Szalona radość i narodowa duma czy raczej niechęć i strach przed nieznanym i niechcianym? Powstanie niepodległej Rzeczypospolitej nie przez wszystkich jej mieszkańców zostało przyjęte z zadowoleniem. Byli tacy, dla których oznaczało to obcą władzę, kolejne obciążenia, a nawet nową niewolę.

Odzyskanie niepodległości przez Polskę jesienią 1918 roku wywołało eksplozję radości w społeczeństwie. Oto po wielu latach ciężkich prześladowań, daremnych dyplomatycznych zabiegów i nieudanych powstań spełniło się marzenie pokoleń Polaków: Rzeczpospolita znów pojawiła się na mapie Europy.

Gdy Polska pojawiła się w końcu na mapach, jej kształt był jeszcze nieokreślony, jak na tej infografice z lat 1919–1921 r. (il. Biblioteka Narodowa, sygn. ZZK 47 800 A, domena publiczna)

Wszyscy zdawali sobie sprawę z wyjątkowości chwili, a nawet zgadzali się co do jednego: stał się cud. Upadły trzy zaborcze mocarstwa powiązane od ponad stu lat antypolskim sojuszem. W gazetach, listach i pamiętnikach z tamtego okresu znajdziemy liczne dowody wielkiego entuzjazmu, jako ogarnął większość Polaków. Księżna Maria Lubomirska pisała np. 11 listopada 1918 roku:

Dzień dzisiejszy należy do historycznych, do niezapomnianych, do weselnych, do triumfalnych. Jesteśmy wolni! Jesteśmy panami u siebie! Stało się, i to w tak nieoczekiwanych warunkach. Gdy już wyszłam na miasto, ulica wydała mi się rozśpiewana, młoda, rozkołysana poczuciem wolności.

Obchody ogłoszenia niepodległości Polski na placu Kościelnym w Stryju, pocztówka (fot. Biblioteka Narodowa, sygn. Poczt.10022, domena publiczna)

Z kolei działacz niepodległościowy i socjalistyczny Jędrzej Moraczewski wspominał:

Kto tych krótkich dni nie przeżył, kto nie szalał z radości w tym czasie wraz z całym narodem, ten nie dozna w swym życiu najwyższej radości. Cztery pokolenia nadaremnie na tę chwilę czekały, piąte doczekało. Od rana do wieczora gromadziły się tłumy na rynkach miast.

Takich relacji znaleźć można znacznie więcej. W takim też tonie zwykło się pisać o reakcji Polaków na wskrzeszenie państwa. Czy jednak wszyscy tak właśnie się zachowywali? Czy wszyscy cieszyli się z odrodzenia Polski? Otóż nie. Byli tacy, którzy pojawienie się niepodległej Rzeczypospolitej przyjęli z rezerwą, obawą, a nawet niechęcią. Przyjrzyjmy się temu mniej znanemu i mniej chętnie opisywanemu wątkowi historii pierwszych miesięcy istnienia wolnej Polski.

Manifestacja patriotyczna w Warszawie, prawdopodobnie wielki pochód narodowy w Warszawie 17 listopada 1918 r. (fot. Biblioteka Narodowa, sygn. F.122564/I, domena publiczna)

Nowa niewola – od socjalistów

Z odzyskanego państwa najbardziej cieszyli się inteligenci, ziemianie, mieszczanie oraz część uświadomionych narodowo robotników i chłopów. Dla nich było to rzeczywiście spełnienie marzeń, a entuzjastyczne reakcje – takie jak te przytoczone wyżej – były na porządku dziennym.

Ale nawet wśród inteligencji szybko pojawiało się rozczarowanie nową Polską. Podziały i kłótnie partyjne, które rychło opanowały życie polityczne, wywołały zniesmaczenie obserwatorów, przekonanych wcześniej, że niepodległy kraj wolny będzie od wszelkich wad. „Straciłem zupełnie entuzjazm dla Polski, ja, który przez tyle lat z myślą o niej żyłem” – wyznał w już grudniu 1918 roku Jan Kasprowicz.

Jędrzej Moraczewski w listopadzie 1925 r., wówczas wicemarszałek sejmu (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/2/777/3, domena publiczna)

Zniechęcenie wywoływane było przez chaos i nieudolność tworzących się struktur państwa, a także ich polityczne oblicze. Społeczeństwo było bowiem wyraźnie podzielone na lewicę i prawicę, a obie strony politycznej sceny zwalczały się w stopniu o wiele większym niż możemy to sobie wyobrazić na podstawie dzisiejszych obyczajów w tym zakresie.

Mając świadomość silnie rewolucyjnych nastrojów panujących w dużej części społeczeństwa, Piłsudski mianował pierwszym premierem odrodzonego kraju wspomnianego już działacza PPS Jędrzeja Moraczewskiego. Ten zaczął wprowadzać radykalne jak na ówczesne stosunki reformy polityczne i gospodarcze, a to przez konserwatywnie nastawioną część Polaków przyjęte zostało jako prosta droga do bolszewizacji kraju. Ksiądz Michał Woźniak, proboszcz w Chojnacie koło Skierniewic, zanotował w kronice parafialnej:

Tydzień wolności upłynął spokojnie. Jesteśmy sami i bez opiekunów. Ale to nie znaczy, żeby to już był raj w Polsce. Teraz zaczyna się, jak zresztą wszędzie, walka o władzę. I doczekaliśmy, że po rozmaitych niewolach przyszła niewola jeszcze jedna – od socjalistów, choć głoszą się obrońcami ludu.

Piłsudski tworzy bolszewickie rządy

Z kolei inny ksiądz zapisał: „Piłsudskiego Prusacy zwolnili po to, aby stworzył rządy bolszewickie i żydowskie”. „Rząd socjalistów to hańba i operetka” – twierdziła prawica. Zwolennicy Związku Ludowo-Narodowego (pod taką nazwą występowała wówczas Narodowa Demokracja), ziemianie i przedsiębiorcy odmawiali płacenia podatków, wzywali do obalenia gabinetu i bojkotowali jego władzę. Moraczewski wspominał:

Hasło niepłacenia podatków przyjęło społeczeństwo nadzwyczaj chętnie. W Królestwie trzeba by szukać z trudem urzędów podatkowych, chcąc zapłacić podatek. W Galicji urzędnicy podatkowi odmawiali przyjmowania podatków i pędzili tych nielicznych, którzy z pieniędzmi szli do kasy.

Na ulicach ścierały się demonstracje zwolenników opozycji i rządu. Podczas manifestacji zorganizowanej przez obóz narodowy 29 listopada 1918 roku tłum wdarł się do pomieszczeń Prezydium Rady Ministrów na pl. Saskim w Warszawie i zdemolował je, wznosząc przy tym okrzyki: „Precz z Moraczewskim!”

Naczelnik Państwa Józef Piłsudski po drodze na otwarcie pierwszego posiedzenia Sejmu Ustawodawczego; 10 lutego 1919 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/22/0/-/241/3, domena publiczna)

Ignacy Daszyński zanotował we wspomnieniach, jak to znany polityk narodowy Stanisław Grabski po przyjeździe z Paryża kazał wywiesić francuską flagę na hotelu, w którym zatrzymał się w stolicy. „Nie uznawał bowiem żadnego rządu polskiego i traktował swój kraj jako pozostający pod protektoratem francuskim” – pisał Daszyński.

Sytuacja polityczna była tak napięta, że w styczniu 1919 roku prawica podjęła próbę zamachu stanu (tzw. zamach Januszajtisa i Sapiehy), ale został on przeprowadzony nieudolnie i zakończył się fiaskiem. Napięcie polityczne opadło nieco po dymisji rządu Moraczewskiego i utworzeniu koalicyjnego gabinetu Ignacego Jana Paderewskiego, tworzonego przez partie prawicy, lewicy i centrum. Gdy władzę przejęły partie aprobowane przez konserwatystów, wzrosła również ich akceptacja dla niepodległego kraju…

Puścić dwór z dymem

Wbrew powszechnej opinii chłopi podeszli do odrodzonej Polski obojętnie albo z niechęcią. Pewna ich część – uświadomiona narodowo dzięki działaniom stronnictw ludowych oraz endecji – cieszyła się z odzyskania niepodległości. Większość była jednak narodowo indyferentna lub wręcz identyfikowała się z władzą zaborczą.

Zagroda chłopska nad Bugiem; 1919 r. (fot. Henryk Poddębski, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 3/131/0/-/239/67, domena publiczna)

Wpływ miała na to wieloletnia propaganda, która wmawiała chłopom, że osobistą wolność i zniesienie pańszczyzny zawdzięczają łaskawym decyzjom cara i cesarza, podjętym wbrew polskiej szlachcie. Polska kojarzyła się przez to chłopom ze szlacheckim uciskiem i opresją, a wszelkie próby przywrócenia tego państwa do życia traktowali jako osobiste zagrożenie.

W efekcie większość włościan nie uważała się za Polaków lecz carskich lub cesarskich poddanych („My cesarscy”, jak mawiano w Galicji). Gdy w 1917 roku ludowcy zorganizowali pod Racławicami duży wiec w setną rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki, część chłopskich uczestników sprzeciwiła się uczczeniu człowieka, który zbuntował się przeciw prawowitemu władcy, czyli cesarzowi Rosji. Pojawienie się niepodległej Polski większość włościan przyjęła więc z obawą i daleko posuniętą powściągliwością.

Zdaniem wielu chłopów polski żołnierz nie był zbawcą i nadzieją, lecz wielkim zagrożeniem. Plakat propagandowy z 1918 r. (il. ze zbiorów Biblioteki Narodowej, sygn. DŻS IA 5 Cim., domena publiczna)

Radykalne środowiska wiejskie uznały natomiast, że koniec władzy zaborczej to dobra okazja do wyrównania nierówności społecznych i to bez oglądania się na nowe władze polskie. Na terenach dawnej Kongresówki i w Galicji bezrolni chłopi i robotnicy folwarczni napadali na dwory, rabowali je i puszczali z dymem. Samowolnie dzielili też dworskie ziemie i rąbali pańskie lasy. Właścicieli, którzy stawiali opór bili, znieważali, a czasem nawet zabijali.

„Wszyscy fornale uważają się za właścicieli folwarków, w których służą albo, w których służyli” – pisał Związek Ziemian. Pod wpływem wydarzeń w Rosji i w Niemczech nastroje wśród ludu były rzeczywiście rewolucyjne. Ze wschodu wracało do domów wielu byłych żołnierzy, którzy przynosili wiadomości o wydarzeniach w dawnym państwie carów, a niektórzy z nich stali się po prostu bolszewickimi agitatorami.

Podburzeni chłopi bez cienia sentymentu dla nowo powstałej Polski tworzyli uzbrojone grupy (dostępność broni była wówczas powszechna), które terroryzowały okolicę, napadały na majątki i rabowały. Musiała interweniować żandarmeria, a nawet wojsko. Dochodziło do rozlewu krwi.

Niezależna republika chłopska

W niektórych miejscach radykalni chłopi chcieli przejmować władzę. Tak stało się np. w Tarnobrzegu, gdzie były oficer Legionów Tomasz Dąbal i miejscowy ksiądz Eugeniusz Okoń przejęli władzę nad miastem na 30-tysięcznym wiecu chłopskim i ogłosili powstanie Ludowej Republiki Tarnobrzeskiej. Powołano Komitet Rewolucyjny i Powiatową Radę Chłopską, przystąpiono też do tworzenia własnej administracji (choć formalnie uznawano zwierzchnictwo Tymczasowego Rządu Ludowego w Lublinie). Zaczęto też parcelować okoliczne majątki ziemiańskie i przejmować lasy i dobra kościelne. Przysyłane przez Polską Komisję Likwidacyjną oddziały wojskowe, które miały zaprowadzić w Tarnobrzegu porządek, rozbrajano.

Ks. Okoń – społeczny i polityczny radykał – wzywał chłopów, by usuwali sołtysów, wójtów i nauczycieli, a na ich miejsce wybieralni nowych, o rewolucyjnych poglądach. Uważał też, że proboszczowie i biskupi powinni być wybierani przez parafian. „Brakuje wam ubrań, szukajcie, a znajdziecie, brakuje wam cukru, szukajcie i znajdziecie” – mówił podczas kazania.

Ks. Eugeniusz Okoń już jako poseł; marzec 1928 r. (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/2/641/1, domena publiczna)

Chłopi brali sobie do serca jego nauki: zimą z 1918 na 1919 rok nasiliły się ataki na okoliczne majątki, z których zabierano zboże, żywność i inwentarz. Istnienie Republiki Tarnobrzeskiej zakończyła interwencja wojska w styczniu 1919 roku. Okoń i Dąbal zostali aresztowani, włościanom odebrano 2 tys. karabinów, zatrzymano 350 osób. Radykalny chłopski eksperyment zakończył się.

Rzeczpospolita – zło konieczne

Jasio Nowiński, ochotnik do Wojska Polskiego w mundurze z karabinem; 1920 r. Wśród chłopów postawa taka nie była wcale powszechna (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, sygn. 3/1/0/1/381/1, domena publiczna)

Włościański dystans do państwa polskiego wyrażał się także w niechęci do służby w wojsku. Po ogłoszeniu poboru w 1919 roku na wsiach pojawił się wyraźny opór. Twierdzono, że „polscy panowie” zabierają do wojska „magnatów i księży”. Młodzi chłopcy unikali stawiania się przed komisjami, kryli się w innych wioskach lub w lasach i była to powszechnie akceptowana postawa. „Kto chce wojny, niech się bije. Ale chłop jest od tego, żeby grunt obsiewał” – argumentował jeden z wiejskich poborowych.

Jak czytamy w wielu wspomnieniach, ideowa różnica między służącymi ochotniczo uczniami i studentami a powołanymi chłopami była ogromna. Ci pierwsi rwali się do walki za ojczyznę, dla tych drugich służba w wojsku była tylko przykrym i niebezpiecznym obowiązkiem. Efektem był wysoki poziom dezercji chłopskich żołnierzy, sięgający w niektórych oddziałach 20 proc. stanu.

Równie niechętnie co chłopi podchodzili do Polski i służby w jej armii Żydzi. Oni również z całych sił uchylali się od poboru, twierdząc np., że są innym narodem lub „obywatelami państwa syjońskiego”, a już na pewno nie Polakami. Żydzi z ziem polskich wysyłali zbiorowe listy do mocarstw zachodnich z protestem przeciw poborowi i prośbami o interwencję.

Wcielenia do wojska unikali nie tylko ludzie prości, ale także żydowscy studenci, którzy nie stawiali się do akademickich komisji poborowych, a od władz uczelni domagali się wznowienia zajęć. Jak stwierdził badacz początków niepodległej Polski prof. Andrzej Chwalba, dla tysięcy Żydów nowa Rzeczpospolita była złem koniecznym, które wypełniło lukę po upadłych mocarstwach – państwach znanych i przewidywalnych. Pytali: „Czy jest sens umierać za państwo, które nie wiadomo, czy przetrwa?”.

Precz z pańską Polską!

Innym środowiskiem, które nie uznawało niepodległej Polski, byli komuniści. Uważali oni, że przyszłością świata jest globalna rewolucja, po której nie będzie państw narodowych, a tylko jedna wielka ojczyzna proletariatu. Powstanie Rzeczpospolitej miało być przeszkodą w realizacji tego celu, więc należało mu się przeciwstawiać. I tak też czynili. Komunistyczna Partia Robotniczej Polski wzywała do atakowania urzędników, policjantów, sędziów, wojskowych. Wprowadzenie chaosu w kraju miało doprowadzić do wybuchu rewolucji i połączenia się ziem polskich z również zrewoltowanymi Niemcami i Rosją.

Sposobem na oddolne przejęcie władzy miało być tworzenie rad robotniczych i chłopskich. Rady takie rzeczywiście powstały w wielu miastach, m.in. Warszawie, Lublinie, Płocku, Zamościu; w sumie na terenie dawnego Królestwa Polskiego było ich około stu.

Przejmowanie władzy zaszło najdalej w Zagłębiu Dąbrowskim, gdzie SDKPiL oraz PPS-Lewica miały największe wpływy. Rewolucjoniści przechwycili tam administrację, rozbroili c.k. żandarmerię i stworzyli własną Czerwoną Gwardię, która ochraniała strajkujących i zajmujących zakłady robotników. Gwardia próbowała też – choć bez powodzenia – rozbrajać oddziały WP.

Odezwa do ludności żydowskiej w Łukowie: Zarząd gminy żydowskiej wzywa do udziału w obchodach święta narodowego 11 listopada; 1932 r. (il. Biblioteka Narodowa, sygn. DŻS IK 2f, domena publiczna)

W innych radach przewagę mieli mniej internacjonalistycznie nastawieni działacze PPS, Narodowego Związku Robotników oraz Bundu, który wspierali powstanie państwa polskiego, więc tam nie dochodziło do wywrotowej działalności i agitacji.

Czerwona przemoc

Komuniści mieli jednak i inne sposoby na walkę z niepodległą Polską. Ich bojówki napadały na pociągi, miasteczka i miasta, wysadzały mosty i wiadukty, niszczyły obiekty publiczne, zabijały policjantów i urzędników. Wzywali też do bojkotu poboru do Wojska Polskiego, żołnierzy zaś namawiali, by rozbrajali i zabijali oficerów. Podejmowali próby opanowywania garnizonów i przejmowania magazynów wojskowych. Z ich inspiracji wybuchały strajki, choć na szczęście nigdzie nie przybrały szerszych rozmiarów (łącznie z próbą strajku powszechnego 12 marca 1919 roku).

Komuniści stosowali też terror wobec właścicieli fabryk i zakładów, wymuszając od nich haracze, atakując ich fizycznie lub zajmując siłą ich przedsiębiorstwa. W mniemaniu komunistów władza burżuazyjnej Polski była nielegalna i należało ją w interesie klasy robotniczej czynnie zwalczać. Okazało się jednak, że komunistyczne wpływy nie były w społeczeństwie duże, a nastroje rewolucyjne nie były na tyle silne, by w kraju doszło do prawdziwej rewolty. Komunistyczne działania straciły więc impet.

List gończy wystawiony przez kontrwywiad wojskowy za jednym z założycieli KPRP Maksymilianem Horwitzem w 1920 r. (ze zbiorów Centralnego Archiwum Wojskowego, domena publiczna)

Portret cesarza nad biurkiem

Opisaliśmy niechętne nowej Polsce reakcje części chłopów, robotników i Żydów. Tymczasem zdarzało się, że do niepodległego państwa nie byli przekonani także ludzie wykształceni, majętni, o wyrobionym wydałoby się poczuciu narodowości. I tak np. nie wszyscy urzędnicy chcieli pracować dla nowej administracji. O urzędnikach Ministerstwa Skarbu w rządzie Ignacego Paderewskiego pisano: „Przyjęto nie opór bierny, ale wręcz sabotaż wydawanych przez ministra […] rozporządzeń”.

Franciszek Józef był znacznie bliższy sercu wielu galicyjskich Polaków niż Józef Piłsudski (il. Bundesmobilienverwaltung w Wiedniu, domena publiczna)

Protesty wywoływały też próby spolonizowania terminologii biurowej. Jedni bronili słownictwa dawnej administracji carskiej, drudzy byłej monarchii austro-węgierskiej. Wśród części inteligencji urzędniczej silne było bowiem przywiązanie do dawnych porządków i monarchów.

Gdy nowym ministrem skarbu został wieloletni wysoki c.k. urzędnik prof. Leon Biliński, nad swoim biurkiem w Warszawie zawiesił… portret cesarza Franciszka Józefa. Inny zwolennik rozwiązania austro-polskiego, znany historyk i c.k. urzędnik prof. Michał Bobrzyński, do końca życia bronił tej koncepcji i uważał, że związanie sprawy Polski z monarchią Habsburgów było dobrą ideą.

Również wśród wojskowych – zwłaszcza starszych – nie brakowało takich, którzy z sentymentem wspominali dawne czasy. Dla zawodowych oficerów, którzy większość życia spędzili w armii carskiej lub cesarskiej, służba w Wojsku Polskim była tylko marnym ersatzem dawnego prestiżu. Znane wspomnienia płk. Mariana Romeyki „Przed i po maju” pełne są opisów takich starych pułkowników i generałów, którzy o carskim wojsku mówili niezmiennie „nasze”, a ich ulubioną rozrywką było przeglądanie księgi pamiątkowej swojego dawnego gwardyjskiego pułku huzarów czy dragonów.

Podobnie było z wyższymi oficerami z c.k. armii, dla których zabrakło miejsca w zredukowanej armii austriackiej. Chcąc nie chcąc, musieli szukać sobie miejsca w Wojsku Polskim – często dla nich dziwnym, obcym i niezrozumiałym. Szczególnie zaś cierpieli oficerowie dawnej rosyjskiej i austro-węgierskiej marynarki, którzy przed wojną mogli służyć na potężnych okrętach pływających po morzach i oceanach świata. Tymczasem w Polskiej Marynarce Wojennej czekało na nich parę starych kanonierek i trawlerów stacjonujących w dwóch małych portach na skrawku polskiego wybrzeża…

***

Jak widać na przytoczonych przykładach, lansowany w literaturze, telewizji i publicystyce obraz powszechnej radości z odzyskania niepodległości nie do końca odpowiada prawdzie i w rzeczywistości był bardziej złożony. Odrodzenie Polski nie u wszystkich wywołało radość i zadowolenie. Ponad stuletnia niewola zrobiła swoje.

Gdyby ta przynależność do trzech różnych państw potrwała jeszcze 100 lat, powstałyby trzy odrębne narody polskie […] Poza wyjątkami masy ludu mówiącego po polsku kierowały się przede wszystkim poczuciem patriotyzmu państwowego” – skonstatował uczony językoznawca prof. Jan Baudouin de Courtenay. Przed niepodległą Polską stanęło teraz zadanie uczynienia ze swoich mieszkańców świadomych obywateli, zdających sobie sprawę z wartości, jaką jest własne niepodległe państwo.

Bibliografia

  • Polski wir I wojny, opr. Anna Dębska, Ośrodek Karta, Warszawa 2014.
  • Jędrzej Moraczewski, Przewrót w Polsce, 1, Rządy ludowe. Szkic wypadków z czasów wyzwolenia Polski do 16 stycznia 1919 roku, Redakcja Tygodnika „Prawo Ludu”, Kraków–Warszawa 1919.
  • Andrzej Chwalba, 1919. Pierwszy rok wolności, Czarne, Wołowiec 2019.
  • Marian Romeyko, Przed i po maju, Wyd. MON, Warszawa 1967.
  • Jochen Böhler, Wojna domowa. Nowe spojrzenie na odrodzenie Polski, Znak Horyzont, Kraków 2018.

1 KOMENTARZ

  1. Bardzo interesujacy artykul, z ktorego duzo mozna sie dowiedziec. Jestem Warszawianka, moj dziadek i w ogole cala rodzina, otaczala czcia Marszalka Pilsudskigo. Moj dziadek wiele mi opowiadal, bo jak przyszla do Polski upragniona wolnosc byl wowczas mlodziencem. Rodzina mieszczanska, dziadek z bracmi mial poglody lewicowe ale antybolszewickie. Mimo ze po drugiej wojnie swiatowej byl zacieklym antystalinista, to bardzo przychylnie opowiadal o warszawskich komunistach z kregow robotnikow tramwajarzy warszawskich, zapamietalam jak okreslal ich jako ludzi uczciwych. Musze przyznac, ze mnie to dziwilo, gdyz po wojnie, wlasnie przez, moze nie polskich komunistow dziadek byl na czarnej liscie. Jeszecze raz dziekuje, historia kolem sie toczy, jak to dzisiaj widac obserwujac aktualna scene polityczna, a takie artykuly pomagaja lepiej poznawac, wciaz, wspolrodakow.

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!