Muzeum Pancerne w Kłaninie otwarto raptem nieco ponad rok temu, 30 czerwca 2022 roku. Co możemy zobaczyć w jego wnętrzu? I co mówi nam to wydarzenie o kondycji polskich muzeów militarnych?
Wspomniana placówka jest dzieckiem „Tank Huntera”, Mateusza Delinga, znanego w całej Polsce jako entuzjasta broni pancernej i gwiazda YouTube. Jego działania przysporzyły mu sporo rozgłosu i rzeszy fanów, niemniej mój materiał skupia się tylko i wyłącznie na wspomnianym muzeum, widzianym przez obiektyw dosyć poobijanego aparatu.
Co tak naprawdę zwiedzamy?
Zanim wejdziemy na muzealną salę, warto choć przez chwilę zastanowić się, gdzie tak naprawdę jesteśmy. Nad drzwiami znajdziemy napis „Muzeum Pancerne”, na bilecie napisano „Muzeum Pancerne w Kłaninie”, jednak na paragonie możemy przeczytać „Muzeum Pojazdów Wojskowych i Uzbrojenia”. Ta różnica nie wynika jednak z czyjejś niedbałości czy zamieszania.
Zaglądając na stronę muzeum, można bez problemu przekonać się, że tak naprawdę mamy do czynienia z pewnego rodzaju organizacyjnym „2 w 1”. Jak przeczytamy, Muzeum Pancerne w Kłaninie składa się z Muzeum Pojazdów Wojskowych i Uzbrojenia oraz Muzeum Techniki Militarnej i Historii Pomorza. To drugie ma nawet swój profil na FB, na którym jednak nie za wiele się dzieje. Jak się wydaje, główną reprezentacją Muzeum w mediach społecznościowych jest profil Muzeum Pancerne w Kłaninie.
Mając już za sobą kwestię nazewnictwa, czas przyjrzeć się samej wystawie.

Stodoła z czołgami… i nie tylko
Samo muzeum mieści się w zabytkowej stodole wzniesionej w 1891 roku. Wbrew pozorom, nie jest to obiekt zbyt pojemny, szczególnie biorąc pod uwagę gabaryty niektórych ze stojących w nim zabytków. Okoliczna przestrzeń daje co prawda pewne możliwości ekspansji, niemniej na chwilę obecną zwiedzający mają do dyspozycji wyłącznie ekspozycje urządzone we wspomnianym obiekcie. Warto przy tym zaznaczyć, że nie ma w nim sanitariatów, a osoby ich potrzebujące odsyłane są do pobliskiego pałacyku.
Wnętrze placówki podzielono na kilka części, poświęconych różnym okresom historycznym. Sprzęt ciężki ustawiono wzdłuż ścian, natomiast w ściankach działowych umieszczono bardzo ładnie skomponowane i oświetlone gabloty z mniejszymi eksponatami.
Każdy zwiedzający zwróci z pewnością uwagę na ściany budynku, pokryte rysunkami i napisami powstałymi zapewne w okresie, w którym stodoła mieszcząca ekspozycję nie była użytkowana i stała szeroko otwarta dla różnej maści zwiedzających i łazików. Nie jest to coś związanego z tematyką muzeum, niemniej jest to ciekawy smaczek związany z historią obiektu.
Mała Gdynia w małym muzeum
Pierwsza część ekspozycji poświęcona jest problematyce kampanii polskiej 1939 roku, a ponadto porusza temat udziału Kaszubów w walkach na Pomorzu. Jest to więc jakby element związany bardziej z Muzeum Techniki Militarnej i Historii Pomorza niż Muzeum Pojazdów Wojskowych i Uzbrojenia. Patrząc na dosyć przestronną ekspozycję, łatwo wyczuć pewną inspirację uliczką urządzoną w Muzeum II Wojny Światowej lub też podobną myśl stojącą za ich powstaniem. We wspomnianej stodole znajdziemy m.in. fragment budynku, witrynę księgarni i apteki.
Patrząc na dalszą część wystawy, trzeba stwierdzić, że jej wyżej opisany fragment wyraźnie odróżnia się od reszty, tak jakby za wyposażeniem tej części muzeum stała zupełnie inna koncepcja. Nie jest to rzecz jasna refleksja krytyczna, a jedynie obserwacja.
Czas na sprzęt ciężki
Dalsza część muzeum poświęcona jest już przede wszystkim sprzętowi cięższemu od motocykla BMW R-71 prezentowanego wcześniej. Poruszając się zgodnie z kierunkiem zwiedzania, natrafimy m.in. na niemieckie transportery opancerzone Sd.Kfz. 251/6 i 251/7, działo samobieżne StuG III G, działa przeciwlotnicze 88 mm FLAK 36 i 20 mm FLAK 38 oraz czołg Pz.Kpfw. IV J (wypożyczony z Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu). Aliancki sprzęt pancerny reprezentują z kolei transporter opancerzony M3 Halftrack, Universal Carrier i samochód opancerzony M-8 Greyhound. Oczywiście, w muzeum pancernym położonym w Polsce nie mogło zabraknąć także sowieckiego T-34 z działem 85 mm.
Całość dopełnia niemiecki motocykl gąsienicowy Sk.Kfz.2, samochód Volkswagen Typ 82 (słynny Kübelwagen) i ciężarówka Chevrolet CMP. Ostatnia sala poświęcona jest z kolei elementom maszyn odkrytych przy różnych okazjach; zobaczymy tam przede wszystkim elementy kolejnego działa samobieżnego StuG III i niemieckiego myśliwca Me-109 G-14.
Jak widać po powyższym, kolekcja składa się przede wszystkim z pojazdów niemieckich użytkowanych w drugiej połowie II wojny światowej. Nie jest to zarzut, a jedynie stwierdzenie pewnego faktu, z którym powinni liczyć się wszyscy potencjalni zwiedzający. Warto przy tym zauważyć, że wspomniane pojazdy biorą udział w różnego rodzaju inscenizacjach czy rekonstrukcjach, może się więc zdarzyć, że danego dnia jakiegoś eksponatu po prostu w muzeum nie będzie. Podobnie jak w przypadku Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu, jeśli interesuje Was konkretny wóz i zamierzacie odwiedzić placówkę specjalnie dla niego, dobrym pomysłem jest skontaktowanie się z nią, by upewnić się, że dany pojazd będzie na ekspozycji.
Czy potrzebujemy więcej muzeów?
Na początek jedna uwaga: w żaden sposób nie krytykuję ani twórcy opisywanego muzeum, ani też samej placówki. Mając jednak za sobą wizyty w rozmaitych muzeach wojskowych rozsianych po całej Polsce, nie sposób uniknąć pewnej refleksji.
Weźmy choćby obecne w Muzeum działo samobieżne StuG III G. To cenny i wartościowy zabytek, niemniej zwiedzający mogliby go bardziej docenić, gdyby stał w odpowiednim towarzystwie. Niestety, jeśli chcemy zobaczyć czołg Pz.Kpfw. III, na którego podwoziu rozwinięto szeroką gamę dział samobieżnych, musimy udać się do Poznania, gdzie w Muzeum Broni Pancernej znajduje się egzemplarz tego pojazdu w wersji N. W tym samym miejscu zobaczymy większego brata StuG-a III, czyli słynnego StuG-a IV. Jeśli natomiast chcielibyśmy zobaczyć czołg Pz.Kpfw. IV, formalnie należy on do muzeum w Kołobrzegu. Takich przykładów rozproszenia pojazdów mających ze sobą coś wspólnego znajdziemy zresztą więcej. Wystarczy przypomnieć sobie, ile różnych modeli T-34 rozrzucono po Polsce.
Nie chcę tu zanudzać Czytelników i Czytelniczki wyliczankami, co gdzie stoi i jak daleko trzeba jechać, by zobaczyć dany zabytek pancerny choćby w ramach wystawy czasowej. Przejdę więc do meritum: rozproszenie zabytków bywa czasami męczące. Dany turysta czy entuzjasta, szczególnie ten niezmotoryzowany, musi poświęcić wiele czasu i pieniędzy na peregrynacje po kraju (i nie tylko), by oglądać pojazdy będące częścią jednej konstrukcyjnej rodziny, pełniące podobne funkcje czy też wykorzystywane przez jedną (lub więcej) walczących armii w podobnym czasie. Same maszyny prezentowałyby się też lepiej w grupie, umożliwiając w ten sposób prześledzenie pewnej ścieżki technologicznej w ujęciu chronologicznym lub też przynajmniej dając okazję do porównań między poszczególnymi rozwiązaniami.
Nie mam zamiaru nawoływać do uchwalenia zakazu zakładania nowych muzeów militarnych, ani też do przymusowej „kolektywizacji” czy koncentracji zabytków. Właściciele danej kolekcji mają też pełne prawo, by swobodnie nią dysponować. Nie sposób jednak czasem nie zastanowić się, czy pewna koncentracja nie przyniosłaby wymiernych korzyści dla wszystkich zaangażowanych stron. Owszem, wspomniane przeze mnie bolączki są częściowo łagodzone przez wystawy czasowe, pokazy plenerowe organizowane przy okazji ważnych rocznic czy wypożyczanie sprzętu między muzeami, niemniej nic nie zastąpi stałych rozwiązań systemowych.
Podsumowanie
Muzeum Pancerne w Kłaninie to nowy i ciekawy punkt na turystycznej mapie Polski, mający znaczny potencjał do rozbudowy i powiększania prezentowanej kolekcji. Osoby nieposiadające własnego transportu muszą brać, niestety, pod uwagę znaczne odstępy między kursami autobusów PKS przejeżdżających przez Kłanino.
Najnowszy nabytek muzeum w Kłaninie