Wielkopolscy organicznicy stawiani są za wzór cierpliwej pracy prowadzonej dla dobra wspólnego i przeciwstawianej zbrojnym wystąpieniom. Z pewnością przyniosła lepsze rezultaty, choć trzeba było na nie czekać całymi latami. Jednak wielu z tych działaczy miało w swym życiorysie także epizody wojenne.

Przykłady potwierdzające tę tezę można odnaleźć m.in. wśród członków Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk utworzonego w Poznaniu na początku 1857 roku. Stanowiło ono namiastkę ośrodka naukowego, uniwersytetu, na którego utworzenie władze pruskie nie wyrażały zgody. Dzięki zaangażowaniu osób należących do Towarzystwa powstała w Prowincji Poznańskiej ważna polska instytucja, w ramach której rozwijała się biblioteka i muzeum z bogatymi zbiorami archeologicznymi, numizmatycznymi, przyrodniczymi oraz kolekcją malarstwa. Zanim jednak obrano tę drogę, stoczono niejedną bitwę i odniesiono niejedną ranę.

Do wojska ze szkolnych i uniwersyteckich ław

Władysław Bentkowski, poseł na sejm (ze zbiorów PTPN, sygn. F 17/2)

W biografiach członków Towarzystwa epizody związane z udziałem w powstaniu lub wojnie pojawiają się nieraz bardzo wcześnie, bo już w okresie nastoletnim. Warszawianin Władysław Bentkowski wstąpił do gwardii honorowej przy dyktatorze Józefie Chłopickim jako trzynastolatek, a w przyszłości dzielić miał czas pomiędzy wojaczkę oraz dziennikarstwo i politykę. Ten późniejszy poseł, walczący na mównicy sejmowej w Berlinie o wystawienie pomnika Adama Mickiewicza w Poznaniu, towarzyszył Chłopickiemu pod Grochowem, a z bronią w ręku wystąpił w bitwie o Warszawę stoczonej 7 i 8 września 1831 roku.

Podobnie niespokojnym za młodu duchem, choć nieco starszym od Bentkowskiego, był Franciszek Ksawery Malinowski, przyszły badacz języków słowiańskich, proboszcz z podpoznańskich Komornik i jeden z założycieli Towarzystwa. Stawiając dopiero pierwsze kroki w pelplińskim seminarium, na wieści ze stolicy nie wahał się przyłączyć do powstańczych oddziałów. Rwącego się do walki młodzieńca, który wyuczył się już musztry, nie zamierzano jednak rzucać na pierwszą linię, tłumacząc mu, że „w biurze potrzebniejszy niźli w boju, że słabowity jego organizm nie zdolen znosić wojennych mozołów, że wreszcie równie zaszczytnie piórem jak szablą, służyć ojczyźnie”. Powierzono mu ostatecznie kontrole wojskowe oraz dozór nad kancelarią. Podczas wycofywania się oddziału spod Łowicza Malinowski poważnie zachorował. Pozostawiony przez żołnierzy, pieszo z wielkim trudem dostał się do miasta, gdzie znajdował się lazaret wojskowy. Dotarłszy na miejsce „padł na ulicy bez przytomności. Przebudziwszy się, spostrzegł, że siedzi w lazarecie na tapczanie, a cyrulik z obu rąk puszcza mu krew czarną”.

U będącego wówczas w prymie w gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu 20-letniego Teofila Mateckiego, przyszłego lekarza, „odgłos trąbki bojowej [również] budził uczucia patryotyczne” – zwłaszcza gdy wraz z pozostałymi uczniami obserwował mobilizację wśród starszych. Na pole walki wyruszył po Bożym Narodzeniu, a zaraz za nim podążył jego kolega, późniejszy szwagier, filozof, poseł, publicysta i prezes PTPN, 23-letni Karol Libelt, którego nie powstrzymały nawet „widoki osobiste rysującej się przed nim świetnej karyery”. Wspólnie służyli w 6 kompanii artylerii pieszej. Po starciach, m.in. pod Grochowem i Ostrołęką, u schyłku „dramatu wojennego, szef sztabu głównego dekretem z Modlina dnia 14 września 1831 powiadamia Mateckiego, że naczelny wódz siły zbrojnej narodowej »zaszczycił go ozdobą krzyża wojskowego srebrnego«”. Za udział w powstaniu odznaczono także podoficera Libelta.

Wojciech Kossak, „Olszynka Grochowska”, 1928 r. (ze zbiorów Muzeum Wojska Polskiego)

Z rodziną do powstania

Zbrojna walka o niepodległość miała jednak dla rodziny tragiczny finał. W 1831 roku bracia wzięli udział w wyprawie na Litwę. Seweryn został ciężko ranny, a Ignacy, początkujący przyrodnik, stracił życie podczas ataku na Szawle. Szczegóły tego wydarzenia były nieznane, a bliscy przez lata wierzyli, że zaginiony wróci do domu, stąd uwzględniano go przy kolejnych podziałach majątku. Wysyłano nawet ludzi na Litwę i do Rosji, by go odnaleźć, jednak bez rezultatu.

Ignacy Mielżyński (il. J. Straszewicz, „Les Polonais et les Polonaises de la révolution du 29 novembre 1830”, Paris 1832)

Wśród walczących w szeregach powstańców znalazła się liczna grupa młodych reprezentantów wielkopolskiego ziemiaństwa. Do walki stanęli m.in. trzej bracia Mielżyńscy, zaangażowani już wcześniej w konspirację: Maciej, Ignacy oraz najmłodszy Seweryn, któremu Towarzystwo zawdzięcza nie tylko kolekcję malarstwa, ale i stałą siedzibę przy ulicy dzisiaj noszącej jego imię. Zaciągnęli się do jazdy poznańskiej, jako zwykli ochotnicy. O jednym z nich pisano: „Zawód wojskowy odpowiadał […] usposobieniu [Macieja]. Odważny i śmiały, przytem roztropny i stanowczy w działaniu, zjednał sobie wkrótce zaufanie przełożonych i wyrobił reputacyę dzielnego oficera”.

Obok Mielżyńskich do Królestwa podążyli właściciele Kórnika, Celestyna i Tytus Działyńscy. Współtwórca Towarzystwa i jego drugi prezes, a także założyciel Biblioteki Kórnickiej, ruszył do walki już w grudniu 1830 roku, zaraz po pierwszych wiadomościach o wydarzeniach w Królestwie. Jako jeden z pierwszych Wielkopolan dotarł do Warszawy i od razu rozpoczął tworzenie oddziału w skład którego weszli ochotnicy z Wielkopolski, m.in. jego szwagier, Bernard Potocki. Wkrótce Celestyna dołączyła do męża i wraz ze szwagierką, Klaudyną Potocką, zaangażowała się w organizację zaplecza medycznego, przy okazji rodząc w Warszawie córkę, Jadwigę. Tytus został przeniesiony z pola walki do sztabu wodza naczelnego i mianowany szefem wywiadu, jednak brak profesjonalnego przygotowania sprawił, że wyniki jego pracy, choć podejmowanej z zapałem, były mizerne. Sprawdzał się natomiast w boju, za co odznaczono go orderem Virtuti Militari.

Rodzinną powstańczą tradycję kontynuował ich syn, Jan. W 1848 roku zaciągnął się do szwadronu kawalerii organizowanego przez ojca, który przyjmował zapisy i wyposażał w mundury ochotników w swoim poznańskim pałacu. Jednak z obozu pod Książem Jan wyruszył nie do walki, ale z powrotem do Poznania – w ostatnim momencie przed bitwą opuścił obóz wraz z ojcem, by doręczyć gen. Wilhelmowi Willisenowi tekst konwencji jarosławieckiej podpisany przez powstańczy Komitet Narodowy i pruskie władze. Wobec postanowień konwencji, zgodnie z którą należało m.in. ograniczyć liczbę ochotników w obozach do 3 tys., Tytus zrezygnował z walki. Jan jednak nie chciał pójść w ślady ojca. Zatroskana matka pisała: „W ostatnich czasach, kiedy już wszystko źle szło, Jaś chciał koniecznie choć z drugimi zginąć i bić się do ostatka”. Na szczęście do realizacji tego scenariusza nie doszło, a 19-letni wówczas Jan powrócił do szkoły i w następnym roku zdał maturę.

W szeregach regularnej armii

Tytus Działyński w mundurze wojska polskiego z czasów powstania listopadowego, malarz nieznany, ok. 1831 r. (ze zbiorów PAN Biblioteki Kórnickiej, sygn. MK 3320)

Przyszli członkowie Towarzystwa nie omijali też szeregów regularnej armii zaborczej i wstępowali do wojska na ochotnika. Pozostając pod wpływem literatury romantycznej, marzyli o przyszłym powstaniu, do którego zamierzali się dobrze przygotować. A lepszego sposobu, niż wstąpienie do obozu wroga, nie było.

Taką właśnie drogę obrał wspomniany już Władysław Bentkowski: „czując, że może nadejść chwila, w której będzie potrzebnym, postanowił kształcić się praktycznie na żołnierza”. Po otrzymaniu pruskiego obywatelstwa w 1843 roku wstąpił do artylerii, co wymagało wytrwałości. Miał wówczas już 26 lat, nie był zatem młody jak na ochotnika. Lekarze i oficerowie mieli wątpliwości, ale ostatecznie „ujął [ich] sobie ochotą swoją, rozumem i fantazyą”. Wkrótce dzięki „bajecznej obowiązkowości” został mianowany podporucznikiem. Kolejne dwa lata spędził w szkole artylerii w Berlinie, a pobyt zakończył świetnym egzaminem na porucznika. W 1848 roku złożył dymisję, co było spowodowane wydarzeniami Wiosny Ludów w Wielkopolsce. „Powziął przekonanie, że po zerwaniu umowy w Jarosławiu [Jarosławcu] zawartej, po krwawych zajściach w Miłosławiu, Księżu [Książu], Wrześni i innych rozlicznych gwałtach […] sumiennie nadal jako Polak w wojsku pozostać nie może”.

Rok po ustąpieniu Bentkowskiego, a w miesiąc po zdaniu przez siebie matury, przygodę z wojskiem rozpoczął Jan Działyński. Miał ambicje, by zdobyć stopień oficerski oraz inżynierski w szkole wojskowej w Berlinie. „Jeżeli wytrwam do końca to będzie Polska miała kiedyś na usługi oficera artylerii czy inżynierii, jak w Prusiech drugiego prawie nie znajdzie. […] Czyn!!! – myśl życia całego”. Poddał się intensywnym ćwiczeniom, brał udział w kopaniu rowów strzeleckich, forsownych marszach z pełnym oporządzeniem itp. Przy okazji obserwował stosunki panujące w mijanych wsiach i miasteczkach i dochodził przy tym do ważnych wniosków:

Synowie i córki chłopów niemieckich niezawodnie więcej mają wiadomości szkolnych jak nasze dzieci, na których wychowanie niczego się nie szczędzi […]. Niemcy nas zjedzą materialnie i moralnie, jeżeli w naszym narodzie nie powstanie raptem cud i jeżeli ludzie ogromnym wysiłkiem nie chwycą do łożenia wszystkiego na wychowanie dzieci swoich i w ogóle przyszłego pokolenia.

Służba szła po myśli Jana do czasu. Jego plany pokrzyżowała znaleziona w jednym z żołnierskich plecaków książka pt. „O prawdach żywotnych narodu polskiego”. Uznano, że publikacja należała do Działyńskiego, który swoje książki trzymał w koszarach i wypożyczał zainteresowanym. Choć nie znaleziono dowodów, że była to jego własność, postanowiono o usunięciu go ze służby. Nie bez znaczenia była również postawa jego ojca wobec pruskich władz. Jan podjął jeszcze próbę powrotu do służby wojskowej i wykorzystując znajomość z generał-majorem Bogusławem Radziwiłłem, dostał się do konnej artylerii gwardii w Berlinie, ostatecznie jednak musiał zrezygnować z dalszej kariery, czego bardzo żałował.

Józef Zajączkowski. „Pogrzeb ofiar z roku 1848”

Poza granicami kraju

Po ustąpieniu z wojska pruskiego Bentkowski został publicystą w jednej z poznańskich gazet. Nie za długo jednak wytrwał w tej roli: „w przekonaniu, że gdzie jest zawiązek polskiego wojska, tam mu powinność jako Polakowi i fachowemu żołnierzowi być nakazuje, pożegnał się ze wszystkimi tutaj przyjaciółmi”. Już w 1849 roku zgłosił się ponownie w szeregi wojska, tyle że nie pruskiego. Wziął udział w wydarzeniach węgierskiej Wiosny Ludów. W utworzonym tam legionie polskim wykorzystał umiejętności zdobyte podczas służby w artylerii pruskiej. „Dowodził tutaj bateryą, w stopniu kapitana, później majora; bił się pod Isaszeg, Szegedynem i Temeszwarem. Podczas odwrotu na Orsowę […] osłaniał ze swą bateryą do ostatka cofające się wojsko węgierskie. »Raczej dam się zabić, aniżeli odejdę bez rozkazu«”.

Wiosna Ludów na Węgrzech, podobnie jak w Wielkopolsce, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Powstańcy ostatecznie wycofali się na terytorium Imperium Osmańskiego. Po przekroczeniu granicy Bentkowski wraz z innymi został internowany przez Turków. Po zwolnieniu próbował przepłynąć przez Morze Śródziemne, lecz statek, którym płynął, rozbił się, wyrzucając rozbitków na jedną z wysp. Ostatecznie przybył do Marsylii, a stamtąd, po krótkim pobycie w Paryżu, powrócił wreszcie do Poznania.

Josefa Lanzedelly, „Bitwa pod Temeszwarem” (ze zbiorów Brown University Library)

W późniejszych latach „starał się usilnie o to, aby stłumić wszelkie podniety do wybuchów i gwałtownych wstrząśnień, tak jak w ogóle zawsze swoim rodakom zalecał spokój i powolną a cichą pracę”. Mimo to na wieść o walkach w 1863 roku złożył mandat poselski, który piastował przez 11 lat, i ponownie ruszył do walki. Pozostawił po sobie pamiętnik, który „jest jednym z niewielu dowodów znajomości rzemiosła wojskowego u ludzi roku 1863. Przypomina on raczej świetną literaturę wojskową z r. 1831”.

Nie tylko walka zbrojna

Wyrazem poparcia dla powstańczych idei było nie tylko wstąpienie w szeregi walczących. Dla powodzenia sprawy wykorzystywano wykształcenie, dotychczasowe doświadczenie, w tym i polityczne umiejętności. Nie bez znaczenia była również pozycja społeczna, pozwalająca na dotarcie do większej grupy osób mogących wesprzeć przedsięwzięcie, jak i na udzielenie znacznej pomocy finansowej.

Doświadczeni w walce zbrojnej Libelt i Matecki zaangażowali się w konspirację lat 40. XIX wieku, choć ten drugi „uczynił to […] bardziej z poczucia koleżeńskiej solidarności”. Po wykryciu spisku w 1846 roku obaj trafili do więzienia, z którego wyciągnęły ich wydarzenia 1848 roku. Libelta włączono do Komisji Reorganizacji Prowincji poznańskiego Komitetu Narodowego. Przewidywano, że w nowym samorządzie obejmie szkolnictwo. Zajmował się dyplomacją, uczestniczył w niełatwych rozmowach z gen. Willisenem.

Libelt jako pierwszy złożył podpis, choć niechętnie, pod ugodą jarosławiecką, za co spotkały go oskarżenia o zdradę. Żałował tego kroku. Wraz z Walentym Stefańskim ogłosił publicznie, „że mimo woli swojej zdradzili sprawę ziomków swoich zawierając konwencję […], albowiem zamiast obiecanych i zręcznych swobód, najhaniebniejszą niewolę na lud polski ściągnęli”. Początkowo chciał uniknąć rozlewu krwi, ostatecznie poparł rwących się do walki, nie stanął jednak na polu bitwy z bronią w ręku, ale chwycił za pióro.

Jan Działyński w stroju szlacheckim; obraz Teofila Kwiatkowskiego z 1884 na podstawie portretu z Leona Kaplińskiego z 1864 r. (ze zbiorów PAN Biblioteki Kórnickiej, sygn. MK 3310)

Matecki przygotowywał zaplecze medyczne. Wypisywał recepty na leki, których wielkie ilości magazynowano, by po wybuchu walk rozdzielić zapasy pomiędzy szpitale polowe. Przystąpił do organizowania lazaretów oraz regularnej służby lekarskiej, w czym dopomagała mu żona, Apolonia. Poświęcenie to docenił także przeciwnik, odnotowując, „iż opieka w lazaretach polskich nad rannymi obu stron była ze wszech miar ludzką, umiejętną i troskliwą”. Kilkanaście lat później Mateccy ponownie nieśli pomoc rannym, tym razem powstańcom styczniowym, zakładając szpitale nad granicą z Królestwem Polskim.

Walczącym w powstaniu styczniowym udzielił wsparcia także Jan Działyński. W poznańskim pałacu utworzył komitet, którego celem było gromadzenie broni i odzieży, formowanie i wyposażanie oddziałów oraz przerzucanie ich przez granicę. Na realizację przeznaczał nie tylko swoje pieniądze. Załatwiał transport, a w majątku udzielał noclegów. Kolejne rewizje władz w pałacu nie przynosiły rezultatów aż do 28 kwietnia, gdy odnaleziono dokumenty komitetu. Nastąpiły aresztowania. Jan, jeszcze zanim uchylono mu poselski immunitet, przedostał się do Królestwa Polskiego, gdzie stanął do służby jako prosty żołnierz, kosynier w oddziale Edmunda Taczanowskiego. Wkrótce udał się do Paryża, skąd w dalszym ciągu zabiegał o pieniądze, broń i ludzi. Z własnej kieszeni pomagał oficerom i żołnierzom oczekującym na dobry moment na przerzut do kraju, pomagał bezdomnym powstańcom. W końcu jednak, w obliczu klęski powstania, i on musiał się poddać.

Za działalność konspiracyjną czy udział w powstaniu należało odpokutować kilkumiesięcznym więzieniem, kilkuletnią emigracją i odcięciem od pozostawionych w kraju prac publicznych, przejęciem majątku przez zaborcę albo trudnościami w życiu codziennym, np. niemożnością znalezienia pracy To jednak nie jedyne skutki. Bolesne doświadczenia kolejnych nieudanych powstań zmuszały ich uczestników do szukania innej drogi, która pozwoliłaby nie tyle na odzyskanie niepodległości, ile na przygotowanie się na długie jej oczekiwanie. Wielu, choć zwróciło się ku działaniom legalnym, nie odmawiało jednak wsparcia kolejnym zbrojnym wystąpieniom.

Bibliografia

  • Władysław Bentkowski, Notatki osobiste Władysława Bentkowskiego z roku 1863, nakł. Centralnego Biura Wydawnictw N.K.N., Kraków 1916.
  • Piotr Daszkiewicz, Zoologiczne prace Ignacego Mielżyńskiego (1801–1831). Przyczynek do biogramu, „Analecta”, r. 26 (2017), z. 1.
  • Zdzisław Grot, Matecki Teodor Teofil, [w:] PSB, t. 20.
  • Tenże, Życie i działalność Karola Libelta, PWN, Warszawa–Poznań 1977.
  • Piotr Klemens Kantecki, Fr. Ksaw. Malinowski. Szkic biograficzny, Nakładem Księgarni W. Hoppego, Drohobycz 1873.
  • Ireneusz Marchwicki, Teofil Matecki. Rozprawa na stopień doktora medycyny w Uniwersytecie Poznańskim, Poznań 1934.
  • Marceli Motty, Przechadzki po mieście, t. 1, PIW, Warszaw 1957.
  • Stanisław Kazimierz Potocki, Barbara Wysocka, Tytus Działyński 1796–1861, PAN Biblioteka Kórnicka, Kórnik 2014.
  • Andrzej Wojtkowski, Historia Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, Czcionkami Drukarni Uniwersytetu Poznańskiego, Poznań 1928.
  • Andrzej Mężyński, Jan Działyński 1829–1880. Ostatni z rodu, Biblioteka Kórnicka, Kórnik 2002.
  • Henryk Szuman, Rys życia i działalności Karola Libelta. Wspomnienie pośmiertne na rocznicę śmierci jego, Nakładem Dziennika Poznańskiego, Poznań 1876.
  • Ignacy Zielewicz, Teofil Matecki. Wspomnienie pośmiertne, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Poznań 1891.
Alina Kucharska
Ukończyła studia na Wydziale Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie historii uzyskała na podstawie pracy pt. „Poznań w cieniu Wielkiej Wojny. Żałoba i upamiętnienie poległych na frontach 1914–1918”. Jest autorką tekstów naukowych i popularnonaukowych dotyczących nie tylko I wojny światowej, ale także XIX wieku, m.in. historii Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i jego członków. Artykuły publikowała m.in. w „Kronice Miasta Poznania”, „Wielkopolskim Powstańcu. Roczniku Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego”, „Przeglądzie Wielkopolskim”, w serwisie popularnonaukowym historiaposzukaj.pl i in. Pracowała w kilku poznańskich muzeach jako edukatorka oraz w Bibliotece Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Obecnie jest zatrudniona w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu. Można ją także spotkać na ulicach miasta, jest bowiem licencjonowanym przewodnikiem PTTK po Poznaniu. Na Instagramie prowadzi profil „Poznańczyk pierwszowojenny”.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!