Pancernego bohatera tego materiału chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Gdański T-34 obrósł przez lata grubą warstwą farby, mitów i legend, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków Trójmiasta. Jego prawdziwa historia jest o wiele bardziej złożona, niż można by przypuszczać.
Patrząc na tenże czołg podczas letniego spacerku, można odnieść wrażenie, że nie ma w nim nic ciekawego czy tajemniczego. Ot, T-34/76, postawiony na pomniku niedługo po wojnie. Dopiero zagłębiając się w literaturę przedmiotu, niestety coraz rzadziej spotykaną w publicznych bibliotekach, można zauważyć, jak mało wiemy o tym pojeździe. A jest to jeden z najbardziej zagadkowych zabytków militarnych na Pomorzu Gdańskim.
Aby utrzymać jakikolwiek porządek w niniejszym artykule, trzeba zacząć od historii czołgu 121, który – zdaniem niektórych – stoi dziś na cokole przy gdańskiej alei Zwycięstwa. A dalej? A dalej to już Państwo zobaczycie…
Poznajmy naszego protagonistę
Jedną z jednostek biorących udział w walkach o Gdynię w marcu 1945 roku była polska 1 Brygada Pancerna. Na jej wyposażeniu znajdował się czołg najbardziej istotny dla niniejszej opowieści, czyli T-34/76 dowodzony przez porucznika Juliana Miazgę, oznaczony numerem taktycznym 121.
Mało brakowało, a wspomniany wóz spóźniłby się na sam szturm. Podczas walk o Wejherowo w czołgu pękł przewód paliwowy, co na pewien czas unieruchomiło „teciaka”. Na szczęście wóz udało się naprawić i już 25 marca wrócił on do linii, włączony w skład 3 Batalionu, by wejść do walki tego samego dnia. Niektórzy autorzy podają, jakoby podczas przeprowadzania rozpoznania bojem wóz ten został trafiony przez działo przeciwpancerne, jednak wydaje się to efektem niezamierzonej konfabulacji.
26 marca siedem czołgów z 3 Batalionu ruszyło do ataku w kierunku ulicy Stryjskiej i wiaduktu kolejowego, wspierając 1072 Pułk Strzelców. Niestety, 121 nie miał tego dnia szczęścia.

Miazga atakuje
Pech dopadł 121 już na początku natarcia, kiedy to czołg stracił gąsienicę na skutek detonacji miny. Uszkodzenie udało się jednak naprawić i wóz wrócił do walki. Jak się okazało, nie na długo. Cytując fragment książki Zbigniewa Flisowskiego „Pomorze. Reportaż z pola walki”:
Do toru jeszcze dwieście metrów, jeszcze sto pięćdziesiąt, jeszcze sto. Ciepły [mechanik-kierowca w 121 – dop. ŁM] widzi przez tripleks okopy. Boże, jest kilka linii! Dodaje gazu. Potworny wstrząs – grzęźnie w drugim okopie, z zerwanymi gąsienicami…
Tę samą sytuację trochę bardziej barwnie przedstawił wspomniany już Kazimierz Przytocki w książce „Rajd ku morzu”:
Przeskoczywszy transzeję za małym pagórkiem sierżant Ciepły spostrzega nagle rów łącznikowy. Ciągnie gwałtownie za drążki, by najechać na niego w poprzek, nie wzdłuż. Za późno, czołg obraca się już wokół swojej osi, stare ogniwa gąsienic nie wytrzymały tak dużego naporu i znów jedna z taśm pękła w kilku miejscach.
Jak więc widać, za unieruchomienie 121 odpowiadała pęknięta gąsienica, zerwana po wjechaniu na niemiecki okop czy też rów łącznikowy. Warto tu również podkreślić pewną kolejność zdarzeń – eksplozja miny, naprawa uszkodzenia i ponowne unieruchomienie wozu na przeszkodzie. W późniejszym czasie te dwa wydarzenia często (błędnie) zrastały się w jedno. Wróćmy jednak do wydarzeń.

Dowódca czołgu, wiedząc że unieruchomiony wóz jest łatwym celem dla nieprzyjacielskiej broni przeciwpancernej, wydał rozkaz opuszczenia pojazdu. Sam Miazga został, niestety, postrzelony w płuca z broni strzeleckiej (strzelec wyborowy? karabin maszynowy?), więc dowodzenie nad resztą załogi przejął mechanik-kierowca, sierżant Ciepły. Ranny dowódca został ewakuowany, a pozostali czołgiści, po wymontowaniu z wozu obu karabinów maszynowych, zajęli pozycje defensywne w pobliżu swej uszkodzonej maszyny.
Uszkodzony czołg został naprawiony w ciągu nocy, a po uzupełnieniu i wymianie części załogi 121 wrócił do akcji następnego dnia, wziął udział w walkach w centrum Gdyni i ostatecznie dotarł do morza, gdzie m.in. prowadził ogień w kierunku niemieckich jednostek pływających.
Dalsze dzieje 121 są dosyć słabo udokumentowane, niemniej jest możliwe, że maszyna ta brała udział w dalszych walkach na Kępie Oksywskiej aż do ich zakończenia. Co się z nim dalej stało? Czy to ten czołg możemy dziś podziwiać w Gdańsku? Wyjaśnienie tej kwestii jest niestety o wiele trudniejsze, niż może się to wydawać.

Jeden czołg – dwie narracje
Pierwszy pomnik ulokowano w tym miejscu jeszcze w 1945 roku, ustawiając tu amerykański czołg Sherman M4A2(76)W z 116 Brygady Pancernej. Jeśli wierzyć dostępnym informacjom, był to jeden z pierwszych sowieckich czołgów, które wjechały do Gdańska.
Dziś, niestety, nie ma po tym pojeździe śladu. Choć był niewątpliwie oryginalną pamiątką po wojennych wydarzeniach, nie pochodził z ZSRS, był więc niemile widzianym świadectwem zagranicznej pomocy, jaką otrzymywał Związek Sowiecki podczas wojny. Sherman musiał zniknąć. Zamiast tego niewygodnego wozu zdecydowano się postawić „poprawny politycznie” czołg produkcji sowieckiej.

Skąd jednak pozyskano ten konkretny egzemplarz T-34/76? Czy jest to anonimowy wrak ściągnięty z pobojowiska (czy też złomowiska), czy jednak historyczny 121? Cóż, może Państwa rozczaruję, niemniej czuję się zobowiązany do udzielenia odpowiedzi zgodnej z moim obecnym stanem wiedzy: nie mam pojęcia.
Choć dostępne wspomnienia i literatura poruszają tę kwestię (aczkolwiek dość rzadko), nie można połączyć ich w jedną spójną całość. Dlatego też, choć to trochę nietypowe, pozwolę sobie w tym momencie rozbić – na chwilę – niniejszy artykuł na dwie części, by opisać różne możliwe wersje rozwoju wydarzeń.

Wersja A – wrak z pobojowiska
Czas na kolejny cytat, tym razem z innej książki Przytockiego – „Warszawska Pancerna” z 1981 roku:
W związku z decyzją upamiętnienia walk polskiej brygady pancernej na terenie Gdańska-Wrzeszcza, w marcu 1946 r. wysłano do Gdańska ekipę brygady pod dowództwem por. Górewicza w celu przygotowania pomnika. Ekipa wzniosła cokół i ustawiła na nim przyholowany z pobliskich pobojowisk uszkodzony i pozostawiony czołg T-34/76, po skompletowaniu jego zewnętrznego wyposażenia.
Ten krótki opis nie pozostawia – trzymając się cały czas tej wersji rozwoju wydarzeń – miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Ot, przyszedł rozkaz znalezienia czołgu na pomnik, więc go znaleziono w najprostszy możliwy sposób. Zamiast wybierać maszynę z zasobu jednostki, tj. poświęcać sprawny wóz, zdecydowano się na pozyskanie wraku z obszaru leżącego niedaleko przewidywanej lokalizacji pomnika. Wóz zewnętrznie odświeżono, pomalowano – i proszę, można było postawić go na cokole.
Taka wersja tłumaczy widoczne uszkodzenia czołgu (przede wszystkim na wieży), jak również dosyć różnorodny zestaw kół nośnych. Ot, po prostu wóz połatano, pospawano, założono takie koła, jakie były pod ręką, i gotowe. Ta maszyna i tak nie miała jeździć, tylko stać.

Szukając argumentów na poparcie tej tezy, można – a nawet trzeba – zajrzeć do książki Janusza Magnuskiego „Wozy bojowe LWP” z 1985 roku, uznawanej za jedną z lepszych publikacji na ten temat. Znajdziemy tam krótki opis: „Czołg – prawdopodobnie z jakiejś radzieckiej jednostki – ściągnięto z pobliskich pobojowisk, przy czym podwozie kompletowano z kilku wraków”.
I na tym zasadniczo można by było zakończyć rozważania o pochodzeniu „pomnikowego” T-34/76, gdyby nie… relacja samego Miazgi.
Wersja B – czołg z Brygady im. Bohaterów Westerplatte
Podstawą tego wariantu wydarzeń jest przede wszystkim praca „Od Lenino do Gdańska z Brygadą Pancerną im. Bohaterów Westerplatte”, pochodząca z zasobów Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni. Patrząc na jej tekst, strukturę i język wydaje się, że jest to zapis rozmowy (wywiadu?), jaką przeprowadził ktoś z Miazgą, zapisując jego wypowiedzi na żywo i z minimalną korektą językową, co w pewnym stopniu utrudnia lekturę tekstu. Opierając się jednak na tej relacji, uzupełnionej w niewielkim stopniu innymi opracowaniami, można spróbować zbudować ową „wersję B”, czyli zbiór przesłanek świadczących o tym, że czołg stojący dziś w Gdańsku może być rzeczywiście wozem z Brygady im. Bohaterów Westerplatte.

Wspominając o walkach w rejonie miejscowości Żabin (?), Miazga stwierdził: „Po tej awarii czołgu zostałem skierowany na punkt uszkodzonych wozów, ponieważ miał zerwany luk i przyrządy obserwacyjne. (…) szybko mi ten czołg naprawili (…)”. Dlaczego ten fragment jest tak istotny?
Każdy, kto miał okazję obejrzeć T-34/76 stojący dziś na pomniku, może zauważyć, że luk kierowcy jest przyspawany w bardzo ciekawy sposób. Przede wszystkim, sam kadłub pochodzi z początku 1941 roku, kiedy to produkowano wozy z zupełnie innym lukiem kierowcy i inaczej rozmieszczonymi przyrządami obserwacyjnymi. Późniejszy wzór włazu po prostu nie pasuje do „starszych” kadłubów, stąd też mechanicy musieli wykazać się pewną dozą kreatywności. Czy patrząc na „pomnikowy” czołg, widzimy właśnie efekt takiej szybkiej naprawy? Czy jest to luk kierowcy przyspawany w pośpiechu i na oko w miejsce tamtego odstrzelonego pod Żabinem? Kolejne pytanie bez odpowiedzi.
Co ciekawe, trzymając się tej wersji, da się również znaleźć wyjaśnienie dla dosyć zróżnicowanego zestawu kół nośnych obecnych na wspomnianym T-34/76. We wspomnianej już książce „Rajd ku morzu” znajdziemy opis uszkodzeń 121 po detonacji miny: „pod kierunkiem mechanika Ciepłego może naprawić pękniętą w dwu miejscach gąsienicę i zerwane bandaże z kół nośnych”. Takie koła, pozbawione gumy, nie nadawały się już do użytku i trzeba było je wymienić na inne. W warunkach frontowych używano tego, co było pod ręką – doskonałe wytłumaczenie wspomnianej już różnorodności kół.
Wróćmy jednak do relacji Miazgi. Na 24 stronie tego dokumentu znajdziemy kilka bardzo interesujących fragmentów:
Zbliżała się rocznica wyzwolenia Gdańska, było to w roku 1946. D-ca brygady pancernej […] wezwał mnie do siebie i powiada […] weź swój czołg i postawimy go jako pomnik w Gdańsku. […] Załadowaliśmy czołg na pociąg w Legionowie, przywieźli go do Gdańska, przygotowano cokół, wymontowano silnik i wszystkie urządzenia i tam go ustawili na Alejach Zwycięstwa, gdzie do dziś stoi.

Siedzenie na płocie bywa niewygodne
Jak więc widać, mamy tu dwie zupełnie rozbieżne wersje. Miazgi – wóz z Brygady, i Przytockiego – czołg z pobojowiska. Uszkodzenia i modyfikacje widoczne na dzisiejszym „teciaku” można wyjaśnić w zgodzie zarówno z jedną, jak i z drugą tezą. Elementem rozstrzygającym nie jest tu nawet sama „płaska” wieża, jako że w Brygadzie używano T-34/76 zarówno z wieżą odlewaną, jak i spawaną z płyt walcowanych, a zawsze trzeba też mieć świadomość wcielania do jednostki wozów z warsztatów remontowych, na zasadzie „sztuka jest sztuka”.
Jak więc dojść prawdy? Cóż, potrzebne są tu dwie rzeczy, jedna trudniejsza od drugiej.
Przede wszystkim należałoby odczytać numery seryjne wozu, dziś praktycznie niewidoczne pod grubą warstwą farby. Oczywiście, zakładając, że wybito je we właściwy sposób i że w ogóle da się je odczytać po tylu latach.
Drugim etapem byłaby rozbudowana kwerenda, zarówno w polskich, jak i rosyjskich archiwach. Czy jednak odpowiednia dokumentacja jeszcze istnieje? Nie mam pojęcia.
Patrząc na powyższe, mam nadzieję, że zrozumiecie Państwo, dlaczego nie jestem w stanie podać Wam wyczerpującego wyjaśnienia pochodzenia czołgu stojącego dziś przy alei Zwycięstwa. Zmyślać nie chcę, kłamać tym bardziej. Jeśli ktoś z Państwa jest w stanie uzupełnić jedną czy drugą wersję lub też podać niewykorzystane przeze mnie źródła pozwalające na rozstrzygnięcie wątpliwości, bardzo proszę się nie krępować. Nie mam nic przeciwko temu, by uzupełniać czy prostować moje materiały, oczywiście, jeśli takie poprawki oparte są o odpowiednie źródła.
Dwa słowa o samym pomniku
Czas najwyższy zamknąć artykuł. Limit znaków zaczyna przypominać o sobie, nie chcę też zanudzać Państwa dalszymi wywodami czy długaśnymi cytatami. Dlatego też – krótko.
Odsłonięcie pomnika miało miejsce 6 kwietnia 1946 roku, w pierwszą rocznicę zakończenia walk na Kępie Oksywskiej. „Dziennik Bałtycki” odnotował to zdarzenie dopiero 9 kwietnia, przesuwając na dodatek wspomniane zdarzenie na 8 kwietnia.
O godz. 13-ej nastąpiło odsłonięcie pomnika „Czołgistów im. bohaterów Westerplatte”, we Wrzeszczu. Tutaj z ramienia stronnictw politycznych przemawiał ob. Dworakowski, w imieniu Armii Czerwonej pułk. Wojnarow, imieniem zaś brygady czołgistów, starszy sierżant Kniecko.
W późniejszych latach wspomniany pomnik gościł na łamach „Dziennika Bałtyckiego” nie raz i nie dwa. Odbywały się przy nim różne uroczystości, przechodziły obok marsze i rajdy, w końcu pomnik wspominano jako punkt orientacyjny w niektórych ogłoszeniach. Co zrozumiałe, pojawiał się tam również sam Miazga (oraz jego żona i syn) i jego „historyczny” czołg. Czasem nawet dziennikarze, zapewne w pisarskim ferworze, przedstawiali czołg Miazgi jako wóz zdobywający Gdańsk, niemniej były to rzadkie przypadki.
Podsumowanie
W roku 1972, w związku z poszerzaniem jezdni, pomnik został przesunięty o kilkanaście metrów. Stary cokół został rozebrany, a nowy wzniesiono z pewnymi modyfikacjami. W związku ze wspomnianą rozbudową drogi nie było już możliwości, by różnego rodzaju poczty honorowe czy oficjalne delegacje stały przed czołgiem, dlatego też nowy postument poszerzono o odpowiednie podwyższenie, znajdujące się na lewo od czołgu. Od tamtego czasu wóz nie ruszył się z miejsca.

Obecnie ten jakże ciekawy T-34/76 stoi jako atrakcja dla dzieci i cel dla wandali i aktywistów, co pewien czas wpadających na różne „genialne” pomysły motywowane politycznie czy artystycznie. Co pewien czas znajduje się też ktoś próbujący usunąć tę maszynę z należnego jej miejsca.
Niezależnie od tego, jak przedstawia się przeszłość tego pojazdu, jest to czołg wart troski i zachowania. Z punktu widzenia historii techniki i wojskowości to rzadki już przykład T-34/76 z jeszcze rzadszym rodzajem kadłuba. Z kolei jako pomnik poświęcony Brygadzie wóz ten przypomina o coraz bardziej zapomnianym i spychanym w niebyt fragmencie naszej historii, czyli o żołnierzach, którzy „spóźnili się do Andersa”, jak to się czasem mawia, czy po prostu o tych żołnierzach Wojska Polskiego, którzy wrócili do kraju razem z nacierającą Armią Czerwoną.
Czy powinniśmy dyskutować o tych wydarzeniach? Tak. Czy niezbędne są dalsze badania dotyczące tego okresu i zagadnienia? Jak najbardziej. Ale czołg niech sobie stoi tam, gdzie stoi, choć przydałby mu się mały remont.

Bibliografia
- Kamil Anduła, Warszawska Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte na froncie (1943–1945), Tetragon, Warszawa 2015.
- Tenże, Udział 1 Warszawskiej Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte im. Bohaterów Westerplatte w walkach o Kępę Oksywską (30 marca–5 kwietnia 1945 r.), „Przegląd Historyczno-Wojskowy”, r. 13 (2012), nr 3.
- Zbigniew Flisowski, Reportaż z pola walki, MON, Warszawa 1979.
- Edmund Kosiarz, Wyzwolenie Gdyni w marcu 1945 roku, „Rocznik Gdyński”, nr 6 (1985).
- Zbigniew Lalak, Broń pancerna w LWP 1943–1945. Organizacja i struktura, Pegaz-Bis, Warszawa 2005.
- Janusz Magnuski, Wozy bojowe LWP 1943–1983, MON, Warszawa 1985.
- Julian Miazga, Od Lenino do Gdańska z Brygadą Pancerną im. Bohaterów Westerplatte, Gdynia 1969 (rękopis).
- Pomnik-czołg, [w:] Gedanopedia, [dostęp: 9 lipca 2023], <https://gdansk.gedanopedia.pl/gdansk/?title=POMNIK-CZO%C5%81G>.
- Kazimierz Przytocki, Rajd ku morzu, MON, Warszawa 1974.
- Tenże, Warszawska Pancerna. Z dziejów 1 Warszawskiej Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte 1943–1946, MON, Warszawa 1981.
- Kacper Śledziński, Tankiści. Prawdziwa historia czterech pancernych, Znak Horyzont, Kraków 2014.
- Zdewastowany czołg na al. Zwycięstwa w Gdańsku, [w:] Kosycarz Foto Press, [dostęp: 9 lipca 2023], <https://kfp.pl/wiadomosc/zdewastowany-czolg-na-al-zwyciestwa-w-gdansku>.