Renesans uważany jest nie tylko za czas przełomowy dla rozwoju sztuki czy nauki, ale także moment, w którym Europejczycy wstąpili na ścieżkę postępu ku społeczeństwu mniej opresyjnemu i cieszącemu się większą podmiotowością. Ale czy dotyczyło to także kobiet?

Odrodzenie niewątpliwie było epoką gwałtownych zmian. Wielkie odkrycia geograficzne, na czele z dopłynięciem do Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, poszerzyły horyzonty Europejczyków. Leonardo da Vinci szkicował rysunki niebywałych wynalazków, wśród których znalazła się między innymi machina latająca. Traktat „O obrotach sfer niebieskich” Mikołaja Kopernika wstrząsnął światem astronomii i dał początek rewolucji naukowej. Obrazy i rzeźby artystów takich jak Rafael czy Michał Anioł osiągnęły niespotykany dotąd stopień realizmu. Poziom wykształcenia Europejczyków wzrastał gwałtownie za sprawą wynalezionego przez Jana Gutenberga druku.

Często sądzimy, że postępowi w dziedzinie nauki czy sztuki towarzyszył także postęp społeczny, zwłaszcza że teorie renesansowych uczonych czy poglądy filozofów zachwiały autorytetem Kościoła – instytucji, która przez całe średniowiecze dość skutecznie cementowała stosunki społeczne, prawne czy rodzinne. Badacze historii XV i XVI wieku skłaniają się jednak ku tezie, że dla sporej części europejskich społeczeństw renesans nie był epoką emancypacji czy wyzwolenia. Niektórzy twierdzą nawet, że sytuacja pewnych grup – na przykład kobiet – uległa wręcz pogorszeniu.

Freska „Szkoła ateńska” autorstwa Rafaela to jedno z najsłynniejszych dzieł sztuki epoki renesansu

Faust feminista

Może się to wydawać paradoksalne, bo przecież z literatury czy popkultury znamy wiele postaci, które przeczyłyby tej tezie. Królowa Francji Katarzyna Medycejska, królowa Polski Bona Sforza czy władczyni Anglii Elżbieta I Tudor to przykłady wykształconych i potężnych kobiet roztaczających patronat nad artystami, naukowcami czy odkrywcami. Nie tylko nie ulegały mężczyznom, lecz same sprawowały nad nimi władzę.

Katarzyna Medycejska, jedna z najsłynniejszych i najpotężniejszych kobiet XVI wieku, na tle epoki należała do zdecydowanych wyjątków. Na ilustracji obraz z pracowni François Cloueta, ok. 1560 r.

W dodatku w traktatach renesansowych uczonych zaczęła pojawiać się teza o równości pomiędzy mężczyznami i kobietami. W 1528 roku ukazała się „Książka o dworzaninie” włoskiego pisarza i dyplomaty Baltazara Castiglionego. Autor przedstawiał w niej ideał dworzanina oraz damy dworu. Książka była de facto poradnikiem, jak powinien postępować prawdziwy człowiek renesansu, napisanym w formie filozoficznego dialogu, któremu przewodzi księżna Urbino Elisabetta Gonzaga. W pewnym momencie dyskusji stwierdza ona, że kobiety są równe mężczyznom, a jej rozmówcy – po krótkiej debacie – przyznają jej rację.

Był to pogląd jak na tamte czasy rewolucyjny, ale byli myśliciele, którzy posuwali się jeszcze dalej. Rok po publikacji „Książki o dworzaninie” ukazało się dzieło „O szlachetności i zacności płci niewieściej” autorstwa niemieckiego lekarza, filozofa i prawnika Heinricha Corneliusa Agrippy. Twierdził on, że kobieta nie tylko jest równa mężczyźnie, ale ponieważ została stworzona jako ostatnia, jest wręcz od niego doskonalsza.

Głosy Castiglionego i Agrippy były jednak raczej odosobnione. Dodatkowo były słyszalne tylko w kręgu wykształconych elit. Do nich należały przecież wspomniane wyżej Katarzyna Medycejska, Bona Sforza czy Elżbieta I. Ich sytuacja przedstawiała się inaczej niż realia życia przeciętnej kobiety. Co więcej, niektórzy badacze uważają, że dzieło Agrippy jest raczej popisem umiejętności erystycznych niż wyrazem rzeczywistych poglądów autora. Tego rodzaju demonstracje polemicznej zręczności były modne w epoce renesansu. Przykładem może być angielski pisarz Edward Gosynhill, dla którego nie było problemem napisanie dwóch sprzecznych tekstów – ganiącego i chwalącego kobiety – „Schoolhouse of Women” i „Mulerium Pean”. „O szlachetności i zacności płci niewieściej” może być zatem odbierane jako argumentacja za tezą, w której prawdziwość autor wcale nie wierzył.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego dzieło Agrippy wydaje się mało reprezentatywne dla poglądów wyznawanych w epoce. Oprócz zainteresowania medycyną czy prawem, niemiecki pisarz zajmował się także magią, okultyzmem i alchemią. Kilka razy oskarżany o herezję, musiał uciekać z miejsc, w których mieszkał. Jego dzieło „De occulta philosophia libri tres” zostało potępione przez inkwizycję. To, jak bardzo ekscentryczną postacią był Agrippa, najlepiej chyba podsumowuje fakt, że to właśnie on był pierwowzorem dla tytułowego bohatera dramatu Christophera Marlowe’a „Faust” o czarnoksiężniku, który zawarł pakt z Lucyferem. O wyjątkowości poglądów Agrippy na temat kobiet może natomiast świadczyć fakt, że nawet tak kontrowersyjna osobistość jak on wstrzymywała się z publikacją „O szlachetności i zacności płci niewieściej” przez dwadzieścia lat od jego napisania. Uczynił to dopiero, gdy zyskał możną protektorkę w osobie córki cesarza – Małgorzaty Austriaczki.

Utopijna równość kobiet i mężczyzn

Tomasz Morus na portrecie autorstwa Hansa Holbeina młodszego, 1527 r. (ze zbiorów Frick Collection w Nowym Jorku, nr inw. 1912.1.77)

Kwestia kobieca pojawia się również w innym ważnym renesansowym dziele – „Utopii” angielskiego pisarza i polityka Tomasza Morusa. W wydanej w 1516 roku książce opisał on życie na fikcyjnej wyspie zwanej Utopią i zamieszkiwanej przez idealnie zorganizowane społeczeństwo. Nie było na niej własności prywatnej, panowała tam tolerancja religijna, a mieszkańcy cieszyli się dobrobytem i pokojem. Wielu XVI-wiecznych czytelników mogła zaszokować panująca tam dopuszczalność eutanazji i rozwodów. Oprócz tego kobiety w fantastycznej wizji Morusa nie tylko odbierały takie samo wykształcenie i wykonywały te same zawody, jak mężczyźni, ale mogły też sprawować funkcje religijne i być kapłanami – rzecz absolutnie niespotykana w XVI-wiecznej Europie.

Jednak badacze niejednoznacznego i trudnego do zinterpretowania dzieła, jakim jest „Utopia”, powątpiewają, jakoby Morus na serio postulował zrównanie praw mężczyzn i kobiet oraz dopuszczenie tych ostatnich do kapłaństwa. Argumentem przeciwko odczytywaniu książki dosłownie może być fakt, że w rzeczywistości Morus, pełniący urząd lorda kanclerza na dworze króla Anglii Henryka VIII, bynajmniej nie starał się realizować idei, które miały czynić Utopię królestwem idealnym. Choć nazwa tytułowej wyspy stała się synonimem niedoścignionego ideału, opisujące ją dzieło należy raczej interpretować jako satyrę niż przedstawienie postulowanego przez autora kształtu społeczeństwa.

Nawet jeśli przyjmiemy, że Morus rzeczywiście pragnął, aby państwa XVI-wiecznej Europy bardziej przypominały królestwo Utopii, idei tej nie przyklasnął żaden z pozostałych renesansowych myślicieli, którym pisarz rozesłał egzemplarze swojego dzieła. Filozof Erazm z Rotterdamu w ogóle nie komentował jego ideowej zawartości, chwaląc jedynie literacki talent autora.

Zmienni reformatorzy

W październiku 1517 roku – wkrótce po ukazaniu się „Utopii” – rozpoczął się proces, który na zawsze odmienił zachodnie chrześcijaństwo. Wtedy właśnie niemiecki zakonnik Marcin Luter ogłosił swoich 95 tez, w których krytykował papieża i hierarchów kościelnych, sprzedaż odpustów oraz bogacenie się kleru. Konflikt Lutra z biskupami i papieżem zapoczątkował reformację, która wkrótce doprowadziła do rozłamu w kościele katolickim i wyodrębnienia się nowego nurtu wyznaniowego – protestantyzmu.

Medal z podobizną Arguli von Grumbach autorstwa Hansa Schwarza

Wśród reguł religijnych sformułowanych przez Lutra była zasada sola scriptura (łac. jedynie pismo), głosząca, że Biblia jest jedynym nieomylnym autorytetem w kwestiach wiary. Konsekwencją było przełamanie monopolu kościoła i duchowieństwa na interpretację Pisma Świętego. Do wystąpienia Lutra Biblia była czytana w niezrozumiałym dla większości Europejczyków języku łacińskim, który znało głównie duchowieństwo. Kazania przedstawiały wiernym treść objawienia tak, jak chcieli tego hierarchowie kościelni. Protestanci natomiast zaczęli wspierać tłumaczenie Biblii na języki narodowe. Dzięki temu każdy mógł poznać jej zawartość i samodzielnie ją interpretować.

Dzięki temu także kobiety, dotąd niemal nieobecne w teologicznych dysputach, mogły zabrać głos w sprawach religii i poprawić swoją sytuację. Od średniowiecza to Kościół stał na straży porządku społecznego, w którym kobieta była podległa mężczyźnie. Uzasadniając ten stan rzeczy, powoływano się najczęściej na argumenty biblijne. To, że w Księdze Rodzaju właśnie Ewa zdecydowała się spróbować zakazanego owocu, uważano za oznakę słabości jej charakteru i mniejszej inteligencji, ponieważ uległa manipulacji przebiegłego węża. Cechy biblijnej Ewy uznawano za uniwersalne dla wszystkich kobiet, a Adama – dla mężczyzn.

Czy reformacja umożliwiła zatem kobietom wypowiadanie się na tematy religijne i uzyskanie dzięki temu większej podmiotowości, a może nawet statusu równego mężczyznom? Początkowo wydawało się, że tak. W pierwszych latach od wystąpienia Lutra wiele kobiet zabierało głos w kwestiach religijnych, zazwyczaj opowiadając się za ruchem reformacyjnym. Najsłynniejszą pisarką tego nurtu była bawarska szlachcianka Argula von Grumbach, z którą początkowo korespondował sam Luter. Udzielające się w teologicznych polemikach, kobiety spotkały się z licznymi potępiającymi je głosami. Mężowi von Grumbach radzono na przykład, aby uciszył żonę, obcinając jej palce (by nie mogła więcej pisać) i zamurowując ją (by odciąć ją od świata).

Co więcej, kiedy ruch reformacyjny okrzepł i znalazł poparcie wśród wpływowych ludzi, przede wszystkim niemieckich książąt i możnowładców, wsparcie kobiet przestało być potrzebne. Wkrótce sam Luter zaczął obracać swoje poparcie dla Arguli von Grumbach w żart. „Co by to było, gdyby kobieta chciała wygłaszać kazania w kościele – pisał – jaki zapanowałby zgiełk i bałagan”. Z kolei przywódca szkockiego ruchu reformacyjnego John Knox opublikował w 1558 roku mizoginiczny traktat krytykujący katolicką władczynię Szkocji Marię Stuart i królową Anglii Marię Tudor, która ze względu na prześladowanie protestantów zyskała sobie przydomek Krwawej Mary. Knox, krytykując katolickie władczynie na Wyspach Brytyjskich, potępiał rządy kobiet w ogóle. Nie trzeba chyba mówić, że znalazł się w sporym kłopocie, kiedy wkrótce po wydaniu jego dzieła tron angielski objęła Elżbieta Tudor – zwolenniczka protestantyzmu.

Elżbieta I Tudor przyjmująca ambasadorów z Niderlandów, ok. 1560 r.

Ostatecznie więc wsparcie okazane kobietom przez reformatorów religijnych okazało się kwestią czysto koniunkturalną. Choć wiele kobiet, jak wspomniana Argula von Grumbach, pochodząca ze Strasburga Katarzyna Zell czy żona króla francuskiego Małgorzata z Nawarry, wsparło reformację, Marcin Luter i inni protestanccy przywódcy religijni szybko odwrócili się do nich plecami. Być może także pod wpływem argumentów przeciwników, którzy w swej propagandzie przedstawiali ferment religijny jako dzieło kobiet, co dla wielu było mocnym argumentem przeciwko nowym wyznaniom.

Reformacja nie poprawiła zatem sytuacji kobiet. Niektórzy badacze uważają nawet, że ją pogorszyła. Protestantyzm odrzucił bowiem życie zakonne, uznając małżeństwo za jedyny stan godny chrześcijanina. Tymczasem życie klasztorne dawało kobietom więcej wolności niż małżeństwo. Jak argumentuje historyczka literatury Joanna Partyka, zakony były właściwie jedynymi instytucjami dającymi niewiastom szanse samorealizacji, możliwość rozwijania zainteresowań intelektualnych, zdobywania wykształcenia czy rozwijania pasji, np. pisarskich. Klasztor był też jedyną alternatywą dla małżeństwa, a więc uzależnienia i podporządkowania mężczyźnie. Wstępując do klasztoru, uniezależniano się także od władzy ojca czy braci.

Marcin Luter na sejmie w Wormacji w 1521 r. Grafika z 1556 r.

O naprawie Rzeczypospolitej

Sytuacji kobiet nie zmieniły w istotnym stopniu nawet najbardziej radykalne ruchy w obrębie reformacji. Przykładem są tutaj bracia polscy – grupa religijna powstała w Polsce w połowie XVI wieku. Wielu jej przedstawicieli, nazywanych też arianami, wyznawało prawdziwie rewolucyjne poglądy – odmawiali służby wojskowej, sprzeciwiali się poddaństwu chłopów i stosowaniu kary śmierci. Czy wśród tych – z punktu widzenia XVI wieku bardzo radykalnych poglądów – znalazł się postulat emancypacji kobiet?

Choć „Książka o dworzaninie” Castiglionego została przeniesiona na polski grunt przez Łukasza Górnickiego, idea równości kobiet i mężczyzn nie zdobyła sobie popularności nad Wisłą. Na ilustracji portret Castiglionego autorstwa Rafaela, 1514–1515 r. (ze zbiorów Luwru, nr inw. INV.611)

Jezuita Marcin Śmiglecki zarzucał arianom, że w ich świątyniach nauczać może każdy z gminu: „rzemieślnik, rzeźnik, chłopiec, kobieta”. Teolog i duchowny ariański Walenty Szmalc odpowiadał, że rzeźnik może wygłaszać kazania równie dobre, co biskupi i jezuici, natomiast stanowczo zaprzeczał, aby w ariańskich kościołach nauczały kobiety. Jak widać, w Polsce – podobnie jak i na zachodzie Europy – wizja „białogłowy” wypowiadającej się w sprawach religii służyła raczej dyskredytowaniu danego wyznania. Idea kapłaństwa kobiet przedstawiona w dziele Tomasza Morusa miała jeszcze długo pozostać… utopią.

Polska nie wyróżniała się na tle Europy w kwestii emancypacji kobiet ani w sposób pozytywny, ani negatywny. Choć krakowska oficyna wydawnicza opublikowała zarówno przekład „O szlachetności i zacności płci niewieściej” Agrippy, jak i napisaną przez poetę Łukasza Górnickiego przeróbkę „Książki o dworzaninie” Castiglione’a, to w szlacheckich dworach nadal powtarzano sobie cytat z listu św. Pawła do Koryntian, głoszący, że „mężczyzna jest głową kobiety”.

Nie przeczył tym poglądom nawet Andrzej Frycz Modrzewski, jeden z najwybitniejszych i najbardziej oryginalnych pisarzy politycznych polskiego renesansu, który w traktacie „O naprawie Rzeczypospolitej” postulował równość wobec prawa wszystkich stanów – szlacheckiego, mieszczańskiego i chłopskiego. Modrzewski dowodził, że podległość niewiast wobec mężczyzn ustanowił sam Bóg i że powinny one ograniczać się jedynie do spraw domowych, mężczyźni zaś, którzy zasięgają ich rad w sprawach polityki, winni wstydzić się tak niegodnej słabości.

Syfilis i czarownice

Często wyobrażamy sobie Renesans jako epokę postępu w odróżnieniu od średniowiecza – „ciemnych wieków” kojarzonych ze stosami, na których płonęli heretycy, z szalejącymi epidemiami i z surowością obyczajów. Faktycznie, wszystkie te zjawiska występowały w czasach rycerzy i gotyckich katedr, jednak w XVI wieku uległy one wręcz zaostrzeniu.

Pod koniec XV wieku do dżumy, która dziesiątkowała populację Europy, dołączyła nowa, wcześniej nieznana choroba – syfilis (kiła). Przywleczony prawdopodobnie przez uczestników wyprawy Kolumba z Ameryki, tym się różnił od czarnej ospy czy dżumy, że przenoszony był drogą płciową. Nowa śmiertelna choroba błyskawicznie rozprzestrzeniła się po całej Europie, a jej mieszkańcy równie szybko uznali ją za karę zesłaną przez Boga za grzech rozpusty.

Przygotowywanie gumy gwajakowca jako lekarstwa na syfilis. Grafika na podstawie rysunku Stradanusa (ze zbiorów Museum Plantin-Moretus w Antwerpii, nr inw. PK OPB 0186 007)

Zaowocowało to zacieśnieniem moralnego gorsetu – duchowni częściej podkreślali znaczenie cnoty czystości i potępiali pozamałżeński seks. Pojawienie się reformacji zaostrzyło ten proces. Podróż do Rzymu, którą odbył Marcin Luter w 1510 roku jeszcze jako augustiański mnich, miała ogromny wpływ na jego późniejszy stosunek do papiestwa, gdyż spotkał się w stolicy chrześcijaństwa z bulwersującą rozwiązłością seksualną, także wśród kleru. Po ostatecznym oderwaniu się luteranów od katolicyzmu Stolica Apostolska często była nazywana w propagandzie protestanckiej Nierządnicą Babilonu. Kościół katolicki odpowiadał podobnymi zarzutami, również zaostrzając swoje stanowisko wobec seksu.

Sabat czarownic – drzeworyt autorstwa Hansa Baldunga z 1508 r.

Jak zauważa historyczka Maria Bogucka, wzrost rygorów obyczajowych niemal zawsze dotyka bardziej kobiet niż mężczyzn, „ponieważ wykroczenia kobiet przeciw moralności miały bardziej widoczne skutki (ciąża)”. Ponadto w epoce panowało przeświadczenie, że niewiasty charakteryzował nienasycony apetyt seksualny, zmuszający je do nieustannego prowokowania mężczyzn, którzy – choć przecież mieli silniejszy charakter – często ulegali niestrudzonym uwodzicielkom.

XVI wiek to zatem okres penalizacji prostytucji, wcześniej tolerowanej z uwagi na pogląd głoszony przez św. Augustyna, który uważał, że była ona mniejszym złem, chroniącym porządnych ludzi przed cudzołóstwem. Zaostrzono też kary za przestępstwa uważane za typowo kobiece. Zaliczano do nich między innymi aborcję, dzieciobójstwo czy uprawianie czarów. Kobieta uznana za winną jednego z nich, często skazywana była na śmierć przez utopienie, zakopanie żywcem czy spalenie na stosie.

W 1486 roku w Spirze ukazał się traktat niemieckiego duchownego Heinricha Kramera zatytułowany „Malleus Maleficarum” („Młot na czarownice”). Autor zalecał tropienie, ściganie i karanie czarownic śmiercią, a jego dzieło był wielokrotnie wznawiane i szybko zyskało ogromną popularność w całej Europie.

Naukowcy szacują, że kobiety stanowiły 80 procent nieszczęsnych osób, które poniosły śmierć w wyniku polowania na czarownice. Jednym z powodów, dla których niewiasty łatwiej było oskarżyć o konszachty z diabłem, był fakt, że trudniej było im się bronić – za czarownice uznawano często starsze, samotne kobiety, które nie posiadały męskiego protektora. Drugim powodem było przekonanie o większej skłonności kobiet do grzechu – pamiętajmy, kto pierwszy sięgnął po zakazany owoc.

Za okres, w którym miało miejsce najwięcej procesów o czary, badacze uważają lata 1560–1630. Renesans miał szanse rozświetlić (nie tak znowu głębokie) mroki średniowiecza, niestety jednak, na światło oświecenia przyszło jeszcze poczekać kilka stuleci. Prasy drukarskie w całej Europie jeszcze długo miały chętniej odbijać kopie „Młota na czarownice” niż „O szlachetności i zacności płci niewieściej”. Jedyne światło, jakie przyniósł kobietom renesans, to blask stosów, na których płonęły domniemane czarownice.

Bibliografia

  • Urszula Augustyniak, Historia Polski 1572–1795, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008.
  • Maria Bogucka, Białogłowa w dawnej Polsce: kobieta w społeczeństwie polskim XVI–XVIII wieku na tle porównawczym, Wydawnictwo Trio, Warszawa 1998.
  • History of Women in the West, Vol. 3, Renaissance and the Enlightenment Paradoxes, ed. Natalie Zemon Davis, Arlette Farge, Belknap Press, Cambridge, Massachusetts 1995.
  • Frank E. Manuel, Fritzie P. Manuel, Utopian Thought In The Western World, Belknap Press, Cambridge, Massachusetts 1979.
  • Joanna Partyka, Mężne niewiasty za klasztorną furtą: paradoksalna wolność kobiet, czyli ucieczka od rodziny, [w:] Społeczeństwo staropolskie, t. 3, red. Andrzej Karpiński, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2011.
  • Merry E. Wiesner, Women and Gender in Early Modern Europe, Cambridge University Press, Cambridge 2008.

1 KOMENTARZ

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!