W ostatnich latach w Polsce wyraźnie daje się zauważyć wzrost zainteresowania literaturą związaną z historią magii, czarów oraz procesów „czarownic”. Abstrahując od powodów takiego stanu rzeczy, cieszy zwiększenie się liczby osób chcących poznawać historię wierzeń i kultury religijnej średniowiecza oraz wczesnej nowożytności, co wiąże się z niemalże lawinowym publikowaniem kolejnych książek na ten temat. Wiele z nich to przedruki dawnych prac, zdarzają się jednak i nowości, takie jak książka „Czarownicy żyć nie dopuścisz…” Jacka Wijaczki (wydana w 2022 roku przez wydawnictwo Replika) czy przekłady książek Michaela Ostlinga (Wydawnictwo IBL PAN, 2024) i Kateryny Dysy (Wydawnictwo IBL PAN, 2024). Niestety, nie wszystkie publikacje stoją na tak samo wysokim poziomie. Przykładem książki średniej, która – jeśli za jej odbiorcę przyjąć przeciętnego czytelnika – posiada równie wiele zalet, co wad, mogą być „Wiedźmy i czarownice” Nigela Cawthorne’a, opublikowane w ubiegłym roku jako przedruk przez wydawnictwo Bellona.
Już na wstępie zaznaczyć należy, że „Wiedźmy i czarownice” nie są pracą stricte historyczną, ich autor zaś nie jest historykiem. Nigel Cawthorne to amerykański reportażysta, który lubi brać na warsztat tematy historyczne (lista jego publikacji w tym zakresie sięga kilkudziesięciu pozycji), by popularyzować je wśród szerokiego grona odbiorców. Nie stanowi to w żadnym wypadku zarzutu względem książki i wszystkie uwagi, które pojawiają się w niniejszym tekście, wynikają z tego, w jaki sposób autor wywiązał się z deklarowanych we wstępie założeń, lub dotyczą ewentualnych niedopowiedzeń, które moim zdaniem powinny zostać przez niego wyjaśnione.
Cawthorne stwierdza zatem we wstępie, że jego książka jest obiektywna i przekazuje tylko fakty, które znalazł w protokołach sądowych. Abstrahując od kwestii obiektywności i subiektywności historiografii oraz tego, jaki wpływ na treść książki ma taki a nie inny dobór źródeł przez autora, trzeba powiedzieć, że cała jego praca pełna jest określeń wartościujących, a kolejne historie przytaczane są dość luźno.
W niektórych przypadkach Cawthorne cytuje protokoły sądowe, skupia się jednak przede wszystkim na tych fragmentach, które w możliwie najbardziej obrazowy sposób przedstawiają tortury i wymuszanie zeznań na przesłuchiwanych. Mało jest w tym wszystkim wyjaśnień, a w ogóle nie ma informacji o powszechności tych praktyk w nowożytnym europejskim procesie karnym. Czytelnik może odnieść wrażenie, że tortury stosowano tylko w odniesieniu do „czarownic”, podczas gdy w ten sam sposób traktowano osoby podejrzewane o morderstwo, świętokradztwo czy nawet bardziej zuchwałą kradzież (np. połączoną z uszczerbkiem na zdrowiu ofiary).
Brak wyjaśnień nie stanowiłby problemu, gdyby Cawthorne przez całą książkę trzymał się deklaracji co do przekazywania samych faktów. Niestety, tak nie jest – autor dość często odchodzi od protokołów sądowych i przedstawia bardzo powierzchowne wytłumaczenia pewnych zjawisk i zdarzeń. Mimo zapewnień o pisaniu bez emocji i suchym relacjonowaniu faktów, używa niekiedy słów rodem z Jules’a Micheleta, pisząc o „szale”, „szaleństwie” etc. ówczesnych ludzi. Często też z tekstu przebija źle skrywana ironia, szczególnie w momentach, gdy Cawthorne najbardziej nie dowierza w szczerość intencji lub sposób myślenia opisywanych przez niego ludzi.
Prowadzi to bezpośrednio do drugiego zarzutu, jaki stawiam „Wiedźmom i czarownicom”: Cawthorne pisze mianowicie w sposób całkowicie sprzeczny z tzw. zasadą życzliwości Davidsona. Wszystko w jego książce podporządkowane jest naczelnemu przekonaniu, że za procesami stała jedynie chęć wzbogacenia się i zdobycia władzy, nie zaś realna wiara w istnienie czarów. Nigel Cawthorne zdaje się zatem całkowicie negować wczesnonowożytną kulturę europejską, sugerując, że zachowane do naszych czasów protokoły sądowe i zawarte w nich oskarżenia oraz zeznania stanowią tylko swego rodzaju zasłonę dymną, która przysłonić ma czytelnikowi prawdziwe intencje oskarżycieli i sędziów, a mianowicie chęć wyzysku ekonomicznego ofiar procesów. Tymczasem w wielu krajach na przykład nie konfiskowano majątków „czarownic”. Ba, w licznych przypadkach znanych z ziem polskich władze miejskie zabezpieczały majątek nieletnich dzieci „czarownicy”, aby mogły przejąć go po osiągnięciu lat sprawnych.
Za problem można uznać również skupienie się w niektórych przypadkach na oskarżeniu danej osoby o czary przy jednoczesnym niezwracaniu uwagi na to, że zarzut ten był w najlepszym przypadku trzeciorzędny, a główna motywacja do stracenia danej osoby mogła leżeć gdzie indziej – tak było na przykład w przypadku Ernesta von Ehrenberga, jedynego spadkobiercy księcia-biskupa Wurzburga. Wydaje się, że był to raczej proces polityczny, a zarzut uprawiania czarów został dorzucony do aktu oskarżenia na bardzo późnym etapie. Nie powinno to dziwić – wykorzystywanie oskarżeń o czary w rozgrywkach politycznych stanowiło w Europie normę; dość wspomnieć incydent na dworze królowej Bony czy procesy o czary w Księstwie Moskiewskim.
Wracając jeszcze do tematu tortur: jak wspomniałem, Cawthorne skupia się na ich opisie do tego stopnia, że jego uwadze umyka zupełnie fakt, iż stanowiły one stały element postępowania sądowego w każdej (!) ówczesnej sprawie kryminalnej. Na absurd zakrawa więc domaganie się przez autora, aby interweniujący w 1630 roku przeciwko nadużyciom w sprawach o czary w Bambergu cesarz Ferdynand miał zakazać tortur. Wywróciłoby to całą logikę ówczesnego procesu sądowego do góry nogami i byłoby równoznaczne na przykład z walką z dzisiejszymi przypadkami przekroczeń uprawnień przez prokuratorów poprzez odebranie im prawa do przedstawiania świadków oskarżenia lub zakazanie przesłuchiwania przez nich świadków obrony.
Nie wszystko wreszcie, co opisuje Cawthorne, łączy się ściśle z czarami, a już na pewno nie z procesami o czary per se. O ile słusznie włącza on do tej grupy procesy wilkołaków z północnej Francji, tak uwzględnienie „czarownic” hiszpańskich jest już w tym przypadku dużym nadużyciem, z którego zdawać musiał sobie sprawę sam autor. Sygnalizuje on bowiem, że czary były tam traktowane jak herezja (tak samo jak rekonwersja z chrześcijaństwa na judaizm), po czym gros jego opisów stanowią procesy Żydów. Nadreprezentacja Żydów wśród „czarownic” nie powinna w tym rozdziale dziwić, ponieważ opisywana z taką lubością przez Cawthorne’a hiszpańska inkwizycja w znacznie większym stopniu zainteresowana była właśnie wyszukiwaniem Żydów, którzy przeszli na katolicyzm, po czym potajemnie dalej wyznawali judaizm, niż polowaniem na „czarownice”.
Nie oznacza to jednak, że książka Cawthorne’a nie ma żadnych zalet. Do najważniejszych zaliczyć można przede wszystkim fakt, że pokazuje on czytelnikowi pewien określony zestaw cech przypisywanych od wieków grupom, które pragnie się ośmieszyć lub zniszczyć, takich jak: rozwiązłość seksualna, wykorzystywanie seksualne oraz okaleczanie dzieci czy przeprowadzanie mrocznych rytuałów. Schemat ten funkcjonuje do dziś, wykorzystywane są w nim także te same argumenty. Przypisywane katarom czy waldensom rozpasanie seksualne i organizowanie nocnych orgii zarzucano też na przykład komunistom, a sam kilka lat temu słyszałem podobne historie na temat świadków Jehowy – zwykle są to opowieści kogoś cudownie uratowanego lub „skruszonego grzesznika”, który opuścił grupę, by wyznać światu „prawdę” na jej temat.
Niewątpliwą zaletą książki jest także wplecenie przez Cawthorne’a w przytaczane opowieści przypadków mężczyzn oskarżanych o czary, o których często zapomina się w dyskursie popularnym (szczególnie w językach bardziej nacechowanych płciowo, jak polski, w którym „czarownica” oznacza jednoznacznie kobietę).
Książka Cawthorne’a stanowić może interesujące wprowadzenie do tematu dla wszystkich, którzy nigdy wcześniej nie interesowali się procesami o czary. Sam fakt przedstawienia pewnych mechanizmów oskarżenia oraz ośmieszania określonych grup przez społeczeństwo, jak również wyjaśnienie tego, kim były osoby obwiniane o uprawianie czarów, stanowi już bardzo dużą zaletę publikacji. Nie jest to jednak w żadnym razie książka, na którą powoływać można byłoby się w dyskusji na temat wiary w czary i czarownice w czasach nowożytnych – zbyt wiele w niej uproszczeń i przeinaczeń. Jest to typowa książka średnia, która przekazując czytelnikowi sporo przydatnych informacji, jednocześnie pakuje mu do głowy garść interpretacji, które od dobrych stu lat stoją w jawnej sprzeczności z wynikami badań historycznych.
![]() | Tytuł: Wiedźmy i czarownice Autor: Nigel Cawthorne Wydawnictwo: Bellona Rok wydania: 2023 Liczba stron: 300 |