Pojawiające się w mediach społecznościowych fotografie ukraińskich pojazdów oznaczonych „krzyżami belkowymi” wywołały falę oskarżeń o kultywowanie ideologii neonazistowskiej w szeregach ZSU. Mało kto jednak zadał sobie trud, by zbadać historię tego symbolu. A jest w czym grzebać.

Internet to pole bitwy, a jedną z głównych broni są w nim obrazy i nagrania okraszane różnorakim komentarzem. Mało kto ma czas i chęć na głębsze zbadanie danej kwestii i koncentruje się zwykle na promowaniu określonej narracji. Podobnie stało się i w tym wypadku. Komentujący rzucili się w wir dyskusji, nie tracąc czasu na zadanie jednego zasadniczego pytania: dlaczego Ukraińcy zaczęli malować krzyże na swych pojazdach?

Mam nadzieję, że poniższy materiał rzuci trochę światła na tę – wcale nie taką prostą – sprawę.

Małe wprowadzenie do tematu

Jednym z określeń najczęściej wykorzystywanych przez rosyjską propagandę są „ukronaziści”, skupieni rzekomo w jednostce „Azow”, ale występujący także w innych miejscach i instytucjach państwa ukraińskiego. Dzięki temu Kreml nawiązuje do tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, czyniąc z putinowskiej Rosji „tych dobrych”, a z Ukraińców „tych złych”. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zdjęcia ukraińskich pojazdów oznaczonych tzw. krzyżami belkowymi, rosyjska propaganda natychmiast powiązała ten fakt z malowaniem podobnych symboli na niemieckich pojazdach podczas II wojny światowej.

Narrację tę rozpowszechniła po sieci masa botów, trolli i pożytecznych idiotów. Dzięki przeciwdziałaniu internautów i internautek sympatyzujących z Ukrainą udało się zepchnąć ich do defensywy, niemniej sam problem pozostał, a zdjęcia nadal pojawiają się w różnych częściach Internetu. Jak wszyscy wiemy, co raz tam trafia, zostaje już w nim na zawsze. Do napisania tego artykułu zainspirowały mnie m.in. poniższe twitterowe wpisy:

Skąd więc wziął się ów symbol i dlaczego budzi takie kontrowersje?

Grecy, magia i gammadia

Krzyż, rozumiany jako symbol składający się z dwóch linii przecinających się pod kątem prostym, jest znany od czasów tzw. młodszego paleolitu. Nie wymyślili go Rzymianie, ani tym bardziej chrześcijanie. Przez stulecia pojawiał się w różnych formach, którym z kolei przypisywano rozmaite znaczenia, w tym te związane z magią. I tak zapewne byłoby do dziś, gdyby nie pewne wydarzenie opisane w Ewangeliach, czyli ukrzyżowanie Jezusa. Od tego momentu krzyż został niejako zawłaszczony przez nową religię.

Krzyż grecki w herbie gminy Burg we francuskich Pirenejach (rys. Etxeko, CC BY-SA 4.0)

W miarę upływu czasu krzyż – rozumiany i postrzegany już przede wszystkim jako symbol chrześcijański – zaczął się zmieniać. Pojawiły się krzyż grecki, łaciński, bizantyjski, św. Antoniego, św. Andrzeja, św. Piotra, św. Floriana, maltański, laskowy, treflowy, widlasty i wiele, wiele innych. Niektóre przypominały typowy krzyż widziany w wielu świątyniach rzymskokatolickich, inne zaś – np. krzyż Jeremiasza – wyglądają dość egzotycznie. Nam wypada przyjrzeć się pierwszemu z wymienionych, czyli greckiemu.

„Realistyczni Rzymianie preferowali obraz rzeczywistego, dosłownego krzyża; bardziej idealistyczni Grecy przekształcili instrument wymierzania kary w symbol”. W taki to sposób William Seymour wyjaśnił przyczyny powstania równoramiennego krzyża greckiego. Pod względem graficznym prezentuje się niezwykle prostolinijnie, składając się z dwóch zwykłych kresek, tworzących znak „+”. Z początku krzyże łacińskie i greckie wykorzystywano praktycznie zamiennie, jednak z czasem, w miarę oddalania się od siebie kościoła Zachodniego i Wschodniego, krzyż grecki zaczął być kojarzony przede wszystkim z tym drugim i wszedł na stałe m.in. do heraldyki wielu ludów wschodniej części basenu Morza Śródziemnego.

Jedną z wariacji równoramiennego krzyża greckiego jest tzw. gammadia (zwana też pustym krzyżem) – symbol złożony z czterech liter gamma (Γ), mających reprezentować czterech Ewangelistów (lub ich Ewangelie), a pustka między nimi wskazywała symbolicznie na zmartwychwstanie Jezusa. Co więcej, gamma to trzecia litera w greckim alfabecie, co może być wykorzystywane jako kolejne nawiązanie o charakterze religijnym, czyli do Trójcy Świętej. Jest to więc symbol łączący w sobie kilka ważnych elementów chrześcijaństwa.

Symbol znany dziś przede wszystkim jako „balkenkreuz” nie jest więc niemieckim wymysłem, lecz jednym z najstarszych symboli chrześcijańskiej Europy. Mając to w pamięci, wypada przejść do kolejnej części artykułu. Czas na kilka słów o wojskowych symbolach i militarnej heraldyce.

Wojskowi nie uznają praw autorskich

Każde państwo i każda armia potrzebują symboli występujących w rozmaitych formach, np. odznak, proporców czy sztandarów. To dzięki nim dowódcy rozróżniają jednostki własne od obcych, a żołnierze (czy po prostu zbrojni) mogą zlokalizować na polu bitwy swój własny oddział i człowieka, od którego powinni przyjmować rozkazy. Spróbujmy sobie choć przez chwilę spróbować wyobrazić, ile armii tworzono w historii świata, ile jednostek wchodziło w ich skład i, co najważniejsze, jak potężnej liczby symboli potrzebowały owe masy ludzkie, ruszające w minionych tysiącleciach na pola bitew.

Biorąc powyższe pod uwagę, blisko już do stwierdzenia, że praktycznie każdy symbol znany człowiekowi był gdzieś, kiedyś wykorzystany przez jakąś armię, a współcześni wojskowi są praktycznymi plagiatorami. Najprostszy przykład? Orły, powszechnie używane przez rzymskie legiony. Ile armii ma jakąś odmianę tego dumnego ptaka na swoich mundurach? Ile innych jednostek wykorzystuje znane od stuleci zwierzęta czy symbole geometryczne, z krzyżem włącznie? Właściwa odpowiedź może być tylko jedna – wiele.

Wieża poznańskiego M-47 (fot. Łukasz Męczykowski)

Sytuację komplikuje zjawisko zapożyczania różnych symboli przez obce jednostki wojskowe. I tu dość łatwo o przykład. Jeśli ktoś z Szanownych Czytelników i Czytelniczek zawita do poznańskiego Muzeum Broni Pancernej, polecam Waszej uwadze stojący tam czołg M-47 Patton w barwach francuskiego 5e régiment de cuirassiers z jakże polsko wyglądającym orłem na wieży. To pamiątka po – dosyć pechowym – królu Stanisławie Leszczyńskim, który otrzymał na wygnaniu pułk kawalerii w prezencie od Ludwika XV. Los chciał, że mimo upływu lat jednostka (kilkukrotnie przekształcana) zachowała pamięć o tym wydarzeniu w swej tradycji i wciąż używała polskiego orła do oznaczania swych pojazdów.

Włoskie M-109 z „tryzubem”:

Nie trzeba jednak jechać do Poznania. Można dla odmiany zainteresować się armią włoską, a dokładnie jednostkami mającymi prawo do eksponowania ukraińskiego „Tryzuba” w swej heraldyce. To pamiątka po udziale armii włoskiej w walkach na terenie ZSRS. Kiedy po wojnie budowano na nowo włoskie siły zbrojne, jednostki, które zasłużyły się w tamtych walkach, otrzymały przywilej posiadania takiej, a nie innej pamiątki minionej chwały. Przez lata nikt nie zwracał na to większej uwagi, aż w sieci pojawiły się zdjęcia włoskich haubic samobieżnych przeznaczonych do wysyłki na Ukrainę, mających już na sobie coś, co wielu zinterpretowało jako ukraińskie oznaczenia naniesione na nie jeszcze na terenie Włoch.

Jeśli są tu z kolei maryniści, znają zapewne historię zatopienia U-99 podczas II wojny światowej. Wspomniany okręt podwodny, dowodzony przez jednego z asów niemieckiej marynarki wojennej, Otto Kretschmera, miał przytwierdzone na kiosku dwie pomalowane na złoto podkowy, jedną po każdej stronie. Był to zarówno amulet, jak i oficjalne godło tejże jednostki.

17 marca 1941 roku U-99 został zatopiony przez brytyjski niszczyciel HMS Walker. Kretschmer wraz z innymi ocalałymi członkami załogi trafił na pokład swego pogromcy. Ku swojemu zdziwieniu zauważył pewien osobliwy przedmiot na mostku niszczyciela. Tam również znajdowała się podkowa, aczkolwiek powieszona końcówkami w górę, odwrotnie niż na jego jednostce.

Nie podejmuję się w tym momencie obliczenia prawdopodobieństwa spotkania się dwóch, za przeproszeniem, miłośników podków (i zabobonów!) pośrodku bezmiaru oceanów podczas wojny. Tak się jednak stało, co dowodzi, że zbiór pomysłów na symbole mające zapewnić użytkownikom powodzenie jest dosyć ograniczony, a wielu osobom, rozdzielonych od siebie zarówno odległością, jak i podległością, może jednocześnie przyjść do głowy ten sam koncept.

Powyższe akapity pokazują, jak myślę, że pula symboli stosowanych przez jednostki wojskowe w historii jest – mimo wszystko – dosyć ograniczona, szczególnie jeśli poruszamy się w obrębie jednego kręgu kulturowego, w którym występuje pewien konsensus co do nadawania określonych znaczeń danym przedstawieniom graficznym. Widać też, jak wielką rolę odgrywają tu poczucie ciągłości i tradycja, wyrażające się w dziedziczeniu pewnych symboli.

Krzyże i Kozacy – związek dłuższy, niż się wydaje

Krzyż – w różnej formie i postaci – związany jest immanentnie z historią Ukrainy. Początki wykorzystania tego symbolu mają sięgać czasów Dymitra Wiśniowieckiego, XVI-wiecznego kniazia o dosyć barwnym życiorysie, postrzeganego jako twórca Siczy Zaporoskiej. Wiśniowiecki używał herbu Korybut, na którym widnieją trzy krzyże, skąd miały one przeniknąć do kozackiej symboliki.

Herb Korybut (rys. Avalokitesvara, Tadeusz Gajl, CC BY-SA 4.0)

Jakkolwiek podchodzić do tej opowieści, różnobarwne krzyże równoramienne możemy bezsprzecznie zauważyć na oryginalnych sztandarach kozackich zachowanych w zbiorach szwedzkiego Muzeum Armii. Pierwotnie zdobyte w 1651 roku przez Janusza Radziwiłła, trafiły następnie do Szwecji, co zapewne uchroniło je przed zniszczeniem. Jest to więc bezsprzeczny dowód na wykorzystywanie tego symbolu na terenie dzisiejszej Ukrainy już w XVII wieku. Dla utrzymania właściwej perspektywy warto zauważyć, że polskie biało-czerwone barwy zostały oficjalnie przyjęte jako narodowe dopiero w 1831 roku.

Kozacka chorągiew z białym krzyżem (ze zbiorów Armémuseum, nr inw. AM.083752)

Późniejsze losy ziem ukraińskich nie sprzyjały wykształceniu własnej państwowości i związanej z nią otoczki różnorakich symboli. Trzeba jednak odnotować pojawienie się w 1917 roku Ukraińskiej Republiki Ludowej i jej jedynego odznaczenia bojowego – Żelaznego Krzyża przyznawanego uczestnikom tak zwanego pierwszego pochodu zimowego. Jego nazwa jest jasnym nawiązaniem do ustanowionego w 1813 roku pruskiego „Eisernes Kreuz”, jednak ukraińskie odznaczenie miało nieco inną formę. Prusacy wykorzystali wzór krzyża kawalerskiego, Ukraińcy zaś sięgnęli po znany im bardzo dobrze krzyż grecki, decydując się jednak na jego modyfikację poprzez dodanie czterech złotych obwódek. W ten sposób na krzyżu greckim znalazła się dodatkowo gammadia.

Ukraiński Żelazny Krzyż, bez wstążki

Czy Ukraińcy, projektując swój medal, nawiązywali do „balkenkreuz”, krzyża belkowego? Niemieckie siły powietrzne, Luftstreitkräfte, przyjęły do użytku podobny symbol na przełomie marca i kwietnia 1918 roku jako standardowy sposób oznaczania swych samolotów. Czy mamy tu do czynienia z zapożyczeniem, czy też ze zbieżnością formy? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Niezależnie jednak od tego, taka forma weszła na stałe do grona symboli wykorzystywanych przez ukraińskie siły zbrojne, obecnie zaś jest symbolem 28 Brygady Zmechanizowanej.

Przejdźmy więc do 2022/2023 roku

I tak, wyczerpawszy już prawie cały limit znaków hojnie przydzielany autorom przez Hrabiego Tytusa, możemy w końcu poruszyć zasadniczy problem będący powodem powstania niniejszego artykułu.

Białe krzyże, w różnej formie, zaobserwowano po raz pierwszy na ukraińskich pojazdach mniej więcej w momencie rozpoczęcia udanej kontrofensywy na kierunku charkowskim. Jeśli symbol ten jest tak związany z ukraińską kulturą, to czemu wcześniej nie oznaczano nim masowo pojazdów należących do Sił Zbrojnych Ukrainy?

T-84U z 3. „Żelaznej” Brygady Pancernej ZSU (fot. Mil.gov.ua, CC BY 4.0)

Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta, jeśli tylko ma się cierpliwość i chęć uświadomienia sobie, czym posługują się obie walczące strony. Na początku tej fazy wojny (trwającej od 2014), ukraińskie i rosyjskie pojazdy można było dosyć łatwo rozróżniać, patrząc choćby na ich kamuflaż czy pewne ich cechy charakterystyczne. Kiedy jednak armia rosyjska poniosła pierwsze poważne klęski, w ręce Ukraińców trafiły poważne ilości sprzętu. Posiłkując się tu słynną stroną Oryxa, można powiedzieć, że do chwili obecnej Ukraińcy zdobyli przynajmniej 546 czołgów, nie licząc innych pojazdów opancerzonych i nieopancerzonych.

W rezultacie wprowadzenia do służby dużej ilości zdobycznego sprzętu Ukraińcy stanęli przed poważnym problemem. Skoro i my i oni używamy takich samych pojazdów, to jak rozpoznać, kto jest kim? Prawidłowe rozpoznanie przeciwnika to kwestia życia i śmierci na polu bitwy. Potrzebny był więc jasny i czytelny symbol, łatwy do naniesienia w warunkach polowych.

Ukraiński żołnierz nanoszący krzyże na zdobyczny czołg (fot. Kostiantyn Pestushko, Mil.gov.ua, CC BY 4.0)

Sięgnięto po krzyże greckie, zarówno w ich klasycznej formie, jak i tej znanej ze wspomnianego orderu. Prosty „+” jest nie do pomylenia z literą „Z”, obecnie najczęściej wykorzystywaną przez Rosjan do oznaczania swoich pojazdów biorących udział w „specjalnej operacji wojskowej”, czyli rosyjskiej inwazji. Używając krzyża, rozwiązano bardzo istotny problem wojskowy, jednocześnie sięgając do ukraińskich tradycji narodowych.

Dosyć egzotycznie oznaczony T-84:

Dlaczego jednak czasem stosuje się formę „klasyczną”, a w innym wypadku gammadię? Na to pytanie nie znajduję odpowiedzi, tak samo, jak nie potrafię wyjaśnić jedynego (na razie) udokumentowanego wypadku oznaczenia ukraińskiego czołgu aż 3 wariantami krzyży. Tylko twórcy tych oznaczeń potrafią wyjaśnić motywy stojące za dokonaniem takiego czy innego wyboru. Warto jednak przy tym zauważyć, że w znaczącej większości wypadków na pojazdach ukraińskich widzimy „pełny” krzyż grecki. Zdjęcia dostępne w mediach społecznościowych wskazują także na to, że symbol ten stał się standardowym sposobem oznaczania pojazdów wykorzystywanych przez armię ukraińską, i jest nanoszony m.in. na pojazdy dostarczone z zachodu.

T-72 oznaczony licznymi krzyżami. Jak widać, naniesiono je dość niedbale:

Podsumowanie

Patrząc na całą sprawę z pewnego dystansu, łatwo dostrzec perfidię rosyjskiej propagandy. Symbol występujący w historii świata od stuleci usiłowali nazwać „nazistowskim”, odmawiając równocześnie Ukraińcom prawa do czerpania z własnej bogatej kultury. Obecnie Rosjanie walczą nie z jakimiś „ukronazistami”, tylko z obywatelami i obywatelkami Ukrainy, bijącymi się o wolność swojego państwa bestialsko napadniętego przez silniejszego sąsiada. Wystarczy zresztą przypomnieć, w jaki sposób działają Rosjanie, by bez pudła wskazać, która z walczących stron zasłużyła na zestawienie jej razem z nazistami.

Pojazdy z zachodnich dostaw z naniesionymi krzyżami:

Krzyże pojawiają się także na innym sprzęcie:

Nie tylko Ukraińcy dokładają wszelkich starań, by uniknąć pomyłek w identyfikacji:

Bibliografia

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!