Po wybuchu I wojny światowej kobiety pozostawione w domach przez wysłanych do walki żołnierzy z dnia na dzień musiały zmierzyć się z problemem utrzymania rodziny. Pracy poszukiwali też inni. Naprzeciw ich oczekiwaniom wychodziły m.in. władze niemieckie organizujące administrację cywilną na okupowanych terenach.

Dla poszukujących pracy poddanych Kaisera nowe możliwości rodziły się wraz ze stopniowym wypieraniem wojsk rosyjskich z terenów Królestwa Polskiego i rozszerzaniem się zasięgu nowej niemieckiej administracji, w tym również zarządu cywilnego. Do jego organizacji potrzebowano obywateli Cesarstwa Niemieckiego, w tym również Polaków mieszkających w jego granicach.

Niemcy organizują administrację

Hans Hartwig von Beseler, pocztówka z 1915 r. (domena publiczna)

Działania te zostały na krótko powstrzymane pod koniec 1914 roku, do czego zmusił Niemców nacierający przeciwnik, jednak w maju 1915 roku, w wyniku przełamania nieprzyjacielskiego frontu pod Gorlicami, Państwa Centralne zaczęły ponownie odzyskiwać kontrolę nad sytuacją. W tym samym czasie władze powstającej administracji przeniosły się z Poznania, gdzie dotąd rezydowały, do Kalisza, a od września urzędowały już w zdobytej miesiąc wcześniej Warszawie.

Za sukcesem militarnym poszedł i organizacyjny, szybko bowiem rozbudowywał się Zarząd Cywilny, na którego czele od marca 1915 do października 1917 roku stał Wolfgang von Kries, dotychczasowy zastępca szefa administracji. Podlegał on generał-gubernatorowi, którym został generał piechoty Hans von Beseler, sprawujący najwyższą władzę wojskową i cywilną. Jego bezpośrednim zwierzchnikiem był cesarz, a sprawozdania z jego działalności i stanu zarządzanych terenów przekazywane były także kanclerzowi Rzeszy, jego zastępcy oraz ministrowi wojny.

24 sierpnia 1915 roku cesarskim rozporządzeniem oficjalnie powołano do życia Generalne Gubernatorstwo Warszawskie (General-Gouvernement Warschau). Wkrótce Zarządowi Cywilnemu podlegało już dziesięć oddziałów i kilkadziesiąt urzędów, w tym 27 urzędów powiatowych (Kreisamt) obejmujących terytorialnie nieraz kilka powiatów.

Na czele urzędu powiatowego stał naczelnik (Kreischef). W zakresie jego obowiązków znajdowało się administrowanie całym obszarem, zajmowanie się sprawami finansowymi, budową i naprawą dróg, aprowizacją ludności, opieką nad ubogimi, zwalczaniem chorób i innymi sprawami, które zaprzątały lokalną społeczność. Naczelnika powiatowego wspierali lekarz miejski i powiatowy, weterynarz oraz doradca gospodarczy.

Do swojej dyspozycji urzędnicy ci mieli zespoły pracowników biurowych liczące od 20 do 30 osób. Tworzyli je Polacy i Niemcy mieszkający w okolicy, czyli ludzie doświadczeni, znający miejscowe uwarunkowania, jak również ci, którzy przybyli z Niemiec. Zarząd Cywilny liczyć miał ok. 50 urzędników wyższego oraz 350 niższego szczebla.

Poszukiwany, poszukiwana do pracy w Królestwie Polskim

Bardzo wcześnie, bo zaraz po wybuchu wojny, rozpoczęto akcję poszukiwania chętnych do objęcia stanowisk w niemieckiej administracji w Królestwie Polskim. Potrzebowano fachowców, przedstawicieli najróżniejszych profesji: młynarzy do nadzoru młynów, tłumaczy znających biegle język polski i niemiecki (mile widziana była również znajomość języka rosyjskiego) czy stenotypistek, a także absolwentów wyższych uczelni czy przedstawicieli ziemiaństwa, których zatrudniano na wyższych stanowiskach. Swoje miejsce w strukturach administracji znaleźć mogli ponadto inwalidzi wojenni, którzy wraz z kobietami mieli pierwszeństwo przy staraniu się o stanowiska tłumaczy.

Przyjęcie w struktury administracyjne miało być jedynie przejściowe – na czas trwania okupacji. Informacje o możliwości podjęcia pracy i wymaganiach, jakie należało spełnić, dostępne były w prasie – tak polskiej, jak i niemieckiej. Na prasowych łamach zamieszczano je na prośbę władz lokalnych z terenów Generalnego Gubernatorstwa lub centralnych władz warszawskich. Były one również rozsyłane do organizacji zawodowych w kraju, którym zgłaszano zapotrzebowanie na pracowników.

Wymarsz wojsk rosyjskich z Warszawy, 3 sierpnia 1915 r. (fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/1/0/1/17/1)

Zainteresowani odpowiadali na anonse, przesyłając ogłoszeniodawcom odpowiednie dokumenty. Po ich otrzymaniu władze lokalne przesyłały do Prezydiów Policji w miejscach zamieszkania przyszłych pracowników prośby dotyczące sprawdzenia kandydatów. W odpowiedzi otrzymywały komplet informacji, poczynając od pochodzenia i wykształcenia, poprzez stan zdrowia czy personalia najbliższych krewnych, aż po ewentualne zaangażowanie polityczne. Poszukujący zajęcia sami również kierowali do regionalnych władz pytania o wolne stanowiska. W przypadku braku miejsc odnotowywano adresy osób chcących podjąć pracę, by w razie potrzeby skorzystać z nich w przyszłości.

Nieco inaczej wyglądała droga do kariery urzędniczej w Królestwie Polskim w przypadku ziemian, którzy byli szczególnie chętnie widziani w administracji. Trafiali do niej dzięki rodzinnym koneksjom lub znajomościom zawieranym z urzędnikami niemieckimi wyższego szczebla, dzięki czemu osiągali stanowiska odpowiadające urodzeniu. Będąc już na służbie w Królestwie Polskim, wstawiali się za krewnymi bądź znajomymi, którzy swoją najbliższą przyszłość również wiązali z cywilną administracją. Rzeczoznawca rolny m.in. okręgu warszawskiego, Tadeusz Jackowski z Wronczyna, pisał w liście do ojca:

udało mi się wyrządzić Chrzanowskim wielką przysługę poleciwszy Bogdana Generał gubernatorowi. Jeżeli Bogdan otrzyma tam posadę, to będzie to li tylko moją zasługą, gdyż mimo kilkukrotnej odmowy tak długo aż do najwyższej władzy kołatałem, aż obiecano mi go przyjąć. Proszę jednak dalej tego nie opowiadać.

Potrzebni urzędnicy do kontrolowania („Dziennik Poznański”, 1915, nr 288, s. 8)

Chętni zgłaszają się do pracy

Wśród zainteresowanych było wielu zajmujących się księgowością, jak i w ogóle szeroko pojęta działalnością biurową. Byli to pracownicy i kierownicy banków i biur, urzędnicy oraz kasjerzy. Zgłaszali się także adwokaci oraz kupcy, rolnicy, administratorzy ziemscy i reprezentanci innych zawodów związanych z uprawą ziemi. Wnioski składali również rzemieślnicy.

Wśród kobiet dominowały panie zajmujące się buchalterią, stenotypistki oraz kantorzystki. Były to więc osoby wykształcone i posiadające już pewne doświadczenie w pracy zawodowej. Takich też poszukiwały lokalne władze, jak na przykład urząd powiatowy w Sierpcu, który oferował przyzwoitą pensję doświadczonej w pracy biurowej pracownicy.

Jedną z kobiet, które zdecydowały się na tę pracę, była Waleria Milczyńska mieszkająca przy ulicy Różanej (Rosenstrasse) na poznańskiej Wildzie. W chwili wybuchu I wojny światowej miała 20 lat. Uczyła się w szkole handlowej. Lokalnym władzom we Włocławku przekazała informacje o swojej edukacji i zawodowym doświadczeniu. Wśród dokumentów znalazło się zaświadczenie o odbyciu kursu handlowego, podczas którego uczyła się m.in. księgowości i pisania na maszynie, na której potrafiła napisać w ciągu pięciu minut od 143 do 153 słów. Biegle władała językiem polskim i niemieckim w słowie i piśmie. We Włocławku pracowała od 1917 do 1918 roku.

Panorama Włocławka („General Gouvernement Warschau. Eine Bilderreihe aus der Zeit des Weltkrieg”, Oldenburg 1918, s. 152)

Chętnie zatrudniano żołnierzy niezdolnych już do służby frontowej, a posiadających poszukiwane umiejętności. Kierowano ich do tego typu służby także odgórnymi rozporządzeniami. Jednym z takich wojaków był Marian Gładysz, pochodzący z Krobi absolwent prawa i rolnictwa uniwersytetów w Berlinie, Monachium i Lipsku. Po odniesieniu ran na froncie wschodnim nie wrócił już na pole bitwy, lecz pracował w garnizonie w Gnieźnie, dokąd przesłano pod koniec 1916 roku rozkaz:

by odkomenderowano inteligentnych Polaków, którzy zdatni są tylko do służby w garnizonie i nie mają szarży oficerskiej do dyspozycji niemieckiej administracji cywilnej w Warszawie. Ja byłem takim wymarzonym kandydatem, gdyż miałem ukończone studia uniwersyteckie, byłem w danym czasie zdatnym do służby garnizonowej i byłem tylko podoficerem.

Różne były motywy, które stały za decyzjami podjęcia pracy z dala od domu. Jedni wyjeżdżali, bo musieli zarobić na utrzymanie, inni widzieli w takim zatrudnieniu szansę na przeżycie wojny i przy okazji oszczędzenie rodzinie trosk. Dla pochodzących z ziemiaństwa młodych mężczyzn stanowisko w administracji było zarówno szansą na uniknięcie służby wojskowej, jak i ważnym doświadczeniem mogącym stanowić początek zawodowej kariery. Bywały i takie przypadki, gdy potrzebowano po prostu zajęcia „na parę lat”. Tego typu zatrudnienia poszukiwał Kazimierz Chłapowski dla swojego syna Mariana, który zarządzając wcześniej majątkiem, „przegalopował nakładami”.

Ogłoszenie o poszukiwaniu przez władze warszawskie tłumaczy („Posener Zeitung”, 1917, nr 71, s. 7)

Na służbie w Królestwie Polskim

Przed wyjazdem należało zaszczepić się przeciwko ospie oraz zaopatrzyć w zaświadczenie lekarskie informujące o stanie zdrowia. Następnym krokiem było odebranie z Prezydium Policji paszportu ze zdjęciem wraz z zezwoleniem na wjazd wydawanym przez odpowiednie generalne dowództwo.

Po przybyciu na miejsce urzędnicy – zwłaszcza wyższego szczebla – stawali przed trudnym zadaniem odbudowy okolicy ze zniszczeń wojennych. Tadeusz Jackowski, który we wrześniu 1915 roku objął stanowisko rzeczoznawcy rolnego w Ciechanowie, szybko wyruszył w teren, by zapoznać się ze stanem rolnictwa, zniszczeniami i lokalnymi stosunkami. O swoich wrażeniach pisał w kolejnych listach do domu:

Widzę rzeczy, o których mi się nie śniło dawniej. Czytając opisy pola bitwy nie można sobie wyobrazić, że to może być tak strasznem. Przyjeżdżam n. p. na jakiś majątek, w którym jeszcze niedawno kwitł dobrobyt […] wszystko podziurawione, porozbijane i puste. Żywej duszy tam nie ma, dosłownie, wszyscy uciekli, czy też wypędzeni. To najlepsze […] z majątków pozycyjnych, bo nie spalone. Ale są i takie okolice, gdzie ani jednego budynku całego nie ma w całym widnokręgu.

Urzędnicy i pracownicy powiatu garwolińskiego („Das General Gouvernement Warschau. Eine Bilderreihe aus der Zeit des Weltkrieg”, Oldenburg 1918, s. 109)

Zadbanie o rolnictwo było sprawą pilną, dlatego też zniszczone gospodarstwa otaczano opieką, oddając je sąsiadom lub żołnierzom, którzy przeprowadzali konieczne prace polowe. Dla pozyskania potrzebnego sprzętu Jackowski uruchomił nawet prywatne kontakty, dzięki którym udało się kupić pługi parowe i motorowe. Jego pomoc polegała także „na rozdawaniu mąki i pilnowaniu młynów. Bardzo to trudna sprawa: zamiarem zaprowadzić tu […] znaczki chlebowe, i czekam tylko zgody wyższej władzy. Mam także zamiar stworzenia tu rodzaju wydziału powiatowego z najpoważniejszych obywateli i wójtów się składający”.

Konieczne było również „unormowanie podatków, importu […], oliwy, nafty, soli etc., rozdanie za darmo drzewa z lasów i okopów rosyjskich biednej ludności, otwarcie szkół polskich i żydowskich. […] Wogóle prawie wszystkie sprawy tu są naglące, a bieda też bardzo wielka”.

Pracę w terenie dzielono z pracą biurową. Jackowski często przyjmował w swoim biurze nawet do stu osób dziennie. Interesanci, reprezentujący cały przekrój lokalnego społeczeństwa, od prezesa towarzystwa rolniczego po ubogiego chłopa, czekali na niego także po jego służbowych objazdach terenu. Mimo braku prawniczego wykształcenia zajmował się ponadto spornymi kwestiami, zmuszony do tego brakiem sądów w okolicy.

Administracja pocztowa i telegraficzna Warszawy („Das General Gouvernement Warschau. Eine Bilderreihe aus der Zeit des Weltkrieg”, Oldenburg 1918, s. 17)

Dodatkowe kłopoty sprawiały odgórne rozporządzenia, a wśród nich nakaz rekwizycji plonów i koni tak potrzebnych w pracach polowych. Jackowski miał wsparcie wśród rodaków pomagających mu w pracy na stanowiskach sekretarzy. Tak jak on pochodzili z Wielkopolski, m.in. z Pobiedzisk i Konarzewa.

Czas do domu

Jackowski pełnił służbę do końca wojny. 13 listopada relacjonował ojcu wydarzenia, które rozegrały się w Warszawie:

Ruch, jak wszędzie, rozpoczął się w Sobotę [9 listopada]. Głuche pogłoski o rewolucyi w Niemczech, w południe powrót specyalnym pociągiem z Berlina Beselera z wielkim sztabem, wiadomość o rzeczypospolitej bawarskiej potem o abdykacyi cesarza Wilhelma. Ale wszędzie wzorowy spokój, tak samo w nocy.

Następnego dnia udał się do swojego biura. Oficerowie podległego mu oddziału poinformowali go, że utworzyli Radę Żołnierską i dotychczasowej służby pełnić już nie będą. Rozstano się w zgodzie. Wkrótce w stolicy rozpoczęło się przejmowanie władzy z rąk Niemców.

Ośmdziesiąt tysięcy Niemców rozbrojonych przez kilka tysięcy „legunów”, Dowborczyków, „Peowiaków”, ochotników w małej tylko części uzbrojonych. Nawet gimnazyaści rozbrajali. Poddała się cytadela, uzbrojona w artyleryę, zamek, komendantura, plac lotników, wszystkie koszary, pałac szefa administracyi, jednem słowem wszystko. Jedynie prezydyum policyi w ratuszu przez 24 godziny zajadle się broniło.

Rozbrajanie Niemców w Warszawie – warta studentów. W głębi widoczni rozbrojeni żołnierze niemieccy, listopad 1918 r. (fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/1/0/1/312/1)

Na ulicach przestało być spokojnie. W tym momencie skończyła się dla niego i innych Polaków służba w niemieckiej administracji cywilnej. Rodakom z Poznańskiego, którzy z nim współpracowali, umożliwił wyjazd do domu, a tym, którzy chcieli zostać w stolicy, załatwił wkrótce pracę. Sam postanowił pozostać w Warszawie, by wstąpić na służbę polską. Jeszcze tego samego dnia udał się do Ministerstwa Rolnictwa, by dowiedzieć się czegoś o planach na najbliższą przyszłość. Na razie było to jednak niemożliwe, „gdyż wszyscy urzędnicy tego ministeryum zajęci byli przejmowaniem gmachów publicznych, zajętych przez niemców, jako też znajdujących się tam aktów, inwentarzach”.

Wiadomości o tym, co działo się na zachodzie, jak i w stolicy, szybko rozeszły się po kraju. W Łukowie na Lubelszczyźnie dowódca obwodu łukowskiego poinformował o sytuacji zgromadzonych na obiedzie w lokalnym kasynie urzędników, wśród których był Marian Gładysz:

Następnie adiutant generała przeczytał nam warunki kapitulacyjne, podyktowane przez marszałka Focha […]. [W kasynie – A.K.] […] po jednej stronie stołu siedziały władze wojskowe, po przeciwnej władze cywilne, ale wszyscy w mundurach. W środku stołu po stronie wojskowej siedział generał, po stronie cywilnej naczelnik powiatu, stary już, emerytowany pułkownik, przypadkowo dawny dowódca pułku z Krotoszyna w Poznańskim. Ja jako jego zastępca z urzędu siedziałem po jego prawej stronie […] Nastrój wśród Niemców był bardzo poważny, a siedzącemu obok mnie staremu pułkownikowi, które całe swoje życie wytrwał w aktywnej służbie wojskowej, rzęsiste łzy spływały z oczu na stojący przed nim talerz.

W tej tak przejmującej dla Niemców chwili Gładysza przepełniała radość z obrotu spraw, jednak nie mógł jej okazać w obecności zebranych.

Nekrolog urzędnika Józefa Ronke pochodzącego z Poznania, wystawiony przez władze pocztowe i telegraficznie Generalnego Gubernatorstwa Warszawskiego („Posener Zeitung”, 1915, nr 232, s. 4)

Dla jednych był to krótki epizod, dla innych kilka lat spędzonych w niemieckiej administracji cywilnej Królestwa Polskiego stanowiło wstęp do urzędniczej kariery rozwijanej już w ramach polskich struktur administracyjnych. Należało teraz stawić czoła nowym wyzwaniom w zmienionej rzeczywistości odrodzonego państwa polskiego.

Bibliografia

Materiały archiwalne

  • APPł, Cesarsko – Niemiecki Zarząd Cywilny w Płocku, sygn. 46.
  • APP Jackowscy – spuścizna, sygn. 21.
  • APP, Prezydium Policji w Poznaniu, sygn 9132, 9133, 9134.
  • APW, Cesarsko – Niemiecki Szef Powiatu Włocławskiego, sygn. 298.
  • Kartoteka Ewidencji Ludności Miasta Poznania.
  • Ossolineum, Papiery Turnów, sygn. 15758/II.

Wspomnienia

  • Tadeusz Gustaw Jackowski, W walce o polskość, Wyd. Literackie, Kraków 1972.
  • Łukasz Jastrząb, Nieznane źródła do historii Wielkopolski XX w. Powstanie wielkopolskie, 1918/1919, okupacja hitlerowska, powojenne podziemie zbrojne, rok 1956, Wyd. Rys, Poznań 2013.

Opracowania

  • Jarnecki M., Gładysz Marian 1890–1968, [w:] Słownik biograficzny Wielkopolski południowo-wschodniej: ziemi kaliskiej, t. 1, Kaliskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Kalisz 1998.
  • Rafał Łysoń, Polskie ugrupowania ugodowe w Wielkim Księstwie Poznańskim w latach 1894–1918, Polskie Towarzystwo Historyczne–Instytut Historii PAN–Wydawnictwo Neriton, Warszawa 2013
  • Iza Mickiewiczowa, Plany niemieckich władz okupacyjnych w sprawie regestratur Zarządu Cywilnego w Polsce, „Przegląd Historyczny, t. 27 (1928), nr 2.
  • Pierwsza niemiecka okupacja. Królestwo Polskie i kresy wschodnie pod okupacją mocarstw centralnych 1914–1918, pod red. Grzegorza Kucharczyka, Instytut Historii PAN, Warszawa 2019.
  • Józef Stojanowski, Regestratury b. władz okupacyjnych, „Przegląd Historyczny”, t. 27 (1928), nr 2.

 

Alina Kucharska
Ukończyła studia na Wydziale Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Tytuł doktora nauk humanistycznych w zakresie historii uzyskała na podstawie pracy pt. „Poznań w cieniu Wielkiej Wojny. Żałoba i upamiętnienie poległych na frontach 1914–1918”. Jest autorką tekstów naukowych i popularnonaukowych dotyczących nie tylko I wojny światowej, ale także XIX wieku, m.in. historii Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i jego członków. Artykuły publikowała m.in. w „Kronice Miasta Poznania”, „Wielkopolskim Powstańcu. Roczniku Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego”, „Przeglądzie Wielkopolskim”, w serwisie popularnonaukowym historiaposzukaj.pl i in. Pracowała w kilku poznańskich muzeach jako edukatorka oraz w Bibliotece Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Obecnie jest zatrudniona w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu. Można ją także spotkać na ulicach miasta, jest bowiem licencjonowanym przewodnikiem PTTK po Poznaniu. Na Instagramie prowadzi profil „Poznańczyk pierwszowojenny”.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!