Fiordy Norwegii, Nowy York czy Madera? W każde z tych miejsc można było popłynąć przed wojną polskim transatlantykiem. Dobre warunki, smaczne jedzenie, świetna obsługa. Czego można chcieć więcej w czasie wypoczynku?
Wiele osób kojarzy najczęściej dwa polskie transatlantyki: Piłsudski i Batory. Mówiło się o nich często, że były „pływającymi ambasadorami polski”. Jak pisano w miesięczniku „Morze” w 1935 roku: „W ogóle wysoki poziom artystyczny dekoracji i urządzeń wszystkich pomieszczeń statku przeznaczonych dla użytku pasażerów stawia nowy transatlantyk polski wśród najpiękniejszych statków świata”. Ich wnętrza, zaprojektowane przez polskich artystów, wyśmienita kuchnia oraz uczynna załoga, zachwycały polskich i zagranicznych pasażerów.
„Klejnoty księżnej Dagmary”
Pierwszymi nabytkami Polskiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okrętowego (późniejszego Gdynia–Ameryka Linie Żeglugowe, GAL) były trzy duńskie statki, tzw. „klejnoty księżnej Dagmary”. Nazwa ta związana jest z duńską księżniczką wydaną za mąż za cara Aleksandra III. Po jego śmierci postanowiła ona kupić statki pasażerskie. Po Wielkiej Wojnie zgodnie z jej wolą część zakupionych jednostek znalazła się pod duńską banderą.
Statki te zostały zakupione przez PTTO w 1930 roku. SS Lithuania została SS Kościuszko, SS Estonia zmieniła nazwę na SS Pułaski, a nazwy SS Polonia nie zmieniono – nadając jej to imię duński armator chciał przyciągnąć do siebie polskich emigrantów. Nie były to jednostki nowoczesne, zwodowano je w latach 1910–1915 i pierwotnie przeznaczono do przewozu emigrantów, dlatego ich wnętrza nie były przystosowane do przyjmowania bardziej wymagających podróżujących.
Z czasem GAL postanowił wyremontować i w miarę możliwości poprawić komfort przebywających na pokładzie pasażerów. W broszurze poświęconej SS „Kościuszko” można było przeczytać: „W celu zapewnienia naszym pasażerom jak największych wygód w podroży, S/S Kościuszko, został poddany gruntownej przebudowie przy uwzględnieniu najnowszych wymagań komfortu i higieny. Ulepszenia wprowadzone w budowie i urządzeniach statku gwarantują wszystkim pasażerom całkowite zadowolenie z warunków podróży”.
Trasy tych trzech jednostek były różne. Początkowo można było na nich popłynąć na najbardziej obleganej trasie do Ameryki Północnej. Z czasem na ich pokładach zaczęto pływać również do Ameryki Południowej, także po wodach Morza Śródziemnego. Co roku brały one również udział w organizowanych w okresie letnim wycieczkach morskich.
Pływające bliźniaki
Z czasem zapadła decyzja o budowie nowocześniejszych jednostek, które miały spełniać najnowsze standardy przewozu pasażerów. Pierwszymi były MS Piłsudski (1935) oraz MS Batory (1936). Oba miały taki sam kształt zewnętrzny i rozkład pomieszczeń i każdy z nich mógł zabrać na pokład prawie 800 pasażerów, w tym ponad 400 w klasie turystycznej. Przeznaczono je przede wszystkim na trasę północnoamerykańską.
Statki te były małymi pływającymi miastami, które musiały zapewnić odpowiednie warunki podróżowania nie tylko osobom udającym się na emigrację, ale także tym pasażerom, którzy kupowali bilety, aby udać się na wycieczkę. Stąd też kładziono duży nacisk na czystość w kajutach, wyśmienite jedzenie i przyjazną załogę. W „Tygodniku Ilustrowanym” tak opisano to w skrócie: „Nie ma […] przepychu, lecz jest pełen smaku komfort, wygoda, wszelkie rozrywki i pełne bezpieczeństwo”. Starano się, aby każdy detal na obu jednostkach był dopracowany. W miesięczniku „Morze”, w artykule poświęconym Piłsudskiemu pojawił się taki opis wnętrz:
Sala jadalna klasy turystycznej wyłożona jest całkowicie drzewem cytrynowym. Wykonane na niej intarsje przedstawiają życie fauny morskiej oraz historię żeglugi. Niektóre ściany tej sali pokryte są tkaninami, wykonanemi przez Tow. „Ład”.
W zależności od liczby pasażerów trzeba było zadbać o odpowiednią ilość produktów żywnościowych. Na pokład Piłsudskiego w 1935 roku na jedną podróż zabrano np. 15 tys. kilogramów mięsa, 1,5 tys. kilogramów masła, 3 tys. sztuk drobiu, 1 tys. kilogramów serów, 25 tys. kilogramów ryb, 4 tys. kilogramów jarzyn, 3 tys. kilogramów konserw i 15 tys. kilogramów owoców.
Przygotowaniem posiłków zajmowano się w pomieszczeniach kuchennych, gdzie pracowały osoby odpowiedzialne m.in. za sosy, garmaż czy mięsa i wypieki różnego rodzaju. Oczywiście ze względu na konieczność przygotowywania dużej ilości posiłków wykorzystano różnego rodzaju ułatwienia techniczne, jak choćby maszyny do przygotowywania jednorazowo 120 porcji lodów, sita do cedzenia 60 porcji herbat jednocześnie, mechaniczne trzepaczki do jajek czy specjalne krajalnice do tortów i ciast. Codziennie wypiekano również świeże pieczywo, a także wyrabiano kiełbasy.
Oczywiście nie samym jedzeniem żył pasażer. Aby zbytnio nie przytyć, można było poćwiczyć w sali gimnastycznej lub popływać w basenie. Z kolei na świeżym powietrzu na otwartych pokładach można było pograć w gry zespołowe lub – gdy pogoda dopisywała – korzystać z kąpieli słonecznych. Z kolei wieczorami można było wziąć udział w dancingu lub spróbować w barze popularnych w dwudziestoleciu międzywojennym cocktaili.
Jednostki na trasę południowoamerykańską
Tuż przed wybuchem wojny flotę GAL-u uzupełniły dwie kolejne jednostki: MS Chrobry (1939) i MS Sobieski (1938). Oba statki przeznaczono na trasę Gdynia – Ameryka Południowa, gdzie miały zastąpić m.in. wysłużonego Kościuszkę. Ich wygląd różnił się od statków pływających na linii północnoamerykańskiej, gdyż były one nastawione przede wszystkim na transport emigrantów. W porównaniu z Piłsudskim i Batorym zwiększono liczbę kabin oraz miejsc w niższej klasie. Nadal jednak starano się, aby nie obniżać przesadnie poziomu komfortu podróżujących. Oba statki wyruszyły w swoje pierwsze podróże latem 1939 roku.
Słoneczne południe czy chłodna północ?
Czas pracy transatlantyków w ciągu roku można było podzielić na dwie części. W pierwszej odbywały się rejsy na stałych trasach (np. do Ameryki Północnej czy do Palestyny), a w okresie letnim (lipiec–sierpień) oferowano kilku- lub kilkunastodniowe wycieczki turystyczne – przede wszystkim wzdłuż wybrzeży Starego Kontynentu.
Historia letnich rejsów sięga roku 1930, kiedy to po raz pierwszy zorganizowano wyprawy do fiordów Norwegii a także do Londynu, Rotterdamu i Kopenhagi. W kolejnych latach pojawiały się foldery reklamowe, w których można było zapoznać się z planowanymi kierunkami podróży w danym sezonie. W jednej z broszur GAL-u możemy przeczytać:
wycieczki morskie od pięciu lat gromadzą liczne rzesze turystów, pragnących połączyć pożyteczne z przyjemnym, to znaczy zdrowy wypoczynek z zaspokajaniem tęsknoty za poznaniem świata. Obecnie niepodobna już sobie wyobrazić programu turystycznego bez wycieczek morskich, gdyż tysiące osób pragnie zakosztować podczas wakacji czy urlopów rozkoszy morskiej podróży, która przenosi nas w inny świat, tak bardzo rożny od codziennej monotonii i szarzyzny.
Taki rodzaj wypoczynku był zachwalany także w czasopismach poświęconych tematyce turystycznej. Pojawiło się nawet hasło: „Pracujesz na lądzie – odpoczywaj na morzu”.
Dużą popularnością cieszyły się morskie podróże do krajów skandynawskich. Organizowano wyprawy do Sztokholmu, Kopenhagi, do norweskich fiordów i na Morze Północne. W niektórych sezonach pływano również do Wielkiej Brytanii i Francji. Pojawiały się także bardziej egzotyczne kierunki, jak Wyspy Kanaryjskie czy Madera.
GAL wychodził również naprzeciwko oczekiwaniom osób, które w okresie wakacji nie mogły, z powodów przede wszystkim czasowych, skorzystać z proponowanych wycieczek. Organizowano na przykład rejsy w okresie Zielonych Świątek, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem sezonu letniego.
W 1938 roku GAL wprowadził bardzo egzotyczną ofertę rejsów po Karaibach na pokładzie MS Piłsudski pod nazwą „Fiesta Cruises”. Jak się mówi, reklama dźwignią handlu, stąd też w broszurze reklamowej można było przeczytać:
To jest życie! Kołysz się w rytm orkiestry Piłsudskiego… graj i śmiej się na pokładach słonecznych Piłsudskiego… odpoczywaj i pokrzepiaj swoją duszę siedząc na leżaku, a nieskazitelny transatlantyk poniesie cię szybko i płynnie przez błękitne wody na urokliwe i pełne życia Karaiby!
Podsumowanie
Duże statki pasażerskie do dziś wzbudzają zachwyt wśród turystów i osób odwiedzających porty. Te pływające miasta posiadają w sobie nieodparty czar. Jednak tak samo jak obecnie, również w dwudziestoleciu międzywojennym nie każdy mógł pozwolić sobie na zakupu biletu. Mimo iż Gdynia–Ameryka Linie Żeglugowe w jednym ze swoich prospektów pisała: „Ceny wycieczek morskich, skalkulowane jako niżej, rozpoczynają się od sum, które nie przyniosą uszczerbku skromnemu budżetowi ludzi pracy”, to jednak była to rozrywka dostępna dla nielicznych.
Bibliografia
- Archiwum Państwowe Gdańsk, sygn. 1036/1272, Inwentarz szkła i porcelany m/s Batory.
- Iza Bell [Izabela Gelbard], Moja podróż. Szlakiem południa, F. Hoesick, Warszawa 1937.
- Karol Olgierd Borchardt, Szaman morski, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1985.
- Jerzy Kortylewski, Nowoczesne polskie transtalantyki z lat 1935–1939 M/S „Piłsudski”, „Batory”, „Sobieski” i „Chrobry”, „Rocznik Gdyński”, nr 13, Gdynia 1998.
- Jerzy Marlicz, Pierwsza wyprawa „Batorego”, „Pion”, nr 32 (149), 1936.
- Barbara Męczykowska, „Stół to miejsce jedyne, gdzie człowiek nie nudzi się przez pierwszą godzinę”. Posiłki serwowane na transatlantykach M/S „Piłsudski” i M/S „Batory”, [w:] Polska nad Bałtykiem. Konstruowanie identyfikacji kulturowej państwa nad morzem 1918–1939, pod. red. Dariusz Konstantynów, Małgorzata Omilanowska, Wydawnictwo Słowo/obraz Terytoria, Gdańsk 2012,.
- „Morze”, nr 117, Warszawa 1935.
- Ms Piłsudski w drodze do Ameryki, „Tygodnik Ilustrowany”, nr 38, Warszawa 1935.
- Jerzy Pertek, Królewski statek „Batory”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1975.
- Polskim statkiem do Ameryki Południowej, Gdynia Ameryka Linie Żeglugowe Warszawa [brak roku wydania].
- „Turystyka:, nr 5, Warszawa 1936.
- Witold J. Urbanowicz, Transatlantyki. Zarys ich dziejów i techniki, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1977.
Śśśśśśśśśśśśświetna strona! Naprawdę interesujaca. Spróbuję to wykorzystać na lekcji