Wojna przyciąga wynalazców. To zjawisko tak stare, jak sama historia wojskowości. Niektóre pomysły wchodzą w życie, inne do kosza. Są też jednak takie, które swoją absurdalnością budzą po latach prawdziwe zdumienie.
Każdy, kto przeglądał kiedyś zasoby archiwalne czy biblioteczne nie według konkretnych haseł, tylko „od–do”, doskonale wie, jak ryzykowne jest to zajęcie. Taka kwerenda może wydać owoc w postaci nowych okruchów wiedzy niewyłowionych przez poprzednich badaczy, ale też może być beznadziejne nudną. Filtrując akta niczym kaszalot kryl, można czasem jednak trafić na coś nietypowego. Coś, co jest tak interesujące w swej niedorzeczności, że nie jesteście w stanie wyrzucić tego z głowy.
W końcu kto przy zdrowych zmysłach proponowałby łapanie latającej bomby w siatkę przymocowaną do myśliwca? To przecież totalny absurd… Prawda?

Pięć małych zdjęć
Zasoby internetowego archiwum fotograficznego Imperial War Museum są wprost nieprzebrane, a i tak trzeba mieć na uwadze to, że nie cały zasób fotografii pozostających w posiadaniu IWM został zeskanowany. Kto miał okazję odwiedzić wspomniane archiwum na żywo, ten świetnie o tym wie.
Jedna z moich wirtualnych kwerend wymagała przejrzenia niewielkiego, bo liczącego sobie zaledwie 10 803 zdjęć, zbioru wchodzącego w skład większej kolekcji dotyczącej brytyjskiej armii w północno-zachodniej Europie w latach 1944–1945. W zespole tym znalazło się pięć fotografii ukazujących próbę bardzo kreatywnego zwalczania niemieckich bomb latających V-1.
Każde ze zdjęć znajdujących się w zbiorach IWM ma podpis wyjaśniający pokrótce, co osoba oglądająca daną fotografię ma przed oczyma. W tym wypadku pod całą piątką widnieje ta sama, niewiele wyjaśniająca informacja: „Monsieur F. Speeckaert ze swoim wynalazkiem anty-V.I, różne kąty i sposób uwięzienia V.I. w urządzeniu. Wykonane przez sierżanta Wilkesa. 25.11.44”.
Jak widać, nie mamy do czynienia z obszernym wyjaśnieniem. Sam katalog IWM dodaje, że fotograf służył w „No.5 Army Film and Photo Section, Army Film and Photografic Unit”. I tyle. Jeśli istniały jakiekolwiek dalsze materiały związane z tematyką tych zdjęć, to albo nie przetrwały do naszych czasów, albo nie uwzględniono ich w katalogach IWM i The National Archives.
Jedynym źródłem pozostaje więc pięć wspomnianych zdjęć. Czego możemy się dowiedzieć o wynalazku i wynalazcy, patrząc jedynie na same fotografie i skromne opisy?
Analiza, domysły i wymysły
Sam wynalazca, „Monsieur” F. Speeckaert, pozostaje – na razie – postacią tajemniczą. Dostępne mi archiwa milczą na jego temat, a w katalogu TNA figuruje tylko niejaka Adrianna Speeckaert z Belgii, a dokładniej jej certyfikat naturalizacyjny. Z kolei w amerykańskim National Archives Catalog znajdziemy dokumenty naturalizacyjne Artura Speeckaerta, również Belga, zamieszkałego w Ghent (Gandawa). W tym samym mieście mieszkał Joseph Speeckaert, wymieniony w 1945 roku na amerykańskiej liście ludzi udzielających – w ten czy inny sposób – pomocy alianckim żołnierzom. Poszlak nie brakuje, niemniej ostatecznego dowodu tożsamości wynalazcy brak.
Przyjrzyjmy się teraz samym fotografiom, oznaczonym w inwentarzu numerami od „B 12109” do „B 12113”. Pierwsza z nich pokazuje rzeczonego konstruktora z niewielką siatką, czy też kołyską, zamontowaną na trochę niestarannie wykonanym modelu samolotu przypominającym z grubsza Hawkera Hurricane’a. Druga fotografia to zbliżenie na rzeczony model, na dwóch kolejnych zaś widzimy wynalazcę wkładającego model V-1 do opisanego urządzenia. Ostatnia fotografia to zbliżenie modelu samolotu z latającą bombą schwytaną w siatkę.

Na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie wydaje się całkowicie niepraktyczne i niebezpieczne dla samego pilota. Nie wiadomo też, dlaczego V-1 miałaby być łapana w ten sposób i co dalej miano by z nią zrobić. Wywrócić? Zawrócić w kierunku wyrzutni? Rozbroić w locie…? Więcej tu pytań niż odpowiedzi.
Spróbujmy jednak mimo wszystko zastanowić się nad sensem tego urządzenia i jego potencjalnym zastosowaniem. Czy taki sposób zwalczania V-1 był w ogóle możliwy?
Czym była V-1
Pierwsza V-1 (niem. Vergeltungswaffe – broń odwetowa) spadła na Wielką Brytanię rankiem 13 czerwca 1944 roku, obwieszczając początek czegoś, co Robert Czulda nazwał drugą bitwą o Anglię.
Same V-1 nie były zbyt skomplikowane. Fi-103, bo tak oficjalnie nazywała się ta konstrukcja (FZG-76 w wojskowej nomenklaturze), było prostym urządzeniem składającym się z niewielkiego kadłuba, skrzydeł i stateczników. Napęd stanowił pojedynczy niewielki silnik pulsacyjny, zamocowany w tylnej górnej części latającej bomby. Całość odpalano z niewielkiej katapulty, a w późniejszym czasie także ze zmodyfikowanych bombowców He-111.

V-1 podążały wcześniej zaprogramowanym kursem, stabilizowane dzięki pracy trzech żyroskopów i kompasu magnetycznego. Na dziobie maszyny znajdowało się małe śmigiełko podłączone do mechanicznego drogomierza. Po określonej liczbie obrotów (około sześćdziesięciu kilometrów od wyrzutni) następowało uzbrojenie 850-kilogramowej głowicy, a następnie – znowuż po przebyciu określonej odległości – niewielki mechanizm wprowadzał V-1 w nurkowanie i blokował stery. Eksplozja następowała po mocnym uderzeniu w cokolwiek wystarczająco twardego.
Powyższy opis jest niewątpliwie uproszczony i nie oddaje różnych odmian i modyfikacji wprowadzanych w trakcie służby, niemniej przedstawia podstawowe zasady działania tej broni. V-1 to w swej istocie niewielki pojazd latający napędzany silnikiem pulsacyjnym, startujący w punkcie „A” i mający rozpocząć nurkowanie w punkcie „B” zakończone detonacją głowicy przy uderzeniu.

A ślepograty latają…
Brytyjczycy (z amerykańskim wsparciem) bardzo szybko wprowadzili w życie efektywny plan kompleksowego zwalczania Fi-103. Wszystkie rozpoznane fabryki zaangażowane w produkcję V-1, jak również same wykryte wyrzutnie, były bezlitośnie atakowane z powietrza. Na wystrzelone latające bomby czekała artyleria przeciwlotnicza, samoloty myśliwskie i balony zaporowe.
Choć latająca bomba była bezpilotowa, to potrafiła nieźle odgryźć się nieostrożnym pilotom. Ostrzał z broni pokładowej myśliwca detonował czasem głowicę ślepograta, jak nazywali je niekiedy Polacy, uszkadzając lub nawet niszcząc samolot. Z tego powodu niektórzy piloci woleli wytrącać V-1 z równowagi, podważając skrzydło latającej bomby końcówką własnego płata. Taka metoda również była ryzykowna, a V-1 potrafiły czasem gwałtownie wrócić do równowagi, odłamując końcówkę skrzydła myśliwca. Jeśli jednak wszystko poszło zgodnie z planem, żyroskopy przestawały funkcjonować i ślepograt spadał na ziemię daleko od swego celu.

Wynalazek Speeckaerta – hit czy kit?
Wiedząc już mniej więcej, czym była V-1 i jak z nią walczono, warto wrócić do wspomnianych fotografii. Czas na domniemania i spekulacje.
Pierwszym cokolwiek wątpliwym elementem jest sam model samolotu wybranego przez wynalazcę do swojej prezentacji. Hawker Hurricane nie miał szans na dogonienie V-1, a według modelu samolot miał podlatywać do niej właśnie od tyłu. Łatwo to jednak wyjaśnić; najwyraźniej Speeckaert wzorował się na samolotach widzianych jeszcze w 1940 roku lub w jakiejś starej gazecie.
Na większą uwagę zasługuje, co oczywiste, tajemnicza rzecz zamocowana na kadłubie samolotu. Siatka? Kołyska? Cokolwiek to jest, pilot najwyraźniej miał w tym czymś umieścić V-1, a raczej podlecieć do bomby, zbliżając się do niej powoli od tyłu i od dołu w taki sposób, by uniknąć płomieni silnika i strumienia gorących gazów. Na modelu nie widać żadnych zatrzasków czy mechanizmu mocującego, można więc zakładać, że V-1 miała po prostu swobodnie spocząć w owym… nosidełku? Opis zdjęć sugeruje jednak uwięzienie latającej bomby w jakiś najwyraźniej niewidoczny sposób.

Dalszy przebieg wydarzeń jest jedną wielką niewiadomą. Pilot myśliwca nie miał możliwości wyłączenia silnika ani rozbrojenia V-1, a biorąc pod uwagę jej bliskość i położenie, nie mógł również użyć uzbrojenia pokładowego. Jedynym sposobem na neutralizację bomby byłaby próba zmiany jej kursu przez powolny skręt samego samolotu i próbę nadania wrogiej broni nowego kierunku lotu. Jak już jednak wiemy, w takim wypadku ślepograt mógł po prostu runąć w dół, co zapewne doprowadziłoby do staranowania myśliwca. W najgorszym wypadku nastąpiłaby eksplozja głowicy. Metoda proponowana – być może – przez Speeckaerta była więc gorsza od tej już stosowanej.
Aby omówić wszystkie możliwości, trzeba wspomnieć o jeszcze jednej, czysto fantastycznej opcji. Czy myśliwiec wyposażony w takie urządzenie mógłby przenieść bombę nad jej wyznaczonym celem tak, by eksplodowała za nim?
Cóż, ujmując sprawę najkrócej, jak się da: nie było na to szans. Kiedy stery ważącego ponad dwie tony ślepograta pędzącego 630–700 kilometrów na godzinę wychyliłyby się do nurkowania, urządzenie Speeckaerta zostałoby zdruzgotane, a życie pilota myśliwca znalazłoby się w niebezpieczeństwie.

Opisywany wynalazek nie nadawał się zatem do zastosowania w praktyce i był zasadniczo krokiem wstecz w porównaniu do już wprowadzonych rozwiązań. Można go więc postawić w tym samym szeregu co mechanicznie wywoływane tornada, promienie śmierci i inne podobne „odkrycia”.
Dlaczego jednak Speeckaert zdecydował się na podjęcie trudu związanego z budową modelu i zaprezentowanie go brytyjskiej armii? Cóż, potencjalna przyczyna jest dosyć prosta, jeśli tylko przyjąć hipotezę o jego belgijskim pochodzeniu.
Speeckaert mógł sam stać się celem V-1.

Operacja „Donnerschlag”
Latające bomby zostały zaprojektowane jako broń w założeniu odwetowa, narzędzie zniszczenia Londynu i rzucenia brytyjskiego społeczeństwa na kolana. Kiedy jednak alianci wylądowali w Normandii i rozpoczęli marsz w głąb „Festung Europa”, część V-1 (jak również V-2) skierowano przeciwko obiektom na kontynencie. Jednym z głównych celów była Antwerpia, istotne dla aliantów miasto portowe.
Atak rozpoczęło uderzenie V-2 z 13 października 1944 roku. Jak często w takich wypadkach bywało, pocisk trafił w budynki cywilne. Prawdziwa nawała ruszyła jednak dopiero wraz ze startem niemieckiej operacji „Donnerschag” 21 października, kiedy odpalono pierwsze V-1 w kierunku Antwerpii, ale także Gandawy i Brukseli. Do końca miesiąca Niemcy wystrzelili 410 latających bomb.

Tak rozpoczęła się bitwa o ocalenie Antwerpii i innych belgijskich miast. Z jednej strony nadlatujące V-1 i V-2, z drugiej – aliancka artyleria przeciwlotnicza i lotnictwo. O ile istniały sposoby skutecznej walki z latającymi bombami, to obrońcy pozostawali bezradni wobec nadlatujących rakiet balistycznych V-2. Jedynym sposobem na ich powstrzymanie było zniszczenie wyrzutni.
Łącząc poszczególne wątki
Jaki obraz możemy więc otrzymać, łącząc ze sobą wątki rozproszone po całym artykule? Mamy postać F. Speeckaerta – być może zamieszkałego w Gandawie – który miesiąc po rozpoczęciu masowego ostrzału belgijskich miast za pomocą Fi-103 przedstawia Brytyjczykom swój pomysł na zwalczanie tej broni. Jest on dosyć naiwny w swej prostocie, jednak nie można oczekiwać znajomości parametrów poszczególnych samolotów i samej latającej bomby od cywila, który czerpie wiedzę z własnych obserwacji, plotek i gazet.

Wynalazcę wraz z jego dziełem uwiecznił oficjalny brytyjski fotograf wojskowy, zapewne w ramach uprzejmej współpracy z ludnością cywilną, a może dla zwykłego zabicia czasu. Czy ta sprawa miała jakikolwiek oficjalny ciąg dalszy? Bardzo w to wątpię. Historia potoczyła się swoim torem, a zdjęcia w końcu zawędrowały do zasobu IWM. Jakiś czas później zeskanowane trafiły do internetowego katalogu, gdzie – od czasu do czasu – wpadają na nie różni badacze i entuzjaści tematu.
Czy tak się rzeczywiście stało? Nie mam pojęcia. Jeśli ktoś z Was, Szanowni Państwo, jest w stanie uzupełnić tę historię albo po prostu chce mi pokazać, że się mylę – droga wolna! Sam chętnie dowiedziałbym się, jak to w końcu było.

Podsumowując
Jeśli z powyższej historii wypływa jakikolwiek morał czy nauka, to chyba tylko takie, że naprawdę warto przeglądać archiwa (tradycyjne i wirtualne) od deski do deski, nie zdając się wyłącznie na indeksy czy katalogi. Owszem, wymaga to poświęcenia większej ilości czasu, niemniej potencjalnie daje okazję na odkrycie czegoś nowego albo przynajmniej na napotkanie ciekawej opowieści, pomagającej nam lepiej zrozumieć przeszłość czy po prostu zabić czas.

Bibliografia
Źródła
- Naturalisation Certificate: Adrianna Speeckaert, The National Archives’ catalogue, HO 334/183/28787, [dostęp: 23.07.2023].
- Operation Crossbow Defensive Counter Measures, National Archives Catalog, Record Group 331: Records of Allied Operational and Occupation Headquarters, World War II, Messages, Reports, Directives, and Other Records Relating to the Plans and Operational Requirement of Allied Air Force Units 1944–1945, [dostęp: 23 lipca 2023].
- P-S, Lists of Belgian Helpers 1945–1946, National Archives Catalog, Record Group 498: Records of Headquarters, European Theater of Operations, United States Army (World War II), Series: Lists of Belgian Helpers, [dostęp: 23 lipca 2023].
- SPEECKAERT, Arthur, National Archives Catalog, Record Group 21: Records of District Courts of the United States, Series: Name Index to Petitions and Records of Naturalization, NAID: 65355355 [dostęp: 23 lipca 2023].
Opracowania
- Antwerp – City of Sudden Death, [w:] V2Rocket.com, [dostęp: 23 lipca 2023], <http://www.v2rocket.com/start/chapters/antwerp.html>.
- Robert Czulda, Druga Bitwa o Anglię. Brytyjskie zmagania z V-1 i V-2, Napoleon V, Oświęcim 2013.
- Donald Nijboer, Meteor I vs. V1 Flying Bomb 1944, Duel, Vol. 045, Osprey Publishing, London 2012.
- Simon Sulyma, Ghent, Gent or Gand?, [w:] Explore the World with Simon Sulyma, [listopad 2016] [dostęp: 23 lipca 2023], <https://www.simonsulyma.com/2016/11/ghent-gent-or-gand.html>.
- Steven J. Zaloga, V-1 Flying Bomb 1942 – 52. Hitler’s infamous „doodlebug”, New Vanguard, Vol. 106, Osprey Publishing, London 2005.
- Wojciech Zmyślony, Latająca bomba V-1 z wizytą w 308 Dywizjonie, [w:] Polskie Siły Powietrzne w II wojnie światowej, [dostęp: 23 lipca 2023], <https://www.polishairforce.pl/latajacabomba.html>.