To jedna z tych historii, które rozpalają wyobraźnię – ponoć w XVII-wiecznej Holandii jedna cebulka tulipana warta była całe gospodarstwo, a krach na kwiatowej giełdzie miał pogrążyć w biedzie cały region. Czy miłość do tulipanów naprawdę doprowadziła Holendrów do katastrofy gospodarczej?
Tulipany pojawiły się w Europie w XVI wieku, a na europejskie dwory miały trafić dzięki importowi cebulek z Imperium Osmańskiego. Uprawa tych kwiatów spopularyzowana została przez Charlesa de L’Écluse, lekarza i botanika, który najpierw zasadził je w ogrodach cesarskich w Wiedniu, a następnie w założonym przez siebie Ogrodzie Botanicznym w Lejdzie.
De L’Écluse nie tylko podziwiał te piękne kwiaty – jest także autorem pierwszych badań nad tym, co dziś znamy jako „wirus pstrości tulipana”, który wywoływał niezwykłą mozaikę kolorów na tulipanowych kwiatach. Holendrów nie obchodziły jednak naukowe rozważania, a piękno tulipanów szybko skradło ich serca i rozpoczęło szaleństwo, które dziś znamy jako tulipomanię czy też tulipanową gorączkę.

Pstrokate bogactwo
Bardzo szybko tulipany stały się symbolem luksusu. Bogatsi pozowali z nimi do obrazów, by uwiecznić dla potomnych swój status majątkowy. Kwitnące w ogrodzie (czy też wstawione do wazonu) były dowodem zamożności gospodarzy, a na takie inwestycje zazwyczaj decydowali się przedstawiciele bogatego mieszczaństwa. Przedmiotem handlu nie były kwiaty, lecz ich cebulki – to z nich mogły rozwinąć się dodatkowe cebulki przybyszowe, z których w kolejnych latach mogły wyrosnąć kwiaty.

W 1635 roku pojawiła się zmiana – cebulki zaczęto sprzedawać na wagę, a nie na sztuki (choć ten drugi sposób wciąż był stosowany w przypadku bulw wysokiej jakości). Drugą innowacją, która również pojawiła się w 1635 roku (choć na popularności zyskała dopiero jesienią 1636 roku) było wprowadzenie weksli na tulipanowe cebulki.
Ceny cebulek potrafiły ponoć dochodzić do tysiąca guldenów za sztukę – był to koszt skromnego domu w Haarlemie. W katalogu z 1637 roku można było znaleźć odmianę Viseroij, która (w zależności od wagi) kosztowała między 3000 a 4200 guldenów. Do najsłynniejszych cebulek należał także Semper Augustus, który został sprzedany w Haarlemie za cenę, za którą równie dobrze można było wybudować już całkiem okazały dom.
Jak to jednak z takimi towarami bywa, tak i cebulki stały się przedmiotem spekulacji, a zakup tulipanowej cebulki zaczął przypominać hazard. Gdzie to ryzyko? Cebulki nie były sprzedawane w formie fizycznej – wystawiano jedynie certyfikaty, które uprawniały do ich zakupu latem. Niewiadomą stanowił kolor kwiatu, który mógł wyrosnąć z zakupionej cebulki – te pstrokate cenione były o wiele bardziej niż kwiaty w jednolitym kolorze. Takie tulipany, uznawane za towar luksusowy, były wówczas trudne w uprawie i stosunkowo rzadkie, stąd coraz wyższe ceny.
Certyfikaty przechodziły z rąk do rąk, a bańka spekulacyjna rosła. Krach nastąpił w 2 lutego 1637 roku, pociągając za sobą upadłości i bankructwa. Podobno.
Mit tulipanowej gorączki
Kwiatowy krach stał się przedmiotem badań historyków i ekonomistów, którzy postanowili ustalić, co właściwie wydarzyło się w latach trzydziestych XVII wieku w Holandii i czy naprawdę zrujnowało to gospodarkę Zjednoczonych Prowincji. Do ciekawych konkluzji doszła chociażby historyczka Anne Goldgar, według której krach na tulipanowej giełdzie nie był katastrofą, która pogrążyła w biedzie cały kraj – dotyczyła raczej wąskiej grupy ludzi, którą stać było w ogóle na takie ekskluzywne zakupy. Dodatkowo, zawierane kontrakty terminowe ograniczyły zakres strat, a zdecydowana większość cebulek kosztowała znacznie mniej niż te najdroższe wspomniane wyżej.
Co ciekawe, Goldgar zwraca również uwagę, że tulipomania była wprawdzie kryzysem, ale nie finansowym, lecz społecznym. Ucierpiało społeczne zaufanie kupujących do sprzedających i transakcji handlowo-finansowych, a to było trudne doświadczenie dla społeczeństwa, w którym tak ważny był etos pracy – również w handlu i finansach.

Ekonomista Peter Garber, który starał się zebrać dane dotyczące cen tulipanów w latach 30. i 40. XVII wieku zauważył, że ceny cebulek wcale nie tąpnęły gwałtownie, a raczej cechowały się łagodnym spadkiem i niemal sześć lat po domniemanym krachu wciąż utrzymywały się na wysokim poziomie. Z kolei Earl Thompson powiązał straty finansowe tulipanowych inwestorów z przebiegiem wojny trzydziestoletniej i związanymi z tym zmianami w popycie na tulipanowe cebulki w Niemczech. Rynek zareagował po prostu na wydarzenia polityczne, co przecież wydaje się całkowicie zrozumiałe.
Skąd więc popularność mitu o wielkim kwiatowym krachu?
Spekulacje, tulipany i…pamflety

Badacze zgodnie wskazują, że mit o tulipanowej katastrofie z XVII wieku spopularyzowany został w wieku XIX. Przyczyniła się do tego głównie praca „Extraordinary Popular Delusions and the Madness of Crowd” („Niezwykle popularne urojenia i szaleństwo tłumu”). Jej autor, Charles Mackay, jako pierwszy szeroko opisał tulipanową gorączkę, zestawiając ją z innymi bańkami spekulacyjnymi, takimi jak railway mania – szaleństwo kolejowe, które polegało na spekulacji akcjami towarzystw budowy linii kolejowych w pierwszej połowie XIX wieku – czy handel akcjami Kompanii Mórz Południowych, którego krach nastąpił w 1720 roku.
Problem był jednak fakt, że Mackay dane na temat tulipanowego szaleństwa i astronomicznych cen cebulek wziął… z pamfletu „Three Dialogues between Waermondt and Gaergoedt, Being the Continuation of the Rise and Decline of Flora”, który krytykował spekulacje na tulipanowym rynku. Interesujący jest cel powstawania tego typu publikacji (w okresie tulipanowej gorączki było ich całkiem sporo) – ich autorzy uważali, że handel, na którym łatwo się wzbogacić, podważa społeczny porządek. Nie podobało im się, że ubodzy mogli teraz dorobić się, nie wkładając żadnego wysiłku w pracę. To dlatego w ich utworach pojawił się przerysowany obraz fascynacji tulipanami.
Z miłości do kwiatów
Wydarzenia z lutego 1637 roku spowodowały, że wiele niderlandzkich miast zdecydowało się na własne regulacje prawne dotyczące handlu cebulkami. Przykładowo władze Haarlemu przyjęły ustawę, która zezwalała kupującym wypowiedzieć umowę (wiązało się to oczywiście z odpowiednimi kosztami). Bez względu na jednak prawdziwy rozmiar tulipanowego krachu, okazuje się, że Holendrzy nie nauczyli się niczego na swoich błędach i sto lat później ponownie dali się ponieść miłości do kwiatów. Tym razem obiektem westchnień (i zakupów) okazały się być hiacynty.
Bibliografia
- James McClure, Thomas David Chandler, Explaining the timing of tulipmania’s boom and bust: Historical context, sequestered capital and market signals, „Financial History Review”, 24, Issue 2 (August 2017), pp. 121–141.
- Peter M. Garber, Tulipmania, „The Journal of Political Economy”, Vol. 97, №. 3 (June 1989), pp. 535–560.
- Anne Goldgar, Money. Honor, and Knowledge in the Dutch Golden Age, University of Chicago Press, Chicago 2007.
- Earl A. Thompson, The tulipmania: Fact or artifact?, „Public Choice” Vol 130 (2007), pp. 99–114.
Bardzo ciekawy artykuł
Bardzo ciekawy artykuł – może faktycznie warto zweryfikować przekonania o tulipanowym krachu. A tak na marginesie: co to jest historyczka? Czy to jakiś rodzaj histeryczki?
Na ostatnie pytanie odpowiada Witold Doroszewski: https://sjp.pwn.pl/doroszewski/historyczka;5433421.html