W dawnej wizji świata tuż obok ludzi mieszkały też liczne istoty demoniczne. Wielkopolskie lasy, pola czy bagna zasiedlane były przez diabły, południce, rusałki i wiele innych niezwykłych stworzeń.
Demoniczne istoty czasem straszyły lub sprowadzały na manowce, a czasem stanowiły śmiertelne zagrożenie. Co ciekawe, niektóre z nich bywały przyjazne dla człowieka. Opowieści o wielkopolskich demonach pochodzą głównie z przełomu XIX i XX wieku, ale wiele z nich wywodzi się zapewne ze starszych wierzeń. Odzwierciedlają one historię tego regionu, w którym mieszały się m.in. tradycje polskie i niemieckie.
Diabeł – nie zawsze taki straszny?
Jak nietrudno zgadnąć, jedną z najczęściej spotykanych istot wrogich ludziom był sam diabeł. Starano się nie wymawiać tego słowa, stąd często nazywano go „czartem”, „biesem”, „czarnym” lub „piekielnikiem”. Diabeł w relacjach z końca XIX i początków XX wieku przybierał często wygląd eleganckiego mężczyzny ubranego we frak i cylinder. Pod szykownym strojem jednak skrywał niezbite dowody swojej szatańskiej natury – np. kurze lub końskie nogi. Mógł też przybierać postać zwierzęcia – najczęściej koguta, czarnego psa, kota lub kozła.
Głównym celem diabła było zdobycie ludzkiej duszy. Czyhał zwłaszcza na osoby, które same skróciły sobie nieco drogę do piekła poprzez swoje uczynki, np. rozbójników, alkoholików czy okrutnych właścicieli ziemskich. Diabeł czasem wybierał też inną strategię – przyczajał się w pewnych odosobnionych miejscach, np. na wzgórzach czy w lasach, i atakował przechodzących tamtędy ludzi. Istniały jednak na niego różne sposoby – można było np. związać go łykiem lipowym, co sprawiało, że stawał się posłuszny człowiekowi. Dobrze sprawdzało się też obicie czarta kijem olchowym, którego ułożone były na krzyż. Czasem wystarczyło przeżegnanie się lub zawieszenie krzyżyka na szyi. Podobno biesa odstraszały też ochrzczone dzieci.

Działaniu diabła przypisywano zwykle wszelkie okrutne czyny ludzkie, które trudno było wyjaśnić w inny sposób. Z okolic Sowiej Góry w Puszczy Noteckiej pochodzi podanie, według którego pewien mężczyzna zrzucił z pobliskiego wzgórza swoją żonę. Diabeł rzekomo mu w tym pomógł, a potem porwał zabójcę do . O spółkę z diabłem oskarżano też wielu właścicieli ziemskich. Jednym z nich był hrabia z Dąbrówki Ludomskiej, Ignacy Roch Lipski. Krążyły legendy o tym, że wzbogacił się dzięki zaprzedaniu duszy czartowi.
Diabłami nazywano też niektóre pomniejsze demony, czasem nawet pomocne. Opowiadano np. o diable pojawiającym się w trąbie powietrznej. Nasuwa to skojarzenie z latawcem, czyli demonem powietrznym powstającym z dusz poronionych lub nieochrzczonych dzieci. Diabłem był też czasem nazywany demon opiekuńczy domostwa przyjmujący postać kury. Pod Obornikami opowiadano nawet o „diabełku myjącym”, który pomagał rodzicom w kąpaniu dzieci.
„Dziewice zarazy”, czyli płachytki

Chorobę często postrzegano jako efekt działania złych mocy, czasem była ona nawet odrębnym demonem. W Wielkopolsce taką istotę nazywano płachytką lub „dziewicą zarazy”. Ukazywała się jako kobieta owinięta płachtami (stąd nazwa) lub pod postacią unoszących się w powietrzu kawałków materiału. Płachytki mogły nie tylko sprowadzać zarazę, ale też zwodzić ludzi na manowce.
W okolicach Żernik przechadzały się podobno tajemnicze postaci okryte w całości płachtami. Pewien mężczyzna, który szedł wieczorem do młyna, spotkał je na swej drodze. Biorąc je za zwykłe kobiety, zapytał, dokąd idą. Nie uzyskał wprawdzie odpowiedzi, tylko usłyszał odgłosy zbliżone do gęgania. Co ciekawe, nie wzbudziło to jego podejrzeń na tyle, aby zejść z drogi dziwnym postaciom. Przekonany, że również podążają do młyna, szedł za nimi. W pewnym momencie znalazł się w ciepłym pomieszczeniu, gdzie mógł ogrzać się przy piecu. Było to jednak złudzenie. Kiedy się przebudził, zorientował się, że jest w szczerym polu, daleko od swojego domu.
Choroba w postaci kobiecego demona, zwanego „dziewicą zarazy”, występowała też w Gościeszynie koło Rogowa. Również ona miała ukazywać się jako fruwające płachty. Przysiadała na dachu domostwa, niechybnie przynosząc śmierć mieszkającym tam osobom. W Janowcu Wielkopolskim płachytka unosiła się w powietrzu w postaci mieniącego się kolorami prześcieradła.
Edmund Callier w drugiej połowie XIX wieku pisał o szalejącej niegdyś w Mikstacie zarazie morowej:
Owa zaraza objawiała się w postaci bladej, wychudłej niewiasty, białem prześcieradłem okrytej. Chodziła ona od domu do domu i przez okno zapytywała się ludzi: „Śpią li, czy się modlą?” Skoro ich zastała śpiących, mówiła: „Śpijcie, śpijcie, a więcej nie wstajcie!”. Jeżeli zaś zapytani odpowiedzieć mogli, że się modlą, natenczas, po stosownej, pouczającej przemowie zostawiała ich przy życiu.
Rusałki i demony wodne
Jeziora, stawy czy rzeki były często królestwem licznych istot nadprzyrodzonych. Najczęściej spotykano tam wodnice i rusałki, co można było przypłacić życiem. Potrafiły one omamić człowieka, a potem wciągnąć go w wodne odmęty. W okolicach Czarnkowa opowiadano kiedyś o kobiecie, która wynurzała się z jeziora i krzyczała: „Nadeszła godzina, ale chłopa nie ma!”. Pewnego razu w pobliżu tego właśnie jeziora rolnik orał swoje pole. W tym samym czasie tajemnicza postać znowu wyłoniła się z wody i jak zwykle zawołała: „Nadeszła godzina, ale chłopa nie ma!”. Po tych słowach mężczyzna skoczył do jeziora i utonął.

Z tej samej okolicy pochodzi też relacja o tańczących rusałkach. Pewien chłopiec bawił się wieczorem nad jeziorem. Nagle ujrzał niesamowite postaci, które pływały po powierzchni wody na muszlach i tańczyły. Urzeczony tym widokiem stał na brzegu i podziwiał niecodzienny spektakl. W pewnym momencie do brzegu przypłynęła jedna z owych postaci. Chłopiec rozpoznał w niej zaginioną córkę swojego sąsiada. Dziewczynka nakazała mu, aby wracał do domu. Wtedy zobaczył, że pozostałe rusałki również płyną w jego kierunku. Gdy wyszły na brzeg, zarzuciły na niego sieć i wciągnęły do jeziora, w którym rządził król duchów wodnych. Matka chłopca szybko zrozumiała, co się z nim stało. Przepłakała wtedy całą noc, w pewnym momencie jednak usłyszała głos swojego syna. Zapewniał ją, że jest szczęśliwy w podwodnym królestwie i prosił, żeby się o niego nie martwiła.
Błędne ognie i świeczniki
W dawnej Wielkopolsce nietrudno było też wpaść w sidła zjaw, które czyhały na bagnach i ukazywały się zwykle pod postacią błędnych ogników. Były to często duchy złych właścicieli ziemskich pokutujących po śmierci za swoje grzechy. Opowieści takie krążyły m.in. w Kowanówku pod Obornikami. W tamtejszym torfowisku miał ukazywać się duch znanego właściciela tych dóbr, który nie stronił od okrucieństwa. Musiał więc w takiej formie odprawić pośmiertną pokutę za swoje czyny.
Błędne ogniki nazywano czasem świecznikami. Wyobrażano je sobie jako czarne, porośnięte sierścią postaci, które nosiły ze sobą wielką latarnię. Osoby błądzące nocą po lesie podążały za ich światłem i w ten sposób wpadały w bagno. Świecznika można było jednak przekupić, aby wskazał wędrowcom właściwą drogę. Pewien chłop pod Obornikami obiecał demonowi nagrodę, jeśli ten zaprowadzi go do domu. Kiedy jednak mężczyzna nie dotrzymał słowa, świecznik postanowił okrutnie się zemścić. Wyprowadził ze stajni jego konia, a gdy chłop podążył za zwierzęciem, ugrzązł w bagnie i utonął.
Południca – czyhająca na pasterzy
Południca była demonem, którego często można było spotkać na polu – jak sama nazwa wskazuje – w południe. Gdy widziano, że zboże faluje na wietrze, mówiono, że to południca tamtędy przechodzi. Demon ten miał postać kobiety ubranej na czerwono. Czyhała ona zwłaszcza na pasterzy, którzy w południe wyprowadzali bydło na pastwiska. Czasem wybierała najstarszego pasterza, a czasem zadowalała się tym, który został z tyłu za innymi.
Ciekawa relacja o południcy pochodzi z okolic jeziora Gopło. W tym rejonie była ona nazywana diabłem południowym. Ukazywała się w czasie żniw jako stara kobieta. Każdy rolnik, który spotkał ją na swojej drodze, musiał przed nią uklęknąć. Tych, którzy tego nie zrobili, czekała sroga kara: ich ręce i stopy pokrywały się straszliwymi ranami. Można było jednak uleczyć je za pomocą kory olchy. Należało przyłożyć ją na obrażenia, a wtedy złe moce odstępowały od człowieka i wracał on do zdrowia.

Demony w postaci zwierzęcej
W Wielkopolsce krążyły też opowieści o demonicznych istotach przyjmujących postać zwierząt. Wśród nich są klasyczne motywy, takie jak czarne koty czy psy, ale też zupełnie nietypowe stworzenia. Przykładowo, w Puszczy Noteckiej pokazywać się miało wielkie zwierzę z głową lwa. Podobno był to duch przestępcy, który grasował po lasach, okradając, a czasem też mordując ludzi. Potem powiesił się na drzewie, a po śmierci został zamieniony w demona. Musiał pokutować w miejscu samobójstwa, obgryzając korę drzewa. Kiedy zaś drzewo uschło i ścięto jego wierzchołek, duch siedział na nim i wył z rozpaczy.
Ciekawym przykładem demona w postaci zwierzęcej było stworzenie podobne do kury, które można było spotkać w lesie. Ptak ten miał pewną nietypową właściwość – gdy latał, roztaczała się za nim łuna ognia. Człowiek, który zabrał to zwierzę ze sobą do domu, mógł liczyć na pomyślność, dziwne stworzenie gromadziło bowiem zapasy ziarna na strychu. Czasem jednak sprowadzało ono nieszczęścia na właścicieli gospodarstwa. W zachodniej Wielkopolsce nazywano je Jimmicken. Istniało nawet powiedzenie: Ty możesz się śmiać, Ty masz Jimmickena – co potwierdza, że miał to być raczej przyjazny demon. Według Knoopa był to rodzaj kobolda – duszka znanego z niemieckiego folkloru.
Rola demonów w kulturze ludowej
Jak widać, w wielkopolskich wsiach i miasteczkach trzeba było bardzo uważać, aby nie natknąć się na siły nieczyste. Ludowa wyobraźnia była pod tym względem niezwykle bogata. Obecnie opowieści te są po prostu ciekawostkami, dawniej jednak pełniły ważne funkcje. Najczęściej ostrzegały przed karą, jaka czeka za bezmyślne czy niemoralne czyny. Czasem chroniły przed rzeczywistym niebezpieczeństwem – np. przebywaniem podczas największego upału na polu, co mogło skończyć się udarem słonecznym. Wiele z tych opowieści przekonywało też, że na świecie istnieje sprawiedliwość i nawet jeśli ktoś nie odpowiedział za swoje okrucieństwa za życia, z pewnością nie zazna spokoju po śmierci.
Bibliografia
- Edmund Callier, Powiat ostrzeszowski w XVI stuleciu. Szkic geograficzno-historyczny, Czcionkami i w komisie W. Simona, Poznań 1888.
- Wojciech Łysiak, Mnisia Góra. Podania i bajki warciańsko-noteckiego międzyrzecza, Wyd. Eco, Międzychód 1992.
- Tenże, W kręgu wielkopolskich demonów i przekonań niedemonicznych, Wyd. Eco, Międzychód 1993.
- Otto Knoop, Du hast ein „Jimmicken”, „Aus dem Posener Lande: Illustrierte Monatsschrift zur Pflege heimatlicher Interessen”, Lissa 1908, Jg. 2, Nr 11, s. 8.
- Tenże, Polnische Dämonen II, Leipzig 1905.
- Tenże, Sagen der Provinz Posen, Hermann Eichblatt Verlag, Berlin–Friedenau 1913.
- Koerth, Geister- und Spukgeschichten von der markischen Grenze, „Aus dem Posener Lande: Blaetter fuer Heimatkunde: Monatliche Beilage zur «Posener Lehrer-Zeitung»”, Lissa 1907, Jg. 2, Nr 5, s. 49–52.










