Była to dla mnie najmilsza rozrywka — deklarowała w Pamiętniku Anna Potocka. Nie chodziło jednak o bale czy radosne zabawy z rówieśnikami – dla córki hrabiego Działyńskiego największą przyjemnością była pomoc potrzebującym.

Dziewiętnasty wiek to czas, kiedy zaczynają powstawać towarzystwa dobroczynne w nowoczesnym kształcie. Mają swoje własne statuty, dokładnie sprecyzowanych beneficjentów oraz określony zakres działań. Warstwą społeczną, która czuła się zobligowana do świadczenia pomocy najuboższym, były wyższe sfery – książęta, arystokraci, hrabiowie i wszyscy ci, którzy uważali, że „szlachectwo zobowiązuje”.

Kwestia wychowania

Jedno z pierwszych towarzystw dobroczynnych na ziemiach polskich założyła córka Izabeli Czartoryskiej – Zofia Zamoyska. Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności – bo tak brzmiała jego pełna nazwa – powołano do życia w 1814 roku. Jego twórczyni wzorowała się na innych organizacjach tego typu działających we Francji. Dlatego pisała do przebywającego w Paryżu męża:

Proś siostry Magdaleny na rue de la Ville l’Eveque, aby mi przysłała dokładne wiadomości o obowiązkach pań Towarzystwa Dobroczynności. Nie mogę przebaczyć sobie, że za bytnością w Paryżu nie pomyślałam o tem. Zajmowałam się szpitalami, przytuliskami i innemi zakładami miłosiernymi, a zapomniałam zapytać o statuta Towarzystwa Dobroczynności.

Niech Ci siostra podyktuje, jak tam to wszystko jest urządzone. Czy Towarzystwo dzieli się na parafie czy obwody? Czy władza świecka się do tego wtrąca? Ile pań odwiedzających ubogich w jednej parafii np. św. Magdaleny? Kto je wybiera? Jakie mają obowiązki i jakie zadanie? Kto przewodniczy? Skąd pochodzą fundusze? Im więcej uzbierasz szczegółów tym lepiej.

W centrum obrazu na kamiennej ławeczce siedzi młoda kobieta w białej sukience. Za nią stroi młody mężczyzna w granatowej kurtce i białych spodniach. Kobieta trzyma na kolanach małą dziewczynkę, w białej szacie, obok niej po prawej stoi kolejna, nieco większa dziewczynka. Dalej na prawo dwójka chłopców w braterskim uścisku, opartych o kamienny stolik. Wyższy z nich ma na głowie czarną czapkę z piórami i szablę u boku. Po lewej stronie ławeczki dwójka dziewcząt z siedzącym psem. Cała rodzina znajduje się w ogrodzie w stylu angielskim, w tle po prawej widoczne kolumienki świątynki stylizowanej na antyczną.
Zofia z Czartoryskich Zamoyska w otoczeniu rodziny

Skład warszawskiego towarzystwa był znamienity – należeli do niego m.in.: mąż Zofii, Stanisław Kostka Zamoyski, jej siostra, księżna Maria Wirtemberska, Stanisław Potocki, hrabina Maria Gutowska, Jan Paweł Woronowicz czy Stanisław Staszic. Funkcję prezesa powierzono Adamowi Jerzemu Czartoryskiemu. Z okazji inauguracji działalności wydano obiad dla 200 ubogich. Fundusze zbierano podczas bali, koncertów, specjalnie na ten cel organizowanych przedstawień teatralnych czy wreszcie – popularnych kwest. Aby zebrać jak najwyższe kwoty, uciekano się czasem do małych oszustw. Julian Ursyn Niemcewicz ironicznie opisywał scenę spotkania zarządu warszawskiego towarzystwa:

Ordynatowa [Z. Zamoyska]: Wiadomo, że w przyszły wtorek ma być koncert i że mały Chopin ma grać na nim; gdybyśmy napisali na afiszach, że mały Chopin ma tylko lat trzy, jakie mnóstwo zbiegłoby się patrzeć na to cudo, ile do będzie ludzi, a dla nas tyle pieniędzy!

Wszyscy (z największą radością): Brawo, brawo, co za wyborna myśl […]

Ks. Sapieżyna: Mnie się zdaje, żeby więcej jeszcze impresji zrobiło na publiczności, gdyby położyć na afiszach, że małego Chopinka niańka przyniesie na ręku.

Wszyscy: Brawo, brawo, przedni koncept księżnej Imci!

Nie wiadomo, jak w ostatecznym rozrachunku reklamowano wydarzenie, jednak Chopin rzeczywiście występował jako dziecko dla Towarzystwa Dobroczynności – miał wówczas lat osiem.

Zasady pomocy najuboższym Zofia Zamoyska starała się także wpoić swoim dzieciom. W „Radach dla córki”, przygotowanych z okazji zamążpójścia Jadwigi, pisała: „Jałmużna jest Bogu miłą, chce on, abyśmy dzielili z ubogimi to, co On nam daje”. Nie da się nie zauważyć, że córki Zofii głęboko wzięły sobie do serca rady matki. Jadwiga we Lwowie przewodniczyła dobroczynnemu Towarzystwu św. Wincentego a Paulo. Z jej inicjatywy powstawały szpitale oraz zakłady opiekuńcze. Instytucje te nie miały na celu wyłącznie świadczenie pomocy materialnej – znajdowały się w nich oddziały, w których beneficjenci mogli podjąć pracę: w szwalni, stolarni czy warsztacie szewskim. Choć hrabianki uważały, że pomoc należy się każdemu, to wolały dać raczej wędkę niż rybę.

Dzieci, ubodzy, alkoholicy…

Zdjęcie młodej kobiety z mocno kręconymi lokami siedzącej na fotelu.
Gryzelda Celestyna Działyńska około 1825 r.

Również najstarsza z córek Zofii kontynuowała dzieło pomocy potrzebującym. O ile jednak jej siostra działała głównie w zaborze austriackim, o tyle Gryzeldzie Celestynie – przez rodzinę nazywaną Celiną – przypadło w udziale tworzenie towarzystw dobroczynnych w zaborze pruskim. W 1825 roku poślubiła ona w Puławach Tytusa Działyńskiego i wspólnie z mężem zamieszkała w Wielkopolsce. Trzeba zaznaczyć, że ten pierwszy pobyt w Poznaniu i okolicach nie trwał długo – po powstaniu listopadowym na majątek Działyńskich nałożono sekwestr i małżeństwo musiało udać się na emigrację.

W 1836 roku w wyniku podziału majątku swojej matki Celestyna otrzymała galicyjskie dobra w Oleszycach. Szczególną uwagę skupiła tam na grupie dzieci zamieszkujących wieś. Otworzyła dla nich szkółkę wiejską, dla której potrzeb sprowadziła z Anglii pomoce naukowe, a całość edukacji odbywała się według nowej wówczas metody Lancastera. Polegała ona na wzajemnym nauczaniu – zdolniejsze dzieci po opanowaniu materiału miały za zadanie pomagać tym, którym nie przychodziło to w sposób łatwy.

W oleszyckiej szkole – która początkowo mieściła się w stodole – dzieci uczyły się podstaw czytania, pisania, rachunków oraz religii, a pieczę nad wychowankami sprawowała sama Działyńska oraz wyznaczona przez nią nauczycielka. Parę lat po założeniu pierwszej szkoły Celestyna stworzyła całą sieć wiejskich szkółek w okolicach Oleszyc, co spotkało się ze stwierdzeniem jej męża, że była pierwszą hrabianką, która w swoim majątku ma więcej szkółek niż karczem. Dodatkowo Działyńska założyła także czytelnię, do której, sprowadzała popularne wówczas książeczki i czasopisma. Dodatkowo pragnęła też przeciwdziałać rosnącej w Galicji pladze pijaństwa, więc założyła towarzystwo wstrzemięźliwości.

W Oleszycach każdy mógł liczyć na pomoc Działyńskiej. Jej żmudną pracę charakteryzowała córka, Jadwiga Zamoyska:

Moja Matka w szczególności zajmowała się chorymi. Sprawiła sobie maleńką chłopską klaczkę, tak małą, że bez pomocy mogła na nią wsiadać i z niej zsiadać, i codziennie, zawiesiwszy na kuli od siodła worek z rozmaitymi lekarstwami i żywnością dla chorych, tak jechała do kościoła, a z kościoła do wsi do chorych i wracała dopiero na pierwszą, na obiad.

Po obiedzie przyjmowała ich u siebie; opatrywała rany, szyła bieliznę dla nich itp., a że moja Matka skarżyła się na brak pamięci, zrobiła sobie rodzaj słownika, w którym, alfabetycznym porządkiem, zapisywała nazwiska wszystkich zgłaszających się do niej włościan oraz wszystko to, czego się mogła od nich dowiedzieć. Można się domyślać, w jakie wpadali zdumienie, kiedy czasami przychodzili prosić o jakie wsparcie, a raptem moja Matka szła po swoją książkę i czytała im z niej, że tego a tego dnia, ta i ta kobieta ukradła komuś kurę; a że tego dnia ten a ten się upił albo z kimś się pobił lub coś podobnego. Zdarzało się czasem, że błagali, ażeby nic o nich nie zapisywać.

Cóż za radość ubrać dzieci czyściutko!

Na początku lat czterdziestych Działyńscy mogli powrócić do Wielkopolski. Żona Tytusa nie zamierzała rezygnować z dobroczynności, dlatego też szereg działań, które prowadziła w Oleszycach, postanowiła przenieść na grunt wielkopolski. Zorganizowała m.in. szkółki i ochronki dla dzieci oraz biblioteki ludowe przy parafiach w Poznaniu, Kórniku, Bninie i innych okolicznych miejscowościach. Nawiązała także kontakt z Karolem Marcinkowskim i jego Towarzystwem Ku Wspieraniu Biednych i Ubogich.

Rysunek ukazujący zamek w Kórniku od strony zachodniej, w otoczeniu dzrew. Widoczny wyraźnie mostek nad fosą, cztery wieżyczki nad fasadą frontową, a nieco głębiej główna wieża stojąca po stronie wschodniej.
Zamek w Kórniku po przebudowie dokonanej przez Tytusa Działyńskiego, ok. 1878 r. (rys. Napoleon Orda, 1878 r.)

Działyńska czuła jednak, że współpraca z organizacją, której nie tworzyła, nie jest szczytem jej marzeń. Zdecydowała się więc na powołanie własnej. W skład zarządu Katolickiego Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich pod opieką Najświętszej Marii Panny oprócz Celiny weszła także Izabela Mycielska, Antonina Stanisławowa Platerowa, Teofila Łuszczewska oraz Antonina Chłapowska. Oprócz funkcji dobroczynnych instytucja ta miała także walor towarzyski, co podsumował Marceli Motty w „Przechadzkach po mieście”:

Należała do niego w początku znaczna liczba pań i kilkunastu mężczyzn z tak zwanej inteligencji, zrazu bowiem panie nasze ubiegały się o udział w tej sprawie; podobały się schadzki i sesyjki, ale wkrótce (…), gdy przyszło do wypełniania obowiązków, czasem dość trudnych i nie zawsze miłych, ogorzały piórka i Towarzystwo Dobroczynności, jak u nas większa część towarzystw, popadło w anemię fizyczną i moralną

W 1853 roku Celestyna zadecydowała o przekształceniu inicjatywy z lat czterdziestych w Towarzystwo Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. Powołano je do życia 14 czerwca 1853 roku, a w jego ustawach zaznaczono:

Towarzystwo Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Pauli trudnić się będzie jedynie odwiedzaniem chorych we własnem ich pomieszkaniu. W Poznaniu zaś (od r. 1853 wprowadzone) uwzględniając potrzeby miejscowe, opiekuje się także ubogiemi dziećmi, a w szczególnych przypadkach nie wyłącza żadnego uczynku miłosierdzia (…) Najstaranniej wyszukuje Towarzystwo ubogich rzemieślników i wyrobników, których zwykle kilkutygodniowa słabość do największej nędzy doprowadza. Nieszczęśliwi jakiego bądź wyznania doznawają opieki Towarzystwa, tylko kalek po ulicach żebrzących nie przyjmuje pod stałą opieką, prócz chwilowej pomocy, której im Towarzystwo nie odmawia, gdy są chorobą złożeni.

Członkinie Towarzystwa dzieliły się na datkujące oraz odwiedzające. Przedstawicielki tej pierwszej grupy miały obowiązek łożyć do kasy organizacji min. 5 talarów rocznie (zwykły pług kosztował wówczas 9 talarów, a kwartalna prenumerata gazety ok. 2 talarów); natomiast panie z tej drugiej kategorii zajmowały się odwiedzaniem chorych w ich własnych mieszkaniach.

Fotografia portretowa starszej kobiety o poważnym spojrzeniu siedzącej na fotelu, ubranej w ciemny strój.
Anna z Działyńskich Potocka, córka Celestyny z Zamoyskich i Tytusa Działyńskiego (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-P-2129, domena publiczna)

Celestyna Działyńska przez niemal dwadzieścia lat stała na czele poznańskiego Towarzystwa. Po niej funkcję tę sprawowała jej przyjaciółka, Izabela z Brzostowskich Mycielska. Warto zaznaczyć, że o stanowisko to ubiegały się często panie związane z najważniejszymi polskimi domami. I tak np. w 1894 roku prezydentką została Maria Kwilecka — wnuczka Jana Henryka Dąbrowskiego.

Jednym z ważniejszych celów Towarzystwa było założenie oraz prowadzenie zakładu pod opieką św. Józefa, w którym były wychowywane ubogie dzieci. Dom składał się z: ochrony (w której dzieci spędzały czas na nauce i zabawie), szwalni (w której starsze dziewczęta zajmowały się szyciem i cerowaniem) oraz szpitala.

Podobnie jak Zofia Zamoyska, Celestyna również wpajała swoim córkom zasady dobroczynności. Anna z Działyńskich Potocka wspominała, że pomagała w prowadzonej przez Siostry Miłosierdzia ochronce oraz odwiedzała ubogich zamieszkujących głównie ulicę Półwiejską oraz Górczyn: „potrzeby moich chorych zaprzątały cały mój umysł […] Cóż to za radość była dla mnie ubrać dzieci czyściutko!” Z kolei Elżbieta z Działyńskich Czartoryska, podobnie jak jej matka, przewodniczyła Towarzystwu Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. Śmiało można rzec, iż funkcję tę sprawowały zazwyczaj kobiety mające koneksje rodzinne z Działyńskimi – w latach 1884–1907 stanowisko prezydentki pełniła żona wnuka Celestyny, Maria Helena Czartoryska.

Wielmożna hrabina dobrodziejka

Ziemiańska dobroczynność nie przejawiała się wyłącznie w działaniu w towarzystwach. Czasami sytuacja wymagała reakcji na konkretne wydarzenia i wtedy organizowano akcje charytatywne. Jedną z nich przeprowadziła Celestyna wraz z pozostałymi paniami z Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich podczas powstania wielkopolskiego w 1848 roku. Zorganizowała wówczas pomoc nie tylko dla powstańców przetrzymywanych w poznańskim Forcie Winiary, ale także dla mieszkańców obszarów objętych działaniami powstańczymi – np. dla mieszkańców Książa i Miłosławia.

Do dziś w zbiorach Biblioteki Kórnickiej zachowały się listy od więźniów proszących o pomoc i dziękujących za uzyskane wsparcie. Z kolei podczas powstania styczniowego komitet utworzony przez Celestynę przygotowywał odzież i zbierał żywność dla powstańców. Działania te opisywała córka Działyńskiej, Anna, która wraz z matką chodziła po poznańskich sklepach, prosząc o dary dla poszkodowanych:

Parę̨ słów po cichu wypowiedzianych wystarczyło, poczciwi kupcy nasi z zapałem w oku przejmowali kwestę̨. W kilka godzin potem pomieścić́ nie można było towarów naniesionych. Pamiętam jeszcze te ogromne bele płótna, aneli, sukna, stosy ciepłych rękawic, filcowych butów, wreszcie cygar i wódek. Cały dzień́ w domu i całą noc prawie krajano, fastrygowano i robotę̨ po domach roznoszono. Wieczorem przy czytaniu gazet robiliśmy szarpie i krajały bandaże.

Widoka na fasadę Pałacu Działyńskich w Poznaniu: dużej, barokowo-klasycystycznej kamienicy o wysokości dwóch pięter i szerokości pięciu okien. Fasada podzielona pilastrami w porządku korynckim, zwieńczona wysoką attyką z tympanonem z herbem działyńskich. Na szczycie attyki rzeźba przedstawiająca dużego ptaka: pelikana.
Pałac Działyńskich w Poznaniu w 1925 roku (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 1-U-5073, domena publiczna)

Akcje charytatywne nie obejmowały jednak wyłącznie ofiar wydarzeń politycznych. Często pomagano również poszkodowanym w wyniku powodzi czy pożarów. Oddajmy znów głos Annie Potockiej:

Pamiętam za moich dziecinnych lat ogromną powódź w Poznaniu. Warta tak wylała, że po Bernardyńskim placu jeździli łódkami, dom Sióstr Miłosierdzia był zalany. Także najbiedniejsze części miasta Chwaliszewo i Śródka. Wielka część tych biedaków znalazła w domu moich rodziców przytułek. Były w domu trzy duże sale, z których jedna, Czerwona Sala tak zwana, istnieje jeszcze, drugie na pokoje podzielone zostały.

W jednej z tych ostatnich na górze mieścili się biedacy, których domy woda zalała. Pamiętam, jak im przynoszono jedzenie w ogromnym kotle niesionym na drągach; jak moja matka to jedzenie na miskach rozdawała; pamiętam pacierz wieczorny wspólny, po którym matka moja czytała coś o poddaniu się woli Bożej w nieszczęściu, które to czytanie często płaczem i łkaniem przerywane było. Tak samo goszczono u nas pogorzelców, gdy się Śródka spaliła.

Poznański duch dobroczynności

Trudno nie zauważyć, że działalność Celestyny Działyńskiej wpisywała się w szerszy krąg dziewiętnastowiecznej działalności dobroczynnej. Żona Tytusa – podobnie jak jej matka, siostra czy pozostałe panie z towarzystw dobroczynnych – zdawała sobie sprawę z tego, jak ważna jest pomoc najuboższym. O jej arystokratycznych korzeniach nie miały świadczyć bogate suknie czy wystawne bale, ale właśnie pomoc, która obejmowała konkretne grupy beneficjentów: ubogich, ofiary klęsk, powstańców, dzieci.

Warto jednak w tym miejscu zaznaczyć, że zdarzały się osoby, którym pomocy odmawiano – w zachowanej w Bibliotece Kórnickiej Kartotece prowadzonej przez Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich znalazły się opisy osób proszących o wsparcie, które go nie otrzymały. Przyczyną było zazwyczaj niemoralne zachowanie – w przypadku jednej z pań odnotowano: „Niegodziwa, utrzymuje kobiety złego życia”.

Pomimo tego trudno nie zgodzić się z Marcelim Mottym, który zauważył, że to właśnie Działyńska rozbudziła w poznaniakach ducha dobroczynności. Z pewnością jednak by się jej to nie udało bez wsparcia poznańskich ziemianek i innych kobiet, które w XIX wieku właśnie w działalności dobroczynnej odnalazły swoje powołanie.

Bibliografia

  • Cholewianka-Kruszyńska, Piękna i Dobra. Opowieść o Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej, Muzeum Zamoyskich w Kozłówce, Kozłówka 2008.
  • Stanisław K. Potocki, Klaudyna z Działyńskich Potocka (1801–1836). Celestyna z Zamoyskich Działyńska (1804–1883), Poznań 1987.
  • Jadwiga Zamoyska, Jadwiga Zamoyska w domu rodzinnym i na emigracji. Wspomnień część 1, red. Edyta Bątkiewicz-Szymanowska, Magdalena Biniaś-Szkopek, Poznań 2013.
  • Anna z Działyńskich Potocka, Mój Pamiętnik, oprac. Andrzej Jastrzębski, Pax, Warszawa 1973.
  • Edyta Bątkiewicz, Tytus Działyński (1796–1861). Polityk. Społecznik. Twórca kultury [rozprawa doktorska], [w:] Repozytorium Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, 9 czerwca 2011 [dostęp: 11 listopada 2017 roku] <https://repozytorium.amu.edu.pl/handle/10593/1063>.
Agata Łysakowska-Trzoss
Agata Łysakowska-Trzoss – doktorantka na Wydziale Historii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, gdzie przygotowuje pracę doktorską poświęconą beneficjentom organizacji dobroczynnych w dziewiętnastowiecznym Poznaniu. Jest kierowniczką grantu „Ubodzy miasta Poznania w Kartotekach Towarzystwa Dobroczynności Dam Polskich 1845–1853” realizowanego w ramach konkursu PRELUDIUM-19 Narodowego Centrum Nauki. Bada historię życia codziennego, rozwój miast oraz historię filmu. Publikowała teksty w serwisach popularnonaukowych Histmag.org, twojahistoria.pl i ciekawoskihistoryczne.pl i historiaposzukaj.pl. Na Instagramie prowadzi profil „Dziewczyna z historią”.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!