Lata istnienia Księstwa Warszawskiego były okresem intensywnego rozwoju wojska, jednak o wiele większe przełożenie na współczesność mają postępy poczynione wówczas na innych polach. Przykładem może być zapomniana dziś reforma sądownictwa, której celem było wyrwanie Temidy z sieci rodowych wpływów.

Jedna z bardziej bulwersujących rozpraw XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej rozegrała się przed Trybunałem Koronnym. Stronami sporu byli wpływowy magnat oraz niezbyt zamożny szlachcic. Choć litera prawa bezsprzecznie sprzyjała temu drugiemu, to jednak sędziowie niekoniecznie. Niespecjalnie ukrywali oni swoje sympatie, a nawet ochoczo dawali im wyraz w trakcie organizowanych przez magnata biesiad. Wspólnych tematów do rozmów z gospodarzem z pewnością im nie brakowało: część z nich pochodziła z terenów odeń zależnych, część została natomiast ujęta kosztownymi podarkami.

I choć tuż przed ogłoszeniem wyroku wąskie grono niezależnych arbitrów zaczęło wskazywać na coraz liczniejsze nieścisłości w narracji magnata, to większość zignorowała ich głosy, naglona chęcią ogłoszenia dobrej nowiny w trakcie zbliżającej się uczty. Wyrok zapadł. Szlachcic stracił nie tylko dobre imię, ale – jak wielu jemu podobnych – wiarę w uczciwość sądownictwa w upadającej Rzeczpospolitej.

Budynek Trybunału Koronnego w Lublinie (fot. Krzysztof Kosowski, CC BY-SA 3.0)

Oślepić Temidę: napoleońskie reformy

Reforma sądownictwa w Księstwie Warszawskim, przeprowadzona wg francuskich wzorców, miała położyć kres nierównościom prawnym i kumoterstwu doby przedrozbiorowej. Pierwszym krokiem ku temu było wprowadzenie jawności rozpraw. Od tej pory na ręce wyrokujących patrzeć miały nie tylko strony procesu i ich reprezentanci, ale także szersza publika. Drugim było utworzenie wspólnego sądownictwa dla szlachty, chłopów i mieszczan oraz ustanowienie francuskich kodyfikacji jako źródła praw i obowiązków tych grup społecznych. Odrzucenie wcześniejszych regionalnych i stanowych partykularyzmów miało być manifestacją równości wszystkich wobec prawa oraz gwarancją przewidywalności wyroków.

Nadanie Konstytucji Księstwu Warszawskiemu przez Napoleona. Replika zaginionego obrazu Marcella Bacciarellego (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, nr inw. MP 2950 MNW)

Głębokie zmiany dotknęły także korpus prawniczy. Osoby chcące pracować w administracji publicznej czy sądownictwie musiały odtąd wykazać się stosowną wiedzą. Sprawdzano ją w trakcie egzaminu państwowego, do którego można było się przygotować w ramach otwartego dla wszystkich – przynajmniej w założeniach – kursu. Stopniowa profesjonalizacja kadry sądowniczej miała doprowadzić do jej uniezależnienia.

Ten sam cel miało wprowadzenie wynagrodzeń dla sędziów – praktyka obca przedrozbiorowym realiom. Gwarancja otrzymania pensji miała ukrócić łapówkarstwo oraz umożliwić dostęp do godności sędziowskiej osobom zdolnym i ambitnym, lecz niezamożnym. Ostatnią znaczną zmianą było przywrócenie monarsze prawa do wyboru sędziów. Władca – z założenia bardziej odporny na wpływy możnowładców niż lokalne sejmiki – miał być gwarantem obiektywności i niezależności polskiego sądownictwa.

Reformy te nie spotkały się z uznaniem szlachty. By zracjonalizować niechęć do zmian, podnoszono przede wszystkim argumenty natury finansowej: kursy i pensje miały generować ogromne koszty dla budżetu państwa. Dodatkowo napoleońskim prawom zarzucano niedostosowanie do „lokalnych warunków”. Raporty i listy słane do księcia warszawskiego, Fryderyka Augusta Sasa, jak i do samego Napoleona, niewiele mogły jednak wskórać. Modernizacja sądownictwa na wzór francuski stała się faktem – przynajmniej na papierze. Głośne rozprawy doby Księstwa Warszawskiego świetnie ilustrują proces niepozbawionej błędów i potknięć transformacji.

Naciski towarzyskie i rodzinne

Maksyma nemo iudex in causa sua – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie – była znana i stosowana na długo przed epoką napoleońską. A jeśli sędzia pozostawał w towarzyskich lub rodzinnych relacjach z jedną ze stron sporu? Choć w czasach Księstwa Warszawskiego koncepcja konfliktu interesów jako przesłanki wyłączającej określone osoby z postępowania pozostawała nieznana, to jednak napoleońskie prawodawstwo zapewniło instrumenty pozwalające na kontrolę postępowania składu orzekającego. Najważniejszym z nich było wprowadzenie jawności procesów. W końcu nic nie jest w stanie lepiej zasłonić Temidzie oczu niż presja widowni. Jak relacjonuje Kajetan Koźmian, przekonać miała się o tym boleśnie wdowa po regencie koronnym Zofia z Górskich Szymanowska.

Ta wpływowa szlachcianka sprzedała ziemię pewnemu Holendrowi, lecz po podpisaniu umowy i przyjęciu zadatku znalazła kupca gotowego dać większą kwotę za te same grunta. Chęć zysku była ogromna: nie unieważniła poprzedniej transakcji, ale postanowiła sprzedać majątek po raz wtóry. Cudzoziemiec nie dawał za wygraną i domagał się wydania przyrzeczonej ziemi. Nie doczekał się. Oszukany i ogołocony z majątku, miał umrzeć w niedługim czasie ze zgryzoty.

Wbrew ideałom Temida nie zawsze jest w stanie zachować bezstronność (fot. S. Hermann & F. Richter, Pixabay)

Śmierć niedoszłego kontrahenta nie zakończyła jednak problemów Szymanowskiej. W sądowe szranki z obrotną ziemianką wszedł spadkobierca poszkodowanego, a sprawa trafiła na wokandę najwyższej instancji sądowniczej w Księstwie – Rady Stanu. Powód nie przewidział tylko jednego: w skład tego organu wchodziły osoby powiązane z Szymanowską więzami rodzinnymi i towarzyskimi: od ministra sprawiedliwości, przez ministra wojny, na samym prezesie Rady Stanu skończywszy.

Początkowo rozprawa przebiegała po myśli obrotnej i wpływowej regentowej. Zapewne tak też by się skończyła, gdyby nie publika, która zaczęła wytykać rażące błędy i nieścisłości w rozumowaniu członków Rady Stanu. Zamieszanie na sali dało do myślenia pozostałym członkom Rady, którzy dotąd wierzyli na słowo ponadprzeciętnie zaangażowanym w sprawę kolegom. Dokonawszy samodzielnej analizy dowodów, wykazali, że racja cudzoziemca była bezsprzeczna. Ostatecznie presja widowni okazała się silniejsza niż osobiste powiązania części sędziów i spadkobierca oszukanego Holendra wygrał sprawę.

Stanisław Staszic

Historia dwóch pobić

Nie zawsze jednak presja otoczenia była w stanie zagwarantować obiektywność składu orzekającego. Dobrze ilustrują to historie ważnego prefekta oraz zwykłego stróża, których – poza pełnieniem funkcji publicznych – dzieliło niemal wszystko: od koneksji, przez zamożność, po prestiż piastowanych stanowisk.

Jednym z głośniejszych skandali doby Księstwa było pobicie na rogatkach Warszawy publicysty, uczonego i działacza politycznego Stanisława Staszica. Zgodnie z obowiązującą wówczas zasadą granicy miasta nie można było przekraczać po zmroku bez specjalnego pozwolenia. Pech jednak chciał, że czerwoną linię przekroczył ubrany w cywilny strój i pogrążony w rozmyślaniach Staszic, a fakt ten nie umknął uwadze bacznego stróża. Wymówki zatrzymanego spacerowicza, który powoływał się na swój polityczny immunitet, odebrane zostały jako niesmaczny żart i prowokacja. Zasłużony filozof w jednej chwili znalazł się na ziemi, a razy, które przy okazji otrzymał, miały mu wybić z głowy podobne spacery w przyszłości. Staszic wziął sobie do serca tę zniewagę i zrobił wszystko, by stróż nie tylko został usunięty ze swojego stanowiska, ale też trafił do więzienia – i tak też się stało.

Inaczej zgoła miały się sprawy w przypadku bardziej zasłużonych oraz wyżej postawionych urzędników. Świetnie ilustruje to historia prefekta departamentu płockiego Rajmunda Rembielińskiego. Zirytowany brakiem terminowości jednego z obywateli, kazał go skrępować i doprowadzić przed swoje oblicze wprost do urzędu. To jawne nadużycie władzy zapewne przeszłoby bez echa, gdyby nie determinacja poszkodowanego. Sprawa stanęła przed Radą Stanu i dzięki wstawiennictwu bezpośredniego przełożonego, a prywatnie przyjaciela Rembielińskiego – ministra spraw wewnętrznych Jana Pawła Łuszczewskiego – skończyłaby się zapewne pomyślnie dla oskarżonego, gdyby nie ostry protest wspomnianego wyżej Staszica.

Nawiązując do swojej sprawy, miał on rzec: Jak niżsi urzędnicy nie mają się dopuszczać zuchwałych nadużyć, kędy w zwierzchnikach swoich takie wzory mają? Rada Stanu jest tą pajęczyną, w której mucha więźnie, a bąk się przebija”. Porównanie to poruszyło sumienia radców, którzy – podobnie jak w przypadku stróża z rogatek Warszawy – postanowili pozbawić porywczego prefekta stanowiska i przykładnie go ukarać. Łuszczewski nie dał jednak łatwo za wygraną. By ratować swojego protegowanego, odwołał się z sukcesem od wyroku Rady Stanu do samego księcia. Przewina prefekta została puszczona w niepamięć.

Pomnik Fryderyka Augusta I w Lipsku, ufundowany przez Józefa Aleksandra Jabłonowskiego, odsłonięty w 1780 r. (rys. Carl Benjamin Schwarz)

Wszyscy równi wobec prawa? Sądy a sprawa chłopska

„Wolność, równość i braterstwo” – ta rewolucyjna maksyma miała powiewać nie tylko na francuskich sztandarach, lecz także na wskroś przesiąknąć francuskie instytucje, którym napoleońskie bagnety utorowały drogę przez Europę. Jednak górnolotne hasła to jedno, a praktyka to drugie, szczególnie gdy chodziło o przedstawicieli włościaństwa.

Louis Pierre Édouard Bignon, francuski rezydent w Księstwie Warszawskim (ze zbiorów Österreichische Nationalbibliothek)

Drastyczny przykład braku poszanowania dla podstawowych praw człowieka znaleźć można w korespondencji francuskiego rezydenta, Edwarda Bignona. Zszokowany francuski dyplomata w raporcie do Paryża opisuje sytuację, do której doszło w jednym z prowincjonalnych miasteczek Księstwa Warszawskiego w 1811 roku. Dwudziestu chłopów odmówiło wykonywania posług na rzecz pana. Sąd nie przyznał im racji i kazał zamknąć ich w ramach kary w areszcie. Takie rozwiązanie sprawy nie zadowoliło jednak ich pana. W noc po wydaniu wyroku w celi aresztu doszło do masowego morderstwa, w wyniku którego zginęło 17 ze skazanych. Trzem pozostałym tylko cudem udało się uniknąć śmierci.

Sprawa ta wstrząsnęła lokalną społecznością, jednak nie władzami Księstwa. Minister policji Aleksander Potocki, otrzymawszy raport mówiący o masowym morderstwie, miał stwierdzić, że to kwestia lokalnych porachunków i pozostawić sprawę bez nadania jej dalszego biegu. Postawa ta zszokowała francuskiego dyplomatę, który doszedł do wniosku, że: „potrzeba wielu lat, zanim się tu przyjmie, by postrzegać chłopów jak ludzi i jako takich ich traktować”.

Inne przykłady bezkarności za krzywdy wyrządzone włościanom opisane zostały w cytowanych wyżej pamiętnikach Kajetana Koźmiana. W trakcie jednej z przejażdżek do uszu autora oraz jego towarzysza – Marcina Badeniego – dobiegły krzyki zrozpaczonych chłopów: „niech panowie będą łaskawi i uratują biedne dziewczęta od rozpusty, oto młodzi wojskowi panicze pogonili za niemi, dziewczęta pouciekały na drzewa, lecz oni je ściągają”. Owi „młodzi panicze” nie byli anonimowymi osobami, lecz oficerami ze sztabu księcia Poniatowskiego, którzy podobnych czynów mieli dopuszczać się niejednokrotnie. Gwałty spotkały się z wyraźnym potępieniem podróżnych, ale o pomocy ofiarom czy interwencji prawnej nie było mowy. „Wyrzuty sumienia za chucie młodości” były jedyną karą czekającą na przestępców.

***

Reforma prawa i instytucji była jednym z trudniejszych zadań, przed którymi stanęły struktury odradzającego się państwa polskiego. Jej owoce – co całkiem zrozumiałe – nie miały szans dojrzeć w ciągu zaledwie pięciu burzliwych lat istnienia Księstwa Warszawskiego. I choć w nowym systemie „mucha więzła, a bąk się przebijał”, to jednak francuskie prawodawstwo skutecznie utrudniło „bąkom” życie, a luki pozwalające im na ucieczkę spod miecza Temidy były coraz trudniejsze do znalezienia i wykorzystania.

Bibliografia

  • Bałtruszajtys G. (red.), Zarys dziejów Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego 1808–2008, Warszawa, 2008.
  • Bardach J., Leśniodorski B. i Pietrzak M., Historia ustroju i prawa polskiego, Warszawa, 2009;
  • Bignon E., Polska w roku 1811 i 1813. Wspomnienia dyplomaty, tłum. J. Iwaszkiewicz, Wilno, 1921;
  • Cichoń P., „Droga do zawodu sędziego w Księstwie Warszawskim”, Studia z dziejów państwa i prawa polskiego, vol. 15, ss. 45-58, 2012;
  • Instrukcje i depesze rezydentów francuskich w Warszawie 1807-1813, opr. M. Handelsman, vol. 1-2, Kraków, 1914;
  • Koźmian K., Pamiętniki, vol. 2, opr. J. Willaume, 1972;
  • Leśnodorski B., „Szkoła Prawa i Nauk Administracyjnych w Księstwie Warszawskim”, [w:] B. Leśnodorski, W. Sobociński, J. Sawicki (red.), Studia z dziejów Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa, 1963;
  • Łubieński F., Pamiętnik Feliksa hr. Łubieńskiego ministra sprawiedliwości, opr. W. Chomętowski, Warszawa 1890;
  • Oniszczuk A., „Doświadczenia Księstwa Warszawskiego w zakresie edukacji prawniczej”, Krytyka Prawa, vol. 8/3, 2016;
  • Rosner A., „Sędziowie i urzędnicy sądów pokoju w Księstwie Warszawskim”, Przegląd Historyczny, vol. 79/4, ss. 659-684, 1988.

 

Skomentuj. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii!