O porcie gdyńskim napisano już tyle książek, że zapewne dałoby się z nich zbudować kolejne nabrzeże. Mimo to autorce recenzowanej pozycji udało się stworzyć pracę wyróżniającą się w tym licznym gronie. To po prostu książka solidna jak gdyński keson!
„Frontem do morza. Plan, budowa, architektura portu w Gdyni” to zmodyfikowana wersja pracy doktorskiej doktor inżynier Orchowskiej pt. „Architektura i układ przestrzenny portu gdyńskiego lat międzywojennych jako dziedzictwo kulturowe” z 2013 roku. Ponieważ nie mam dostępu do wzmiankowanej pracy, trudno mi orzec, w jakim stopniu książka z 2023 roku jest do niej podobna. Nie ma to jednak większego znaczenia dla niniejszej recenzji.
Omawiana pozycja liczy sobie 698 hojnie opatrzonych przypisami stron, z których duża część jest ilustrowana. Od strony wizualnej całość prezentuje się bardzo estetycznie, a zamieszczone zdjęcia i mapy są w dobrej jakości i rozdzielczości.
W tym momencie bardzo chętnie przeszedłbym do omawiania samej treści, nie mogę jednak tego zrobić. A winę za to ponosi najprawdopodobniej wydawnictwo – Fundacja Terytorium Książki.

Winny do tablicy!
Spojrzawszy na tylną stronę okładki recenzowanej pracy, znajdziemy niewielki fragment tekstu, będący w zamierzeniu zarówno streszczeniem, jak i reklamą książki. Problem tkwi w pierwszym zdaniu blurba: „Gdynia to port, a port to Gdynia”. Dla każdej osoby zainteresowanej historią miasta i portu Gdynia słowa te brzmią jak herezja.
Nie wchodząc głębiej w detale, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, trzeba przypomnieć o pewnej „oczywistej oczywistości” – rozwój miasta Gdyni i portu w Gdyni to dwie różne opowieści, których akcja rozgrywa się równolegle. Czasem te narracje zazębiają się ze sobą, częściej jednak znajdziemy tu konflikt i rywalizację między portem korzystającym z rządowych pieniędzy i kadr a miastem, tworzącym się przez pewien czas na „łapu capu”, zawsze bez pieniędzy i niekiedy bez planu. Prawdziwe twierdzenie brzmiałoby: „Miasto to miasto, a port to port”.

Lektura książki skłania do wniosku, że wspomniana „herezja” nie pochodzi od samej autorki. W jednym miejscu cytuje ona panią Sołtysik („dzieje portu są czymś innym niż dzieje miasta”), w innym sama pisze: „Kwestie niekorzystnych relacji przestrzennych między portem a miastem podnoszone były już na etapie budowy obu, jak się okazało niezależnych, organizmów projektowych”. Anna Orchowska doskonale wie, jak miały się relacje między portem a miastem, a przynajmniej takie wrażenie można odnieść na podstawie lektury „Frontem do morza”. Słowa „Gdynia to port, port to Gdynia” pasują do reszty książki jak, za przeproszeniem, pięść do nosa. Stąd też pozwalam sobie na przypuszczenie, że jest to błędny wtręt samego wydawnictwa.
Książka jak keson… Przepraszam, prefabrykowana skrzynia żelbetowa
Publikacja składa się z kilku podstawowych elementów: przedmowy, wstępu, pięciu rozdziałów, zakończenia, podziękowań i bibliografii. Ta ostatnia zajmuje aż jedenaście stron, zadrukowanych drobnym druczkiem i obejmującym między innymi masę materiałów archiwalnych.

Misja przyświecająca stworzeniu recenzowanej pracy została określona bardzo jasno: „Autorka monografii postawiła sobie za cel przedstawienie gdyńskiego portu w nieznacznie szerszym niż dotąd, nie tylko dokumentacyjnym, ujęciu”. Co ciekawe i rzadko spotykane, autorka dotrzymuje tej zapowiedzi na dalszych kartach pracy. Nie znajdziemy tu żadnych wybiegów czy dygresji prowadzących do wykolejenia narracji czy skierowania jej na inne tory. Książka ma być o budowie i architekturze portu w Gdyni (do 1939) i dokładnie o tym jest. Ta praca ma budowę tak szczelną, jak same prefabrykowane skrzynie żelbetowe użyte do budowy portu. Czasami jednak bywa podobnie do nich lekko chropowata.
Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, żeby uniknąć nieporozumień, napiszę jasno – poniższe słowa proszę traktować nie jako zarzut, lecz refleksję.
„Frontem do morza” to naprawdę bardzo dobra książka, jednak to tort bez wisienki. Ilustracje są bez zarzutu, bibliografia przepiękna, podział treści wprost nieskalany, niemniej to nadal książka zasługująca „tylko” na szkolną piątkę. To nie opus magnum autorki, choć Orchowska bezsprzecznie jest zdolna do stworzenia takiego dzieła. Gdzieniegdzie przydałoby się uzupełnienie historii danego budynku, a czasem dane zdjęcie dobrze byłoby osadzić w szerszym kontekście. Owszem, czasem takie elementy tu znajdziemy, niemniej można odnieść wrażenie, iż zdarzają się zbyt rzadko.

Może książka zyskałaby na wartości, gdyby zamieścić w niej szkic pokazujący, które z oryginalnych budynków nadal istnieją i gdzie się znajdują? Czy rzeczywiście nie znalazłoby się tu miejsce na tabelę jasno informującą czytelnika, kiedy zbudowano daną konstrukcję i jakie były jej losy, by nie musiał on wertować pracy i studiować przypisów? A może można by podjąć wysiłek pokazania (także w formie graficznej) funkcjonalnych zależności między poszczególnymi budynkami i częściami portu?
Powyższe uwagi mogą wydać się błahymi, proszę jednak pamiętać, że po tę pracę sięgną nie tylko osoby znające port od podszewki i umiejące poruszać się po jego (dostępnej) części z zamkniętymi oczami. Tworząc tego typu prace, trzeba myśleć także o laikach, którzy mogli nawet nie mieć okazji odwiedzić Gdyni, a po książkę sięgnęli z ciekawości. Dla autorki takie rzeczy były oczywiste, dla czytelnika wcale nie muszą takimi być.

Podsumowanie
„Frontem do morza. Plan, budowa, architektura portu w Gdyni” autorstwa doktor inżynier Anny Orchowskiej to bardzo dobra książka, w pełni zasługująca na miano lektury obowiązkowej dla każdego interesującego się przyczynami powstania i budową portu w Gdyni. Czy ta książka spełni postulat autorki o „opracowaniu właściwych praktyk postępowania, które służyć będą podtrzymaniu spójnego obrazu kulturowego portu” i czy znajdzie swoich naśladowców – czas i praktyka pokażą. Niezależnie jednak od rozwoju wydarzeń, warto znać tę pozycję i mieć ją na półce.
![]() | Tytuł: Frontem do morza. Plan, budowa, architektura portu w Gdyni Autor: Anna Orchowska Wydawnictwo: Fundacja Terytorium Książki Rok wydania: 2023 Liczba stron: 698 |