Ogromne przestrzenie, palące słońce, wielkie stada bydła, niebezpieczeństwo ze strony Apaczów i Komanczów oraz galopujący Zorro. Tak wyobrażamy sobie na ogół północne rubieże hiszpańskiego Meksyku – częściowo nawet słusznie. Zapraszam na wycieczkę po Dzikim Zachodzie, gdy był jeszcze Dziką Północą.

Na początek konieczny będzie rzut oka na mapę. Tereny, które nas interesują, to te zaznaczone na pomarańczowo. Jak widać, na papierze wygląda to imponująco, jednak faktyczne znaczenie i zaludnienie tych prowincji było raczej niewielkie. Na przełomie XVIII i XIX wieku, u kresu istnienia hiszpańskiego imperium kolonialnego, zamieszkiwało tu około 10% ludności Nowej Hiszpanii, tj. 417 000 osób. Współcześnie terytorium to obejmuje stany USA takie jak Nowy Meksyk, Teksas, Kalifornia, Utah, Arizona i Nevada, a także meksykańskie stany Tamaulipas, Nuevo León, Coahulia, Chihuahua, Sonora i Dolna Kalifornia (California Baja).

Nowa Hiszpania w 1794 r. (il. Milenioscuro, CC BY-SA 4.0)

Jeśli chodzi o ramy czasowe kolonizacji północnego pogranicza Nowej Hiszpanii, to jego eksploracja zaczęła się właściwie zaraz po podboju Meksyku przez Cortésa w 1521 roku. On sam poprowadził w 1536 roku ekspedycję, która dotarła do Półwyspu Kalifornijskiego. W kolejnych dekadach Hiszpanie wyruszali na północ, by zdobyć kolejne ziemie dla króla i majątek dla siebie. Dość szybko zaczęły powstawać też pierwsze europejskie osiedla. Koniec hiszpańskiej kolonizacji wyznacza uzyskanie niepodległości przez Meksyk w 1821 roku, choć nie był to oczywiście koniec rozwoju i zasiedlania tych ziem, a raczej wręcz odwrotnie – dopiero początek.

Zakładanie osady

Po pierwsze, trzeba wspomnieć, że mówimy o naprawdę dużym obszarze. Mimo wielu podobieństw, między jego poszczególnymi regionami istniały też różnice, zatem niektóre uwagi będą dotyczyć tylko części omawianego terytorium. Mimo to spróbuję opisać typowy proces założenia nowego osiedla. Zasadniczą różnicą między hiszpańską kolonizacją tych terenów a późniejszą, prowadzoną przez USA, jest znacznie mniej spontaniczny charakter tej pierwszej.

Kolonialne władze wyznaczały miejsce do założenia osady, a także wytyczały położenie jej głównego placu, kościoła, budynków administracji, przebieg ulic oraz wielkość i rozmieszczenie działek należących do poszczególnych kolonistów. Oczywiście z czasem, kiedy osada już nieco ustabilizowała swój byt, powstawały wokół niej sąsiadujące wsie lub rancza, jednak prawie zawsze pozostawała ona centrum lokalnej społeczności.

Hiszpański konkwistador Francisco Vásquez de Coronado wyrusza na wyprawę, której uczestnicy jako pierwsi Europejczycy dotarli na terytoria dzisiejszych stanów USA: Nowego Meksyku, Arizony, Kolorado i Kansas. Obraz Frederica Remingtona, koniec XIX w.

Królewskie władze odpowiadały także za przyciąganie kolonistów. Najchętniej rekrutowano całe rodziny, ponieważ zwiększało to prawdopodobieństwo, że osiedle utrzyma się i będzie się rozwijać. Ze względu na oddalenie od centrum Nowej Hiszpanii i obecność na miejscu plemion rdzennych Amerykanów, którym nie zawsze podobało się przybycie Hiszpanów, sporą część osadników stanowili żołnierze. Korona nie zostawiała swoich poddanych na pastwę losu.

Ci, którzy odważyli się podjąć próbę rozszerzenia jej terytoriów, mogli liczyć nie tylko na darmową ziemię, ale także na kilkuletnie zwolnienie z podatków. Prócz tego otrzymywali narzędzia, nasiona i zwierzęta gospodarskie, tak by mogli przetrwać początki swojego osiedla – zazwyczaj nader trudne. Opieka ze strony korony miała jednak swoją gorszą stronę, ponieważ mieszkańcy pogranicza nie mogli się swobodnie przemieszczać – każda podróż wymagała uzasadnienia i uzyskania specjalnego dokumentu od władz. Inna rzecz, że koloniści nie bardzo mieli dokąd i po co podróżować. Sąsiednie osady wyglądały podobnie, a gęściej zaludnione regiony Meksyku były oddalone o tygodnie lub nawet miesiące ryzykownej i niewygodnej drogi.

Wymuszona kolonizacja

W wielu przypadkach to właśnie nacisk odległej metropolii powodował, że pewne tereny w ogóle zostały zasiedlone. Tak było w przypadku Teksasu, gdzie pierwsze próby osadnictwa, nieudane zresztą, podjęto dopiero w 1690 roku. Stu żołnierzy i sześciu duchownych założyło misję, jednak trzy lata później głód i choroby dziesiątkujące jej mieszkańców zmusiły ich do jej opuszczenia. Kolejne, tym razem bardziej udane, starania podjęto w latach 1716–1721, a powstałe wtedy osiedla zdołały zapuścić korzenie.

Wicekrólestwo Nowej Hiszpanii i jego sąsiedzi w 1819 r. (il. Eddo, CC BY-SA 3.0)

Teksas nigdy nie stał się jednak szczególnie ludną ani przynoszącą znaczne zyski prowincją. W 1804 roku, u schyłku hiszpańskiego imperium kolonialnego, żyło tam zaledwie 3980 osób. Mowa oczywiście o „hiszpańskich” mieszkańcach, tzn. Hiszpanach z metropolii (bardzo nielicznych), kreolach, Metysach, Afrykanach i schrystianizowanych członkach lokalnych ludów. Skąd zatem zainteresowanie korony tak odległym, odludnym i niespecjalnie urodzajnym kawałkiem ziemi? Z lęku przed francuską ekspansją. Teksas sąsiadował z Luizjaną, stąd też istniała obawa, że Francuzi zdecydują się pójść dalej na zachód i naruszyć hiszpański stan posiadania.

Podobnie miały się sprawy z Górną Kalifornią (Alta California). Choć prowincja ta obejmowała tereny o wiele większe niż współczesny amerykański stan Kalifornia, to tuż przed ogłoszeniem niepodległości przez Meksyk zamieszkiwało ją zaledwie 3300 osób. Różnica w stosunku do Teksasu była taka, że tutaj jako zagrożenie postrzegani byli Rosjanie, ponieważ w tym czasie w ich rękach znajdowała się Alaska. Co ciekawe, Hiszpanie dla zaznaczenia swojej obecności posunęli się dość daleko na północ. W latach 1790–1795 istniała nawet hiszpańska placówka zlokalizowana w okolicach współczesnego Vancouver. Co ciekawe, co jakiś czas dochodziło do kontaktów między Rosjanami a Hiszpanami zamieszkującymi najdalsze rubieże swoich imperiów. Niekiedy spotkania te miały naprawdę zaskakujący finał.

Nikołaj Riezanow, ok. 1800 r. (ze zbiorów Państwowego Muzeum Historycznego w Moskwie)

W 1805 roku Nikołaj Riezanow, który w tym czasie dowodził rosyjską kolonizacją Alaski, przybył do San Francisco. Liczył, że uda mu się podjąć handel z żyzną Kalifornią i regularnie zaopatrywać w żywność swoich osadników zamieszkujących mniej przyjazne części Ameryki. Gubernator chciał zapobiec nawiązaniu kontaktów, w czym przeszkodziła jego córka, zaledwie szesnastoletnia Concepción Argüello, której Rosjanin przypadł do gustu. W ciągu sześciu tygodniu pobytu w San Francisco Riezanow zdążył się jej oświadczyć i uzyskać zgodę swojej wybranki. Nieco bardziej sceptyczny był jej ojciec i lokalni franciszkanie (absztyfikant był prawosławny), niemniej jednak spisano kontrakt małżeński, choć do ślubu nie doszło. Prócz narzeczonej Rosjanin zyskał tak potrzebne mu zapasy, z którymi odpłynął na północ.

Niestety, jest to smutna historia o miłości. Riezanow zmarł dwa lata później w trakcie podróży do europejskiej części Rosji, lecz Concepción cały czas oczekiwała na jego powrót, ponieważ wiadomość o śmierci narzeczonego dotarła do niej dopiero w 1842 roku. Nigdy nie wyszła za mąż, zdecydowała się wstąpić do zakonu, gdzie zmarła w 1857 roku.

Zajęcia osadników

Jakie były główne zajęcia osadników? W zdecydowanej większości trudnili się rolnictwem. W zależności od lokalnych warunków uprawiano różne rośliny, jednak podstawą utrzymania zawsze były kukurydza i fasola. Prócz tego popularne były także dynia, chili i gdzieniegdzie trzcina cukrowa. W Nowej Estremadurze (Nueva Extremadura) ważną gałęzią gospodarki stała się produkcja wina i brandy, nazywanej aguardiente, na które znaczny popyt generowały gęsto zaludnione obszary Środkowego Meksyku.

Na masową skalę hodowano zwierzęta, w tym zwłaszcza krowy, owce i konie, a w nieco mniejszej ilości także kozy, świnie i osły. W 1800 roku w Górnej Kalifornii było 88 000 owiec, 74 000 krów, 24 000 koni i 1000 mułów. W ciągu dziesięciu kolejnych lat te liczby prawie się podwoiły, przez co osadnicy byli zmuszeni zabić część zwierząt, by nie dopuścić do niszczenia upraw. Oparcie gospodarki na rolnictwie powodowało, że koloniści byli silnie uzależni od pogody, a susza lub nadmierne deszcze mogły doprowadzić do utraty upraw i głodu.

W Nowej Bizkai (Nueva Vizcaya) istotną część gospodarki stanowiło wydobycie srebra. Według spisu zawodów mieszkańców miasteczka Parral, sporządzonego w 1768 roku, na łączną liczbę 149 mieszkańców (mężczyzn) aż 61 zajmowało się górnictwem. Choć działalność ta była bardzo istotna dla prowincji, to skala produkcji nigdy nie dorównała tej z leżącego w Środkowym Meksyku Zacatecas, nie wspominając już o boliwijskim Potosí.

Rio Grande (hiszp. Rio Bravo) płynąca przez Nowy Meksyk (fot. Andreas F. Borchert, CC BY-SA 3.0 DE)

Czy dobrze jest być osadnikiem?

Raczej nie. Choć trzeba jednak przyznać, że np. kwestii warunków mieszkaniowych nie było tak źle. W znaczącej większości materiał używany do budowy domów stanowiła suszona cegła adobe, która nieźle sprawdzała się w suchym klimacie tego regionu, nie bez znaczenia była też jej niska cena i łatwość produkcji. Wystarczyło uformować cegły i wystawić je na kilka dni na słońce. Biedniejsi mieszkańcy musieli zadowolić się jacal, rodzajem chaty zbudowanej częściowo z adobe lub kamienia, a częściowo z drewna, i pokrytej strzechą. Bogatszych z kolei stać było na wybudowanie domu z kamienia.

Większość domów z adobe liczyła kilka izb, z których każda miały wyjście na wspólne patio (co ciekawe, raczej nie zdarzały się połączenia między pokojami). Taki sposób budowania miał tę zaletę, że można było go łatwo adaptować do nowych potrzeb, na przykład kiedy pojawił się nowy członek rodziny. Załóżmy, że pierwotnie dom został wybudowany w kształcie litery L. W takim wypadku wystarczyło dobudować kolejne izby, a część starych można było przeznaczyć na magazyn, kurnik, bądź inne potrzeby gospodarcze.

Chata jacal, park narodowey Big Bend National w Teksasie (fot. National Park Service, domena publiczna)

Epidemie ospy

Na tym jednak kończyły się zalety zamieszkiwania pogranicznych rejonów hiszpańskiego Meksyku. W związku z tym, że północne prowincje były oddalone od centrum kraju, nie mogły liczyć na wiele zdobyczy cywilizacyjnych. Lekarze i chirurdzy pojawili się w tych stronach dopiero w okolicy drugiej połowy XVIII wieku (o ile w ogóle). Wcześniej mieszkańcy musieli liczyć na siebie lub korzystać z medycyny rdzennych Amerykanów.

Ogromny problem stanowiły epidemie ospy regularnie dziesiątkujące osadników. Co ciekawe, po publikacji w 1799 roku badań Edwarda Jennera dotyczących szczepionki na tę chorobę, korona hiszpańska dość szybko podjęła działa w celu zaszczepienia populacji tej części swoich kolonii. Do Nowego Meksyku (do pozostałych prowincji mniej więcej w tym samym czasie) szczepionka dotarła już w 1805 roku, a akcja szczepień była prowadzona konsekwentnie przez całą kolejną dekadę, przyczyniając się do zmniejszenia śmiertelności.

Budynek wykonany z adobe w Santa Fe (fot. karol m, CC BY 2.0)

Nie najlepiej było również z edukacją. Podobnie jak lekarze, nauczyciele pojawili się na tych terenach dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, a kształcenie ograniczało się do nauki czytania, pisania i podstawowej arytmetyki. Mimo tych wysiłków większość osadników aż do końca okresu kolonialnego (1821 rok) pozostała analfabetami.

Wrogie plemiona

Wojownik Komanczów w zimowym stroju, ok. 1870 r. (fot. William S. Soule, domena publiczna)

Oprócz głodu, chorób i braku opieki medycznej, poważny problem stanowiło także wrogie nastawienie lokalnych plemion, zwłaszcza Apaczów i Komanczów. Dzięki mistrzostwu w jeździe konnej i pozyskaniu broni palnej byli zagrożeniem, które mogło pojawić się w każdej chwili i równie szybko zniknąć. Czasem dla ochrony przed ich atakami osiedla obwarowywano murem z adobe, jak to było w przypadku Tucson, współcześnie leżącego w Arizonie.

W 1680 roku powstanie ludu Pueblo zmusiło wszystkich osadników z Nowego Meksyku do wycofania się aż do Rio Grande, w okolice El Paso. Podobnie było w prowincji Nowa Nawarra (Nueva Navarra), a szczególnie w części, która stanowi współczesny meksykański stan Sinaloa (ten od słynnego kartelu narkotykowego, którym kierował El Chapo), przeszkodę w kolonizacji stanowiły powtarzające się powstania ludów Seri, Yaqui i Pima.

Stosunki z rdzenną ludnością nie zawsze jednak układały się tak źle. W Nowym Meksyku Hiszpanie handlowali z Komanczami, którzy w zamian za noże, ubrania, uzdy, konie i kukurydzę oferowali bizonie skóry i mięso, niewolników, oraz – co ciekawe – broń palną uzyskaną prawdopodobnie od Francuzów za pośrednictwem innych plemion Wielkich Równin. Podobnie przebiegał handel z ludem Ute.

100 batów za nieprzyzwoity język

W związku z tym, że korona dość dużo inwestowała w osadników, sprawowała też znaczną kontrolę nad poddanymi. Jak wspomniałem wyżej, opuszczenie osady wymagało zgody władz, jednak ograniczeń było znacznie więcej. W większości miasteczek obowiązywała godzina policyjna, a prawo przewidywało surowe karanie przestępców. Według przepisów z 1783 roku z Nacogdoches w Teksasie za używanie publicznie nieprzyzwoitego języka groziło 100 batów i rok wygnania z osady, za włóczęgostwo i próżniactwo przewidywano zaś 60 batów i wygnanie (bez doprecyzowanego terminu). Jeśli młody mężczyzna zachowywał się nieprzyzwoicie, nie okazywał szacunku rodzicom, oddawał się pijaństwu, hazardowi i romansom, groziło mu 20 dni więzienia i rok wygnania.

Plakat filmu „Znak Zorro” z 1920 r. z Douglasem Fairbanksem w roli głównej

Dużo łagodniej traktowano sprzedaż alkoholu rdzennej ludności, ponieważ karą był tylko przepadek trunków i 10 peso grzywny. W tym samym czasie, w innym teksańskim osiedlu – Laredo – posunięto się nawet do zakazu sprzedaży i produkcji mezcalu (wysokoprocentowego alkoholu wyrabianego z agawy) pod groźbą 50 peso grzywny i miesiąca w więzieniu. Próbowano także zwalczać popularne gry hazardowe, w tym zwłaszcza karciane. Skuteczność tego rodzaju zakazów musiała być niska, ponieważ podróżnicy odwiedzający te regiony Nowej Hiszpanii donosili, że głównymi rozrywkami ludności były tańce, hazard, pijaństwo i jazda konna.

Czy jednak było tak źle, jak przedstawiono to w niezliczonych filmach i serialach z Zorro, który pochodził z parokrotnie wspomnianej tutaj Górnej Kalifornii? Okazuje się, że nie, a przynajmniej nie było to regułą. Oczywiście, w ciągu kilkuset lat mogły zdarzać się nadużycia lokalnych władz, ale na pewno nie miały systemowego charakteru.

Trzeba pamiętać, że wspominane w tekście osady miały w najlepszym przypadku kilka tysięcy mieszkańców, więc sporą rolę odgrywały w nich więzy sąsiedzkie, a rozwarstwienie społeczne nie było tak widoczne, jak w Środkowym Meksyku. Znajdowało to odzwierciedlenie choćby w tym, że Metysi i tzw. colores quebrados (dzieci par, w których jedno z rodziców było czarne, a drugie było rdzennym Amerykaninem) mogli zostać pełnoprawnymi członkami społeczności. Gubernator, który represjonowałby osadników, spotkałby się z ich sprzeciwem, a możliwości wyegzekwowania jego woli siłą byłyby mocno ograniczone.

W historiach o Zorro dość często przewija się też motyw wysokich podatków nakładanych na osadników. W tym przypadku też mamy do czynienia z literacką przesadą. Koronie zależało na zaludnieniu nowych ziem, więc śmiałkowie, którzy się tego podejmowali, mogli liczyć na zwolnienie z danin (zwłaszcza w pierwszych latach po założeniu osiedla) lub ich obniżenie w stosunku do reszty Nowej Hiszpanii. O tym, że mieszkańcy północnych kresów hiszpańskich kolonii nie żywili jakiejś szczególnej niechęci do państwa, świadczy fakt, że meksykańska walka o niepodległość spotkała się tam z niewielkim poparciem.

***

Koniec hiszpańskiego imperium kolonialnego nie oznaczał oczywiście końca rozwoju wspomnianych w tekście prowincji. Stały się one po prostu północną rubieżą niepodległego Meksyku. W 1848 roku, po przegranej wojnie z USA, Meksyk był zmuszony odstąpić znaczną ich część na rzecz północnego sąsiada, co zaowocowało napływem nowych, tym razem amerykańskich osadników. To już jednak zupełnie inna historia.

Bibliografia

  • Oakah L. Jones, Los Paisanos: Spanish Settlers on the Northern Frontier of New Spain, University of Oklahoma Press, Norman 1996.
  • José Cortés, Vievs from Apache Frontier. Report on the Northern Provinces of New Spain, ed. Elizabeth A.H. John, tłum. John Wheat, University of Oklahoma Press, Norman 1994.
  • Erik Velásquez García i in., Nowa historia Meksyku, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016.

1 KOMENTARZ

  1. Świetny i wyczerpujący artykuł. Czy oprócz tych trzech książek z końca możesz polecić jeszcze jakąś literaturę dotyczącą Kalifornii początku XIX wieku? Prowadzę stronę o fandomie Zorro i przymierzam się do artykułów historycznych, szukam dobrych źródeł 🙂

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!