Mało która broń II wojny światowej wryła się tak mocno w społeczną pamięć, jak amerykańska „bazooka”. Ta wyrzutnia rakiet przeciwpancernych stała się wzorcem i imiennikiem dla całej nowej gałęzi uzbrojenia, choć jej początki sięgają pewnego złomowiska.

Bez odpowiedniego zasobu wiedzy, gromadzonego przez lata, a niekiedy i przez stulecia, nawet najlepsze koncepcje pozostałyby jedynie teoretycznymi wymysłami czy „papierowymi” konstrukcjami. Z tego powodu, chcąc opisać korzenie „bazooki”, trzeba cofnąć się trochę w czasie.

Kto pierwszy wypalił dziurę?

Franz von Baader (il. domena publiczna)

Kto i kiedy wpadł po raz pierwszy na ideę zbudowania specjalnie uformowanego ładunku skupiającego siłę eksplozji w jednym miejscu? Tego być może nigdy się nie dowiemy. Warto jednak mieć na uwadze postać Franza von Baadera, żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku pioniera użycia ukształtowanych czarnoprochowych ładunków wybuchowych w górnictwie. Na zbudowanie „prawdziwego” ładunku kumulacyjnego trzeba było jednak trochę poczekać.

W 1888 roku Amerykanin Charles Edward Munroe opublikował serię artykułów opisujących działanie bloków skompresowanej bawełny strzelniczej na metalowe powierzchnie. Materiały te stały się podstawą do ogłoszenia odkrycia efektu Munroego, czyli skutków działania ładunku kumulacyjnego pozbawionego jednak metalowej wkładki zwiększającej zdolności penetracyjne, której to znaczenie doceniono i opisano dopiero w XX wieku.

Nie odmawiając Munroemu talentu i zaangażowania w prowadzone badania, warto wstawić tu niewielkie „ale” w postaci odkryć Maxa von Förstera, opublikowanych w USA zanim Munroe ogłosił wyniki swych eksperymentów. Kolejność wydarzeń odgrywa tu kolosalną rolę, warto więc zatrzymać się na chwilę nad tym problemem.

W 1884 roku jedno z amerykańskich czasopism opublikowało tłumaczenie artykułu Maxa von Förstera (z 1883 roku) dotyczącego eksperymentów ze skompresowaną bawełną strzelniczą. Co ciekawe, niemiecki badacz przeprowadził część prób, wykorzystując wydrążone ładunki wybuchowe. Bez problemu zauważył (i opisał to w artykule), że powodują one powstanie głębszych ubytków w metalu. W tym samym artykule znajdziemy także informacje o tym samym zjawisku, jakie zaobserwował Munroe – detonujący walec bawełny strzelniczej bardzo wyraźnie odciska swój ślad na metalu, łącznie z odwzorowaniem wszelkich nierówności ładunku, co wyraźnie wskazywało na zróżnicowane oddziaływanie gazów na daną powierzchnię w zależności od sposobu uformowania materiału wybuchowego.

Jak odniósł się do tych badań sam Munroe? W jednym ze wspomnianych artykułów z 1888 roku istotnie wspomniał Förstera jako tego, który pierwszy odnotował to zjawisko, twierdząc jednocześnie, że sam zaobserwował je jeszcze zanim przeczytał tłumaczenie tekstu niemieckiego badacza. Na potwierdzenie swych słów przywołał jedną ze swoich wcześniejszych publikacji… i tu zaczyna się robić ciekawie.

Ów artykuł, opublikowany w styczniu 1885 roku i mający być dowodem samodzielnego rozpoczęcia drogi do okrycia i opisania całego zjawiska przez Munoroego, ukazał się w dokładnie tym samym czasopiśmie, w którym w sierpniu 1884 roku opublikowano tłumaczenie pracy Förstera. Munroe był więc bardzo zapominalskim czytelnikiem lub też uznał przeprowadzenie kwerendy w dostępnej literaturze za zbyteczne. Zostaje co prawda trzecia opcja, zakładająca „oszczędne gospodarowanie prawdą” przez amerykańskiego badacza, niemniej stawianie zarzutów bez twardych dowodów byłoby niewłaściwe.

Koniec końców, to nazwisko Munroego związało się najtrwalej z odkryciem efektu kumulacyjnego. Czy zasłużenie? Na to pytanie musi sobie każdy odpowiedzieć sam. Warto przy tym odnotować, że część badaczy używa terminu „efekt Neumanna”, czyli Egona Neumanna, który opatentował ładunki kumulacyjne w 1910 w Niemczech, a rok później na terenie Wielkiej Brytanii. Zrobił to najzupełniej legalnie, jako że Munroe nigdy nie wystąpił o przyznanie mu patentu w związku ze swoimi pracami.

Rozmiar ma znaczenie

Kiedy rozpoczęła się II wojna światowa, każde z państw europejskich miało lepiej lub gorzej przemyślany sposób na obronę własnych linii przed natarciem pancernym przeciwnika, oparty o wykorzystanie niewielkich i łatwych do przemieszczania działek przeciwpancernych. Niektóre z nich zdecydowały się dodatkowo na wprowadzenie do użytku różnego rodzaju karabinów przeciwpancernych o zróżnicowanym kalibrze. Wkrótce okazało się jednak, że taki system obrony wymaga gwałtownych i szybkich modernizacji.

Przyczyna była niezwykle prosta – na polach bitew pojawiały się coraz cięższe czołgi, więc działa przeciwpancerne również rosły i przybierały na wadze. W pierwszym roku wojny działko kalibru 37 mm było skuteczną bronią przeciwpancerną, natomiast pod jej koniec na polach bitew królowały armaty kalibru 75–88 mm. Konwencjonalna broń przeciwczołgowa stała się z czasem zbyt duża i ciężka, by piechota mogła efektywnie przemieszczać się z nią po polu bitwy.

Niemieckie działo przeciwlotnicze Flak 36 kal. 88 mm z wielkim powodzeniem wykorzystywane jako broń przeciwpancerna (fot. Rickard Ångman (Hal9001), CC BY-SA 3.0)

Na szczęście dla piechociarzy i ku zasmuceniu pancerniaków, niektóre z walczących państw już w 1940 roku wprowadziły do użytku karabinowe granaty kumulacyjne. Tu jednak również szybko pojawił się problem związany z przyrostem grubości pancerzy czołgowych, wymuszającym zwiększanie masy i rozmiaru ładunków kumulacyjnych, co z kolei narzucało ręczne umieszczanie go bezpośrednio na pancerzu czołgu. Niemiecka HHL-3 jest zasadniczo materialną kwintesencją takiego sposobu myślenia.

Szkolenie Volkssturmu z użycia ręcznego granatu przeciwpancernego Hafthohlladung (HHL) „Panzerknacker” (fot. Feder, ze zbiorów Bundesarchiv, Bild 146-1971-033-09, CC-BY-SA 3.0)

Jeśli piechota miała skutecznie bronić się przed atakiem broni pancernej, potrzebowała urządzenia mogącego dostarczyć skuteczny przeciwpancerny ładunek kumulacyjny do celu z odległości zapewniającej strzelcowi minimum bezpieczeństwa. Trzy państwa przedstawiły i wprowadziły do służby swoje autorskie propozycje w tym zakresie: Niemcy, Wielka Brytania i USA. Palmę pierwszeństwa w tym zakresie dzierżą jednak Amerykanie.

Rura z niespodzianką

Biorąc pod uwagę wydarzenia II wojny światowej, Amerykanie byli tu wielkimi spóźnialskimi. Do dziś zresztą jest kwestią otwartą, kiedy USA przystąpiłyby do wojny, gdyby nie japoński atak na Pearl Harbor. Przyjęcie takiej, a nie innej politycznej taktyki, prócz korzyści ekonomicznych i politycznych wynikających m.in. z handlu bronią, dawało USA okazję do podglądania wszystkiego, co działo się na europejskim (i nie tylko) teatrze działań wojennych. Dzięki temu Amerykanie mieli okazję do przyswojenia sobie pewnych lekcji zdobytych za cenę cudzej krwi.

Najcenniejszą, biorąc pod uwagę temat niniejszego artykułu, wiedzą zdobytą dzięki uważnej obserwacji wydarzeń rozgrywających się na odległych polach bitewnych, była malejąca skuteczność karabinów przeciwpancernych i dział niewielkiego kalibru przeciwko niemieckim czołgom, szczególnie bezustannie modyfikowanym i udoskonalanym PzKpfw III i IV. Jeśli Jankesi mieli kiedykolwiek się z nimi zmierzyć, potrzebowali naprawdę skutecznych „otwieraczy do konserw”, inaczej czekałaby ich pewna porażka. Aby jej uniknąć, amerykański przemysł musiał się ostro zabrać do roboty.

Mając świadomość potencjalnych wyzwań, US Army już w 1940 roku zaczęła poszukiwać nowej broni pancerzobójczej dla piechoty, początkowo poszukując wyrzutni granatów przeciwpancernych mającej formę działa bezodrzutowego lub moździerza trzonowego. Prace nad taką konstrukcją zakończyły się jednak mocno spóźnionym powodzeniem, jako że taka konstrukcja (M18 Recoilless Rifle) pojawiła się dopiero w 1945 roku. Amerykańscy żołnierze nie mogli tak długo czekać.

Rozwiązaniem okazało się przyjęcie na wyposażenie broni łączącej kilka znanych już technologii w nową, rewolucyjną broń. Ładunek kumulacyjny nie był przecież niczym nowym, a sama idea użycia rurowej wyrzutni rakiet dla potrzeb wojskowych pojawiła się w USA już w 1918 roku za sprawą wynalazcy i konstruktora Roberta H. Goddarta. Wszystkie elementy tych specyficznych puzzli były gotowe, trzeba było je tylko złożyć w sensowną całość.

M18 Recoilless Rifle na trójnogu (fot. Alf van Beem, domena publiczna)

Pierwszy zarys koncepcji nowej wyrzutni pojawił się w grudniu 1940 roku, potrzeba było jednak miesięcy pracy, by papierowy szkic zamienił się w obiekt z metalu i drewna. Najtrudniejszą i najbardziej skomplikowaną częścią projektowanej broni była sama głowica kumulacyjna, której stworzenie wymagało skomplikowanych, precyzyjnych i długotrwałych obliczeń dotyczących rodzaju materiału wybuchowego, kształtu wkładki kumulacyjnej etc.

Bob Burns i wymyślony przez niego instrument – bazooka; 1937 r.

Na szczęście do konstruktorów uśmiechnął się los, jako że w tym samym czasie pojawił się przeciwpancerny kumulacyjny granat nasadkowy M10. Wojskowym bardzo podobały się jego możliwości penetracyjne, za to mieli olbrzymi problem z jego masą. Mówiąc wprost, granat był dobry, tylko nie było go z czego odpalać. Głowica, zbyt ciężka dla karabinu, okazała się jednak odpowiednia dla montażu silnika rakietowego.

W maju 1942 roku na poligonie Aberdeen Proving Ground w szranki stanęło sześć konstrukcji: piątka moździerzy trzonowych i nowa wyrzutnia rakiet obsługiwana przez jej twórców, Leslie Skinnera i Edwarda Uhla. Ich prototyp składał się ze starej rury pozyskanej na złomowisku, kolby i łoża ze starego karabinu, a przyrządy celownicze wykonano z pogiętego wieszaka i złamanego gwoździa. Mimo tak niezwykłej budowy ich wyrzutnia okazała się najcelniejsza i w rezultacie trafiła do produkcji.

Podczas wspomnianego testu miało miejsce jeszcze jedno ważne, żeby nie powiedzieć przełomowe wydarzenie w historii tej broni. Generał brygady Gladeon M. Barnes, oglądając prototyp, stwierdził, że bardzo przypomina mu pewien instrument używany przez komika Boba Burnsa – bazookę. I tak oto nowa broń zyskała swą nieoficjalną nazwę.

Afrykańska przygoda

Już we wrześniu 1942 roku 600 Bazook kalibru 2,36 cala wysłano do Egiptu z przeznaczeniem dla wojsk brytyjskich walczących z Afrika Korps. Brytyjczycy uznali jednak, że broń ta jest zupełnie nieprzydatna na pustyni, gdyż jej operator nie miał się po prostu gdzie ukryć w oczekiwaniu na nadjeżdżający czołg wroga. Znaczącym problemem był tu również potężny obłok pyłu wzbijany przez odpalaną rakietę, wskazujący wszystkim dookoła stanowisko wyrzutni. Bazooka musiała więc poczekać na swój debiut bojowy aż do roku 1943, kiedy to Amerykanie rozpoczęli swój udział w walkach w Tunezji.

Ku zaskoczeniu i rozczarowaniu oficjeli, „Launcher, Rocket, AT, M1” bardzo szybko zaczęła ujawniać swe mankamenty. Pewną „oczywistą oczywistością” związaną z procesem rozwoju danej broni jest to, że dopieszczone egzemplarze testowe obsługiwane przez kompetentny personel sprawują się inaczej niż masowo produkowana broń, ładowana amunicją wytwarzaną taśmowo i wykorzystywaną przez średnio wyszkolonych żołnierzy prezentujących różny poziom kultury technicznej (i osobistej), odbijający się na staranności dbania o broń.

Jaka więc była lista wad okresu dziecięcego tej wyrzutni? Rury się gięły, rakiety koziołkowały, a elektryczny system odpalania często zawodził. Głowice czasem nie eksplodowały, pociski zbyt często rykoszetowały od pancerza, a jeśli nawet rakieta trafiła w cel i eksplodowała, to zniszczenie lub chociaż uszkodzenie celu było mało prawdopodobne, jeśli strzelec nie celował dokładnie w jedno ze wrażliwszych miejsc czołgu.

M1 Bazooka (TM 9-294, 1942), pierwsza wersja wprowadzona do produkcji (il. domena publiczna)

Bardziej palącym (i to dosłownie) problemem była niewłaściwa praca silnika rakietowego. W teorii cały materiał pędny powinien wypalić się jeszcze w samej wyrzutni, tak by z broni wyleciała już rakieta z wygaszonym silnikiem. W praktyce, z powodu różnic w elaboracji, temperaturze i warunkach przechowywania, z wyrzutni wyskakiwały rakiety plujące gazami i resztkami materiału miotającego prosto w twarz strzelca. Żołnierze ratowali się, zakładając maski przeciwgazowe lub gogle, niemniej było to rozwiązanie tymczasowe.

Amerykańscy konstruktorzy bardzo szybko przystąpili do pracy, poddając wyrzutnię i rakiety ciągłym modyfikacjom. Po wersji M1 przyszła M1A1, potem M9, M9A1 i M18. Modyfikowano rurę, wprowadzono celowniki optyczne, usprawniono układ elektryczny, zmieniano kształt głowic i poprawiono stabilizatory rakiety, jak również udoskonalono budowę silnika. M18, zbudowana pod koniec wojny i ostatecznie niewysłana na front, miała już niewiele wspólnego ze swoim pierwowzorem. Niebawem zresztą przyszedł czas na M20: „Super Bazookę” wykorzystującą rakiety o kalibrze 3,5 cala.

Mimo pokładanych w nich nadziei, Bazooki używane podczas II wojny światowej nie stały się cudownym środkiem pancerzobójczym. Zamiast tego wykorzystywano je jako pożyteczne narzędzie uzupełniające, nadające się do zwalczania broni pancernej, umocnionych punktów oporu, lekkich pojazdów etc. Słowo „bazooka” weszło też na stałe do słownika jako slangowe określenie dowolnej wyrzutni przeciwpancernej. Broń ta doczekała się także licznych naśladowców, na czele z niemieckim RPzB 54 „Panzerschreck”.

Podsumowanie

Redakcja zwróciła mi ostatnio uwagę, że często narzekam na wyczerpanie limitu znaków. Na złość Hrabiemu, tym razem niczego takiego nie napiszę.

Historia Bazooki stanowi świetny przykład korzyści wynikających z gromadzenia i przechowywania wiedzy. Dzięki temu, kiedy pojawiła się taka potrzeba, najważniejsze elementy nowej wyrzutni były już niejako dostępne i przetestowane. Istniała już odpowiednia technologia rakietowa i głowice kumulacyjne, trzeba było tylko złączyć te elementy sensownie w całość. Jakby nie patrzeć, archiwa i biblioteki mogą mieć znaczący wpływ na przyszłość narodu. Warto o nie dbać.

W tej opowieści pojawiają się także odważni i śmiali badacze, nie bojący się wychodzić poza schematy i podjąć ryzyka tam, gdzie jest to niezbędne. Kto inny odważyłby się montować wyrzutnię rakiet z prowizorycznie skleconych części ze złomowiska i pojawić się z nią na poligonie? Częścią historii Bazooki jest również lekcja nt. posiadania właściwych ludzi na odpowiednich stanowiskach.

Na sam koniec warto wspomnieć o znanym powiedzeniu: „potrzeba jest matką wynalazków”. Myślę, że jest to najkrótszy i najbardziej zwięzły opis przyczyn powstania Bazooki, jak i nieskończenie wielu innych konstrukcji, z których tylko niewielka część zapisała się na trwałe w pamięci potomnych.

Bibliografia

  • Franz Baader, Versuch einer Theorie der Sprengarbeit, „Bergmännisches Journal”, Drittes stück, März 1792.
  • Max von Förster, Experiments with compressed gun cotton, conducted in the manufactory of Max Wolff & Co., Walsrodem, „Van Nostrand’s Engineering Magazine”, Vol. 31, No. 188, August 1884.
  • Charles E. Munroe, On certain phenomena produced by the detonation of gun cotton, „Proceedings of the Newport Natural History Society”, Document 6, Newport 1888.
  • Tenże, Modern explosives, łScribner’s Magazine”, Vol. 3, No. 5, May 1888.
  • Tenże, Wave-like effects produced by the detonation of gun-cotton, „The American Journal of Science”, Vol. 36, No. 211, New Heaven 1888.
  • Tenże, Some recent experiments on the use of high explosives for war purposes, „Van Nostrand’s Engineering Magazine”, Vol. 32, No. 193, January 1885.
  • Tenże, The Application of Explosives, „Appleton’s Popular Science Monthly”, Vol. 56, No. 4, February 1900.
  • Donald R. Kennedy, History of the shaped charge effect. The first 100 years, [w:] Defense Technical Information Center, sygn. ADA220095.
  • Lida Mayo, The Ordnance Department: On beachhead and battlefront, Office of the Chief of Military History, United States Army, Washington, DC 1968.
  • Gordon L. Rottman, The Bazooka, Osprey Publishing Ltd., Oxford 2012.
  • William P. Walters, The shaped charge concept, part 2, The history of shaped charges, Defense Technical Information Center, sygn. ADA226772.
  • Tenże, Introductions to Shaped Charges, [w:] Defense Technical Information Center, sygn. ADA469696.
  • Tenże, Jonas A. Zukas, Fundamentals of Shaped Charges, [w:] Defense Technical Information Center, sygn. AD0268366.
  • Steven J. Zaloga, Bazooka vs Panzer. Battle of the Bulge 1944, Osprey Publishing Ltd., Oxford 2016.
  • Japanese tank and antitank warfare, „Special Series”, No. 34, Military Intelligence Service, War Department, Washington, DC 1945.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!