pod względem pokazanego sprzętu – klasyk nad klasyki, łącznie z Niemcami z AK-47 czy ładownicami do kb i pistoletem maszynowym w garści. Film koncentruje się zresztą raczej na charakterach i przeżyciach bohaterów niż na samej walce, której tu praktycznie nie zobaczymy, za to kamera bardzo często zagląda do przedziału bojowego działa samobieżnego Su-100.

Bitwa ostatniego Tygrysa (La Battaglia dell’ultimo panzer), 1969 – Niskiej jakości filmidło z szeroko stosowanym wyposażeniem ówczesnej armii hiszpańskiej w tle, z mundurami i bronią strzelecką włącznie. Tylko dla zagorzałych i zdesperowanych wielbicieli filmów zawierających pewną dozę smaru i pancerza.

Załoga pojazdu bojowego (Экипаж машины боевой), 1983 – Niemiecki as pancerny mierzy się z radzieckim asem pancernym. Wzrok jednak przykuwają niesamowicie niechlujnie wykonane adaptacje Pt-76 i T-55 na „niemieckie” czołgi, przebijające wszystko, co można zobaczyć w produkcjach wcześniejszych i późniejszych.

Czołg (Tank), 1984 – Sierżant Carey (James Garner) toczy prywatną wojnę z miejscowym szeryfem w obronie swego syna. Rozstrzygającym argumentem w owej dyspucie okazuje się czołg M-4 będący własnością żołnierza. Szczyt marzeń każdego zwolennika drugiej poprawki do konstytucji USA.

Bestia (The Beast), 1988 – Bezdroża Afganistanu, wściekli mudżahedini i zagubiony sowiecki czołg (w tej roli izraelski Tiran Ti-67) z psychopatycznym dowódcą torturującym wszystkich dookoła niego, z własną załogą włącznie (a nawet przede wszystkim). Specyficzny film dla specyficznego odbiorcy. No i nie zapominajmy o najważniejszym: Tank. RPG. Kaboom tank.

Tali-Ihantala 1944, 2007 Świetny kawałek fińskiego kina wojennego. Oryginalne Stug III, T-26 i T-34 różnych wersji, występujące w towarzystwie replik innych cięższych pojazdów, m.in. KW-1E. Sceny walki zrealizowano bardzo ciekawie, choć nie uniknięto wpadek. Mimo wszystko jest to film wart obejrzenia, choćby ze względu na pewną egzotyczność.

Liban (Lebanon, 2009) – Przegadany film antywojenny, rozgrywający się podczas inwazji Izraela na Liban w 1982 roku. W roli głównej załoga czołgu Sho’t, czyli izraelskiej wersji brytyjskiego Centuriona. Mrok, brud i przeżycia wewnętrzne załogantów filmowanych w powiększonej makiecie wnętrza pojazdu. Pozycja definitywnie nieobowiązkowa.

Biały Tygrys (Белый Тигр), 2012 – Masa wysiłku włożona w przygotowanie makiet spalonego radzieckiego sprzętu i ciekawe założenie stojące za budową głównego wątku. Niestety, cała sympatia ulatnia się po ujrzeniu tytułowego „Białego Tygrysa”, czyli fantazyjnie wykonanej makiety na podwoziu IS-2.

Święci i żołnierze: Ludzie nieważni (Saints and Soldiers: The Void), 2014 – Z jednej strony mamy dwie całkiem ładnie wyglądające repliki PzKpfw III, z drugiej dwa oryginalne amerykańskie niszczyciele czołgów M-18 Hellcat. Całość nakręcono jako niskobudżetowy film silący się na poruszanie tematu segregacji rasowej w armii USA. Większość rozmów głównych bohaterów odbywa się jednak obok, na i wewnątrz M-18, więc jeśli ktoś darzy uczuciem tego typu maszyny, ten film jest dla niego.

Furia (Fury, 2014) – Wszyscy znamy ten film, więc nie ma co tu o nim pisać.

Niezniszczalny (Несокрушимый, 2018) – Film luźno oparty na historii Siemiona Konowałowa. Tak luźno, że w 1942 roku na polu bitwy jeżdżą „PzKpfw IV” (atrapy na podwoziu T-54/55) z długolufowymi armatami i ekranami bocznymi, jak również T-34 z działami 85 mm – oba modele nie istniały jeszcze w 1942. Wóz Konowałowa jest za to czołgiem o pancerzu godnym pancernika i wnętrzem rozmiaru przeciętnego polskiego M-2. Film obejrzeć można, ale chyba tylko po to, by przekonać się, że mimo upływu lat w wojennej kinematografii propagandowej nie zmieniło się na Wschodzie nic.

Czołgi (Tanki, 2018) – Kolejny przykład współczesnej rosyjskiej mitologii, tym razem dotyczący narodzin T-34. Czołgi, szpiedzy, bandyci, dywersanci i romans w jednym. Historii nie ma tu jednak ani krztyny.

T-34, 2018 – Grupa jeńców porywa T-34 z poligonu i rozpoczyna swą prywatną wojnę z Niemcami. Stara treść w nowym wydaniu, czyli kolejna opowieść o bohaterskich Rosjanach i durnych Niemcach, tym razem jednak pokazana przy użyciu licznych efektów komputerowych, a czasem w zwolnionym tempie. Realizm? Brak.

Gdzie jeszcze warto zajrzeć:

5 KOMENTARZE

    • Owszem, jednak „Dana produkcja musi być skupiona na czołgach i ich załogach, część akcji rozgrywać się w ich wnętrzach…” 🙂 Każdy artykuł musi mieć jakieś ograniczenia.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!