W październiku 1682 roku przed sądem w Dorpacie stanął ponad osiemdziesięcioletni Kurlandczyk imieniem Thiess. Został on wezwany przed sąd książęcy jako świadek w sprawie o świętokradztwo (obrabowanie kościoła), ale w czasie rozprawy oskarżono go o bycie wilkołakiem.

Jako świadek w sprawie Thiessa wezwany został Peter, karczmarz z Kaltenbrun, który zeznał, że od dawna wszyscy w okolicy wiedzieli, jakoby Thiess utrzymywał kontakty z diabłem, był wilkołakiem i znał czary. Jednym z dowodów przemawiających za winą Thiessa były obrażenia nosa, które odnieść miał w trakcie pobytu w piekle – tam niejaki Skeistan (już wówczas nieżyjący) miał rozbić mu nos na dwoje.

Thiess nie wyparł się bycia wilkołakiem, zaznaczył jednak, że nie korzystał z tej mocy od ponad dziesięciu lat. Zapytany przez sędziów, w jaki sposób trafił do piekła i gdzie znajduje się wejście do niego, odparł, że leży ono na bagnach pod Lemburgiem, a wilkołacy przedostają się tam w skórach wilków. Skóry te przywozić miał im pewien chłop z Rygi. Gdy tylko zdejmowali ubrania i zakładali wilcze skóry, wpadali w morderczy szał i rzucali się na wszelkie drobne zwierzęta: jagnięta, koźlęta itp. Nigdy jednak, zeznawał Thiess, nie atakowali dużej zwierzyny. Nie jedli mięsa na surowo jak dzikie bestie, lecz piekli je nad ogniskiem i przyprawiali solą, choć nie spożywali przy tym chleba.

Przepytywany w Dorpacie (dziś Tartu w Estonii) przez zafascynowanych jego zeznaniami sędziów wyjaśnił, że w odróżnieniu od czarowników, którzy ucztować mieli wraz z diabłem w piekle, wilkołacy zdani byli na to, co sami upolowali, a także to, co wykradli z piekła. Czyniło to z nich, dowodził Thiess, wrogów sił nieczystych i boskie bestie. Ich wyprawy do piekła miały być zresztą ważne dla całej ludzkości, gdyby bowiem w którymś roku nie zdołali wynieść z piekła skradzionych przez czarowników plonów, zbiory byłyby bardzo słabe.

Thiess miał być dobrym wilkołakiem, który nie atakował ludzi. Z Europy Zachodniej znane są inne opowieści o wilkołakach. Np. w 1580 roku w Genewie człowiek przemieniony w wilka miał zabić 16 dzieci. Na ilustracji kolorowana grafika z kroniki Johanna Jakoba Wicka przedstawiająca to wydarzenie (ze zbiorów Zentralbibliothek Zürich, Handschriftenabteilung, Wickiana, Ms. F 29, fol. 167v)

Szczególnie istotna pod tym względem miała być wyprawa przypadająca każdego roku na noc poprzedzającą dzień świętej Łucji (13 grudnia). Poza tym świętem wilkołacy mieli się zakradać do piekła również w Zielone Świątki oraz Noc Świętojańską, eskapady te miały jednak już mniejsze znaczenie dla urodzajności pól. Po śmierci, kończył swoją opowieść Thiess, dusze wilkołaków wędrować miały do nieba, podczas gdy ich ciała trafiały do ziemi jak ciała zwykłych ludzi.

Zeznania złożone przez Thiessa były dla sędziów bardzo kłopotliwe. Nie wiedzieli oni, co o nich sądzić – czy możliwe, że człowiek ów nie był tak naprawdę wilkołakiem, lecz był obłąkany? Mogły na to wskazywać niespójności w jego opowieści, na początku zeznał bowiem, że nie był wilkołakiem już od dziesięciu lat, podczas gdy w innym miejscu mówił o swojej tegorocznej wyprawie do piekła. Przepytywani przez sąd inni świadkowie potwierdzali jednak, że mimo podeszłego wieku starzec nadal był w pełni władz umysłowych. Gdy Thiess do swoich zeznań dodał jeszcze fakt, że parał się także zamawianiami i zdejmowaniem uroków, sędziowie skazali go na chłostę i wygnanie, obawiając się, że gdyby tego typu zachowanie pozostało nieukarane, mogłoby zachęcić innych do podobnych praktyk.

Dolon w przebraniu wilka – attycki lekyt z 5 w. p.n.e. (ze zbiorów Luwru, nr inw. CA 1802; fot. Marie-Lan Nguyen, CC BY 2.5)

Wilkołak, czyli kto?

Gdy słyszymy dziś słowo „wilkołak”, nasza zbiorowa wyobraźnia podpowiada nam obraz dzikiej bestii – człowieka przemieniającego się w potwora pod wpływem pełni Księżyca (lub po prostu światła Księżyca), który brutalnie atakuje wszystko na swojej drodze i którego ofiarami często padają przypadkowi ludzie. Choć to obraz ukształtowany przez Hollywood, wiele z jego elementów nie było jednak obcych nowożytnym Europejczykom.

Francuscy demonolodzy, tacy jak Pierre de Lancre czy Henri Boguet, wiele miejsca poświęcali w swoich traktatach okrucieństwu wilkołaków, mających zagryzać z zimną krwią nie tylko tak cenne wówczas zwierzęta gospodarskie, ale także dzieci, które nieopatrznie oddaliłyby się zbytnio od domu. Wilkołak Thiessa w niczym nie był do nich podobny: nie napadał na ludzi, w szale zdarzało mu się zabić drobne zwierzęta, zawsze jednak spożywał je na modłę ludzką, służył wreszcie Bogu, a nie był demoniczną bestią. Skąd ta różnica?

Wiara w możliwość transformacji człowieka w zwierzę jest niezwykle stara i wspólna niemal wszystkim cywilizacjom: różne jej przejawy występowały nie tylko w Europie, ale również w Azji, Afryce, obu Amerykach czy Australii. Nie były to wierzenia typowe dla jednego rodzaju religii czy kultury. Nawet w Europie różniły się one znacznie między sobą, a nadejście chrześcijaństwa tylko w niewielkim stopniu je ujednoliciło. Uczeni mogli zatem twierdzić, że wilkołak był taką lub inną istotą, ale obraz ten nie zawsze wytrzymywał konfrontację z lokalnymi przekonaniami.

Wyobrażenia demonologów z zachodniej Europy szczególnie mocno odstawały od peryferii chrześcijaństwa, jakimi były niewątpliwie Inflanty. O ile w XVII wieku Francja była już krajem powszechnie schrystianizowanym, o tyle wielkie obszary dzisiejszej Łotwy czy Estonii pozostawały terenami dzikimi, wciąż poddawanymi intensywnej misji chrystianizacyjnej. Na Litwie jeszcze w 1618 roku (czyli w czasach młodości Thiessa) jezuici w pocie czoła wycinali święte gaje – tajemnicze ostępy podobne do tych, w których według Thiessa znajdować miały się wejścia do piekieł.

Wilkołak – sojusznik przeciw czarownicom i czarownikom

Wiele elementów opowieści Thiessa połączyć można z tradycyjnymi, germańskimi związkami wojowników, tzw. Männerbünde. W odróżnieniu od francuskich wilkołaków (często polujących samotnie lub w bardzo małych grupach), inflanckie bestie z opisu Thiessa to wielka grupa mężczyzn współpracujących ze sobą i prowadzących wspólną walkę przeciwko siłom nieczystym. Nie są oni w żadnym razie przeklęci, nie podlegają także przymusowej transformacji w zwierzę – robią to dobrowolnie, a czas ich działania ściśle związany jest z zadaniem, które muszą wykonać.

To, że mieli przywdziewać wilcze skóry i wyruszać do walki z demonicznymi mocami właśnie w noc św. Łucji, Zielone Świątki i Noc Świętojańską, wynikało z symbolicznego charakteru tych dat dla kultury ludowej. Były to momenty przejścia – czas, gdy granice pomiędzy naszym i podziemnym światem były najłatwiejsze do przekroczenia, każda zaś wykonana wówczas czynność miała siłę stukrotnie większą niż zwykle. Dla wychowanego w kulturze ludowej Thiessa było oczywiste, że dobra zwrócone w te dni (a szczególnie w noc św. Łucji) sprawią, że pola obrodzą najhojniej – z tego samego powodu właśnie w te dni czarownice i czarownicy najchętniej mieli kraść z nich urodzaj przy pomocy czarów. Pytaniem otwartym pozostaje, do jakiego stopnia logika ta była zrozumiała dla znacznie lepiej wykształconych sędziów z sądu książęcego.

Egzekucja Petera Stumppa zwanego „Wilkołakiem z Bedburga”, 31 października 1589 r. W czasie procesu przyznał się m.in. do uprawiania czarów, wilkołactwa oraz zamordowania i pożarcia czternaściorga dzieci i dwóch ciężarnych kobiet (drzeworyt autorstwa Lucasa Mayera, 1589 r.)

W zasadzie całe zeznanie złożone przez Thiessa nosiło znamiona opisu jakiegoś tajemniczego obrzędu lub kultu o charakterze chtonicznym (tj. związanym z ziemią i śmiercią). Możliwe, że opisywał on rzeczywiście funkcjonujący w tamtym czasie rytuał urodzaju. W XIX-wiecznej Rosji istniał zwyczaj przebierania się młodych mężczyzn w wilcze skóry w okolicach Bożego Narodzenia i bicia wszystkich napotkanych ludzi. Z kolei jeszcze na początku XX wieku na terenie Łotwy praktykowano zakładanie w określone dni roku wilczych skór, aby przepędzić złe duchy i zapewnić urodzaj na polach – czy nie przypomina nam to opowieści Thiessa?

Wygnanie albo śmierć

Fakt, że sędziowie przesłuchujący Thiessa wypytywali go o jego związki z diabłem i starali się połączyć jego opowieści z jakąś formą oddawania czci siłom nieczystym, świadczy o ich wykształceniu i oczytaniu. To bowiem tradycja literacka i demonologiczna łączyła postać wilkołaka z diabłem, czyniąc z niego istotę demoniczną. Nie znaczy to jednak, że sędziowie wierzyli w to, że Thiess rzeczywiście przemieniał się w wilka i w tej postaci napadał na zwierzęta – uczeni autorzy, którzy opowiadali się za realnością transformacji człowieka w zwierzę, byli w zdecydowanej mniejszości. Wśród demonologów panowała raczej zgoda co do tego, że transformacja taka była wynikiem iluzji lub ułudy zesłanej przez diabła – w żadnym razie nie umniejszało to jednak winy samych wilkołaków, którzy dawali się omamić.

Wilkołak na grafice Lucasa Cranacha Starszego, ok. 1512 r. (ze zbiorów Stiftung Schloß Friedenstein Gotha/Herzogliches Museum)

Wszystko to stało w rażącej sprzeczności z zeznaniami Thiessa, reprezentującego najwyraźniej jakąś tradycję ludową – być może właśnie wspomniany powyżej rytuał płodności, a już na pewno typową dla wczesnonowożytnej kultury ludowej logikę tzw. ograniczonych dóbr. Zakładała ona, że ilość każdego dobra we wszechświecie jest ściśle ograniczona i stała, a ktoś może się wzbogacić (np. zebrać większy plon od swojego sąsiada), tylko odbierając komuś innemu należną mu cząstkę. Thiess mówił nawet z dumą, że w czasie jednej z ostatnich wypraw łotewskim wilkołakom udało się uprzedzić wilkołaki z Rosji, dzięki czemu zbiory na Łotwie były bardzo obfite, w Rosji zaś skąpe. Nie wiemy, jaka była opinia sędziów w tej kwestii, nie podjęli oni bowiem tematu.

Dodatkową przesłanką za tym, że opowieść Thiessa stanowiła pewne odbicie ówczesnych wierzeń ludowych i obrzędów, może być wczesnonowożytna literatura. Ludność Inflant była bardzo rozdrobniona etnicznie i społecznie – podczas gdy szlachta oraz bogate mieszczaństwo niemal w całości składały się z ludności pochodzenia niemieckiego, dolne warstwy społeczne stanowili miejscowi Łotysze i Estończycy. W wielu dziełach z XVI oraz XVII wieku obecny jest podobny motyw, a mianowicie: chłopi starają się przekonać szlachcica do wiary w realność istnienia wilkołaka. Przeciwko rzekomym wilkołakom występowali także jezuici prowadzący na tych terenach misje i zmagający się z miejscowym zabobonem. Kilkanaście lat po procesie Thiessa w uczonych tekstach zaczęła przeważać opinia, że dawniej Inflanty pełne były wilkołaków, szczęśliwie jednak wiara w nie została wyrugowana i można się na nią natknąć jeszcze tylko w co bardziej odizolowanych od cywilizacji wsiach.

Walka z zabobonem wśród chłopstwa, niewiara w realność transformacji człowieka w zwierzę oraz relatywna łagodność inflanckich wilkołaków nie oznaczały jednak, że osoby sądzone i skazane za bycie wilkołakami czekał równie łagodny los. Ile ich było? Tego nie wiadomo. Na pewno nie tysiące, być może nawet nie setki. W literaturze przedmiotu pojawiają się jedynie pojedyncze przypadki. Kilkadziesiąt na przestrzeni stu pięćdziesięciu, może dwustu lat nie wydaje się jednak liczbą niemożliwą.

Osoby, które skazano za wilkołactwo, w najlepszym wypadku czekało, tak jak starego Thiessa, wypędzenie z miejsca zamieszkania. Biorąc pod uwagę, jak ważne były podówczas lokalne więzi społeczne, w najbardziej optymistycznym wariancie oznaczało to spadek do najniższej grupy robotników najemnych, którzy przemierzali co roku rozległe tereny Rzeczypospolitej Obojga Narodów, starając się znaleźć jakąkolwiek pracę. W przypadku osób w podeszłym wieku nawet taka opcja nie wchodziła jednak w grę – one liczyć mogły tylko na wyproszoną z dala od rodzinnej miejscowości jałmużnę lub śmierć z głodu. A była to przecież ta lepsza możliwość. Alternatywą była śmierć na stosie, prawdopodobnie lżejsza dzięki wykonanej wcześniej przez kata egzekucji…

Bibliografia

  • Willem de Blécourt, A Journey to Hell. Reconsidering the Livonian Werewolf”, „Magic, Ritual, and Witchcraft”, Vol. 2, Nr 1 (summer 2007), s. 49–67.
  • Stefan Donecker, The Werewolves of Livonia. Lycantrophy and Shape-Changing in Scholarly Texts, 1550, 1720, „ Critical and Historical Studies on Preternatural”, Vol. 1, Nr 2 (July 2012), s. 289–322.
  • Leszek Paweł Słupecki, Wojownicy i wilkołacy, Replika, Poznań 2023.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

trzy × 4 =