Rzadko kiedy na półki księgarskie trafia pozycja o tak perfekcyjnie dobranym tytule. „Już nie żyjesz” to nie przenośnia – ta książka naprawdę jest tak zła, że wrażliwy czytelnik może nie przeżyć jej lektury.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. W ten oto sposób chciałbym rozpocząć tę recenzję, jako że sam – widząc ową pozycję w sklepie – poprosiłem redakcję o możliwość jej zrecenzowania. Och, jakąż to karę poniosłem za swą chciwość!

Patrząc na „Już nie żyjesz” z zewnątrz, trudno znaleźć oznaki grożącego niebezpieczeństwa. Całość liczy sobie 384 strony uzupełnione o dalszych 16 zawierających czarno-białe ilustracje. Jej końcówkę zajmuje całkiem pokaźna bibliografia i 440 przypisów. Wertując pobieżnie pracę, zwróciłem też uwagę na komentarze dodane przez redakcję polskiego wydania, zawierające pewne dodatkowe informacje ważne dla polskiego czytelnika lub też prostujące niektóre omyłki autora.

Sama książka jest tłumaczeniem pracy „Nu dog du: Bombernas arhundrade” wydanej w 1999 roku. Nie dysponuję dostępem do oryginału, zakładam jednak, że mamy do czynienia z solidnym przekładem z języka szwedzkiego na polski.

Tytuł: Już nie żyjesz. Historia bombardowań
Autor: Sven Lindqvist
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2023
Liczba stron: 400

Labirynt bez wyjścia

Zanim jeszcze przejdziemy do omawiania treści „Już nie żyjesz”, wypada wspomnieć o jej dosyć nietypowej budowie. Cytując: „Ta książka to labirynt z dwudziestoma dwoma wejściami i bez żadnego wyjścia”. Autor, kierując się przesłankami najwyraźniej znanymi tylko jemu, postanowił pomieszać podejście chronologiczne z tematycznym. Mamy więc tekst ułożony w rozdziały obejmujące łącznie przestrzeń od 762 do 1999 roku, podzielone jednak na ponumerowane (1–400) segmenty. Ostatni z nich prowadzi do nr 10, zapętlając niejako narrację i uniemożliwiając wydostanie się z tej plątaniny tekstu.

Według autora książkę tę można czytać w tradycyjny sposób lub też wejść w jego labirynt, wędrując pewną ścieżką tematyczną przez stulecia. Ot, zamiast strony pierwszej, drugiej, trzeciej etc., skakać po wspomnianych segmentach: 2, 24–25, 28–29, 32–33 i tak dalej. Czytelnicy i Czytelniczki, którym zdarzyło się zetknąć z komiksami paragrafowymi, zapewne potrafią lepiej wyobrazić sobie, o co chodzi.

Niestety, o ile sam pomysł jest godny odnotowania, to sposób jego realizacji już nie. Jeśli próbować czytać tę książkę w sposób chronologiczny, musimy zmierzyć się z konstrukcją tak gładką i jednolitą jak wielokrotnie łatana droga gminna droga z połowy lat 90. Narracja rwie się co chwilę, między akapitami brak często jakiejkolwiek logicznej więzi, a autor dosyć swobodnie skacze z jednego problemu na drugi. Wyraźnie widać, że Lindqvist stworzył „Już nie żyjesz” z myślą o wyłącznie „labiryntowym” sposobie jej czytania.

Takie rozwiązanie ma zapewne swoich zwolenników i przeciwników. Sam zaliczam się – ze względów czysto praktycznych – do drugiej z wymienionych grup. Ta konstrukcja książki zasadniczo uniemożliwia używanie zwykłych zakładek, skazując czytelnika na zaznaczanie ołówkiem akapitu, na którym przerwał lekturę. Biada też temu, kto pomyli się i przeskoczy do niewłaściwego fragmentu.

Pacyfista piszący o wojskowości

Zamiast męczyć Was, Szanowni Państwo, długimi wywodami recenzenckimi, pozwolę sobie na kolejny cytat z recenzowanej pracy:

Zdaniem szwedzkiej historyczki Heléne Lööw, amerykańska i europejska tradycja zrosły się obecnie w coś, co nie jest ani europejskim narodowym socjalizmem, ani amerykańską rasistowską ideologią, lecz nową formą rasizmu walczącego.

Jeśli Państwo chcą, możecie sprawdzić – to strona 342. Ten cytat – choć przedstawia myśl, która nie pochodzi od samego autora książki – jest jednak bardzo ważny dla zrozumienia „Już nie żyjesz”. Tylko dzięki niemu można zrozumieć, dlaczego Lindqvist z uporem przywołuje w swej pracy różne dzieła i „dzieła” fantastyki naukowej XIX oraz XX wieku, celując przede wszystkim w te zawierające opisy mordowania ludów „kolorowych” przez „białych”.

Sven Lindqvist w 2018 r. (fot. Frankie Fouganthin, CC BY-SA 4.0)

Książka szwedzkiego autora – wbrew podtytułowi – nie dotyczy rozwoju i wykorzystania lotnictwa bombowego, lecz stanowi manifest ideologiczny, w którym bombardowania są wyłącznie narzędziem w ręku silnych, wykorzystywanym do terroryzowania ludów słabszych i pielęgnowania fantazji o śmierci i zniszczeniu. Lindqvist pisze z pozycji lewicowego pacyfisty (nie atakuję go za poglądy!), tworząc – niestety – pracę, którą można określić jako tzw. książkę z tezą. Przytacza on tylko te argumenty, które pasują do jego wyobrażeń, nie stroniąc od przemilczania tego, co mu po prostu nie pasuje.

Przykładów znajdziemy tu niestety aż zbyt wiele.

Gdzie Lindqvist zgubił Związek Sowiecki?

W „Już nie żyjesz” nie brak licznych błędów czy przeinaczeń, jednak jest w tej książce również prawdziwy słoń w menażerii, obok którego nie da się po prostu przejść obojętnie. Chodzi o stosunek autora do ZSRS.

Recenzowana praca miała skupiać się na kwestii bombardowań, nie znajdziecie tu jednak ani jednej wzmianki o bombardowaniu Helsinek przez lotnictwo radzieckie podczas „wojny zimowej” czy też późniejszej „wojny kontynuacyjnej”. O sowieckich atakach na Berlin też cisza. Nie przeczytacie też nic o zaangażowaniu ZSRS w wojnę w Korei czy Wietnamie. Trwająca prawie dziesięć lat sowiecka agresja na Afganistan doczekała się niespełna pięciu linijek tekstu (pierwsza wojna w Zatoce Perskiej – trzydziestu czterech!), oczywiście bez wspominania o wykorzystaniu sowieckiego ciężkiego lotnictwa bombowego, włącznie z bombowcami Tu-16 i Tu-22.

Skutki jednego z sowieckich nalotów na Helsinki, 7 lutego 1944 r. (fot. Finna.fi ze zbiorów Sotamuseo w Helsinkach, CC BY 4.0)

Próżno tu również szukać wzmianki o pierwszej wojnie w Czeczenii (1994–1996), chociaż ta mieści się jak najbardziej w ramach czasowych książki. Lindqvist woli zamiast tego szeroko rozpisywać się o amerykańskich planach wojny atomowej zakładających nuklearny „nalot dywanowy”, jednocześnie kompletnie ignorując analogiczne plany i zamierzenia strony przeciwnej…

Lindqvist nie ogranicza się jednak wyłącznie do przemilczania niewygodnych faktów. Jeśli trzeba, potrafi „nagiąć” prawdę do swoich wymagań. I tu, Szanowni Państwo, zaczyna robić się naprawdę ciekawie.

Autor zagubiony we własnym labiryncie

Płonący zeppelin zestrzelony przez brytyjskiego lotnika (brytyjska pocztówka z 1916 r.). Wg autora – część nieznacznego wkładu brytyjskiego lotnictwa w tę wojnę

Zostawiwszy kwestie ideologiczne zupełnie na boku, warto przyjrzeć się warstwie merytorycznej recenzowanej książki. Czy Lindqvist ma jakiekolwiek pojęcie o sprawach, które porusza?

Na stronie 140 czytamy: „Japończycy […] rozpoczęli wojnę światową niczym niesprowokowanym atakiem na Chiny”. Dyskusja na temat zakresu chronologicznego II wojny światowej trwa nie od dziś i nie brak w niej różnych – nieraz skrajnych – opinii. Lindqvist ma jak najbardziej prawo do posiadania i przedstawiania własnej. Dlaczego jednak na stronie 153 czytamy w takim razie: „Hitler rozpoczął drugą wojnę światową niczym niesprowokowanym atakiem na Polskę”?

Omawiając udział brytyjskich sił powietrznych (RFC/RNAS/RAF) w Wielkiej Wojnie, autor pisze o nich (s. 84), iż „w żaden znaczący sposób nie wpłynęły na przebieg wojny”. Na poprzedniej stronie znajdziemy za to następujące stwierdzenie: „Całkowita liczba śmiertelnych ofiar ataków lotniczych po brytyjskiej stronie w czasie całej wojny wyniosła tysiąc czterysta osób, zaledwie ułamek tego, ile mogło zginąć jednego dnia na froncie”.

Proszę, naprawdę proszę nie posądzać mnie w tym momencie o złośliwość, niemniej, czy naprawdę tak trudno dostrzec jest związek między posiadaniem przez Wielką Brytanię rozwiniętego lotnictwa myśliwskiego, wchodzącego w skład szerszego systemu obrony powietrznej, a relatywnie niewielką liczbą ofiar niemieckich nalotów na Wyspy podczas Wielkiej Wojny?

Czas na trzeci przykład, ilustrujący pewne problemy Lindqvista w poruszaniu się po czasoprzestrzeni. Pisząc o wydarzeniach z maja 1940 roku, autor przekonuje, że to Brytyjczycy rozpoczęli naloty na cele położone w Niemczech, ponosząc pewną odpowiedzialność za późniejsze masowe naloty na cele cywilne. Tymczasem pierwsza niemiecka bomba spadła na brytyjskie terytorium już w listopadzie 1939 roku, czego Lindqvist kompletnie nie zauważa.

Szwed nie wspomina też o takich „drobiazgach”, jak bombardowanie Wielunia czy Warszawy, co sugeruje, że cierpiał (zmarł w 2019 roku) na jeszcze jeden rodzaj zaburzenia, charakterystycznego dla wielu autorów piszących na szeroko rozumianym Zachodzie: słabe rozeznanie w przestrzeni geopolitycznej między Berlinem a Moskwą, co jest problemem także i w XXI wieku. Zostawiając to jednak na uboczu – dlaczego Brytyjczycy zdecydowali się, zdaniem autora, na rozpoczęcie bombardowań Niemiec? Gdyż niemieckie siły powietrzne, „w odróżnieniu od brytyjskiego RAF-u, nie były przygotowane na walkę”.

Tak, dokładnie tak.

Warszawa po niemieckim bombardowaniu w 1939 r. To też nie zainteresowało Lindqvista (fot. Julien Bryan, ze zbiorów IPN oraz US Holocaust Memorial Museum)

Luftwaffe, która zdobyła pierwsze doświadczenia podczas wojny domowej w Hiszpanii, potem uczestniczyła w operacjach w Polsce, Danii i Norwegii, jak również wzięła udział w starciach z lotnictwem Francji i Wielkiej Brytanii nad frontem zachodnim, nie była – zdaniem Lindqvista – gotowa do prowadzenia walk powietrznych jeszcze w maju 1940 roku. Ciekawe, co miałyby do powiedzenia w tej sprawie załogi brytyjskich bombowców zestrzelone choćby 14 grudnia 1939 nad Morzem Północnym, czy też 18 grudnia nad Helgolandem. W pierwszym starciu Brytyjczycy utracili, licząc maszyny zestrzelone i rozbite z powodu uszkodzeń, sześć z dwunastu użytych bombowców Wellington, w drugim piętnacie z dwudziestu czterech. To jak tam było z tym nieprzygotowaniem Luftwaffe?

Jak więc widać, Lindqvist przystąpił do pisania swej pracy bez wykonania wystarczającej kwerendy, przez co jego spojrzenie na wiele kwestii związanych z historią wojskowości jest po prostu zaburzone. Powyższe przykłady same w sobie są już wystarczająco obciążające, niemniej „Już nie żyjesz” zawiera jeszcze jeden wątek, którego wprost nie można pominąć.

Rotterdam po niemieckim nalocie, maj 1940 t. (fot. ze zbiorów The National Archives, id: 535916)

Realia epoki są dosyć istotne, naprawdę.

Jedną z osi narracyjnych „Już nie żyjesz” jest lekceważenie problemu Holocaustu przez Zachód, przede wszystkim przez Wielką Brytanię i USA. Lindqvist posuwa się przy tym do stwierdzenia, jakoby w 1942 roku możliwe było zawarcie porozumienia zakładającego rezygnację z alianckich bombardowań niemieckich miast w zamian za zatrzymanie Zagłady.

Bombardowanie Caen, również przemilczane przez autora (1944 r.) Wyraźnie widać też celność zrzutu bomb przez formację bombowców (fot. ze zbiorów Imperial War Museum, nr kat. CL 347, IWM Non Commercial Licence)

Taką myśl łatwo odrzucić i potraktować jako jeszcze jeden przykład odklejenia się Lindqvista od realiów epoki, której wycinek przecież opisuje, trudno jednak postąpić podobnie wobec kolejnej kwestii poruszonej przez niego w związku z Zagładą. Chodzi tu o zagadnienie powracające co pewien czas na łamy gazet czy portali internetowych – hipotetyczne bombardowanie komór gazowych i krematoriów w Auschwitz, jak również linii kolejowych prowadzących do obozu.

Lindqvist na poparcie swej tezy, przywołuje badania nieżyjącego już amerykańskiego historyka Davida Wymana, zawarte przede wszystkim w The Abandonment of the Jews: America and the Holocaust 1941–1945, wydanej w 1984 roku. Co ciekawe, przypisy zawierają odniesienie do owej pozycji, lecz jest ona nieobecna w bibliografii.

Jak więc wygląda argumentacja autora? Wbrew pozorom, niezwykle prosto. Skoro alianckie samoloty bombardowały cele położone w pobliżu, to mogły zaatakować sam obóz, a problem nie leżał w kwestiach technicznych, a politycznych. Lindqvista nie interesuje kwestia celności bombardowań, siły niemieckiej OPL czy też zagadnienie nieuniknionych strat wśród samych więźniów. Przelatywali, więc można było, reszta się nie liczy.

Takie podejście do sprawy jest, delikatnie rzecz ujmując, mało uczciwe i oderwane od ówczesnych realiów technicznych. Bombardowanie z dużej wysokości przyczyniłoby się do zrównania z ziemią znacznej części obozu, a gdyby – jak postulował Wyman – użyć średnich lub lekkich bombowców czy nawet myśliwców atakujących z niewielkiej wysokości, za pewien wzrost celności trzeba by zapłacić mniejszą siłą rażenia, jak również większymi stratami w ludziach i sprzęcie. Tu nie było prostego rozwiązania ani magicznych środków pozwalających na rozprawienie się ze wszelkimi problemami.

Tocząc podobne dyskusje, warto mieć również na uwadze, że komory gazowe były zasadniczo dużymi uszczelnionymi pomieszczeniami, do których budowy nie wykorzystywano żadnych unikalnych czy niemożliwych do zastąpienia elementów. Większe komplikacje wywołałoby zniszczenie krematoriów, ale i je można było wznieść od nowa, a w międzyczasie pozbywać się zwłok w inny sposób. Takie naloty trzeba by regularnie powtarzać, płacąc życiem alianckich lotników za spowolnienie, lecz nie zatrzymanie, niemieckiej machiny zagłady.

Izraelskie myśliwce F-15 w locie nad dawnym KL Auschwitz, 2003 r. Dzisiejsza technologia pozwala na precyzyjne rażenie celów punktowych; w czasach II wojny światowej taki poziom dokładności był jedynie marzeniem (fot. Israel Defense Forces, CC BY-SA 3.0)

Te wszystkie rozważania są jednak autorowi obce. On już wie, a książka ma służyć wyłącznie przedstawieniu jego własnego, oczywiście jedynego słusznego, punktu widzenia. Co ciekawe, acz mało zaskakujące w kontekście reszty pracy, Lindqvist nawet nie próbuje poruszyć kwestii ewentualnego bombardowania komór gazowych czy linii kolejowych prowadzących do obozu przez sowieckie lotnictwo. Jeszcze postawiłoby to ZSRS w złym świetle, prawda?

Podsumowanie

Powyższe rozważania nie wyczerpują listy usterek, które można znaleźć w recenzowanej pozycji. Na więcej, niestety, nie mam miejsca, ale to, co udało się zawrzeć w recenzji, w pełni usprawiedliwia taką, a nie inną ocenę tejże książki. A jest ona, niestety, negatywna.

„Już nie żyjesz” jest zasadniczo zlepkiem myśli, przekonań i uczuć jej autora, spakowanych w formę książki. Czasem Lindqvist sili się na uwagi natury politycznej, gdzieniegdzie daje się ponieść literackiej pasji, a raz na jakiś czas próbuje być historykiem wojskowości. Ba, autor znalazł nawet sposobność na wzmiankę o tym, jak ciężarne ciało jego żony wprawiało ich w „erotyczne upojenie”. Nad wszystkim dominuje jego silne przekonanie o agresywności politycznego Zachodu, które stanowi jedyną spójną oś narracyjną recenzowanej pozycji.

Takie podejście autora, znajdujące odbicie w jego dziele, ma jeszcze jedną konsekwencję. „Już nie żyjesz” nie może być porównywana z innymi obecnymi na rynku pozycjami dotyczącymi lotnictwa bombowego, jak choćby „Bombowce nad Europą” Richarda J. Overy’ego, gdyż nie jest książką mieszczącą się w tej samej kategorii. To – jak już wspomniałem – zbiór przemyśleń autora nad danym zagadnieniem, a nie praca analityczna czy historyczna.

Ambasadorowie Finlandii (po lewej) i Szwecji (po prawej) składają wnioski o przyjęcie ich państw do NATO na ręce sekretarza generalnego Paktu Jensa Stoltenberga, 18 maja 2022 r. (fot. Juha Roininen dla fińskiego rządu, CC BY 2.0)

Pozostaje tylko żałować, że autora nie ma już z nami. Nie zobaczył ani Szwecji pragnącej jak najszybciej wstąpić do NATO, ani sowie… rosyjskich czołgów wjeżdżających na terytorium Ukrainy w lutym 2022 roku w ramach eskalacji wojny trwającej już od roku 2014. Czy jednak bieżące wydarzenia skłoniłyby go do pewnej rewizji poglądów? Cóż, tego już się nie dowiemy.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!