Z europejskiej perspektywy może się wydawać, że wojny religijne należą do odległej przeszłości. W Meksyku jednak jeszcze niecałe sto lat temu katolicy chwycili za broń w obronie swojej wiary. Przez prawie trzy lata walczyli i wygrywali z regularną armią.

Prezydent Sebastián Lerdo de Tejada (il. Francisco de Paula Mendoza, XIX w.)

Kościół katolicki był obecny na w Meksyku od samego początku konkwisty. Później nawracanie rdzennej ludności na chrześcijaństwo stanowiło ważny element procesu kolonizacji. Choć niektóre elementy prekolumbijskich wierzeń przetrwały, to przynajmniej formalnie całą ludność Nowej Hiszpanii stanowili katolicy. Co ciekawe, meksykański Kościół wspierał też od pewnego momentu walkę o niepodległość kraju. Powodem było to, że w 1820 roku rząd w Madrycie objęli liberałowie, którym zdecydowanie nie po drodze było z religią.

Spór pomiędzy meksykańskimi liberałami i konserwatystami toczył się właściwie przez cały XIX wiek. Antyklerykalne ustawy wprowadzone przez Sebastiána Lerdo de Tejada podczas jego prezydentury w latach 1872–1876 spowodowały wybuch powstania Religioneros, które można uznać za prekursora ruchu Cristeros.

Sytuacja uspokoiła się po dojściu do władzy Porfiria Díaza w 1876 roku. Jego trwająca do 1911 roku dyktatura to czas rozwoju kraju. Mając na celu ustabilizowanie sytuacji politycznej w Meksyku, zakończył konflikt z Kościołem, dzięki czemu ten ostatni mógł przejść do ofensywy wśród społeczeństwa. Zreorganizowano administrację, postawiono na lepsze wykształcenie księży, wzrosła też liczba gazet i wydawnictw katolickich, podjęto też działania na rzecz poprawy losu ubogich i robotników. Wszystko to przyniosło wzmocnienie pozycji Kościoła. Wtedy jednak rozpoczęła się rewolucja meksykańska.

Antyklerykałowie u władzy

Opis jej przebiegu to doskonały temat na interesujący artykuł, teraz jednak wystarczy powiedzieć, że trwała do 1917 roku, a ostatecznym zwycięzcą okazało się stronnictwo polityczne skupione wokół Venustiano Carranzy, a potem Álvaro Obregóna. Było to ugrupowanie zdecydowanie antyklerykalne i takie też zapisy znalazły się w nowej konstytucji uchwalonej w 1917 roku. Artykuł 130 odmawiał Kościołowi osobowości prawnej i zakazywał mu posiadania ziemi, zakony zostały zlikwidowane, a kler nie miał prawa uczyć w szkołach i głosować. Państwo zyskiwało prawo do regulowania liczby księży w poszczególnych stanach, a partie polityczne nie mogły mieć powiązań z religią.

Jak widać, władza była zdecydowana na starcie z Kościołem. Najważniejszą przyczynę stanowiła ideologia sprawującego władzę stronnictwa, która zakładała umocnienie państwa i jego modernizację. Duża część rządowych elit pochodziła z północy Meksyku, a jeśli chodzi o pochodzenie społeczne, to najczęściej rekrutowała się z burżuazji. Grupę tę łączyło przekonanie, że Kościół katolicki jest siłą, która ma ogromny wpływ na politykę wewnętrzną kraju i jest to wpływ zdecydowanie negatywny, wrogi nowoczesnemu państwu. Co nieco zaskakujące, wrogość ta nie dotyczyła wyznań protestanckich, które były wręcz promowane.

Meksykańscy powstańcy z improwizowanym działem, ok. 1911 r. (fot. Biblioteka Kongresu USA, cph.3c04635, domena publiczna)

Pierwsze lata po uchwaleniu nowej konstytucji upłynęły we względnym spokoju, mimo powtarzających się antykościelnych incydentów. Álvaro Obregón, który rozpoczął prezydenturę w 1920 roku, musiał prowadzić politykę balansowania pomiędzy antyklerykalnymi radykałami i Kościołem, a także starać się nie narazić Stanom Zjednoczonym. Trzeba też pamiętać, że rewolucja zrujnowała kraj i wpędziła tysiące obywateli w biedę. Jak widać, chwilowo było sporo ważniejszych spraw niż walka z Kościołem.

Sytuacja zmieniła się, kiedy w 1924 roku prezydentem został Plutarco Elías Calles. Choć pochodził z tego samego stronnictwa co Obregón, to był od niego zdecydowanie bardziej radykalny. W 1925 roku władze podjęły próbę utworzenia Kościoła zależnego od państwa (i niezależnego od Rzymu) pod nazwą Katolicki Apostolski Kościół Meksyku (Iglesia Católica Apostólica Mexicana). Plan ten okazał się porażką, a wpływy nowego związku wyznaniowego pozostały właściwie żadne.

Plutarco Elías Calles, 1925 r. (fot. ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID npcc.27173)

Mimo to nasiliły się fizyczne ataki i prowokacje skierowane przeciw Kościołowi, często skutkujące rannymi i zabitymi. Powiązana z rządem Regionalna Robotnicza Konfederacja Meksyku (Confederación Regional Obrera Mexicana, CROM) dokonywała ataków bombowych na budynki religijne, na świątyniach wieszano czerwone flagi, a członkowie CROM napadali na procesje religijne.

Ley Calles

Czarę goryczy przelało jednak dopiero wprowadzenie w czerwcu 1926 roku tzw. Prawa Callesa (Ley Calles), które na podstawie konstytucji z 1917 roku przewidywało m.in. wprowadzenie limitu liczby księży, (na każde sześć tysięcy mieszkańców miał przypadać jeden duchowny), konieczność uzyskania licencji wydanej przez kongres lub któryś ze stanów, by móc sprawować posługę kapłańską, a także wprowadzenie kar za nieprzestrzeganie przepisów ustawy.

W odpowiedzi meksykański biskupi wezwali wiernych do ekonomicznego bojkotu państwa, który miał polegać na powstrzymywaniu się od zakupów produktów wytworzonych w państwowych przedsiębiorstwach czy nieuczestniczeniu w loterii narodowej. Choć zaszkodziło to meksykańskiej gospodarce, to jednak rząd był zdecydowany ponieść ten koszt, by pokonać przeciwnika. 25 lipca 1926 roku meksykański episkopat poinformował, że począwszy od 31 lipca, nastąpi zawieszenie posługi religijnej w proteście przeciw niedawno wprowadzonemu prawu.

Kolejne miesiące to czas narastających protestów, zamieszek i represji. Jednocześnie na coraz większą skalę formowały się zbrojne grupy partyzanckie, najczęściej złożone z ludności wiejskiej. W październiku 1926 roku w zasadzce zginął generał Ismael Lares, a wraz z nim przepadła połowa regimentu, którym dowodził. W grudniu tego samego roku jego los podzielił generał Arenas. Mimo tych początkowych sukcesów powstańców meksykańska generalicja była pełna optymizmu co do ostatecznego sukcesu. Jak depeszował jeden z dowódców: „To nie kampania wojenna, to polowanie”, a prezydent Calles uważał, że działania zostaną zakończone w ciągu pięciu tygodni.

Dlaczego nie zostali pokonani

W tym miejscu warto na chwilę zatrzymać opowieść i wspomnieć o kliku ważnych kwestiach. Co najbardziej istotne, powstanie Cristeros było wojną partyzancką toczącą się w wielu częściach Meksyku, jednak największe nasilenie walk przypadało na stany: Jalisco, Michoacán, Colima, Guanajuato, Zacatecas i Aguascalientes. Walki miały charakter raczej potyczek czy zasadzek niż regularnych bitew, dlatego też trudno nakreślić dokładny przebieg starć, a lepiej skupić się na tym, co charakteryzowało powstanie i pozwoliło mu przetrwać prawie trzy lata.

Zasięg powstania Cristeros: na czerwono zaznaczono obszar największego nasilenia walk, na pomarańczowo tereny, w których działalność powstańców była mniej intensywna, a na żółto terytorium, na którym walki toczyły się tylko sporadycznie (rys. AntoFran, CC BY-SA 4.0)

Przede wszystkim należałoby zacząć od dowódcy wojsk Cristeros, generała Enrique Gorostiety. Na początku 1927 roku został zatrudniony na tym właśnie stanowisku z pensją 3000 pesos miesięcznie. Dzięki jego talentom rozproszone i działające niezależnie grupy partyzantów utworzyły jedno wojsko, które było w stanie opanować spore połacie kraju i zorganizować tam własną administrację.

Cristeros cechowało zdecydowanie wyższe morale niż armii federalnej. Walczyli, ponieważ sami o tym zdecydowali i rozumieli sprawę, o którą się bili. Ich oddziały często rekrutowały się z jednej wsi lub miasteczka, więc żołnierze znali się i mogli liczyć na wzajemne wsparcie. Poza tym powstańcy operowali zazwyczaj w znajomej sobie okolicy, co stanowiło duży atut w wojnie partyzanckiej. Dzięki temu, że duża część Cristeros pochodziła ze wsi, byli oni w stanie wystawić dużo większe i lepiej wyszkolone oddziały kawalerii, co sprawiało, że stawali się nieuchwytni dla wojsk rządowych, w których dominowała piechota.

Problemy powstańców

Gen. Enrique Gorostieta (fot. domena publiczna)

Jednocześnie Cristeros aż do końca walk zmagali się z szeregiem problemów. Po pierwsze i najbardziej zaskakujące, powstania nie poparli ani meksykańscy biskupi, ani papież. Stąd też ruch do samego końca pozostał oddolną, ludową organizacją. Źródła często opisują powstańców jako biednie ubranych, nierzadko bosych chłopów. Brak poparcia ze strony wyższej hierarchii oznaczał także niemal zupełny brak pomocy z zagranicy. Co więcej, mimo próśb kierowanych przez powstańców, biskupi odmówili skierowania na tereny walk księży, by ci mogli służyć jako kapelani. Oczywiście zdarzały się wyjątki, niektórzy kapłani sami decydowali się przyłączyć do Cristeros, a niektórzy walczyli nawet z bronią w ręku.

Kolejnym problemem, z którym musieli się mierzyć powstańcy, był brak broni. W początkach rebelii zdarzało się, że oddziały walczyły uzbrojone jedynie w maczety i strzelby myśliwskie. Później sytuacja zaczęła się poprawiać dzięki zdobyczom na siłach federalnych i nielegalnym zakupom za granicą, jednak do samego końca walk rebeliantom doskwierało spore zróżnicowanie posiadanej broni. Mimo to w 1929 roku zdarzało się, że całe regimenty Cristeros były uzbrojone w karabiny Mauser używane przez regularną armię, a oficerowie mieli pistolety i lornetki.

Jednak nie wszystkie oddziały mogły liczyć na tak dobre wyposażenie, a różne rodzaje pistoletów i karabinów to najczęściej także różne kalibry, co pogłębiało kolejny niedostatek, który nękał powstańców: brak amunicji. Ta kwestia pozostała właściwie nierozwiązana aż do końca konfliktu, chociaż istniało kilka źródeł pozyskiwania tego zasobu. Pierwszym i najważniejszym było zdobywanie nabojów na wrogu, posuwano się nawet do przeszukiwania w tym celu ciał poległych. Niekiedy udawało się po prostu odkupić amunicję od żołnierzy armii federalnej, których morale bywało wyjątkowo niskie. Wreszcie, powstańcy dokonywali zakupów za granicą, tutaj jednak dochodził problem permanentnych braków w powstańczej kasie i trudności w przemycie na tereny walk.

Kontynuując temat uzbrojenia, trzeba też wspomnieć o brakach w artylerii, który utrudniał przeprowadzanie szturmów na jakiekolwiek umocnienia. Lokalni rzemieślnicy próbowali zaradzić temu problemowi i udało się im skonstruować niewielkie działa, które były użyteczne w przypadku zdobywania słabszych umocnień. Na tym jednak nie kończyła się pomysłowość konstruktorów. Używając niewybuchów bomb lotniczych i komercyjnie dostępnych materiałów, wytwarzali granaty i bomby z powodzeniem wykorzystywane przez powstańców.

Cristeros powieszeni przez wojska rządowe przy torach kolejowych wstanie Jalisco (fot. domena publiczna)

Armia federalna

Jak wypadała na tym tle armia federalna? Raczej źle. Oczywiście, jeśli chodzi o uzbrojenie i wyposażenie, żołnierze mogli liczyć na wyższy standard niż Cristeros. Problemem nie była amunicja ani artyleria, meksykańska armia dysponowała już w tym czasie także samolotami. Prócz tego stronę rządową wspierały Stany Zjednoczone zainteresowane spokojem za swoją południową granicą.

Oficerowie Cristeros ze sztandarem w tle (fot. domena publiczna)

Mimo to życie prostego szeregowca było bardzo trudne. Często brakowało środków na wypłatę żołdu (albo były one defraudowane), a nawet jeśli ten się pojawiał, to i tak jego wysokość pozostawiała wiele do życzenia. Podobnie działo się z wyżywieniem i umundurowaniem, a większość żołnierzy znalazła się w wojsku wbrew własnej woli. To wszystko razem sprawiało, że prawdziwą plagą meksykańskiej armii stały się dezercje. W 1926 roku zdezerterowało 9421 żołnierzy, w 1928 roku 28 000, a między styczniem i czerwcem 1929 roku 21 214. Są to ogromne liczby, biorąc pod uwagę fakt, że cała armia liczyła około 70 000 żołnierzy.

Początek końca wojny

Takie rozłożenie sił powodowało, że z jednej strony wojska federalne nie były w stanie zdławić powstania, a z drugiej Cristeros nie mogli rozszerzyć walk na całe terytorium Meksyku i myśleć np. o zajęciu stolicy. Na przełomie 1928 i 1929 roku rząd z prezydentem Emilio Portesem Gilem zdobył się na kilka przyjaznych gestów w stosunku do katolików, takich jak zawieszenie represji wobec kleru dokonywanych dotychczas na podstawie praw Callesa. W tym samym czasie do sztabu generała Gorostiety zostali wysłani emisariusze mający negocjować warunki pokoju.

Ostatecznie, 21 czerwca 1929 roku, dzięki staraniom ambasadora USA w Meksyku Dwighta E. Morrowa, rząd zawarł porozumienie z Kościołem. Sześć dni później, po prawie trzech latach przerwy, dzwony ponownie zabiły w całym kraju. Ogólnie rzecz biorąc, wynegocjowany dokument przewidywał daleko idący kompromis. Z jednej strony prawo Callesa pozostawało w mocy, z drugiej rząd zobowiązywał się do zaprzestania jego wykonywania w sposób wrogi Kościołowi.

Co istotne, przedstawiciele rebeliantów nie wzięli udziału w rozmowach, jednak w ramach porozumienia zapewniono amnestię dla wszystkich powstańców. Niemniej jednak spora część Cristeros czuła się zdradzona przez episkopat, a niektóre oddziały kontynuowały walkę. Przywrócenie posługi religijnej wpłynęło jednak na spadek morale powstańców, bo przecież właśnie jej zawieszenie stało się iskrą, która rozpaliła konflikt. Do końca 1929 roku starcia stopniowo wygasały.

Gen. Enrique Gorostieta, zabity 2 lipca 1929 r., 19 dni przed wstrzymaniem walk po zawarciu porozumienia rządu z Kościołem

Bilans wojny był przerażający. Zginęło 60 000 żołnierzy armii rządowej i około 40 000 Cristeros – w przypadku rebeliantów trudniej oszacować straty ze względu na partyzancki charakter oddziałów. Również ludność cywilna została dotkliwie dotknięta konfliktem i cierpiała z powodu głodu, epidemii, przesiedleń i represji. Dla przykładu zaludnienie stanu Colima spadło z 80 000 osób na początku wojny do 65 000 po jej zakończeniu.

Wojna przyniosła straty także w meksykańskiej gospodarce: spadły zbiory, a zagrożenie głodem sprawiło, że setki tysięcy Meksykanów musiało wyemigrować do USA. Zakończenie powstania Cristeros nie oznaczało też oczywiście końca konfliktu między rządem a Kościołem, to już jednak zupełnie inna historia.

Żołnierze Cristeros w 1928 r. (fot. domena publiczna)

Bibliografia

  • Erik Velásquez García i in., Nowa historia Meksyku, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2016.
  • Jean A. Meyer, The Cristero Rebelion: The Mexican People Between Church and State 1926 – 1929, tłum. Richard Southern, Cambridge University Press, New York 1976.
  • David C. Bailey, ¡Viva Cristo Rey! – The Cristero Rebellion and the Church – State Conflict in Mexico, University of Texas Press, Austin–London 1974.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!