Łowicz, lata 30. XX wieku. Polska boryka się z wielkim kryzysem, a na prowincji w ziemi łowickiej grasuje seryjny morderca, który zabija samotne kobiety. Kim był i dlaczego jego proces tak bardzo elektryzował opinię publiczną?
Galerię przestępców, urządzających zwierzęce polowania na swe ofiary, przeważnie młodociane, mordowane masowo dla celów sadystycznych, powiększa Tadeusz Ensztajn, który dnia 21 bm. stanął przed Sądem Okręgowym we Włocławku. Postać tego zbrodniarza tym bardziej niepokojąca, że obok tego rodzaju przestępstw, miał już na swoim koncie mord osobnika niemal dziecka. Przez dłuższy czas pozostawał on w okolicach Łowicza, aż do chwili, kiedy dzięki przypadkowi i najzwyklejszemu szczęściu, został ujęty we Włocławku, na terenie którego usiłował kontynuować swój zbrodniczy proceder. Oto jak przedstawia się pasmo tych zbrodni wedle aktu oskarżenia, który udało się nam odtworzyć na podstawie wywiadu ze świadkami, wezwanymi na rozprawę.
W taki sposób alarmistycznie relacjonowano sprawę Wampira z Łowicza, Tadeusza Ensztajna – człowieka, który był nie tylko seryjnym mordercą, ale również personifikacją problemów, z jakimi borykała się II Rzeczpospolita: biedy, wykluczenia i braku perspektyw.
Podczas procesu Ensztajna rekonstruowano jego życie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że zabił co najmniej trzy kobiety i wstrząsnął życiem prowincji. Jego losy miały być przykładem tego, w jaki sposób człowiek stawał się bestią. Kim był zatem Ensztajn?
Urodził się w Płocku w 1913 roku jako dziecko poczęte w wyniku gwałtu; jego ojcem był anonimowy rosyjski żołnierz. Matka nie chciała się opiekować ani Tadeuszem, ani jego siostrami. Kiedy miał jedynie kilka lat, został oddany do sierocińca w Łodzi. Tam też nie miał dobrych warunków; ukończył jedynie trzy klasy szkoły podstawowej. Był zatem człowiekiem de facto bez rodziny i bez perspektyw. W tamtym czasie sierocińce należały do miejsc ponurych, pełnych zaniedbanych dzieci.

Nastoletni Ensztajn uciekł z domu dziecka i rozpoczął swoją wieloletnią tułaczkę po kraju. Nie miał żadnego stałego zajęcia, utrzymywał się z dorywczych prac – przez krótki czas trudnił się m.in. sprzedażą śpiewników, co było chyba jedynym legalnym zajęciem w jego życiu. Wielokrotnie popadał w konflikty z prawem, czy to z powodu włóczęgostwa, czy też jazdy bez biletu. Ensztajn stał się człowiekiem z marginesu, zaniedbanym moralnie. To właśnie czynniki biograficzne ukształtowały go w największym stopniu. Na tym między innymi opierała się linia obrońców, którzy poprzez podkreślanie życiorysu oskarżonego próbowali wpłynąć na wyrok sądu.
Czas zbrodni
Cała zbrodnicza działalność Tadeusza Ensztajna była krótka, ale niezwykle brutalna. Warto też podkreślić, że nie wszystkie jej okoliczności są w pełni jasne. Od lutego do lipca 1933 roku w Łowiczu i okolicach doszło do serii zbrodni. Ensztajn przybył wtedy w tamte strony z Poznania jako włóczęga. Dodać należy, że nie popełnił wszystkich przestępstw, o które go podejrzewano; faktem natomiast jest, że doszło do wielu ataków i zabójstw. Zazwyczaj wyglądały podobnie – ofiary gwałcono, a ich głowy roztrzaskiwano kamieniem albo innym ciężkim przedmiotem.
Pierwszą zbrodnią, o którą oskarżono Ensztajna, było zabójstwo Władysławy B., ekspedientki zamordowanej 10 lutego 1933 roku; ostatecznie jednak w tym przypadku odstąpiono od oskarżenia. W maju w lesie pod Boniewem znaleziono martwą handlarkę. Następny atak miał miejsce 30 maja 1933 roku na łące w Popowie, gdzie napadnięto robotnicę; ofiara zmarła w szpitalu w wyniku obrażeń. Kolejne sprawy dotyczyły gwałtów lub prób gwałtów na kilku kobietach i dziewczętach.
W trakcie procesu wyszły na jaw inne zbrodnie, które przypisywano Ensztajnowi, lecz mu ich nie udowodniono. Chwalił się między innymi, że zrzucił z mostu do Wisły w Płocku niezidentyfikowaną dziewczynę. Podobnie mówił o niezidentyfikowanej kobiecie, którą miał zgwałcić i pobić nad Bzurą w Łowiczu, oraz o ataku na inną dziewczynę na szosie poznańskiej, około czterech kilometrów od miasta.

Zemsta wyrzutka?
Po szóstym morderstwie w Łowiczu, w obliczu wzmożonej aktywności policji („gdy pojawiło się więcej stróżów prawa”), Ensztajn opuścił miasto. Przeniósł się do Włocławka, gdzie popełnił ostatnie, siódme zabójstwo. Pokazuje to, że nie był to przestępca działający pod wpływem chwilowego impulsu, lecz seryjny morderca o utrwalonym wzorcu zachowań.
Specyficzne okaleczanie twarzy ofiar jest czymś więcej niż tylko przejawem osobistej wściekłości; można je interpretować jako symboliczne działanie mające na celu zatarcie tożsamości napadniętych kobiet, co odzwierciedlało brak stabilnej tożsamości społecznej samego Ensztajna. To ostateczny akt depersonalizacji dokonany przez człowieka, który sam był od urodzenia depersonalizowany przez społeczeństwo.

Życie Ensztajna było anonimową egzystencją, społecznym niebytem. Był on bezimiennym dzieckiem obcego żołnierza, sierotą i włóczęgą. Nie miał stałego miejsca zamieszkania ani tożsamości w II Rzeczypospolitej. Twarz jest podstawowym nośnikiem indywidualności jednostki. Niszcząc twarze swoich ofiar, Ensztajn symbolicznie wymazywał ich osobowość. Takie postępowanie odzwierciedlało jego własne doświadczenie życiowe; społeczeństwo w istocie uczyniło go człowiekiem bez twarzy, niewidzialnym. Jego brutalne czyny można postrzegać jako potworną projekcję własnego stanu wewnętrznego na ofiary.
W każdym wypadku modus operandi Ensztajna był podobny. Z zasady czatował na młode dziewczyny w miejscach ustronnych. Atakował je, ogłuszał i gwałcił. Co ważne, po zgwałceniu bił je dalej po twarzy, często używając do tego zupełnie przypadkowych przedmiotów, takich jak kamienie czy żelazny kołek. Morderstwo nie było celem samym w sobie – zabijał, aby go nie rozpoznano.
Policja śpi
Początkowo policja działała w sposób opieszały. Władze nie spieszyły się ze znalezieniem sprawcy mimo narastającej presji społecznej. Prasa bowiem nie spała i zaczęła rozpisywać się szeroko o kolejnych atakach. Dziennik „ABC” donosił:
Ubiegłej soboty zdarzył się tutaj wypadek, który wstrząsnął całym miastem i okolicą. Mianowicie, w biały dzień, około godziny 10.30, jakiś nieznany osobnik, w lesie koło szosy poznańskiej, dokonał napadu na 18-letnią Jadwigę Perzynównę, uczennicę 7-ej klasy gimnazjum im. Niemcewicza. Nieznany napastnik jednym uderzeniem, jakimś ciężkim przedmiotem, pozbawił Perzynównę przytomności. Ofiarę zbrodni znaleziono o godz. 2-ej po południu we krwi i przewieziono do szpitala św. Tadeusza, gdzie dokonano operacji.
Doktorowie wyjęli kawał potłuczonej kości potylicowej w mózgu, wskutek czego wypłynęło 4 centymetry sześcienne substancji mózgowej. Poza tym dziewczyna miała 7 zadanych ran. Zbrodniarz usiłował również złamać jej rękę. Śladów gwałtu nie stwierdzono.
Jeszcze wcześniej pisano w „Dzień dobry!”:
Mieszkańcy Łowicza i okolic żyją od kilku dni w oszołomieniu tragicznymi zbrodniami, wstrząsającymi całą okolicą.
Pierwszą ofiarą padła Kucharkówna. Po bestialskim zamordowaniu dziewczyny potwór zamordował kilkanaście dni temu Władysławę Brzozowską, a przed dwoma dniami 18-letnią Jadwigę Perzynównę, uczennicę 7-ej klasy gimnazjalnej. Bestialski morderca uderzył ją tępym narzędziem w głowę, po czym dziewczyna, oblana obficie krwią, osunęła się na ziemię. W stanie agonii przewieziono ją do szpitala św. Tadeusza, gdzie lekarze operowali dziewczynę. Stwierdzono pęknięcie czaszki, wylew krwi do mózgu i złamanie ręki. Perzynówna walczy ze śmiercią.

Łowicz i okolice żyły w strachu. Policja zaczęła w końcu szeroko zakrojoną obławę, ale nie przyniosła ona efektu. Okoliczności zatrzymania Ensztajna były przypadkowe. Przełom nastąpił 14 lipca 1933 roku we Włocławku. Morderca ukrył się tam po kolejnej zbrodni popełnionej w Łowiczu, wiedząc, że policja może być na jego tropie, rozpoznała go jednak niejaka Zofia Roznówna. Była ona jedną z młodocianych towarzyszek włóczęgi.
Był to kolejny rys osobowości mordercy: w czasach swojej wędrówki nie zawsze podróżował sam. Kiedy Roznówna wróciła do Włocławka, ku swojemu zaskoczeniu natknęła się na placu Wolności, pod sklepem Złota Jawa, na Ensztajna, z którym przez pewien czas się włóczyła i który zgwałcił na jej oczach jej towarzyszkę, Kazię. Do tego miał on chwalić się przy niej swoimi zbrodniami. Przerażona dziewczyna wezwała policję, a ta rychło go aresztowała. Ku powszechnemu zdziwieniu dość szybko zaczął przyznawać się do licznych zbrodni. Tymczasem prasa triumfowała:
Śledztwo w sprawie szeregu morderstw i napadów dokonanych na samotne kobiety w okolicach Łowicza doprowadziło do aresztowania osobnika podejrzanego o dokonanie ohydnych zbrodni. Podejrzanym o dokonanie tych czynów jest jeden z obywateli Łowicza. Poza nim aresztowano jeszcze kilku włóczęgów, co do których istnieją również pewne podejrzenia.
Społeczeństwo polskie było wzburzone tą sprawą. Już od dłuższego czasu pisała o niej nie tylko prasa lokalna, ale również ogólnopolska. Kiedy podejrzany został przetransportowany do Łowicza, zebrał się wściekły tłum, który próbował wyrwać go z rąk policji, aby dokonać linczu. Funkcjonariuszom z trudem udało się opanować sytuację i ochronić aresztanta. Dobrze to obrazuje, jak olbrzymia była presja i jak bardzo wieści o popełnionych zbrodniach wpływały na mieszkańców miasta i całej okolicy.
Proces jeszcze silniej rozpalił emocje; był szeroko komentowany w na łamach ogólnokrajowych gazet. Seryjny morderca wzbudzał niezdrowe zainteresowanie, w którym strach mieszał się z fascynacją. Jak pisali dziennikarze, relacjonując proces:
Na zapytania sędziego odpowiada wolno, logicznie. Przy czym widać, że stara się o to, aby odpowiedzi wypadały jak najkonsekwentniej. Słowem — wszystko to sprawia wrażenie, jak gdyby Ensztajn nie po raz pierwszy siedział na ławie oskarżonych.
W rozmowie z przedstawicielami prasy, śmiejąc się pogodnie, Ensztajn opowiadał dzieje swojego życia.
— Gdzie spałem?
— Jak się dało. Początkowo to spałem w stodołach, ale potem to nie chciałem, bo chłopi różnie to wszystko mówili, to się bałem. Myśleli, że złodziej. Czasami prosiłem, żeby mi pozwolili przespać się w stodole, ale też nie zawsze mi dawali wódkę, więc spałem, gdzie się dało.
— A czego się uczyłem? Różnie. Czasami coś ludzie dali, czasami ukradłem.
— Nie lepiej było postarać się o jakąś pracę?
— Myślałem, że to tak łatwo…
— A długoś był w więzieniu?
— O, oj, daj Boże zawsze. Wspaniałe jest jedzenie.

Sam proces miał wiele meandrów, ponieważ nie wszystko było oczywiste. Mimo że Ensztajna oskarżono o dziesięć napaści, ostatecznie został skazany jedynie za trzy zabójstwa. Czy faktycznie popełnił ich tylko tyle? Trudno powiedzieć, ówczesny stan kryminalistyki nie pozwalał udowodnić mu wszystkich zbrodni, dlatego też proces był w dużej mierze poszlakowy. Do tego dochodziły kwestie społeczne: czy Ensztajn był tylko sprawcą, czy może również na swój sposób ofiarą?
Sąd uznał Tadeusza Ensztajna za winnego trzech zarzucanych mu zabójstw. 23 sierpnia 1934 roku zapadł wyrok: oskarżonego skazano na karę 15 lat ciężkiego więzienia oraz 10 lat utraty praw obywatelskich. Odbiór tego werdyktu był różny. Wielu uważało, że wyrok jest zbyt niski i niesprawiedliwy, sąd jednak przychylił się w uzasadnieniu do opinii o moralnym zaniedbaniu podnoszonej przez obronę. Jakie były dalsze losy Ensztajna? Niestety, nie wiadomo, co się z nim później działo – czy został wcześniej zwolniony, czy zmarł w więzieniu. Przed zakończeniem jego kary wybuchła wojna i dalsze losy Wampira z Łowicza są nieznane.
Bibliografia
- „ABC” (lipiec 1933 – lipiec 1934).
- „Dobry Wieczór! i Kurjer Czerwony” (lipiec 1933).
- „Dzień Dobry!” (lipiec 1933 – grudzień 1934).
- „Kurjer Warszawski” (sierpień – październik 1934).
- „Tajny Detektyw” (październik 1934).
- Kamil Janicki, Seryjni mordercy II RP, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.
- Paweł Rzewuski, Grzechy Paryża Północy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.
- Hanna Szczygieł, Wampir z Łowicza szukał zemsty, Wpadł przypadkiem, [w:] „Onet.pl”, 6 października 2024, [dostęp: 28 listopada 2025], <https://wiadomosci.onet.pl/ciekawostki/wampir-z-lowicza-szukal-zemsty-wpadl-przypadkiem/g1j24zv>.










