Jednym z bardziej kontrowersyjnych zdarzeń, do jakich doszło w Wielkiej Brytanii po wybuchu II wojny światowej, jest sprawa szeroko zakrojonej eutanazji zwierząt domowych w 1939 roku. Prawda o tych wydarzeniach została jednak pogrzebana pod grubą warstwą mitów i przekłamań.

Konieczność uśmiercenia swego pupila, nieważne czy mowa tu o psie, kocie czy innym zwierzątku, jest bardzo trudnym przeżyciem. We wrześniu 1939 roku wielu Brytyjczyków zostało jednak zmuszonych do rozważenia takiej decyzji. Czy jednak usprawiedliwione jest określanie tych wydarzeń jako zwierzęcego „holocaustu”? Zanim pojawi się odpowiedź na to pytanie, warto spojrzeć na szersze tło tych wydarzeń. A jest na co patrzeć.

„To możesz być Ty!” Brytyjski plakat z czasów wojny (il. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. IWM Art.IWM PST 8234, IWM Non-Commercial Licence)

Szybkie spojrzenie w kalendarz

Pierwsza kwestia, na którą trzeba zwrócić uwagę, to dość podstawowy fakt: rok 1939 to nie 1940. I nie, to stwierdzenie nie jest pomyłką ani dowodem na szaleństwo autora tego artykułu. To naprawdę ważna sprawa, mająca daleko idące implikacje dla opisywanego zagadnienia.

Myśląc o „bitwie o Anglię”, niejako automatycznie zwracamy się ku pewnemu wykreowanemu przez propagandę obrazowi brytyjskiego społeczeństwa. Jest on nam serwowany na wiele sposobów i różnymi kanałami, niemniej jest on spójny i zwarty. Jego ucieleśnieniem są takie hasła jak: „Keep calm and carry on” czy „London can take it!”.

Ten duch Blitzu, „Blitz spirit”, mit o Brytyjczykach zdolnych do zniesienia wszystkich przeciwieństw losu, narodził się jednak w 1940 roku pod niemieckimi bombami, kiedy to niezbadane, tajemnicze i przerażające niebezpieczeństwo nalotów Luftwaffe w końcu się zmaterializowało. Nieznane stało się znanym, więc można było sobie z nim jakoś poradzić.

W 1939 roku brytyjskie społeczeństwo było jednak dalekie od takiego ponurego stoicyzmu z lata 1940 roku. W umysłach rządziły strach i niepewność jutra, podsycane przez rozmaite wizje zagłady i nie zawsze roztropne decyzje rządu.

Wrzesień niepewności

Dla przeciętnego Brytyjczyka wojna rozpoczęła się 3 września 1939 roku o godzinie 11.15, kiedy to w BBC wystąpił ówczesny premier Neville Chamberlain i przekazał narodowi niewesołe wieści o przystąpieniu ich kraju do walki z Hitlerem. Oznaczało to początek potężnych zmian w funkcjonowaniu całego państwa, jednak niektóre rozwiązania przewidziane na wypadek konfliktu zbrojnego wprowadzono w życie znacznie wcześniej.

Jednym z największych wstrząsów, jakich doświadczyło brytyjskie społeczeństwo w związku z kolejną wojną światową, były masowe i przymusowe przemieszczenia ludności z terenów uważanych za zagrożone. Ocenia się, że pomiędzy końcem czerwca a pierwszym tygodniem września 1939 roku przesiedlono pomiędzy 3 500 000 a 3 750 000 mężczyzn, kobiet i dzieci.

To, co miało być planową i zorganizowaną ewakuacją, bardzo szybko zmieniło się w coś na kształt ledwo maskowanego chaosu, pogłębionego przez samorzutną reewakuację wielu ewakuowanych. Szczególnie godny ubolewania okazał się los dzieci, rozdzielanych pomiędzy rodziny mające zapewniać im opiekę w warunkach przypominających targi niewolników, co – w połączeniu z trudnymi warunkami życia – przyczyniało się do lawinowego wzrostu problemów psychologicznych w tej grupie.

Dzieci ewakuowane z Londynu na zachód kraju (fot. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. IWM HU 36871, IWM Non-Commercial Licence)

Przemieszczenia te stanowiły co prawda największy, ale nie jedyny element trudności zrzuconych na brytyjskie głowy przez wybuch wojny. Wprowadzenie zaciemnienia przyczyniło się do lawinowego wzrostu każdego rodzaju wypadków, od śmiertelnych kolizji drogowych po niewielkie urazy wywołane choćby niespodziewanym zderzeniem pieszego z drzewem. W całym kraju internowano mieszkańców państw „wrogich”, polowano także na agentów i sabotażystów. Powoli wprowadzano również system racjonowania określonych towarów, począwszy od benzyny.

Czekając na bomby

Jedną z największych niewiadomych zatruwających umysły zarówno zwykłych ludzi, jak i rządzących Wielką Brytanią, była siła i skala przewidywanych niemieckich nalotów. Opierając się na znacznie przesadzonych relacjach z czasów hiszpańskiej wojny domowej, spodziewano się potężnych ataków lotnictwa bombowego wywołujących znaczne straty w infrastrukturze i powodujących wiele strat wśród ludności cywilnej. Jeszcze w 1937 roku Imperial Defence Commitee założył, że bombardowania Wielkiej Brytanii mogą skutkować 1 800 000 ofiar, a w celu zapewnienia rannym podstawowej opieki medycznej należy zarezerwować 2 800 000 łóżek szpitalnych. Co więcej, na jedną osobę fizycznie ranną miały przypadać trzy, które postradają zmysły na skutek okropności związanych z nalotami.

Punkt udzielania pierwszej pomocy w schronie przeciwlotniczym (fot. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. IWM D 1636, IWM Non-Commercial Licence)

Te wyliczenia, przetworzone przez szereg urzędów i biur, miały swe przełożenie na wrześniową rzeczywistość. Drukowano miliony niezbędnych formularzy pogrzebowych i zamawiano niezliczone ilości trumien. Popyt na rynku drewna znacznie przekroczył podaż, więc wiele z nich wykonano z tektury.

Chcąc przygotować niezbędne miejsca dla rannych, masowo zwalniano więźniów obwinionych o pomniejsze przestępstwa, jak również opróżniano szpitale, usuwając z nich m.in. pacjentów onkologicznych czekających na operacje, skazując wielu z nich na powolną śmierć. Co gorsza, niekiedy wypisywano do domu ludzi przykutych do łóżek i wymagających całodobowej opieki, by przekonać się, że ich rodziny zostały ewakuowane.

Jaki więc wniosek wypływa ze wszystkich powyższych faktów i zdarzeń? Wrzesień 1939 roku był dla Brytyjczyków przede wszystkim czasem chaosu i niepewności. I to na tym tle powinno się oceniać pewne decyzje dotyczące zwierząt domowych podejmowane w Wielkiej Brytanii w tym czasie.

We wrześniu 1939 r. trudno było w Wielkiej Brytanii o optymizm prezentowany przez funkcjonariusza na tym zdjęciu (fot. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. IWM D 5943, IWM Non-Commercial Licence)

Wielki problem małych zwierząt

Dziewczynka ewakuowana na wieś z jej psem w plecaku, 1940 r. (fot. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. IWM FX 12765, IWM Non-Commercial Licence)

Ile zwierząt posiadali Brytyjczycy w przededniu II wojny światowej? Przyjmuje się, że było to między 6 a 7 milionów psów i kotów, 56 milionów sztuk drobiu i ponad 37 milionów innych zwierząt mieszkających i pracujących na farmach. W samym tzw. Wielkim Londynie znajdowało się ok. 40 000 koni, 9 000 sztuk bydła, 6 000 owiec, 18 000 świń, 400 000 psów i 1 500 000 kotów.

Wiele z tych zwierząt było niezbędnych dla brytyjskiego wysiłku wojennego jako siła pociągowa lub źródło mięsa, skór czy futer, niemniej pojawiły się pewne obawy związane z domowymi czy podwórkowymi pupilami, przede wszystkim psami i kotami. Czy brytyjska gospodarka wojenna może sobie pozwolić na żywienie i leczenie zwierząt, z których istnienia nie ma zasadniczo żadnych ekonomicznych korzyści? Czy narażanie zwierząt na cierpienia jest moralne i etyczne? To najważniejsze chyba pytania, jakie można było postawić we wrześniu 1939 roku w odniesieniu do tej sprawy.

Oficjalną i urzędową wskazówką dla wszystkich posiadaczy psów i kotów (acz nie tylko) stała się broszura „Air Raid Precautions for Animals”, licząca sobie skromne 29 stron. Jej lwią część zajmuje opis obrażeń, jakie może wywołać u zwierząt użycie bomb burzących, zapalających i gazowych. Na jej końcu znajdziemy również opis niewielkiego urządzenia służącego do szybkiego uśmiercania dużych rannych zwierząt, takich jak konie, krowy czy owce.

Nic, co zawarto w owej broszurze, nie wykraczało poza zwykłe procedury, jakich moglibyśmy się spodziewać w takiej pracy. Ot, chroń swoje zwierzęta najlepiej, jak możesz, a jeśli zostaną ranne w stopniu wykluczającym powrót do zdrowia, skróć ich męczarnie. Do wyobraźni ówczesnych mieszkańców miast (i dzisiejszych internautów) najbardziej przemawiają jednak fragmenty odnoszące się do psów i kotów.

Wbrew pozorom, ani sama broszura, ani rząd brytyjski jako taki nie zmuszał nikogo do masowej eksterminacji zwierząt domowych. Całą sprawę przedstawiono w bardzo racjonalny i wyważony sposób, rzecz jasna biorąc pod uwagę warunki wojenne. Całość można by ująć tak: jeśli chcesz nadal mieć swe zwierzę, musisz o nie dbać.

Domowe ptaszki w wózku przeciwgazowym. Obrót kół powodowanie powietrza do środka (fot. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. IWM HU 36123, IWM Non-Commercial Licence)

Rodziło to pewne komplikacje i wydatki związane z koniecznością zabezpieczenia zwierzęcia przed skutkami działania gazów bojowych (maski lub gazoszczelne budy) czy zapewnienia odpowiedniego schronienia przed bombami zapalającymi i burzącymi (zwierząt nie wpuszczano do publicznych schronów). Dodatkowo w warunkach wojennych pewnym wyzwaniem mogło być odpowiednie wyżywienie pupila.

Zalecano, by w razie niemożności zapewnienia odpowiedniej opieki, oddać takie zwierzę do schroniska lub też wysłać do znajomych na wieś. Jeśli jednak żadne ze wspomnianych rozwiązań nie wchodziło w grę, właściciele „powinni się zastanowić” nad zabiciem, czy raczej „zniszczeniem” zwierzęcia. Dopiero w razie zaistnienia stanu wyższej konieczności (np. znaczna liczba zagazowanych zwierząt) władze mogły nakazać przymusową eksterminację.

Czy doszło do zwierzęcego „holocaustu”?

Przyjmuje się, że we wrześniu 1939 roku zgładzono w Wielkiej Brytanii ok. 400 000 zwierząt domowych. Palenie ich zwłok okazało się dosyć kłopotliwe ze względu na ich ilość i przepisy dotyczące zaciemnienia, stąd też wiele z nich po prostu zakopano. Dalsze tysiące podrzucono różnym organizacjom zajmującym się opieką nad zwierzętami.

Biorąc pod uwagę przedstawione wyżej okoliczności, jak i liczebność psów i kotów w Wielkiej Brytanii, nie można, moim zdaniem, zgodzić się z używaniem takich terminów jak zwierzęcy holocaust (pet holocaust) czy masakra zwierząt (pet massacre) przez dzisiejszych publicystów czy historyków. To, co stało się we wrześniu 1939 roku, było świadomą decyzją tysięcy właścicieli zwierząt, którzy w obliczu nadciągającej wojny nie chcieli lub też nie mogli dalej opiekować się swymi psami czy kotami.

Na marginesie powyższych rozważań warto – skrótowo – wspomnieć o jeszcze jednej opcji wybieranej przez niektórych właścicieli, czyli wyrzucenie zwierząt z domu. Te, które wykazały wystarczająco wiele umiejętności, zdolne były do przetrwania w miastach, tworząc z czasem dzikie stada buszujące wśród gruzów w poszukiwaniu żywności. Wśród londyńczyków krążyły także opowieści o ludziach odławiających niektóre gatunki kotów (lub wprost kradnących je właścicielom) w celu pozyskania i sprzedania ich futer oraz produkcji mięsnych ciasteczek.

Podsumowanie

Historia o „masakrze” jest zaledwie jedną z wielu mniej znanych, acz interesujących opowieści dotyczących Wielkiej Brytanii w II wojnie światowej. W ciekawy sposób łączą się tu elementy ekonomii, polityki wewnętrznej i ludzkiej psychiki, tworząc dosyć złożoną plątaninę decyzyjną w sprawie zachowania – lub nie – swojego psa, kota czy innego domowego zwierzątka.

Jednego jednak nie ma w tej historii – wątku sensacyjnego, tak pożądanego przez niektórych autorów. Takiego zresztą być tu nie może. Całą sprawę dotyczącą zwierząt domowych załatwiano jawnie, kładąc, przepraszam za kolokwializm, „kawę na ławę”. Każdy został poinformowany za pomocą wspomnianej broszury o potencjalnych trudnościach i niebezpieczeństwach grożących zwierzętom, a ostateczna decyzja zależała od ich właścicieli.

Bibliografia

  • R.P. for Animals, „Nature”, 144, 16 września 1939 [dostęp: 17 października 2021], s. 503–504, <https://www.nature.com/articles/144503b0>.
  • Nick Black, The Battle of Barking Creek, „Epoch Magazine”, Issue 01 (September 2020) [dostęp: 17 października 2021], <https://www.epoch-magazine.com/blackbattleofbarkingcreek>.
  • Angus Calder, The People’s War. Britain 1939–1945, Pimlico, London 2008.
  • Chamberlain announces Britain is at war with Germany. 3 September 1939, [w:] „History of the BBC”, [dostęp: 17 października 2021], <https://www.bbc.com/historyofthebbc/anniversaries/september/war-announced/>.
  • Terry Charman, Outbreak 1939. The World Goes to War, Virgin Books, London 2009.
  • Juliet Gardiner, Wartime Britain 1939–1945, Headline Book Publishing, London 2005.
  • Stuart Hylton, Careless talk. The Hidden History of the Home Front 1939–45, The History Press, Stroud 2010.
  • Hilda Kean, The Dog and Cat Massacre of September 1939 and the People’s War, „European Review of History: Revue europeenne d’histoire”, vol. 22 (2015), issue 5, s. 741–756.
  • Abbey Perreault, England’s Forgotten Pet Massacre of 1939, [w:] Atlas Obscura, 28 sierpnia 2018 [dostęp: 17 października 2021].

1 KOMENTARZ

  1. Kot domowy nie dzieli się na gatunki, jedynie na rasy.
    Liczba psów i kotów wydają się bardzo niska – czy dotyczy to tylko zwierząt towarzyszących lub w miastach? Byłoby to cokolwiek dziwne, gdyby wieś zrezygnowąła z jednego z najtańszych sposobów walki z gryzoniami i ptactwem, tj. kotów.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!