Wszystko było gotowe i zaplanowane. Igrzyska olimpijskie w Tokio miały wyznaczone miejsce, datę i godzinę rozpoczęcia. Mimo to Japończycy zrezygnowali z organizacji imprezy, a kryzys gospodarczy zmusił ich do wykorzystywania nawet szczurzych skórek. A najgorsze miało dopiero nadejść…

A miało być tak pięknie. Według planów XII Letnie Igrzyska Olimpijskie miały rozpocząć się w sobotę 21 września 1940 roku. Dokładnie o godz. 15.00 na nowym i imponującym stadionie olimpijskim w Tokio miał zapłonąć ogień olimpijski. Z odległej Olimpii mieli go dostarczyć biegacze przemieszczający się z Grecji przez Syrię, Bagdad, Teheran, Kabul, północne Indie, wybrzeża Chin, Koreę i Japonię. W razie konieczności – której przecież trudno było po drodze uniknąć – biegaczy miały wspomagać statki, samochody i samoloty.

Plakat Igrzysk Olimpijskich w Tokio (il. Sanzō Wada, domena publiczna)

Japończykom z kilku przyczyn bardzo zależało na organizacji igrzysk olimpijskich w swojej stolicy właśnie w 1940 roku. Najważniejszymi z nich były szybko rosnące ambicje imperialne oraz przypadająca na ten rok okrągła – 2600. – rocznica istnienia cesarstwa w ich kraju. Panujący wówczas cesarz Hirohito był sto dwudziestym czwartym w dynastii ziemskich bóstw władających na wyspach od 660 r. p.n.e.

Starania zakończone sukcesem

Aby otrzymać prawo do organizacji największej na świecie imprezy sportowej, Japończycy musieli zadać sobie sporo trudu, bo Tokio miało liczną konkurencję. Igrzyskami były zainteresowane również: Rzym, Rio de Janeiro, Barcelona, Helsinki, Budapeszt, Aleksandria, Buenos Aires, Dublin, Toronto i Montreal.

O poparcie zabiegał m.in. baron Jigoro Kano, pierwszy azjatycki członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i twórca judo. Za Japończykami przemawiały sukcesy ich reprezentantów oraz rozwój sportu w kraju, co udowadniali wynikami oraz zdjęciami swoich stadionów rozsyłanymi światowej prasie. Prezes MKOl areny olimpijskie na własne oczy, gdyż zaproszono go na darmową 20-dniową podróż po Japonii.

Gdy przyszło do konkretów, część konkurentów sama zrezygnowała. Japończycy przekonali Włochów, aby zgodzili się na Tokio w zamian za japońskie poparcie Rzymu w staraniach o organizację igrzysk w 1944 roku. Brytyjczycy dość nieoczekiwanie również opowiedzieli się za dalekowschodnią kandydaturą – prawdopodobnie w celu zyskania życzliwości przyszłych gospodarzy igrzysk, gdyż obawiali się o swoje posiadłości w Singapurze i Hongkongu.

Z Helsinkami Tokio wygrało w głosowaniu. Oprócz kuszącej egzotyki zadziałała zapewne również obietnica pokrycia części kosztów podróży zawodników oraz zapewnienie władz radzieckich, że pomogą w ich dowiezieniu koleją transsyberyjską do Władywostoku, skąd można było łatwo dopłynąć statkami do celu. 1 sierpnia 1936 roku – w dniu rozpoczęcia igrzysk w Berlinie – ogłoszono, że gospodarzem następnych będzie Tokio.

Poczytny krakowski „Ilustrowany Kuryer Codzienny” donosił tego dnia, że „Japonia już przygotowuje się do Olimpiady”. W samym kraju Kwitnącej Wiśni informacja o przyznanie prawa do organizacji tej sportowej imprezy spowodowała – jak donosiła gazeta – wielki entuzjazm. W większych miastach na ulicach zaczęli gromadzić się mieszkańcy z chorągiewkami z kołami olimpijskimi i japońskim wschodzącym słońcem, a wieczorem urządzano przemarsze z lampionami.

Pamiątkowa flaga igrzysk olimpijskich w Tokio w Muzeum Edo-Tokio (fot. Daderot, CC0 1.0)

Japonia awansowała do światowej ekstraklasy, w czym utwierdzała jej mieszkańców tamtejsza prasa – rozdawano nawet bezpłatne wydania dzienników z informacją o sukcesie. Potwierdzał to IKC, pisząc, że decyzja jest:

podkreśleniem przez cały świat równorzędności Japonii z innemi mocarstwami i w dziedzinie sportowej. Olimpiada tokijska będzie równocześnie pierwszą olimpiadą w Azji. Tem samem wyróżniono Japonię spośród innych narodów azjatyckich i postawiono ją na naczelnym miejscu. Wywołało to radosny uśmiech zadowolenia na twarzach japońskich zwolenników panazjatyzmu.

Cieszył się także sędziwy były prezes MKOl baron Pierre de Coubertin, który stwierdził, że igrzyska w Japonii będą „połączeniem hellenizmu, najcenniejszej cywilizacji dawnej Europy, z wytwornością kultury i sztuki Azji”.

Usportowiony naród

Kanō Jigorō po głosowaniu MKOl-u, w którym przyznano Tokio prawa do organizacji XII letnich igrzysk olimpijskich; Berlin, 31 lipca 1936 r. (fot. domena publiczna)

IKC wskazywał na dynamiczny rozwój japońskiego sportu, który jeszcze w 1921 roku notował „śmieszne wyniki, jak rzut dyskiem 29 m, skok wzwyż 1,67 m i bieg przez płotki na 110 m – 17 sekund. Obecnie zaś rekordy japońskie zbliżają się do światowych lub są nawet nimi”. Podobnie było z udziałem w igrzyskach. Po raz pierwszy japońscy sportowcy – w liczbie dwóch – pojechali do Sztokholmu w 1912 roku. Potem ich liczba systematycznie rosła: w Antwerpii w 1920 roku było ich już piętnastu, w Paryżu w 1924 roku – osiemnastu, w Amsterdamie w 1928 roku – czterdziestu dziewięciu, w Los Angeles w 1932 roku – stu pięćdziesięciu siedmiu, w Berlinie w 1936 roku – stu pięćdziesięciu trzech. Zdobywali też coraz więcej medali, pokazując – zdaniem gazety – że „synowie Wschodzącego Słońca są groźnymi przeciwnikami dla białej rasy”.

Za sukcesami olimpijczyków stał sport masowy. W 1936 roku w Japonii było sześć milionów członków związków sportowych. „W każdem miasteczku, a nieraz nawet w zapadłej wsi znajdują się liczne kluby i stowarzyszenia sportowe – donosił czytelnikom IKC. Miały one do dyspozycji boiska i sprzęt, a te najważniejsze „rozmiarami trybun znakomicie rywalizują z podobnemi urządzeniami Europy i Ameryki” oceniano w gazecie.

Co bardzo ważne, trybuny nie były puste. Zapewniał o tym np. trener amerykańskiej drużyny pływackiej, który na łamach IKC „ze wzruszeniem” wspominał, jak to na zawodach, w których uczestniczył w Tokio, nie tylko cały stadion pływacki (pływanie uprawiano wówczas pod gołym niebem) był wypełniony widzami, ale też wielu chętnych nie dostało się na trybuny, bo zabrakło dla nich miejsc.

Po otrzymaniu prawa do organizacji igrzysk rząd japoński przeznaczył siedem i pół miliona ówczesnych dolarów na budowę kolejnych aren sportowych. Plany były imponujące – na stadionie olimpijskim miało zmieścić się 120 tys. widzów, na stadionie pływackim – 30 tys., a na trybunach do śledzenia wyścigów kolarskich i meczów piłki nożnej – 50 tys. Do pomocy chętne były nazistowskie Niemcy, które zarekomendowały swojego specjalistę Wernera Klingenberga, nadzorującego budowę powszechnie chwalonej infrastruktury technicznej na igrzyska w Berlinie.

Przed gospodarzami były dużo pracy, gdyż Japonia chciała również symbolicznie zwieńczyć igrzyskami odbudowę kraju po potężnym trzęsieniu ziemi z 1923 roku.

Pokazy gimnastyczne japońskich studentów na stadionie chramu Meiji; listopad 1930 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/17/8737/2, domena publiczna)

Zderzenie idei z rzeczywistością

Niemiec dotarł do Japonii pod koniec 1937 roku. Szybko ocenił, że stadion w Tokio wymaga przebudowy, a w zasadzie budowy od nowa. Nakładów wymagała też infrastruktura transportowa – w tym m.in. dworzec kolejowy i metro – a także hotele, teatry, ratusz oraz stacje radiowe i próbna telewizyjna. Japończycy byli chętni do działania, ale piękne sportowe idee zderzyły się z brutalną rzeczywistością.

Japonia miała narastający problem w postaci wojny z Chinami. Najpierw zimnej, gdy we wrześniu 1931 roku jej samowolnie działająca armia zajęła chińską prowincję Mandżurię i zamieniła ją w marionetkowe państwo Mandżukuo. To generowało incydenty na granicach z Chinami, Mongolią i ZSRR, które groziły otwartym konfliktem.

Japońscy żołnierze w maskach przeciwgazowych w Szanghaju; sierpień 1937 r. (fot. domena publiczna)

Potem wybuchła wojna gorąca. 7 lipca 1937 roku na moście Marco Polo niedaleko Pekinu spotkały się dwa patrole – japoński i chiński. Żołnierze otworzyli do siebie ogień, kilku z nich zginęło. Japończycy uznali, że to świetny pretekst do poszerzenia stanu posiadania w Chinach i rozpoczęli wojnę.

W grudniu 1937 roku Japończycy zajęli chińską stolicę w Nankinie i przez parę tygodni barbarzyńsko mordowali chińskich jeńców, gwałcili kobiety, zabijali cywilów, a także grabili miasto. Zginęło od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy ludzi, a świadkami wydarzeń byli zachodni dyplomaci i korespondenci, którzy o bestialstwie poinformowali cały świat. Okrucieństwem była zdegustowana nawet ambasada III Rzeszy.

Jeśli rozpasanie żołdactwa w Nankinie miało sterroryzować Chińczyków, zmusić ich do negocjacji i szybkiego zakończenia wojny, to nie wyszło. Wojska pod dowództwem Czang Kaj-szeka i komunistyczna partyzantka Mao Tse-tunga prowadziły walkę dalej. Zaatakowani apelowali do świata o pomoc i ukaranie agresorów.

Ciała ofiar masakry w Nankinie (fot. Moriyasu Murase, domena publiczna)

Japonia, mając decyzję o igrzyskach w ręku, nie przejmowała się opiniami zagranicy, tym bardziej, że w czerwcu 1937 roku, a więc tuż przed rozpoczęciem wojny z Chinami, podczas sesji MKOl-u w Warszawie prawo do organizacji V Zimowych Igrzysk Olimpijskich otrzymało Sapporo. Japońskie wojska prowadziły więc dalej wojnę, torując sobie drogę bombardowaniami lotniczymi i zajmując kolejne chińskie miasta, w tym znane obecnie na całym świecie Wuhan, gdzie zginęło lub zostało zamordowanych kolejnych kilkaset tysięcy Chińczyków.

Twarde argumenty

Dziennikarze wyrażali nadzieję, że goście, którzy przyjadą w 1940 roku, „ulegną czarowi egzotyzmu Japonii i zmienią może swe zdanie o jej militaryzmie, ekspansji gospodarczej i zaborczości”. Jednak w ślad za reportażami z Nankinu i innych chińskich miast na łamach prasy coraz częściej pojawiały się głosy żądające bojkotu igrzysk lub odebrania ich agresorowi.

Artystki z tokijskiego teatru Toho z flagami niemiecką, japońską i olimpijską po przyznaniu Japonii prawa do organizacji igrzysk olimpijskich w 1940 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/5/891a/2, domena publiczna)

Brytyjski działacz lekkoatletyczny Herbert Pash stwierdził wręcz, że wyjazd „cywilizowanych krajów, takich jak Stany Zjednoczone czy Szwecja” do Japonii jest bezcelowy, a sama Japonia „nie zasługuje na to, żeby w jakikolwiek sposób budować jej reputację w cywilizowanym świecie”. Amerykanie dodawali „Kiedy nasi sportowcy pojechali do Niemiec w 1936 roku, wypożyczyli się, choć tego nie zamierzali, do nazistowskiej propagandy. […] W Tokio pokój i dobra wola nie będą promowane”.

Głosy o konieczności rezygnacji z organizacji igrzysk zaczęły pojawiać się coraz częściej również w samej Japonii. Nie dlatego, że ginęli Chińczycy, ale z uwagi na rosnące koszty wojny. Chiny były wielkim krajem i wchłaniały – niemal jak bagno – mniej liczne oddziały i zasoby japońskie. Rosły straty w ludziach oraz zapotrzebowanie na materiały wykorzystywane do prowadzenia działań wojennych. Część z tych zasobów było potrzebnych do przygotowania imprezy, co widzieli członkowie Komitetu Organizacji Igrzysk, w którym zasiadali m.in. gen. Hideki Tojo czy admirał Isoroku Yamamoto.

Obrady komitetu organizacyjnego XII Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 1940 roku w hotelu Imperial w Tokio; 1936 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/5/891a/12, domena publiczna)

Japońscy wojskowi mieli coraz więcej do powiedzenia. W połowie lat 30. prawie połowa budżetu była wydawana na armię i marynarkę, jednak wielki kryzys, który uderzył też w Japonię, a także struktura gospodarcza kraju z mało wydolnym rolnictwem, spowodowały, że mocarstwowe ambicje zderzyły się z realną wizją głodu. Kryzys ten pogłębiła właśnie wojna w Chinach. W marcu 1938 roku japoński parlament uchwalił prawo, które oddało władzę nad gospodarką generałom i admirałom. Kontrolowano rynek pracy, ceny, zarobki, wojskowi zasiadali we władzach firm i zarządzali zdobytym przemysłem chińskim.

Mimo zwycięstw w Chinach i eksploatacji bogactw mineralnych Mandżurii sytuacja gospodarcza kraju przypominała upadające cesarskie Niemcy w 1918 roku. 31 lipca 1938 roku korespondent „New York Timesa” w Tokio pisał: „Japonia dotarła do punktu, gdzie dzielenie zapałki na czworo i użytkowanie szczurzej skóry są ważnymi czynnikami ekonomicznymi w czasie przedłużającej się wojny z Chinami”. I wyliczał, że surową bawełnę, płótno, chemikalia, skórę, metale, naftę, wełnę i stal wycofano z rynku. W sprzedaży detalicznej nie było też pasty do zębów, czekolady, gumy do żucia, a „cokolwiek zrobione jest z żelaza, jest trudniej dostępne niż złoto”. Organizowano za to zbiórki złomu żelaznego, a braki skóry starano się załatać, wyprawiając wspomniane skórki szczurze.

Mężczyźni podczas pakowania obrusów z motywem olimpijskim, 1936 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/5/891a/3, domena publiczna)

Nic dziwnego, że wojskowi zaczęli nalegać, by np. obiekty olimpijskie budować bez użycia strategicznie potrzebnej stali, opierając się na drewnie, albo maksymalnie ciąć koszty, np. rezygnując z igrzysk zimowych w Sapporo.

Wycofanie się

Mimo wojny i niesprzyjającej prasy MKOl nie zamierzał zmieniać swojej decyzji. Jego działacze obradujący na jachcie płynącym po Nilu w marcu 1938 roku oficjalnie zapowiedzieli, że nie odbiorą Japonii prawa do organizacji imprezy, choć byli gotowi przystać na odwołanie igrzysk zimowych, z czego Japończycy skwapliwie skorzystali. 16 marca 1938 roku IKC donosił czytelnikom:

12-ta Olimpiada odbędzie się definitywnie w Tokio. Tem samem atak niektórych kół sportowych, względnie politycznych, aby nie dopuścić do igrzysk olimpijskich w Japonii pod pozorem, iż kraj, będący w stanie wojny nie może być siedzibą wielkiej manifestacji pokojowej (jaką jest Olimpiada), nie został przeprowadzony.

Przesunięto jedynie początek imprezy z 21 września na 6 października.

Kobiety z japońskimi i olimpijskimi chorągiewkami dekorują miejskie autobusy; 1936 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/5/891a/5, domena publiczna)

Pojawiły się za to nowe problemy. Ubywało potencjalnych uczestników – informacje o obradach MKOl sąsiadowały z doniesieniami o trwającej wojnie w Hiszpanii oraz o wkroczeniu oddziałów niemieckich do Austrii. Narastała też groźba, że Brytyjczycy, Francuzi i Amerykanie – naciskani przez Chińczyków – zbojkotują igrzyska i nie wyślą do Japonii swoich sportowców.

W końcu, 16 lipca 1938 roku, IKC podał, że Japonia zrezygnowała z organizacji również igrzysk letnich. Prasa potwierdzała, że decyzja Japonii wynikała z powodu koncentracji „całego swojego wysiłku na froncie wojennym”, O odwołaniu sportowego święta przesądziła: „absolutna konieczność poświęcenia wszystkich dochodów państwowych na prowadzenie operacyj wojskowych oraz niepewność sytuacji w Chinach”.

Chińczycy zrewanżowali się więc choć w minimalnym stopniu za napaść. Sami Japończycy decyzję swojego rządu przyjęli „bez szermrania”, choć z rozczarowaniem. Największy zawód przeżyli lokalni biznesmeni, którzy najpierw byli zachęcani do inwestowania w sprzęt i usługi na potrzeby zbliżających się igrzysk, a następnie nie mogli zrealizować żadnych zysków. Pewnym pocieszeniem dla sportowców i biznesu były Igrzyska Wschodnioazjatyckie zorganizowane w Japonii w czerwcu 1940 roku, w których udział wzięło siedmiuset zawodników z siedmiu krajów.

Masayo Osawa i Reiki Osawa – pływaczki wytypowane na olimpiadę – w otoczeniu uczennic, 1936 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/5/891a/4, domena publiczna)

Próba ratowania igrzysk

Wiosną 1938 roku działacze MKOl uzgodnili także, że w wypadku ewentualnej japońskiej rezygnacji igrzyska odbędą się w Europie. Letnie miały trafić do Helsinek lub do Londynu. Helsinki zgodziły się przejąć organizację imprezy, choć czasu było niewiele, a pracy i kosztów sporo, brakowało też obiektów, w których można byłoby zakwaterować sportowców. Warunkiem Finów było więc ograniczenie programu, na co zgodzili się działacze sportowi.

Nieco trudniej było z igrzyskami zimowymi. Początkowo planowano je w Norwegii, która i tak przygotowywała się do organizacji narciarskich mistrzostw świata w 1940 roku. Potem jednak nastąpiły różne zawirowania, igrzyska próbowano przekazać do Sankt Moritz w Szwajcarii, aż ostatecznie zdecydowano się na gotowe i sprawdzone w igrzyskach 1936 roku niemieckie Garmisch-Partenkirchen. Zawodnicy mieli tam rywalizować w lutym 1940 roku.

Sprzęt przygotowany przez fińską firmę Yle do transmitowania igrzysk w Helsinkach; styczeń 1940 r. (fot. archiwum firmy Yle, domena publiczna)

Wielu europejskich sportowców ucieszyło się z powrotu igrzysk na Stary Kontynent – odpadała im długa i męcząca podróż na drugi koniec świata. Malały też znacząco koszty. Rozpoczęto więc przygotowania do startu. Jeszcze w maju 1939 roku w głównych miastach Polski 135 zawodników złożyło ślubowania olimpijskie…

Igrzyska z opóźnieniem

We wrześniu 1939 roku wybuchła II wojna światowa i ostatecznie igrzyska w latach 1940 oraz 1944 nie odbyły się. Sportowcy poszli na wojnę, a stadion olimpijski w Tokio wykorzystano do uprawy roślin i hodowli bydła.

Znicz olimpijski zapłonął w Tokio dopiero 10 października 1964 roku, czyli nieco ponad 24 lata po uzgodnionym terminie, gdy rozpoczęto XVIII Letnie Igrzyska Olimpijskie. Obecna pandemia wirusa z Wuhan spowodowała, że XXXII Letnie Igrzyska Olimpijskie, które miały rozpocząć się 24 lipca 2020 roku na Nowym Stadionie Olimpijskim w Tokio, ostatecznie zostały przesunięte na wakacje 2021 roku. Miejmy nadzieję, że nie podzielą losu tych z roku 1940…

Bibliografia

Mateusz Drożdż
Mateusz Drożdż – ekonomista z wykształcenia, urzędnik samorządowy z zawodu, radny jednej z krakowskich dzielnic. Autor dwóch książek, współautor czterech innych, a także sześciu artykułów naukowych oraz kilkuset publikacji prasowych o tematyce historycznej. Współpracował m.in. z „Gazetą Krakowską”, „Dziennikiem Polskim”, miesięcznikiem społeczno-kulturalnym „Kraków”, miesięcznikiem „Nasza Historia” oraz z portalem „Ciekawostki Historyczne”. W opisywane przez siebie podróże w czasie najchętniej udaje się w burzliwe dzieje XX wieku, towarzysząc lotnikom, a także przyglądając się życiu Krakowa i jego mieszkańców w trakcie różnych stuleci.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!