Harry W. Frees zmienił oblicze współczesnego świata. Gdyby nie on, być może nie mielibyśmy dziś w internecie tylu słodkich zdjęć kociaczków i szczeniaczków w ubrankach. Jego życie było jednak dalekie od ideału, a jego prace kryją być może niezbyt ładną tajemnicę.

Nasz protagonista przyszedł na świat 8 czerwca 1879 roku w Reading (USA) jako drugie dziecko Henry’ego i Harriet. Jego ojciec był siodlarzem, matka zajmowała się domem. Harry nie poszedł jednak w ślady swego rodziciela i zamiast tego zajął się fotografią, a z czasem założył własne studio.

Przełomem w życiu zawodowym i osobistym Harry’ego Freesa okazała się rodzinna impreza urodzinowa z 1906 roku. Któryś z biesiadników przyniósł ze sobą niewielki papierowy kapelusik, pragnąc podkreślić rozrywkowy charakter spotkania. Najwyraźniej wszyscy mieli bardzo szampańskie nastroje, jako że w pewnym momencie przedmiot ten wylądował na głowie rodzinnego kota. Efekt był zapewne bardziej niż zadowalający, jako że Harry postanowił uwiecznić ów moment na fotografii. Zdjęcie kota w nakryciu głowy okazało się hitem wśród rodziny i znajomych, co naprowadziło fotografa na nowe i całkiem obiecujące źródło zarobku.

Bohater artykułu przy pracy (fot. domena publiczna)

Zrobiwszy kotu małą przebieraną sesję fotograficzną, Harry zaoferował zdjęcia miejscowemu wytwórcy pocztówek. Towar wyprzedał się błyskawicznie, więc drukarz zażądał większej liczby fotografii. W ten sposób rozpoczęła się przygoda Harry’ego W. Freesa z fotografowaniem zwierząt.

Zwierzęce modele i modelki

Kocia pocztówka: „Co z moim obiadem?” (fot. Harry Whittier Frees, ok. 1905)

Pierwsze zdjęcia zwierząt wykonywane przez Freesa były dosyć proste – ot, zwierzątko, kapelusik i gotowe. Z czasem doszły do tego ubranka specjalnie szyte na miarę przez jego matkę i gosposię, panią Annie Edelman. Przybywało pomysłów i rekwizytów, a kompozycje stawały się coraz bardziej skomplikowane.

Z początku grono modeli i modelek było dosyć szerokie i obejmowało szczeniaki, kocięta, kurczaki, króliki i świnie. Stopniowo jednak, z przyczyn praktycznych, fotografie zostały zdominowane przez kocięta pomiędzy szóstym a dziesiątym tygodniem życia. Jak argumentował sam twórca, bardzo chętnie kierowały one swój wzrok na różne poruszające się obiekty, więc łatwo było ustawić je w pożądanej pozie lub skłonić do spojrzenia w określoną stronę.

Szczeniaki zbyt mocno reagowały na bodźce dźwiękowe, co utrudniało uzyskanie właściwej kompozycji. Króliki były najłatwiejsze do fotografowania, jednak z racji budowy ciała ustawianie ich w „ludzkich” posturach było często niemożliwe. Co zaskakujące, najtrudniejszym zwierzęciem do ustawienia okazały się świnie. Według samego Freesa po założeniu ubrania zamykały oczy, stały nieruchomo i piszczały.

Zakres działalności zwierzęcego fotografa w krótkim czasie uległ znacznemu poszerzeniu. Pocztówki nadal przynosiły znaczne dochody, niemniej prace Freesa znalazły swe miejsce również w reklamach, kalendarzach, czasopismach i książkach – nie tylko pisanych przez innych, ale też wydanych pod jego własnym nazwiskiem. Pierwsza z takich publikacji, „Little Folks of Animal Land”, ukazała się już w 1915 roku. Pod względem zawartości było to połączenie króciuteńkich jednostronicowych opowiadań będących rozbudowanymi opisami do scenki zaprezentowanej na danej fotografii, niemniej w kolejnych książkach tekst zajmował coraz więcej miejsca. Można więc z całą odpowiedzialnością określić Freesa również jako autora książek dla dzieci.

Gdzie futro, tam i kłaki

Okładka pierwszej książki Freesa. Jak widać, komuś tak spodobały się kotki z okładki, iż usiłował je oderwać (il. Internet Archive, domena publczna)

Harry Whittier Frees wprowadził słodkie kotki do szerokiego obiegu. Niestety, sam doznał skutków innego zjawiska dobrze znanego dzisiejszym bywalcom i bywalczyniom Internetu – hejtu.

Dla wielu osób oglądających jego fotografie pozycje przyjmowane przez zwierzęta były niezwykle dziwne, obce i nienaturalne. W ich mniemaniu ubranie zwierzęcia i utrzymanie go w bezruchu na czas niezbędny do wykonania zdjęcia było możliwe tylko w jednym wypadku – wykorzystywania wypchanych kotków i szczeniaczków. Zdarzały się także podejrzenia o używanie silnych farmaceutyków, a nawet hipnotyzowanie futrzastych modeli i modelek.

Frees niejednokrotnie odnosił się do tych zarzutów. O ich natężeniu może świadczyć fakt, że już w swej pierwszej książce musiał odnieść się do nich w niewielkim, niespełna dwustronicowym wprowadzeniu. W publikacji z 1929 roku musiał już na to poświęcić prawie cztery strony.

Fotograf cały czas zapewniał, że zwierzętom nie dzieje się żadna krzywda, co jednak nie miało większego wpływu na powracające oskarżenia pod jego adresem. Wiarygodności jego słowom dodaje jednak fakt, że zwierzęta wykorzystywane w jego studio nie należały do niego, lecz były wypożyczane od sąsiadów, hodowców czy sklepów zoologicznych. Jeśli zwierzętom działaby się krzywda (szczególnie tym hodowlanym), ich właściciele z pewnością powiadomiliby odpowiednie organy władzy, a Frees stanąłby przed sądem. Co więcej, nigdy nie został oskarżony o maltretowanie zwierząt przez którąkolwiek z amerykańskich organizacji zajmujących się tą tematyką, a niektóre z nich nawet chwaliły jego działania.

Jak więc nasz fotograf skłaniał zwierzęta do przyjmowania określonych pozycji? Sam twierdził, że działo się to za sprawą cierpliwości, miłości i swoistego „szóstego zmysłu” pozwalającego na wyczuwanie potrzeb i przewidywanie zachowania zwierząt. Przyznawał się jedynie do przywiązywania pewnych obiektów do łapek zwierząt, tak by „trzymały” je na zdjęciu.

„Ważenie dziecka” (fot. H.W. Frees, ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID: ds.04058). Więcej zdjęć H.W. Freesa można znaleźć m.in. na stronie Biblioteki Kongresu.

Frees wiedział też, jak już wspomniano, że koty reagują na bodźce wzrokowe, a na jego pracach niejednokrotnie widać, że wyraźnie koncentrują się one na jednym obiekcie, zapewne jakimś przedmiocie użytym przez fotografa pragnącego unieruchomić swych modeli minimum na 1/5 sekundy niezbędną do wykonania fotografii wykorzystywanym przez niego sprzętem. Bardziej sceptycznie nastawieni koneserzy jego prac sugerują co prawda, że częścią jego sukcesu były wzmocnienia wszyte w ubranka zwierząt, zastanawiano się też nad możliwością wykorzystywania przez fotografa zakamuflowanych drutów.

Niestety, jak każdy dobry artysta, Frees zabrał swe tajemnice do grobu.

„Ognia!” (fot. H.W. Frees, ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID: ds.04033)

Ciemniejsza strona pracy fotografa

Okładka innej książki H.W. Freesa, 1929 r. (il. ze zbiorów Internet Archive)

Po śmierci rodziców na początku lat 40. XX wieku Frees przeniósł się do Clearwater na Florydzie, całkowicie poświęcając się pracy, a była to wręcz wyczerpująca harówka. Jak wspominał sam fotograf, z powodu ruchliwości zwierząt 2/3 negatywów nadawało się tylko do wyrzucenia, a studio musiało być całkowicie wolne od niepożądanych rozproszeń, takich jak np. szczekający pies sąsiada czy brzęcząca mucha. To fotograf musiał być całkowitym panem obrazu i dźwięku w swoim studiu, tak by móc choć w części kontrolować zachowanie swych modeli i modelek.

Już w 1937 roku w wywiadzie dla czasopisma „Life” Frees stwierdził, że z powodu wyczerpania nerwowego związanego z sesjami jest w stanie fotografować zwierzęta w swej pracowni zaledwie przez trzy miesiące w roku, co miało zapewne znaczny wpływ na jego dochody. Przez resztę czasu odpoczywał i zbierał nowe pomysły, co – w jego opinii – było jednym z najcięższych elementów jego pracy.

Harry Whittier Frees nigdy się nie ożenił, stronił również od ludzi. Kiedy zdiagnozowano u niego nowotwór, 6 marca 1953 roku popełnił samobójstwo za pomocą kuchenki gazowej. Fotograf i pisarz, którego prace znał cały świat, zmarł w biedzie i zapomnieniu. Jego ciało pochowano w bezimiennym grobie. Dopiero po latach odkryto na nowo jego historię i zadbano o właściwe nagłośnienie jego dokonań.

Parę słów na zakończenie

Harry Frees był bez wątpienia jednym z najważniejszych propagatorów słodkich kotków w dzisiejszej kulturze masowej. Jego prace poprzedzają co prawda fotografie Brytyjczyka Harry’ego Pointera wykonywane od początku lat 70. XIX wieku, niemniej jego koty nie miały swoich kostiumików, a zasięg jego prac był o wiele mniejszy niż tych autorstwa Amerykanina.

Fotografowanie kotów ma długie korzenie. To zdjęcie wykonano ok. 1898 r. (fot. ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA, digital ID: cph.3b39357)

Patrząc z perspektywy lat, nie sposób nie docenić artyzmu, kreatywności i wysiłku włożonego przez Freesa w stworzenie tych małych fotograficznych dzieł sztuki, niezależnie od tajników jego warsztatu. Pozostaje jedynie wyrazić żal, że jego twórczy żywot nie dobiegł końca w innych okolicznościach.

Bibliografia

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!