Historia Pomorza Gdańskiego w XX wieku to fascynująca i wciągająca opowieść, do dziś czekająca na pełne opisanie. Jednym z najciekawszych wątków jest sprawa połączenia Pomorza z Polską w 1920 roku – procesu pełnego rozczarowań i niepokojów.

Obecnie obowiązująca narracja dotycząca odzyskania niepodległości przez Polskę po I wojnie światowej układana jest zazwyczaj w bardzo prosty sposób. Początkiem jest owe 123 lat niewoli, potem 1918, Piłsudski, powstania, a na koniec „cud nad Wisłą” jako dowód na siłę i sprawność młodego państwa. Rzadko kiedy ktoś odważy się popsuć ten ładnie brzmiący łańcuszek informacjami dotyczącymi chaosu towarzyszącego sklejaniu nowego państwa z fragmentów trzech innych mocarstw.

Jak Pomorze trafiło do Polski?

28 czerwca 1919 roku podpisano Traktat Wersalski kończący Wielką Wojnę. Dokument ten regulował wiele kwestii dotyczących powojennego wyglądu Europy (i świata), włączając w to granice Polski i polskiego Pomorza. Z powodów proceduralnych i długiego czasu ratyfikacji jego postanowienia stały się obowiązujące dopiero 10 stycznia 1920 roku.

Dla Polaków mieszkających na Pomorzu okres między czerwcem 1919 a styczniem–lutym 1920 roku był okresem pełnym niepewności i szykan. Ostatecznie, proces zajmowania Pomorza Gdańskiego przez Wojsko Polskie rozpoczął się 17 stycznia 1920 roku. Z wyjątkiem niewielkiego incydentu zbrojnego na samym początku operacji, całość przebiegła bez większych zakłóceń.

Zaślubiny Polski z morzem, obraz autorstwa Wojciecha Kossaka (il. domena publiczna)

10 lutego 1920 roku proces przejmowania Pomorza dobiegł końca, a polscy Pomorzanie mogli już w pełni cieszyć się z powrotu do tzw. „macierzy”. Włączenie Pomorza Gdańskiego do II RP okazało się początkiem, a nie końcem problemów polskich mieszkańców tego rejonu. Żeby zrozumieć choć w części przyczyny tego stanu rzeczy, trzeba cofnąć się parę lat wstecz, do czasów pierwszej wojny światowej.

Wielka Wojna a Pomorze Gdańskie

Mało kto pamięta, iż Pomorze Gdańskie, będąc przecież częścią państwa niemieckiego, ponosiło znaczne ciężary będące konsekwencją udziału Niemiec w Wielkiej Wojnie. Region ten dotknęły wszelkie konsekwencje rabunkowej gospodarki i przestawienia miejscowej wytwórczości na reżim wojenny, dający pierwszeństwo produkcji na rzecz wojska kosztem lekceważenia potrzeb ludności cywilnej.

Co więcej, Polacy mieszkający na tym obszarze podlegali poborowi do armii niemieckiej, co przekładało się na brak siły roboczej, ale i obciążenie lokalnych społeczności koniecznością opieki nad inwalidami wojennymi. Problem ten był tak dotkliwy, że pojawił się nawet w wydanej w 1930 roku „Księdze Pamiątkowej Dziesięciolecia Pomorza”:

wzmogły się w dziale wydatków samorządowych niezmiernie rozchody na opiekę społeczną. Boć przecie ziemie polskie najbardziej ucierpiały podczas wojny światowej. Z pola bitwy zaczęły wracać liczne rzesze chorych i pokaleczonych żołnierzy, których los wymagał natychmiastowej opieki. Pod ciężarem wydatków na opiekę społeczną uginały się gminy wiejskie i samorząd powiatowy.

Ostatni posterunek niemiecki na Pomorzu (fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/1/0/1/352/1)

Kiedy stało się jasne, że część Pomorza przypadnie Polsce, Niemcy rozpoczęli masową wywózkę maszyn, surowców, dokumentów, pieczęci i wielu innych dóbr. Niektóre urzędy „ewakuowano” tak skrupulatnie, iż zabierano z nich nawet „stoły, biurka, szafy, krzesła i ręczniki”, jak to miało miejsce w Chojnicach. Cel takiego działania był aż nadto wyraźny – kompletnie sparaliżowanie pracy nowej, polskiej administracji. Dzięki przeciwdziałaniu różnorakich polskich organizacji i stowarzyszeń proces ten udało się częściowo zahamować, niemniej wyrządzone szkody były i tak dosyć poważne.

Zderzenie z rzeczywistością

Odezwa gen. Hallera do mieszkańców Pomorza (il. ze zbiorów Biblioteki Narodowej, sygn. DŻS IA 6 Cim.)

Mając za sobą trudne wojenne lata, jak i wzrost prześladowań ze strony Niemców, pomorscy Polacy mieli prawo oczekiwać, że ich sytuacja ulegnie poprawie po włączeniu ich ziem do nowopowstałego państwa polskiego. Zamiast tego, na ich głowy zrzucono nową pulę problemów.

Spójrzmy chociażby na kwestię granicy. Nie ma tu miejsca na opis samego procesu jej wytyczania, zagłębianie się w „wojnę palikową”, prace Komisji etc., zastanówmy się jednak nad skutkami jej wytyczenia w taki, a nie inny sposób.

Ujmując sprawę najprościej, jak się da – wydzielenie polskiego Pomorza z ziem państwa niemieckiego przypominało wyrwanie kawałka ciała z żyjącej istoty z nadzieją, że ów fragment zacznie samodzielnie oddychać. Granica przecinała nie tylko więzy rodzinne, ale i wypracowane przez dziesiątki lat połączenia ekonomiczne decydujące o stabilności gospodarczej całego regionu. W skali „mikro” problemem było przecinanie gospodarstw przez linię graniczną czy izolowanie mieszkańców wielu przygranicznych miejscowości od tradycyjnych miejsc jarmarków, sieci dróg czy kolei. Równie problematyczna była kwestia prowadzenia sieci energetycznej. Co miał zrobić np. właściciel majątku Sypniewo zasilający swe maszyny prądem z elektrowni, od której nagle oddzieliła go granica?

W szerszej skali pojawienie się granicy oddzielało producentów od dostawców, sprzedawców od klientów, pracowników sezonowych od miejsc pracy. Wyczerpany przez wojnę przemysł pomorski nagle znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, niemożliwej do rozwiązania bez szerokiej pomocy ze strony państwa. Na miejscowe siły nie można było zbytnio liczyć. Znowu oddam głos Kronice:

Pod względem finansowym znalazł się Pomorski Samorząd Wojewódzki również w położeniu niezwykle ciężkiem, gdyż terytorjum przejęte przez Polskę stanowi tylko 62% obszaru i 56% ludności dawnej prowincji zachodnio-pruskiej, z której najbogatsze centra życia handlowego i przemysłowego, jak Gdańsk, Elbląg i Kwidzyn, pozostały poza granicami Polski.

Schodząc na poziom lokalny, te przekształcenia doprowadzały poszczególne rejony do ruiny finansowej, zagrażając stabilnemu bytowi miejscowej ludności.

dawniejszy powiat wejherowski został przez traktat wersalski mocno osłabiony. Pozostały bowiem poza granicami powiatu miasto Sopot, które przynosiło powiatowi około 75% wszystkich jego dochodów, oraz tak zwana „komora”, obejmująca szereg majątków ziemskich o pierwszorzędnej glebie […] z utratą tych dóbr powiat wejherowski skazany został na stały import zboża dla wyżywienia swej ludności.

Najkrócej i najbardziej zwarcie przedstawiono w Kronice sytuację powiatu sępoleńskiego. Cytując ten jakże rozbudowany fragment książki: „Powiat z chwilą utworzenia go nie posiadał nic”.

Pocztówka przekonująca o polskości Pomorza (il ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/1/0/6/2808/1)

Polnische Wirtschaft?

Patrząc na ogrom pomorskich problemów, jasne jest, że dzielnica ta wymagała natychmiastowej pomocy ze strony państwa polskiego. Niestety, II RP nie była gotowa takowej udzielić.

Przede wszystkim, działania rodzącej się polskiej administracji na Pomorzu paraliżował znaczący brak kadr. Niemiecki personel wyjechał (lub też miał wyjechać niedługo), i nie za bardzo było kim go zastąpić. Wakaty usiłowano obsadzać poprzez rekrutowanie nowych pracowników lub też szybkie awansowanie nielicznych Polaków zajmujących uprzednio niższe szczeble niemieckiej administracji. Próbowano także ściągać urzędników z innych części kraju, jednak szło to dosyć opornie. Nie zawsze też osoby mianowane na dane stanowisko spełniały pokładane w nich nadzieje, a zdarzały się ponadto wypadki samowolnego opuszczania urzędów i samowolnego przenoszenia się w inne miejsce.

Jak stwierdzono w memoriale Pomorskiej Dyrekcji Ceł z 11 marca 1920 roku: „obecnie znajduje się b. Zabór Pruski – w odniesieniu do administracji celno-podatkowej – w położeniu, które można nazwać rozpaczliwem”. Równie dokuczliwe braki dotknęły pomorskie sądownictwo. Mimo wysiłków jeszcze w latach 30. pozostawały w nim nieobsadzone wakaty, co siłą rzeczy musiało mieć negatywny wpływ na szybkość postępowań gospodarczych, cywilnych czy karnych.

Wkroczenie wojsk polskich do Wejherowa, 10 lutego 1920 r. (ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/1/0/1/346/1)

Najbardziej krępującą dla ówczesnych władz polskich kwestią związaną z przejęciem Pomorza było niewątpliwie zachowanie co niektórych członków Wojska Polskiego, zarówno szeregowych, jak i oficerów. Zbyt często postępowali oni jak na terenie podbitym, szeroko korzystając z przysługujących im uprawnień, a tam, gdzie ich brakło, nie wzbraniając się przed zastraszaniem opornych czy nawet użyciem broni. Szczególnie boleśnie odczuli to Kaszubi, traktowani niejednokrotnie jako obywatele drugiej kategorii, choć i Mazurzy znaleźli się na celowniku nowych polskich władz, myślących o intensywnej polonizacji.

Problemy związane z włączaniem Pomorza do polskich struktur administracyjnych, kwestie gospodarcze i dyskusyjne zachowanie wojska okazały się na tyle dokuczliwe, że trafiły w końcu do polskiego sejmu. Tak zaczęła się historia powstania jednego z najciekawszych świadectw dokumentowych początków II RP – sprawozdania Komisji Pomorskiej.

Wystąpienie posła Brejskiego

Sprawozdanie stenograficzne ze 160. posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 8 lipca 1920 r. Fragment wystąpienia posła Brejskiego, od którego zaczęła się sprawa powołania komisji i jej raportu

8 lipca 1920 roku na 160 posiedzeniu Sejmu Ustawodawczego poseł Brejski zgłosił „wniosek nagły” dotyczący wysłania na Pomorze specjalnej komisji mającej na celu zbadanie różnego rodzaju sygnałów dotyczących nieprawidłowości na tamtym obszarze. Marszałek dopuścił wnioskodawcę do głosu, co dało mu okazję do krótkiego, acz gwałtownego wystąpienia.

Lista zarzutów postawionych przez posła Brejskiego była dosyć duża. W trakcie swej przemowy wspomniał o takich zjawiskach jak braki kadrowe w administracji, błyskawiczny wzrost podatków, opóźnienia w obiegu dokumentów, brak wyborów władz samorządowych, nagłe i nieuzasadnione zrównanie marki niemieckiej z polską, wysokie cła, jak również samowolę wojskowych. Pod koniec wystąpienia, poseł powiedział wprost, jaki był jego sens wypowiedzi i czego oczekuje:

Nie chcemy dzielnicowości, chcemy należeć bezpośrednio do Warszawy, ale żądamy, by nasze Pomorze traktowano nie jak dawne Dzikie Pola, które dopiero zaludnić trzeba, lecz aby liczono się z istnieniem ludności polskiej kulturalnej i pracowitej.

Na sam już koniec przemówienia, trwającego – jak zauważył Marszałek – kwadrans zamiast regulaminowych pięciu minut, poseł Brejski złożył formalny wniosek o powołanie komisji, której zadaniem miało być nie tylko zbadanie sytuacji na Pomorzu, ale też „zniewolenie Rządu do przeprowadzenia koniecznych reform na podstawie relacji rzeczonej komisji”. Wniosek ów został przez sejm przyjęty jednomyślnie.

Następnego dnia, 9 lipca, odbyła się gorąca dyskusja zainicjowana przez wiceministra b. dzielnicy pruskiej, podsekretarza stanu Adama Poszwińskiego. Przemawiając do zebranych, zarzucił on p. Brejskiemu zbyt ogólnikowy poziom zarzutów, uderzających także w uczciwych urzędników, jak również to, że poseł nie zwrócił się uprzednio do właściwych organów, by zawiadomić je o nieprawidłowościach, lecz od razu postanowił wystąpić przed sejmem.

Posłowie zażądali dyskusji nad deklaracją wiceministra, a po głosowaniu (150 za, 143 przeciw), marszałek rzeczywiście wyraził na nią zgodę. W jej trakcie padały różne argumenty („ideał polski na Pomorzu najbardziej obniżył żołnierz, który do nas przyszedł” – poseł, ksiądz Bolt), jednak nikt nie był skłonny wesprzeć wiceministra. Finałem debaty było odrzucenie oświadczenia Poszwińskiego i wyrażenie woli jak najszybszego zlikwidowania ministerstwa b. dzielnicy pruskiej.

W ten sposób droga do formalnego utworzenia komisji do zbadania sytuacji na Pomorzu została otwarta.

Komisja jest… jakby jej nie było

Działania zmierzające do ustalenia formalnego składu komisji przebiegły bardzo szybko i już pod koniec lipca 1920 roku mogła ona przystąpić do pracy. Jej przewodniczącym został wspomniany już ksiądz Bolt.

„Kurjer Poznański”, r. 15, nr 171 (29 lipca 1920). Co zaskakujące, mamy tu wzmiankę nie tylko o komisji sejmowej, ale i o „Komisji Wojskowej Pomorskiej”, robiącej zasadniczo to samo na tym samym obszarze, i w tym samym czasie co komisja wysłana przez Sejm. Niestety, nie udało mi się znaleźć żadnych dalszych informacji na ten temat (ze zbiorów Biblioteki Narodowej, sygn. mf.50473)

Między 26 lipca a 1 sierpnia 1920 roku Komisja Pomorska dokonała niewielkiego objazdu regionu i odbyła 14 posiedzeń, podczas których przyjmowano wnioski, skargi i rozmawiano z Pomorzanami. Jak skrupulatnie wyliczono, spotkania te trwały 63 godziny. Patrząc na ten relatywnie krótki czas spędzony przez Komisję na Pomorzu, należy stwierdzić, że był to raczej rekonesans niż dogłębne zbadanie kwestii poruszonych 8 i 9 lipca w Sejmie Ustawodawczym.

Finalnym efektem pracy Komisji okazało się „Sprawozdanie” zredagowane na początku września 1920 roku. Patrząc na jego zawartość, wydaje się jednak, że tytuł nie pasuje do treści. O wiele bliższe prawdzie byłoby nazwanie owego dokumentu „Pomorską księgą skarg i zażaleń”, jako że niewiele jest w nim wniosków ogólnych czy szerszego ujęcia badanego problemu, za to zamieszczono w nim całą masę drobnych jednostkowych skarg, jak choćby „Rzeźnikowi Belau w Pucku wykradł pewien sierżant córkę”, z którą to następnie wziął ślub w kościele otoczonym żołnierzami, uniemożliwiającymi wejście do kościoła ojcu wspomnianej niewiasty. Niekiedy też zawartość sprawozdania ociera się o zwykłe plotki, jak choćby informacja o tym, że „Jakiś żandarm z Gdyni wyraził się, że dba o starostę tyle, ile pies o piątą nogę. Żandarmi w Gdyni rozmawiają podobno li tylko po niemiecku”.

Mimo tych mankamentów sprawozdanie Komisji Pomorskiej jest wartościowym dokumentem obrazującym (może ciut zbyt żywiołowo) ówczesne nastroje ludności pomorskiej. Warto też zauważyć, że jego główne punkty pokrywają się zasadniczo z tym, co padło na sali sejmowej. Albo więc posłowie znali „teren” tak dobrze, albo po prostu wykorzystali te same informacje czy skargi zarówno przy okazji wystąpienia w sejmie (4 osoby biorące udział w tamtych dyskusjach weszły w skład Komisji), jak i przy redagowaniu sprawozdania. Jakkolwiek by nie było, prace komisji powinny dostarczyć parlamentowi odpowiedniego materiału do rozmyślań, a rządowi odpowiedniej bazy do podjęcia działań naprawczych. Tak się jednak nie stało.

Patrząc na zachowany materiał źródłowy, można stwierdzić, że sprawozdanie nigdy nie zostało zaprezentowane podczas obrad sejmu, a jego treści (czy choćby wniosków) nie podano do wiadomości publicznej. Owszem, są pewne ślady funkcjonowania owego dokumentu (lub jego części) wewnątrz samego rządu, niemniej na tym trop się urywa. Co ciekawe, we wspomnianej już „Księdze Pamiątkowej Dziesięciolecia Pomorza” nie ma ani jednej wzmianki zarówno o samej Komisji, jak i jej sprawozdaniu. Czy sprawę zamieciono pod dywan, czy też dokument ten po prostu utonął w ministerialnych szufladach, a pamięć o Komisji zniknęła zatarta przez późniejsze wydarzenia? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

Podsumowanie

Sprawozdanie Komisji Pomorskiej pozostawało dokumentem zasadniczo nieznanym aż do opublikowania go w 1985 roku przez profesorów Borzyszkowskiego i Hausera. Podstawą owej publikacji był 41-stronnicowy rękopis ze zbiorów Centralnego Archiwum MSW, niestety pozbawiony 16 załączników, nieodnalezionych – jak się wydaje – do dzisiaj.

Jak widać, badanie historii przyłączenia Pomorza do Polski sprawiało kłopoty już w dwudziestoleciu międzywojennym (ze zbiorów Archiwum Akt Nowych, Naruszanie granicy polsko-niemieckiej. Sprawa starcia wojsk polskich i niemieckich pod Gniewkowem w r. 1920. Korespondencja, noty, meldunki, protokóły, sygn. 2/322/0/4.3/4859, s. 285)

Sama kwestia problemów związanych z przyłączeniem Pomorza Gdańskiego do II RP nadal pozostaje w dużej mierze nieopisana. Wymagałoby to zresztą zmierzenia się z dwoma potężnymi mitami, najpierw tym o odrodzeniu Polski, a potem o sukcesie II RP jako takiej. Niewielu historyków czy entuzjastów ma na to czas, chęć i odwagę. Mimo to nie wolno zapominać o tej jakże trudnej i skomplikowanej części naszej wspólnej opowieści o budowie II Rzeczpospolitej.

Bibliografia

  • Księga Pamiątkowa Dziesięciolecia Pomorza, wyd. staraniem Pomorskiego Związku Podoficerów Rezerwy, Toruń 1930.
  • Sejm Rzeczypospolitej o Pomorzu w 1920 roku. Sprawozdanie Komisji Pomorskiej. Opracowanie, wstęp i przypisy Józef Borzyszkowski i Przemysław Hauser, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Oddział Miejski, Gdańsk 1985.
  • Sprawozdanie stenograficzne ze 160 posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 8 lipca 1920 r.
  • Sprawozdanie stenograficzne ze 161 posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 9 lipca 1920 r.
  • Archiwum Państwowe w Poznaniu, Ochrona Pracy, sygn. 53/295/0/2.3/1122.
  • Archiwum Państwowe w Bydgoszczy, Organizacja – ogólne, sygn. 6/105/0/1.1/19
  • Archiwum Państwowe w Bydgoszczy, Komisja Graniczna dla ustalenia granicy polsko niemieckiej (1920 1921), sygn. 6/4/0/2.2.6.6/5802.
  • Archiwum Akt Nowych, Naruszanie granicy polsko-niemieckiej. Sprawa starcia wojsk polskich i niemieckich pod Gniewkowem w r. 1920. Korespondencja, noty, meldunki, protokóły, sygn. 2/322/0/4.3/4859.
  • Józef Borzyszkowski, Historia Kaszubów, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie–Instytut Kaszubski, Gdańsk 2014.
  • Przemysław Hauser, Przejęcie obszarów byłego zaboru pruskiego przyznanych Polsce traktatem wersalskim, „Dzieje Najnowsze”, r. 5, nr 3/1973.
  • Sprawozdanie Komisji Pomorskiej, „Kociewski Magazyn Regionalny”, r. 1987, z 4.
  • Jan Szkudliński, Kaszubski szok, „Tygodnik Powszechny”, 10 lutego 2020 [dostęp 8 stycznia 2022], <https://www.tygodnikpowszechny.pl/kaszubski-szok-162042>.
  • Józef Borzyszkowski, Historia Kaszubów w dziejach Pomorza (cz. 3). Nie tylko Sejm Rzeczypospolitej. O Pomorzu i Kaszubach w 1920 roku, „Pomerania”, nr 12/2019.

2 KOMENTARZE

  1. Panie Łukaszu, z całym szacunkiem do Pana i do pracy jaką Pan wykonał stwierdzam że jest Pan w wielkim i podstawowym błędzie. Otóż na Pomorzu nie było ludności polskiej o której Pan od samego początku wspomina. Wstawia Pan artykuły z polskich gazet w których sam Pan widzi że ich treści powałują „ludność pomorza” czyli Kaszubów a nie żadnych polaków których to na pomorzu poprostu w ogóle nie było.
    Mija się Pan z prawdą dot. Chojnic gdyż to wojsko pana Hallera rorgrabiło Urzędy i dobra publiczne a nie administracja niemiecka…
    Dlaczego Pan konfabuluje faktami historycznymi ???
    Chciałbym również nadmienić iż gdyby to na pomorzu odbyłby się plebiscyt np. w czerwcu 1920r. dot. przynależności państwowej Kaszub to wynik byłby oczywisty tak jak w Prusach. I doskonale Pan o tym wie. A przyczyniło by się do tego min. doprowadzanie do bankructwa wszystkich firm (marka niemiecka=marka polska), relacje z „bosymi Antkami” ,wojna bolszewicka oraz znienawidzony Haller i wyczyny jego armii we wspomnianych już Chojnicach czy w Kościerzynie (poznańska kongresówka w niebieskich mundurach bo francuzi akurat innych – normalnych nie mieli…).

    Mniej polskiej propagandy życzę Panu w takich ważnych opracowaniach.
    PS. powoływanie się na opracowania pana J. Borzyszkowskiego nie napawają do dalszych Pana sukcesów w tematach kaszubskich.
    Pozdrawiam serdecznie.

    • Dziękuję za tak rozbudowany wpis. Zawsze jest mi miło, gdy Czytelnicy czy Czytelniczki poświęcają czas nie tylko na czytanie, ale i komentowanie artykułów 🙂 Również pozdrawiam 🙂

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!