Juliusza Cezara pamiętamy z wielu osiągnięć. Był zwycięskim wodzem, wielkim zdobywcą, bezwzględnym politykiem, a nawet uznanym literatem. Jego imperium dawno jednak upadło, a on sam jeszcze wcześniej został zamordowany. Mimo to do dziś codziennie miliardy ludzi mają do czynienia z jego niedocenianym dziełem.
Gdy umawiamy się z kimś na jakiś dzień albo po prostu sprawdzamy datę w kalendarzu, zwykle nie mamy świadomości, dlaczego jest ona oznaczona tak, a nie inaczej. Kalendarz, którym posługuje się dziś niemal cały świat, to dzieło niezwykle oryginalne, odmienne od niemal wszystkiego, czym wcześniej posługiwała się ludzkość. To właśnie Juliusz Cezar zadecydował o jego kształcie. Co jednak pchnęło go na drogę takiej reformy? By to zrozumieć, musimy cofnąć się głęboko w czasy Republiki Rzymskiej.
Najbardziej kuriozalny kalendarz świata?
O kalendarzu Republiki Rzymskiej aż chciałoby się powiedzieć, że może i był skomplikowany, ale za to bardzo niedokładny. Jego budowa wskazuje na pochodzenie od kalendarza księżycowego, którym posługiwało się w czasach starożytnych wiele ludów świata. Prosty tryb obliczania czasu od nowiu do nowiu owocował miesiącami liczącymi po dwadzieścia dziewięć lub trzydzieści dni, zwykle naprzemiennie. Rok w rozumieniu okresu dwunastu miesięcy najczęściej dawał 354 lub 355 dni, dlatego większość ludów co pewien czas dodawała trzynasty miesiąc, by mniej więcej uzgodnić długość roku z cyklem słonecznym.
System ten, wprawdzie niezbyt dokładny, ale bardzo łatwy w zastosowaniu, w realiach rzymskich uległ przedziwnym zniekształceniom. Miesięcy wprawdzie było dwanaście, ale żaden z nich nie liczył sobie trzydziestu dni. Cztery miesiące (marzec, maj, lipiec i październik) trwały trzydzieści jeden dni, siedem – dwadzieścia dziewięć, a luty… to zależy, ale na ten moment przyjmijmy, że dwadzieścia osiem. Podobno wynikało to z decyzji króla Rzymu Numy Pompiliusza, któremu przypisuje się uformowanie rzymskiego kalendarza. Wykluczenie z kalendarza trzydziestodniowych miesięcy wynikało zapewne z przesądności Rzymian, którzy pod wpływem filozofii pitagorejskiej uważali parzyste liczby za feralne.
Jak łatwo policzyć, zwykły rok trwał 355 dni, czyli około pół dnia więcej niż cykl dwunastu nowiów. To już wystarczało, by rachuba czasu odkleiła się od cyklu księżycowego. Jakby tego było mało, w Rzymie nie dodawano pełnego miesiąca co dwa–trzy lata celem skorelowania kalendarza z cyklem słonecznym, lecz zupełnie skomplikowano sprawę.
Zasadniczo co dwa lata luty trwał… kilka dni krócej! Po święcie Terminaliów, obchodzonym 23 lutego, rozpoczynano trzynasty miesiąc, zwany Mercedonius bądź też Intercalaris, który trwał dwadzieścia siedem dni. W roku przestępnym luty i Intercalaris trwały łącznie pięćdziesiąt lub pięćdziesiąt jeden dni (nie ma pewności, do którego miesiąca należał pięćdziesiąty pierwszy dzień), zatem był on dłuższy od zwykłego roku o dwadzieścia dwa lub dwadzieścia trzy dni.
System z przestępnym Intercalarisem był bardzo niedokładnie skrojony. W cyklu czteroletnim kolejne lata liczyły 355, 377, 355 i 378 dni, co średnio dawało 366,25 dnia. Rzymianie, ustalając długość roku słonecznego, pomylili się o ponad dzień, więc w ciągu trzydziestu lat taki kalendarz przesuwał się o około miesiąc!
Teoretycznie do kolejnych najwyższych kapłanów (pontifex maximus) należała ostateczna decyzja o dodawaniu Mercedoniusa, więc mogli go czasem opuścić. Według piszącego w V wieku n.e. Makrobiusza w praktyce ustalony został rytm dwudziestoczteroletni, podczas którego było jedenaście lat przestępnych – siedem krótkich i cztery długie – co dawało średni rok długości 365,25 dni, czyli tyle, co w obowiązującym już w jego czasach kalendarzu juliańskim.
Niestety, konieczność ręcznego sterowania sprawiła, że zawirowania polityczne wpływały na kalendarz. Podczas drugiej wojny punickiej, w sytuacji zagrożenia kraju, przez co najmniej kilkanaście lat zaprzestano dodawania Intercalarisów. Według wyliczeń historyków w 191 roku p.n.e. kalendarz spieszył się o prawie cztery miesiące. Wprowadzone środki zaradcze (których szczegółów nie znamy), w związku czym w 168 roku p.n.e. spieszył się tylko o nieco ponad dwa miesiące. Wkrótce rytm kalendarza został względnie zsynchronizowany z porami roku i tak pozostało przez kilka dekad. Ale miało to znów ulec zmianie…
Dlaczego Juliusz Cezar mógł i musiał dokonać reformy kalendarza?
W XVIII wieku Wolter napisał: „Wodzowie rzymscy zawsze wygrywali, ale nigdy nie wiedzieli, kiedy to było”. Ten cytat doskonale obrazuje, w jak ślepy zaułek trafił rzymski kalendarz pod koniec republiki.
O ile przed kilkoma pokoleniami błąd kalendarza wynikał ze śmiertelnych kłopotów państwa, to od 66 roku p.n.e. narastał on w związku z walką polityczną. Juliusz Cezar niemal rok po roku jawnie lub skrycie sprawował urząd konsula. Jego działalność polityczna budziła niechęć obrońców republiki, gdyż groziła im utratą wpływu na państwo. Najwyżsi kapłani również w naturalny sposób znajdowali się w opozycji do Cezara i wykorzystywali przeciwko niemu również kalendarz.
Kadencja konsula trwała bowiem rok (od początku stycznia do końca grudnia), a pominięcie Intercalarisa skracało ją znacząco. Dlatego przez kolejne dwadzieścia lat walki z Cezarem trzynasty miesiąc niemal zniknął z kalendarza. Wkrótce kalendarz został tak rozregulowany, że styczeń rozpoczynał się gdzieś na początku jesieni.
Gdy wreszcie Cezar wyrwał dla siebie także najwyższą władzę kapłańską, po prostu musiał coś z tym zrobić. Opisana sytuacja ostatecznie zdyskredytowała stosowaną w Rzymie rachubę czasu, szczególnie że nieprzewidywalna interkalacja w rozległym już państwie sprawiała, że na rubieżach kraju tak naprawdę nikt nie znał dokładnej daty.
Trzeba było tylko opracować nową rachubę czasu. Być może inny polityk po prostu wprowadziłby klasyczny kalendarz księżycowy i uznał problem za rozwiązany. Jednak Juliusz Cezar… związał się z Kleopatrą!
Romans, słońce Egiptu i pomysł na kalendarz
Największe znaczenie związku Cezara z Kleopatrą dla współczesności ma właśnie kwestia kalendarza. Egipcjanie bowiem byli jednym z tych wyjątkowych ludów starożytnych, które liczyły czas nie na podstawie księżyca, a słońca. Dwanaście miesięcy po trzydzieści dni plus pięć dni bez miesiąca dawało 365-dniowy egipski rok słoneczny. Rachuba to niezwykle prosta, zachwycali się nią nawet liczni Rzymianie, doceniając fakt, że każdy rok ma tę samą długość.
No właśnie… W starożytnym Egipcie nie dodawano żadnego dnia przestępnego. Każdy rok był o prawie ćwierć dnia za krótki, więc rok kalendarzowy przesuwał się względem słonecznego o prawie dzień na cztery lata. Oczywiście z pomyłki zdano sobie sprawę stosunkowo szybko, jednak warstwa kapłańska zablokowała wszelkie próby reformy. Kolejni faraonowie musieli wręcz składać przysięgę, że nigdy nie wstawią dodatkowych dni do roku. Kalendarz stał się narzędziem dominacji kapłanów nad resztą społeczeństwa, gdyż tylko oni potrafili wyliczyć, jak ma się dana data do pór roku, i przewidywać ich następowanie.
Zdarzali się jednak władcy, którzy mimo wszystko próbowali poprawić system. Ptolemeusz III Euergetes, przodek Kleopatry VII, w 238 roku p.n.e. wydał dekret o reformie kalendarza, znany jako dekret z Kanopos. Był to pierwszy znany dokument przewidujący dodawanie jednego dodatkowego dnia w roku co cztery lata. Reforma albo nigdy nie została wprowadzona, albo szybko się z niej wycofano, jednak stanowiła kamień milowy dla dalszych losów rachuby czasu.
Cezar spędził w Egipcie sporo czasu. Rzecz jasna nie tylko na igraszkach z królową. Umacniał oczywiście swoje wpływy polityczne, ale też chłonął osiągnięcia egipskiej cywilizacji. Zetknął się z ludźmi, którzy znali ptolemejską reformę, i zlecił opracowanie nowego kalendarza Grekowi Sosygenesowi z egipskiej Aleksandrii.
Ożenić wodę z ogniem
Projekt kalendarza juliańskiego był oryginalny właśnie dlatego, że Juliusz Cezar nie porzucił zupełnie kalendarza republikańskiego, by nie burzyć rytmu świąt religijnych. Reforma miała na celu zmieścić w rzymskich ramach pomysł z czasów Ptolemeusza III. Uzyskano to, wydłużając dwudziestodziewięciodniowe miesiące o jeden lub dwa dni, tak by na te siedem miesięcy rozłożyć dziesięć dni brakujących do zwykłego roku słonecznego.
Luty – jako związany ze światem podziemnym i ostatni miesiąc kalendarza religijnego – pozostał krótki. Wciąż też pełnił funkcję miesiąca przestępnego, tyle że odtąd dodawano do niego tylko jeden dzień co cztery lata. Nawet miejsce wstawiania tego dnia odziedziczono po dawnych czasach – podwajano 24 lutego, czyli – jak nazywali go Rzymianie – dzień szóstych kalend marca. Rok przestępny zwano stąd bissextile.
Pozorna ewolucja kalendarza stanowiła prawdziwą rewolucję, gdyż rachuba czasu wreszcie odpowiadała biegowi słońca i uniezależniła się od politycznych zawirowań. Zanim jednak można było wprowadzić nowy kalendarz, należało zrobić porządek z resztkami starego.
Rok 46 p.n.e. (czyli 709 od założenia miasta), poprzedzający wprowadzenie nowego kalendarza, znany jest stąd jako Annus Confusionis. Liczył on sobie aż 445 dni, co uzyskano, wprowadzając aż trzy Intercalarisy – normalny między lutym i marcem oraz dwa nadzwyczajne (Intercalaris Prior i Posterior) między listopadem i grudniem, liczące łącznie 67 dni. Zamieszanie było wielkie, ale też ostatnie. Odtąd Mercedonius na stałe zniknął z rzymskiej rachuby czasu.
Dlaczego kalendarz juliański odniósł sukces
15 marca 44 roku p.n.e. – słynne idy marcowe stały się ostatnim dniem życia Juliusza Cezara. Kalendarz, jaki wprowadził, funkcjonował wówczas od nieco ponad roku. Śmierć pomysłodawcy mogła pogrzebać cały plan wprowadzenia nowej rachuby czasu – nie tylko z powodu celowych działań, ale też z braku osoby kierującej projektem. Tym bardziej, że za życia Cezara żaden luty nie był dwudziestodziewięciodniowy.
Właśnie przez koncept dłuższego lutego reforma omal nie upadła, gdyż z powodu nieporozumienia od 42 do 9 roku p.n.e. lata przestępne dodawano co trzy, a nie co cztery lata. W 8 roku p.n.e. Oktawian August postanowił to wyprostować – przez dwanaście lat nie wprowadzano żadnego roku przestępnego, po czym 29 lutego pojawiał się już regularnie co cztery lata. W ten sposób całkowicie naprawiono początkowy błąd.
I tak przez wieki kalendarz juliański zrósł się z Cesarstwem Rzymskim. W IV wieku został też uznany za obowiązujący kalendarz do ustalania dat świąt chrześcijańskich. Bazujący wcześniej na żydowskim kalendarzu księżycowym, chrześcijanie pozostawili wprawdzie Wielkanoc jako święto związane z pierwszą wiosenną pełnią, wyliczali ją jednak na podstawie kalendarza juliańskiego.
Ustalaniem dat Wielkanocy w przyszłych latach zajmowali się komputyści. Ich wysiłek pozwolił już w czasach wczesnego średniowiecza sporządzić praktycznie wieczysty kalendarz świąt ruchomych, bazujący na dwudziestoośmioletnim cyklu słonecznym, czyli odstępie, w którym temu samemu dniowi roku odpowiada ten sam dzień tygodnia, i dziewiętnastoletnim cyklu księżycowym, w którym temu samemu dniowi roku odpowiada ten sam wiek księżyca.
Ta tytaniczna praca pozwoliła już w średniowieczu na odkrycie, że Juliusz Cezar się pomylił. Wprawdzie niewiele, bo tylko o około jedenaście minut, jednak średni rok był za długi. Skutkowało to przesunięciem kalendarza względem roku słonecznego o jeden dzień na około 130 lat. Wielkanoc obchodzono coraz częściej za późno. Przez dziesięciolecia szykowano się do reformy, aż wreszcie za papieża Grzegorza XIII w 1582 roku postanowiono wyrzucić z kalendarza dziesięć dni i zmniejszyć liczbę lat przestępnych w 400-leciu ze stu do dziewięćdziesięciu siedmiu.
Ta reforma zapoczątkowała istnienie kalendarza gregoriańskiego, którego dziś używa większość świata. I choć funkcjonowanie obok siebie przez kilka wieków kalendarzy juliańskiego (obowiązującego długo w krajach protestanckich, a jeszcze dłużej w prawosławnych) i gregoriańskiego sprawiło, że postrzegamy je jako totalne przeciwieństwa, to w gruncie rzeczy reforma Grzegorza XIII była tylko drobną korektą. Nie zmieniała ona w niczym podstawowych zasad kalendarza, a wynikała tylko z tego, że dzieło Juliusza Cezara przetrwało tak długo, że niewielki błąd w rachunku urósł do rangi sporego problemu.
Zakończenie
Co najmniej od czasów rewolucji francuskiej mnożą się pomysły, jak ulepszyć kalendarz. Różni myśliciele próbują naprostować kuriozalne zaszłości kalendarza Republiki Rzymskiej. Rozmaite projekty zakładają wyrównanie półroczy i kwartałów, zmniejszenie różnic w długości miesięcy, dopasowanie dni tygodnia do dni miesiąca… I choć często są to ciekawe koncepcje, natrafiają na podstawową przeszkodę. Kalendarz wprowadzony przez Juliusza Cezara, choć nie jest idealny, jest wystarczająco dobry. Pozwala rozeznać się w czasie, planować, a przede wszystkim daje stabilizację. I chyba właśnie to jest kluczem do jego sukcesu.
Bibliografia
- Ernest Alfred Wallis Budge, The Decree of Canopus, Oxford University Press American Branch, New York 1904.
- Denis Feeney, Caesar’s Calendar: Ancient Time and the Beginnings of History, University of California Press, Berkeley 2007.
- Jan Gyllenbok, Encyclopaedia of Historical Metrology, Weights, and Measures, t. 1, Birkhäuser, Basel 2018.
- Robert Hannah, Greek and Roman Calendars: Constructions of Time in the Classical World, Bloomsbury Publishing, London–New York 2013.
- Szczepan Jeleński, Śladami Pitagorasa, WSiP, Warszawa 1988.
- Agnes Kirsopp Michels, Calendar of the Roman Republic, Princeton University Press 2015.
- Aleksander Krawczuk, Gajusz Juliusz Cezar, Ossolineum, Wrocław 1990.
- Tenże, Starożytność odległa i bliska, Interakt, Warszawa 1997.
- Leonardo Magini, Astronomy and Calendar in Ancient Rome: The Eclipse Festivals, „L’Erma” di Bretschneider, Roma 2001.
- Dwayne A. Meisner, The Evolution of the Roman Calendar, „Past Imperfect”, t. 15 (2009), s. 290–321.
- Philipp E. Nothaft, Scandalous Error: Calendar Reform and Calendrical Astronomy in Medieval Europe, Oxford University Press, Oxford 2018.
- Jörg Rüpke, The Roman Calendar from Numa to Constantine: Time, History, and the Fasti, Wiley-Blackwell, New York 2011.
- David Sacha Stern, Calendars in Antiquity: Empires, States, and Societies, Oxford University Press, Oxford 2012.
- Ludwik Zajdler, Dzieje zegara, Państwowe Wydawnictwo „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1980.