Aż do XIX stulecia niewielu Europejczyków miało okazję podziwiać na własne oczy egzotyczną faunę, znane są jednak przykłady zwierząt przywożonych w dawnych wiekach z odległych lądów na Stary Kontynent. Niektóre z nich trafiały również na ziemie polskie. Co o nich wiemy?
Pochodzące z dalekich krain zwierzęta budziły ogromną i powszechną ciekawość. Fascynowały swoją innością, dziwnymi kształtami i zachowaniem. Zanim udostępniono publiczne ogrody zoologiczne, gatunki takie mogły być podziwiane jedynie przez garstkę ludzi, m.in. podróżników, którym udało się dotrzeć do odległych lądów. Niekiedy pojedyncze okazy trafiały do królewskich ogrodów w Europie, gdzie symbolizowały dominację władcy nad ziemiami, z których te zwierzęta pochodziły. Inne przybywały do miast w wędrownych menażeriach, aby ku uciesze tłumów pokazywać wyuczone sztuczki.
W Europie już w czasach rzymskich rozwinęła się tradycja zakładania parków do polowań, gdzie trafiały również egzotyczne zwierzęta przywiezione z odległych, afrykańskich i azjatyckich prowincji. W średniowieczu praktykowano przekazywanie władcom w darze egzemplarzy niespotykanych w Europie, cennych gatunków, dzięki czemu można było nawiązać lub umocnić stosunki polityczne czy handlowe. Otrzymywane w prezencie i kupowane okazy fauny gromadzone były przede wszystkim w menażeriach, gdzie żyły zazwyczaj na niewielkich wybiegach lub w klatkach. Najsłynniejsze ogrody tamtej epoki należały m.in. do Karola Wielkiego, Fryderyka II Hohenstaufa i Henryka III Plantageneta.
Jednak dopiero okres nowożytny przyniósł rozkwit kolekcjonowania zwierząt egzotycznych. Zbierali je już nie tylko władcy, ale także arystokracja i szlachta, a nawet najbogatsi mieszczanie. Menażerie zaczęły świadczyć o statusie społecznym i stały się ozdobą rezydencji. Co więcej, ogrody zwierząt zaczęto traktować jako prawdziwe wyzwania architektoniczne – eksponowanie przedstawicieli poszczególnych gatunków wymagało coraz wystawniejszej oprawy. Przełomowe było wzniesienie z inicjatywy Ludwika XIV menażerii w Wersalu zaprojektowanej przez Louisa Le Vau i otwartej pod koniec 1662 roku. Na setki lat stała się wzorem dla innych tego typu założeń.
Także w Polsce od czasów Piastów i Jagiellonów znane było zjawisko kolekcjonowania zwierząt. Niektóre były podarunkami przekazanymi w celach politycznych lub ekonomicznych, inne przyjeżdżały jako atrakcja wspomnianych już wędrownych menażerii. Niektórzy magnaci przywozili je również do swoich siedzib z dalekich podróży.
Wielbłądy w polityce
Do pierwszej kategorii – zwierząt egzotycznych przekazywanych w darze polskim władcom – należały wielbłądy. Na podstawie źródeł możemy stwierdzić, że trafiały do nich właściwie od początku istnienia naszego państwa. Przynajmniej jednego garbatego ssaka, pozyskanego być może od któregoś z orientalnych kupców odwiedzających polskie ziemie, miał posiadać Mieszko I. Według kronikarza Thietmara z Merseburga książę podarował go następnie przyszłemu cesarzowi Ottonowi III na zjeździe w Kwedlinburgu w 986 roku:
Najbliższe Święta Wielkanocne obchodził król w Kwedlinburgu, przy czym czterech książąt pełniło dworskie posługi. Henryk jako stolnik, Konrad jako podkomorzy, Hecil jako cześnik i Bernard jako marszałek. Przybyli tu także Bolesław [Pobożny, książę czeski; jego obecność na tym zjeździe była później kwestionowana przez historyków – przyp. aut.] i Mieszko razem z orszakiem i kiedy wszystko jak należy załatwili, odjechali z bogatymi darami. W owych dniach Mieszko podporządkował się królowi i wśród wielu innych darów ofiarował mu wielbłąda, następnie towarzyszył mu w dwóch wyprawach wojennych.
Nie wchodząc już w wątpliwości i różne interpretacje badaczy na temat samego spotkania Ottona III z Mieszkiem I, trzeba niestety powiedzieć, że nie są znane żadne szczegóły dotyczące sprezentowanego zwierzęcia. Nie wiadomo nawet, czy był dromaderem (jednogarbny), czy baktrianem (dwugarbny).
Innym monarchą posiadającym przynajmniej kilka z tych pustynnych ssaków, był Władysław Jagiełło. Trzy z nich – według Jana Długosza – miał on otrzymać w węgierskiej Budzie w 1412 roku od Tatarów, którzy znani byli z hodowli tych zwierząt:
Posłowie sułtana Tatarskiego Zeledina [Dżalal ad-Din – chan Złotej Ordy – przyp. M.B.] przybyli do króla Władysława Polskiego aż do Budy, a oddawszy mu w darze trzy wielbłądy suto okryte i inne upominki, oświadczyli królowi w imieniu swojego chana, że tenże przeciw wszelakim nieprzyjaciołom gotów był wspierać go całą swoją potęgą. Poselstwo to wielką trwogą przeraziło inne narody.
Jednego ze swoich wielbłądów, być może właśnie z tych otrzymanych od Tatarów, Jagiełło podarował w 1433 roku czeskim najemnikom, którzy wsparli wojska polsko-litewskie w wojnie z Krzyżakami. Należeli oni do radykalnego odłamu husytów, tzw. sierotek, a dowodził nimi Jan Čapek. Czescy żołnierze zabierali zwierzę na wyprawy wojenne, ale w czasie nieudanego oblężenia katolickiego Pilzna jego mieszkańcy mieli pochwycić część husytów i samego wielbłąda. Na cześć tego zdarzenia, w 1434 roku cesarz Zygmunt Luksemburski umieścił dromadera w herbie tego miasta – znajduje się on tam do dzisiaj. Sam wielbłąd został później podobno przekazany Norymberdze.
Wiadomo, że również w późniejszym okresie polscy władcy mieli posiadać wielbłądy. W XVI wieku te pustynne ssaki utrzymywano na Wawelu, gdzie opiekowali się nimi jeńcy tatarscy. Zwierzęta trzymano najprawdopodobniej w najstarszej na ziemiach polskich menażerii, założonej jeszcze przez wspomnianego Władysława Jagiełłę.
Jagiellonowie cieszyli się całą kolekcją egzotycznych zwierząt. Poza wielbłądami należały do nich m.in. lwy. Ich stado w Rzeczypospolitej zapoczątkował dar przesłany z Florencji, gdzie znajdowała się wówczas słynna na całą Europę hodowla. Zachował się list rady tego miasta do kancelarii Władysława Jagiełły z 23 maja 1406 roku, według którego do Krakowa wysłana została para tych zwierząt. W dokumencie tym znajdowały się także wskazówki dotyczące właściwej opieki, która miała zapewnić między innymi możliwość rozmnażania tych wielkich drapieżników.
Florentyńczycy – podobnie jak w przypadku innych obdarowanych władców europejskich – liczyli w zamian na przywileje dla własnych kupców, którzy prowadzili wtedy w Polsce interesy. Para lwów zamieszkała na Zamku Wawelskim, w wydzielonym do tego miejscu w pobliżu baszty Lubranki, a później w osobnym dworze nazwanym Rabsztynem, znajdującym się w okolicy Olkusza. W tym samym miejscu lwy trzymane były jeszcze za panowania Stefana Batorego.
Słonie wędrowne
Zapewne znacznie mniej niż wielbłądów czy lwów docierało na ziemie polskie słoni. Według relacji z epoki zwierzę to razem z trzema wielbłądami miało iść w wyjątkowym orszaku ślubnym Jana Zamoyskiego i Gryzeldy Batorówny w 1583 roku (fragment za: Ewa Dubas-Urwanowicz, Wesele Jana Zamoyskiego z Gryzeldą Batorówną):
Za Panną [młodą – przyp. aut.] szli mężowie po murzyńsku ubrani, w pancerzach z płótna na to uczynionych, a w wieńcach, za którymi szedł Elephant, u którego na grzbiecie była wieża, z której rozmaite kunszty puszkarskie ogniste wychodziły. Tellum [zapewne baldachim – przyp. aut.] złote nieśli na trzech wielbłądach Murzynowie: Trębaczów było ośm, także po murzyńsku ubranych.
Założyć można, że opis ten przedstawia scenę pochodu, w którym wykorzystano prawdziwe zwierzęta. Niestety, nie są znane żadne szczegóły na ich temat.
Kolejnym potwierdzonym źródłowo słoniem, a konkretniej słonicą, która dotarła do Rzeczypospolitej, była Hansken. Do Europy trafiła jako dar dla księcia Fryderyka Henryka Orańskiego przekazany przez Senerata, władcę królestwa Kandy na Cejlonie, w nadziei na zawiązanie sojuszu. Pierwotnie umieszczona została w pałacu w Amsterdamie, gdzie przychodziły oglądać ją tłumy. Fryderyk ostatecznie przekazał słonicę swojemu kuzynowi Mauritzowi Johananowi von Nassau-Siegen, który po otrzymaniu tytułu gubernatora Brazylii sprzedał ją komuś za 8 tys. guldenów. Bliżej nieznany nowy właściciel nauczył słonicę różnych sztuczek i jeździł z nią po Europie, zarabiając na pokazach zwierzęcia.
Tym sposobem Hansken trafiła do Gdańska w 1639 roku, gdzie 18 sierpnia, w czasie Jarmarku św. Dominika, miał ją okazję zobaczyć Albrycht Stanisław Radziwiłł. Tak opisał to zdarzenie w swoim pamiętniku:
W czasie mego pobytu w Gdańsku za pieniądze pokazywano wszystkim żywego słonia. Ciekawość i mnie tam pociągnęła (chociaż wielu wchodziło, a obawa przed zarazą kazała strzec się tłumu) i nie żałowałem, że zobaczyłem tak wielką bestię. Był młody, skóra jak u oskrobanego wieprza, koloru popielatego, niezbyt piękny. Niezwykłe rzeczy wyczyniał, nakładając na głowę kapelusz, z samego siebie zdejmując kapę, walcząc „na pięści” i szermując mieczem ze swoim nauczycielem, domagając się pieniędzy i wyciągając je z mieszków, tam i sam chodząc dookoła, nosząc na swoim grzbiecie jeźdźca i podążając tam, gdzie ów, powodujący go laską, chciał. Oczy małe i uszy płaskie, takie jak u wieprza. W tym jednak różni się od relacji Pliniusza, który przekazał, iż słoń jest pozbawiony kolan, że ma je w rzeczywistości, zgina je i klęka, gdy przygotowuje się do położenia. Mówiono nam, iż ta bestia rośnie do stu lat; jeśli tak jest, to może wyróść do wysokości ponad cztery łokcie. Zgoła ogromny zwierz i bardzo zdolny i pojętny, niezwykle łagodny, bo pozwalał prowadzić się i igrać z sobą stojącym wokół chłopom.
Anegdotę dotyczącą najprawdopodobniej tej samej słonicy przekazał także zarządca ziemski Jakub Kazimierz Haur. W wydanym kilkadziesiąt lat później Składzie albo skarbcu znakomitym sekretów ekonomii ziemiańskiej napisał:
Do Gdańska przywieziono było okrętem słonia: między gminem ludzi, którzy się tam dziwowali jego gestom i naturze, poczuł w kieszeni u jednego człowieka różę, do którego się przybliżywszy, swoją trąbą wyjąwszy ją z kieszeni, zjadł.
Nieprzyzwyczajona do europejskiego klimatu, nieodpowiednio karmiona i wyczerpana podróżami Hansken zmarła w 1655 roku w wieku około 25 lat. Zachowało się przynajmniej kilka wizerunków tej słonicy: żywą naszkicował węglem Rembrandt, a martwą rytował Stefano della Bella. Z kolei na terenie obecnej Polski, na jednej z kamienic w Trzebiatowie, gdzie zwierzę to również było pokazywane, znajduje się sgraffito z wyobrażeniem tego ogromnego ssaka.
Podobny los wędrownej atrakcji przypadł w udziale samicy nosorożca Clarze. Przybyła do Rotterdamu w 1741 roku, skąd wożono ją po Europie Zachodniej i Środkowej. W latach 50. XVIII wieku pokazywano ją m.in. w Pradze, Warszawie, Krakowie, Gdańsku i dwa razy we Wrocławiu. Zmarła w Anglii w 1758 roku, gdy miała około 20 lat. Była wielokrotnie portretowana. Jej najsłynniejsze wizerunki wykonał Pietro Longhi, przedstawiając ją w trakcie weneckiego karnawału, oraz Jean-Baptiste Oudry, znany animalista, malujący wizerunki zwierząt w wersalskiej menażerii dla Ludwika XIV.
Przywiezione z podróży
Do ostatniej wymienionej grupy zwierząt należały te, które sprowadzano z odległych krain na własną rękę. Uczynił tak m.in. Mikołaj Krzysztof Radziwiłł zwany „Sierotką” (stryj cytowanego wcześniej Albrychta Stanisława) w trakcie pielgrzymki po Bliskim Wschodzie w latach 1582–1584. Tak to opisał w swoich wspomnieniach z podróży:
Zwierząt różnych najdzie dosyć w Aleksandrii; jakoż i ja kupiłem ich był nieco i niektóre zawiozłem do Europy: lampartów dwóch, szczurków faraonowych dwóch [mangusty egipskie – przyp. aut.] (które i w Aleksandrii w domiech widywaliśmy, a na polach bar[d]zo wiele, a zwłaszcza w Syrii), kota, co zybet daje [zwierzę z rodziny wiwerowatych – przyp. aut.] (ale tegom był kazał kupić w Aleppo, gdym był w Tripoli), koczkodana i samicę sierści czerwonawej (…), k temu kotów morskich [zapewne surykatki – przyp. aut.] kilkanaście (ale z tych co najosobliwsze pozalewały się od wałów [fal] morskich, gdyśmy na się fortunę wielką mieli u insuły [wyspy – przyp. aut.] Carpathos), k temu i papugi osobne. Kozorożce trzy teżem był wywiózł z sobą, ale dwa na morzu zdechły, a trzeci już w Wenecji; jest to zwierzę dziwnie rącze i niepodobno wierzyć o prędkości jego, a zwłaszcza widząc, jako przez tak skaliste miejsca na tak cienkich nogach przebieżeć może.
Niestety nie wiadomo, czy którekolwiek ze zwierząt przetrwało transport do głównej siedziby Radziwiłła – Nieświeża – gdzie miał on własną menażerię. Wspomniane wyżej zgony nie stanowiły wyjątku, gdyż przywożone do Europy okazy zazwyczaj trzymano w złych warunkach i bez świadomości ich potrzeb. Często też spotykały je różne niebezpieczeństwa w trakcie podróży.
Pod koniec 1693 roku królewicz Jakub Ludwik Sobieski powrócił z egzotycznymi prezentami z dużo bliższej wyprawy – do Wrocławia i Lipska. Dary przywiezione do należącej do jego ojca, króla Jana III, Żółkwi miały zapewne załagodzić jego spór z rodzicami. Odnotował to Kazimierz Sarnecki, pamiętnikarz, stolnik witebski i sekretarz królewski: „Po obiedzie królewic jm. Jakub przyjachał, w Rawie zjadłszy śniadanie, i tu świętować będzie. Przywiózł z sobą papichę [papugę – przyp. aut.], małpę i salamandrę, zwierza niezwyczajnego w tych krajach do widzenia”.
Magnaci kupowali egzotyczne zwierzęta, aby ucieszyć swoje rodziny. Małpy ceniono przede wszystkim za umiejętność wykonywania różnych sztuczek, łatwość, z jaką poddawały się tresurze oraz za podobieństwo do człowieka. W przypadku papug szczególnie cenne były te, które potrafiły naśladować ludzką mowę. Podziwiano też ich kolorowe upierzenie. Wielu szlachciców miało nawet swoje awiaria, gdzie trzymano ptaki z odległych lądów.
Oswojenie z egzotyką
Koniec XVIII wieku w całej Europie przyniósł zwrot w kwestii prezentowania zwierząt. Zaczęły wtedy powstawać pierwsze ogrody zoologiczne (w znaczeniu współczesnym), a do głosu coraz częściej dochodziły potrzeby badawcze i edukacyjne, które te instytucje mogły zaspokoić. Jacques Henri Bernardin de Saint Pierre, zarządca paryskiego ogrodu botanicznego Jardin des Plantes, wprowadził tam kolekcję zwierząt, co uważa się za powstanie pierwszego zoo w Europie.
Rozwój nauk przyrodniczych nie ominął także Rzeczypospolitej. Interesowano się wszystkim: od kosmosu, przez zjawiska przyrodnicze, aż po przykłady natury nieożywionej i ożywionej. Trzeba było jednak długo czekać na założenie pierwszego ogrodu zoologicznego w Polsce. Cały czas niesłabnącą popularnością cieszyły się wędrowne menażerie, cyrki oraz walki zwierząt. Najstarsze zoo na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej powstało w Podhorcach w 1833 roku. Założył je Stanisław Konstanty Pietruski, polski zoolog i biolog, który prowadził badania nad fauną. Zgromadzono tam przede wszystkim lokalne zwierzęta, a sam obiekt był nieduży i przeznaczony głównie do prywatnych studiów. Niestety, spłonął już w 1848 roku. Pierwsze publiczne i zarazem bardziej rozległe ogrody zoologiczne na ziemiach obecnej Polski powstały we Wrocławiu w 1865 roku i w Poznaniu w 1874 roku.
***
Współcześnie ogrody zoologiczne pełnią nie tylko funkcje badawcze i poznawcze, ale także edukacyjne. Poprzez prezentację określonych zwierząt, ich dobór i zestawienie ze sobą, ukazywane są także relacje między nimi. Zadaniem dzisiejszych instytucji jest również zachowanie ginących gatunków – niektóre z nich nie występują już nawet na wolności.
Bibliografia
Źródła
- [Jan Długosz,] Jana Długosza, kanonika krakowskiego, Dziejów polskich ksia̜g dwanaście, t. 4, drukarnia „Czasu” W. Kirchmayera, Kraków 1869.
- Jakub Kazimierz Haur, Skład abo skarbiec znakomity sekretow oekonomiey ziemianskiey, drukarnia Mikołaja Aleksandra Schedla, Kraków 1693.
- Albrycht Stanisław Radziwiłł, Pamiętnik o dziejach w Polsce, t. 2, 1637–1646, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980.
- Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, Podróż do Ziemi Świętej, Syrii i Egiptu 1582–1584, Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1962.
- Kazimierz Sarnecki, Pamiętniki z czasów Jana Sobieskiego, t. 1, Oficyna Wydawnicza Foka, Wrocław 2010.
- [Thietmar z Merseburga] Kronika Thietmara, t. 1, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2004.
- Wesele Jana Zamoyskiego Canclerza y Hetmana Wielkiego Korony Polskiej w Krakowie Roku Pańskiego 1583, [w:] Ewa Dubas-Urwanowicz, Wesele Jana Zamoyskiego z Gryzeldą Batorówną, „Białostockie Teki Historyczne”, t. 9/2011, s. 239–251.
Opracowania
- Mateusz Będkowski, Polacy na krańcach świata: średniowiecze i nowożytność, część 1, Wydawnictwo Promohistoria, Warszawa 2017.
- Ewa Dubas-Urwanowicz, Wesele Jana Zamoyskiego z Gryzeldą Batorówną, „Białostockie Teki Historyczne”, t. 9/2011, s. 237–251.
- Aleksandra Jakóbczyk-Gola, Ogrody zwierząt. Staropolskie zwierzyńce i menażerie, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Muzeum Historii Polski, Warszawa 2021.
- Karol Łukaszewicz, Ogrody zoologiczne. Wczoraj – dziś – jutro, Wiedza Powszechna, Warszawa 1975.
- Zoo and Aquarium History. Ancient Animal Collections to Zoological Gardens, ed. Vernon N. Kisling Jr., CRC Press, Boca Raton–London–New York–Washington DC 2000.