Każdy sejm staropolski przynosił zjazd kilkudziesięciu tysięcy ludzi: posłów, senatorów, żołnierzy, pachołków, kupców, kuglarzy, złodziei… Dla mieszkańców miasta oznaczało to przynajmniej sześć tygodni stanu wyjątkowego.

Sejm staropolski był wielkim wydarzeniem. Do miasta, w którym toczyć się miały obrady, zjeżdżali z każdego zakątka Rzeczpospolitej posłowie i senatorowie, ciągnąc za sobą często niezliczone zastępy sług i dworzan. Na kilka tygodni liczba osób przebywających w miejscowości gwałtownie wzrastała i przekraczała liczbę stałej ludności. Przykładowo Warszawa liczyła w połowie XVI wieku około 10–15 tys. mieszkańców, tymczasem w czasie sejmu mogło w niej przebywać nawet 30 tys. przybyszów, a podczas zjazdów elekcyjnych grubo ponad 100 tys. W tym tłumie czynni uczestnicy obrad stanowili jedynie niewielki procent.

Panoramiczny widok na zabudowania Warszawy na skarpie wiślanej, ukazany od strony Pragi.
Warszawa na przełomie XVI i XVII wieku (grafika z dzieła „Civitates Orbis Terrarum” autorstwa Georga Brauna i Franza Hogenberga, 1617 r.)

Kto przybywał na Sejm?

Na sejmy walne w XVII wieku przybywało na ogół około 190 posłów. Senat w tym samym czasie formalnie liczył około 150 osób (zmiany terytorialne wpływały na zwiększanie i zmniejszanie tej liczby), na obrady przyjeżdżała jednak niespełna 1/3 uprawnionych. Wynikało to przede wszystkim ze sposobu obradowania izby wyższej. Jej członkowie zabierali głos według ściśle określonej hierarchii, co powodowało, że wielu z nich nie miało szans na wyrażenie swojego zdania. Ci na ogół rezygnowali z uczestnictwa.

Można więc powiedzieć, że w XVII wieku czynnych uczestników sejmów było zaledwie około 230. Miasta sejmowe wypełniały się zatem głównie wspomnianymi już dworzanami, służbą, a niekiedy także niewielkimi oddziałami zbrojnymi. Do tego dołączał orszak królewski oraz tłumy kupców oraz gapiów chcących przyjrzeć się niezwykłemu wydarzeniu.

Sejmy kuszące były również dla tej części szlachty, która nie pełniła godności poselskiej, ale chciała kontrolować przebieg obrad. Obecność wielkich tłumów przyciągała ponadto drobnych złodziejaszków, trupy teatralne i poszukiwaczy przygód. Sejm był mieszanką wydarzenia politycznego, handlowego i rozrywkowego, stanowiącego zarówno impuls do rozwoju miasta, jak i chwilowy kataklizm dla jego mieszkańców.

Na sali stoją ustawione w trójkąt krzesła i stele, na których siedzą senatorowie. U szczytu trójkąta stoi okazały tron, na którym zasiada król w koronie. Za senatorami rzędy głów stojących posłów.
Polski sejm w czasach Zygmunta III Wazy (grafika Giacomo Lauro z 1622 roku)

Marszałek wielki – człowiek od zadań specjalnych

Organizacja sejmu wymagała doskonałej logistyki, obejmującej nie tylko same obrady, ale także ich otoczkę. Za wszystkie kwestie z tym związane odpowiadali marszałek wielki koronny oraz marszałkowie nadworni. Przez sześć tygodni (zazwyczaj późnojesiennych, zimowych lub wczesnowiosennych) należało zapewnić przybywającym odpowiednie zaplecze: możliwość wyżywienia, noclegu, wypoczynku czy praktyk religijnych. Dużym problem było także utrzymanie bezpieczeństwa, które wymagało zastosowania dodatkowych środków.

Najbardziej obawiano się wzniecenia pożarów, które w wąskiej, częściowo drewnianej zabudowie ówczesnych miast były niezwykle niebezpieczne. Gospodarzom kwater nakazywano posiadanie drabin oraz wiader wypełnionych wodą, kwaterującym zakazywano zaś używania ognia w późnych godzinach nocnych, a także nadmiernego spożycia alkoholów po zapadnięciu zmroku. W 1607 roku zakazy okazały się niewystarczające. W czasie nocnej libacji na rynku w Warszawie zaprószono ogień, który strawił ponad 20 kamienic.

Na płycie z piaskowca umieszczonej nad portalem wejściowym, a pod balkonem, widnieje napis: „Ta kamienica niegdy Prażmowska libertowana constitutione A.D. 1667”.
Tablica libertacyjna na Komienicy Prażmowskich w Warszawie. Informowała m.in. o zwolnieniu z obowiązku kwaterunku posłów i senatorów (fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 PL)

Noclegi

Marszałek był zobowiązany zagwarantować kwatery osobom przybywającym na Sejm w charakterze posłów i senatorów. Prawdopodobnie musiał też wyznaczyć odpowiednie miejsca noclegu członkom orszaków towarzyszących dostojnikom. W procesie tym uczestniczył także specjalny delegat mieszczan, którzy zobowiązani byli prawnie do przyjmowania posłów pod swój dach. Zdarzały się spory o kwatery czy podkupywanie wyznaczonych wcześniej miejsc. Na zjeździe elekcyjnym w 1669 roku marszałkowie zapisali w swoim regulaminie porządkowym:

stanowisk y gospód, w mieście y po wsiach, z Urzędu Ichmciow PP. Marszałkow naznaczonych, […] aby żaden nie ważył się zastępować, a kto by zastąpił, ma zaraz uprzątnąć; a kto by herb oddarł, albo napis stanowniczego zmazał, jeżeli szlachcic, winą dwóch set grzywien i siedzeniem wieże przez elekcję, a plebeius ucięciem ręki karany być ma.

Zarezerwowana kwatera oznaczana była herbem szlachcica lub możnowładcy, który miał w niej stanąć. Niekiedy na kawałkach drewna wymalowywano także nazwisko zamawiającego. Poseł czy senator musiał wpłacić zadatek wynoszący około 50% ceny noclegu.

Koszty i diety

Portret mężczyzny o sumiastych wąsach, w karacenie, okrytego bogatym płaszczem, z orderem Ducha Świętego na piersi i lewą dłonią zaciśniętą na rękojeści szabli.
Jan Sobieski nie szczędził środków na utrzymanie swojego orszaku (portret autorstwa Daniela Schultza, ok. 1674 r.)

Kwatery nie były tanie. W pierwszej połowie XVII wieku za sześciotygodniowy pobyt można było zapłacić nawet 200 zł, przy czym koń w tym samym czasie kosztował około 20 zł. Z ogromnymi kosztami musieli liczyć się także magnaci. W 1625 roku Krzysztof Radziwiłł wydał ponad 1600 zł na wynajęcie czterech kwater, podczas gdy Jan Sobieski potrafił płacić po 3000 złotych tygodniowo za wyżywienie swojego orszaku! Pisał wówczas do żony: „Teraz mię ta warszawska najbardziej trapi droga, na której niezmierne wydają się koszty, a bez tego obejść się żadną miarą niepodobna”.

W XVI wieku dobrym zwyczajem było wypłacanie posłom diet ze skarbu królewskiego, co zrekompensować miało choć część kosztów długiego pobytu poza domem. Już pod koniec stulecia pojawiły się pierwsze problemy ze znalezieniem środków na ten cel. W 1590 roku posłowie domagający się uregulowania należności zostali odesłani przez podskarbiego z kwitkiem. Z kolei w 1639 roku zwrócono posłom zaledwie 1/3 poniesionych kosztów.

Pustki w skarbie spowodowały, że koszty obsługi posłów starano się przerzucić na sejmiki, te jednak różnie podchodziły do tego obowiązku. Jedne stawały na wysokości zadania, inne wynagradzały wyjazd na sejm jedynie „braterskim podziękowaniem”.

Diety stały się także sposobem na szantażowanie posłów. Wypłatę pieniędzy uzależniano od postawy deputata w czasie obrad, a przede wszystkim od zachowania wierności instrukcjom uchwalonym przez sejmik. Karą za odstąpienie od tych wytycznych mogło być zmniejszenie uposażenia, jego całkowite wstrzymanie lub wręcz nałożenie kary finansowej.

Czysty zysk czy czysta strata?

Wysokie koszty uczestnictwa w sejmie sprawiały, że w XVI wieku około połowy posłów stanowili magnaci nieposiadający urzędów senatorskich oraz zamożna szlachta. Na drugą połowę składali się ci przedstawiciele średniej szlachty, którzy byli wystarczająco bogaci, aby pozwolić sobie na udział w obradach.

W XVII stuleciu pojawiło się zjawisko klienteli, a magnaci coraz częściej wpisywali w koszty sejmowania pieniądze dla swoich poselskich utrzymanków. Nierzadkie były także odmowy przyjęcia godności poselskiej ze względu na brak gotówki. Nie dotyczyło to zresztą jednie szlachty, ale także możnowładców. W 1641 roku z udziału w sejmie zrezygnował z powodów finansowych np. Krzysztof Opaliński.

Koszty sejmowania były ogromne nie tylko ze względu na długi pobyt poza miejscem zamieszkania. Mieszczanie starali się wykorzystywać okazję i podnosili ceny kwater i żywności. Wyjaśnić można to nie tylko pazernością, ale także zdrowym rozsądkiem. Sejm wiązał się wszak ze wspomnianymi już stratami materialnymi. Właściciele kwater zastawali je często zdewastowane, z pociętymi lub wręcz skradzionymi meblami. Wygórowane koszty miały te straty zniwelować.

Obszerne pomieszczenie na parterze Zamku Królewskiego z wysoko osadzonymi oknami i renesansowym sklepieniem wspartym na trzech filarach i pokrytym freskiem heraldycznym. Po prawej widoczny piec kaflowy.
Dawna Sala Poselska na Zamku Królewskim w Warszawie, używana w tej roli do 1680 r. Po prawej widoczny piec kaflowy (fot. Roman Sidorski)

Warto przy tym zaznaczyć, że największymi generatorami strat nie byli wcale uczestnicy obrad, a członkowie przybywających z nimi orszaków. To czeladź i pachołkowie dopuszczali się często pijaństwa i rozrób, będących największym problemem miast sejmowych. Po co więc byli zabierani? Z jednej strony dla podkreślenia znaczenia możnowładcy, a z drugiej do wytwarzania presji.

Wspólnie z okoliczną szlachtą słudzy przysłuchiwali się obradom sejmowym, wzmagając panujący na sali hałas i rozgardiasz. W 1587 roku pachołkowie jednego z magnatów postanowili wejść na duży kaflowy piec, by przyglądać się z niego posiedzeniu. Pod ich naporem piec runął, a izba wypełniła się sadzą. Przez kilka kolejnych dni posłowie drżeli z zimna.

Strony dobre i złe

Problem cen powodował, że nawet magnaci starali się przybywać na sejm z własną żywnością i produktami pierwszej potrzeby. Oczywiście zapasy zawsze były niewystarczające stąd mieszczanie i tak zarabiali na sejmujących niemałe pieniądze. Co ciekawe, im gorsze były warunki panujące w mieście, tym wyższe bywały ceny.

Nowy Zamek w Grodnie, gdzie odbyły się cztery ostatnie sejmy grodzieńskie: w 1744, 1752, 1784 i 1793 roku (obraz XIX wieku)

Posłowie i senatorowie najbardziej narzekali na Grodno. Choć jego mieszkańcy oferowali głównie niewielką drewniane domostwa, zdzierali zazwyczaj z posłów i senatorów ogromne kwoty. W relacji z 1784 roku czytamy zresztą, że niewielkie miasto nie było w stanie obsłużyć wszystkich przybyszów. Na miejsce zjeżdżali kupcy i handlarze z dalekich stron (przede wszystkim z Warszawy), aby otworzyć sklepy tylko na czas sejmu. To oczywiście znacznie wpływało na wzrost cen.

Możni radzili sobie z wygórowanymi cenami, inwestując w pałace i dwory budowane w pobliżu miejsca obrad. Pozytywnie wpłynęło to na rozwój urbanistyczny miast sejmowych, przede wszystkim Warszawy, która od 1569 roku stała się głównym gospodarzem obrad szlacheckiego parlamentu. Efektem tego procesu jest m.in. architektura pałacowa wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia.

Logistyka sejmowa wpływała na jakość samych obrad. Potężne koszty wzmagały niechęć do przedłużania obrad. Sejm zaś zyskiwał coraz to nowe prerogatywy i stawał się nie tylko organem prawodawczym, ale także kontrolnym. Niestety, w ówczesnych warunkach czasowo-finansowych wypełnianie tych funkcji było po prostu niemożliwe, co znacząco przyczyniło się do kryzysu staropolskiego parlamentaryzmu.

Bibliografia

  • Historia Sejmu Polskiego, t. 1, pod red. Jerzego Michalskiego, PWN, Warszawa 1984.
  • Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI–XVIII, t. 2, PIW, Warszawa 1960.
  • Władysław Czapliński, Rola sejmów XVII wieku w kształtowaniu się kultury politycznej w Polsce, [w:] Dzieje kultury politycznej w Polsce, pod red. Józefa Andrzeja Gierowskiego, PWN, Warszawa 1977.
  • Tenże, Uchwalanie ustaw sejmowych za panowania Władysława IV, [w:] Uchwalanie konstytucji na sejmach w XVI–XVIII wieku, pod red. Stefanii Ochmann, Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1979.
  • Tenże, Józef Długosz, Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII w., PIW, Warszawa 1982.
  • Marian Drozdowski, Andrzej Zahorski, Historia Warszawy, PWN, Warszawa 1981.
  • Jan Dzięgielewski, Izba poselska w systemie władzy Rzeczpospolitej w czasach Władysława IV, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1992.
  • Sybilla Hołdys, Praktyka parlamentarna za panowania Władysława IV Wazy, Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1991.
  • Edward Opaliński, Sejmy Srebrnego Wieku (1587–1652), Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2001.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!