Zdecydowana większość polskich chłopów nigdy nie widziała swojego króla. Augusta III pomylili nawet ponoć… z buldogiem. A jednak dla wielu z nich monarcha był drogim opiekunem i obrońcą przed samowolą panów.

W średniowieczu monarcha zajmował centralne miejsce w chłopskich wyobrażeniach o porządku świata, a jego status był niepodważalny. Wierzono, że jego władza pochodzi od Boga, a on sam posiada nadnaturalne zdolności, m.in. uzdrawiania chorych. Namaszczony olejami, był czczony jako pomazaniec.
W Zachodniej Europie sytuacja ta nie uległa zasadniczej zmianie także w okresie późniejszym. Władcy Anglii, Francji czy Hiszpanii uzdrawiający cierpiących na skrofuły i będący „Namiestnikami Boga na Ziemi” – stali się nieodłączną częścią wczesnonowożytnej rzeczywistości. Tymczasem w Rzeczypospolitej mieliśmy do czynienia inną sytuacją – elekcyjność tronu powodowała, że król był pozbawiony swego „boskiego” statusu. Ale czy kmiecie zamieszkujący państwo polsko-litewskie mieli świadomość ograniczonej roli monarchy? Czy w ogóle zdawali sobie sprawę z tego, w jakim kraju żyją?
Państwo polskie w odwrocie
W 1518 roku król Zygmunt Stary zrzekł się sądownictwa nad chłopami, którzy stali się w zasadzie prywatną sprawę właścicieli ziemskich. Od tego momentu państwo niemal całkowicie wycofało się poza horyzont doświadczeń stanu włościańskiego. Jedynie mieszkańcy królewszczyzn pozostali nieco bardziej związani z tronem ze względu na możliwość wnoszenia spraw do sądu referendarskiego, który rozpatrywał ich skargi przeciwko dzierżawcom. Z perspektywy większości chłopów Rzeczpospolita stanowiła konglomerat niezależnych od siebie dóbr szlacheckich i duchownych funkcjonujących pod dominialną władzą panów. Dodatkowo włościanie w państwie polsko-litewskim byli mocno zróżnicowani zarówno pod względem etnicznym, jak i kulturowym oraz wyznaniowym. Z tych powodów chłopski ogląd świata nie wykraczał poza sferę lokalną: własną wieś, parafię i pobliskie miasteczko.
Tym, co spajało stan kmiecy w skali państwa, była jedynie sieć parafialna Kościoła katolickiego. Nawet w przypadku podatków chłopi nie przekazywali opłat bezpośrednio państwowym poborcom, lecz specjalnie powołanym do tego zadania rządcom wsi lub starostw. Kontakty na linii chłop–państwo nie istniały także na płaszczyźnie wojskowej. Powołana przez Stefana Batorego piechota wybranieckiego była nieliczna, później zaś chłopów w ogóle niechętnie powoływano do wojska. Powszechny pobór do armii nie istniał do końca istnienia Rzeczpospolitej, choć pojawił się w XVIII wieku w państwach sąsiednich (w Szwecji już w XVII wieku).
Z perspektywy państwa problem chłopski pojawił się tak naprawdę dopiero w okresie potopu szwedzkiego, kiedy to Jan Kazimierz złożył w 1656 roku śluby lwowskie. W XIX wieku w oporze chłopów przeciwko Szwedom dostrzegano uczucia patriotyczne, a deklarację króla traktowano jako zapowiedź zmian społecznych. W rzeczywistości chłopi stawili opór wrogowi nie z powodu tlącej się w nich świadomości narodowej, lecz głównie ze względu na wyjątkowe łupiestwo wojsk okupacyjnych. Odmienność językowa i wyznaniowa Szwedów była wprawdzie dodatkowym czynnikiem powodującym wrogość – również dlatego, że najeźdźcy niszczyli świątynie katolickie – ale wynikała on z różnic postrzeganych na zasadzie swój–obcy, a nie z lojalności względem Korony Polskiej.

Śluby lwowskie nie oznaczały przy tym, że król planował rewolucję stanową. Władca wyrażał jedynie ubolewanie nad losem poddanych. Nawet gdyby monarcha chciał zmienić relacje chłopów ze szlachtą, jego zabiegi i tak zakończyłyby się fiaskiem. W kolejnym stuleciu, w dobie oświecenia, brak aktywności państwa w tej sferze był jeszcze bardziej jaskrawy. Państwa europejskie coraz wyraźniej ingerowały w stosunki feudalne, stąd cudzoziemcy odwiedzający Polskę w tym okresie coraz wyraźniej krytykowali zastane uwarunkowania społeczne.
Dopiero w Konstytucji 3 maja zdecydowano się umieścić zapis o tym, że chłopi znajdą się pod opieką rządu. Stwierdzono także, że szlachetnie urodzeni są najpierwszymi obrońcami ojczyzny – najpierwszymi, ale już nie jedynymi. Przypuszcza się, że Hugo Kołłątaj planował napisać ustawy wykonawcze mające na celu poprawę sytuacji ludności włościańskiej, ale nie było mu dane dokończyć dzieła.

Chłopska wizja świata
Skoro doświadczenia życiowe chłopów nie wykraczały poza lokalną zbiorowość, rodzi się pytanie, skąd czerpali oni informacje na temat Rzeczypospolitej oraz króla? Najważniejszym źródłem takiej wiedzy był Kościół, a rola ambony na wsi była niekwestionowana. Na drugim miejscu należałoby wymienić szlachecki dwór, który nie był całkiem odizolowany od swoich poddanych. Oczywiście nie oznacza to, że miejscowy właściciel dzielił się z chłopami posiadanymi wiadomościami politycznymi – nie byli oni dla niego partnerem w takiej dyskusji. Ważna była również karczma, gdzie spotykano się i dyskutowano na różne tematy.
Niestety, nie posiadamy źródeł, które dawałaby nam bezpośrednią odpowiedź na pytanie, jak ta wymiana informacji kształtowała światopogląd chłopów. Nikt nie wymagał od nich postaw patriotycznych ani tym bardziej własnej koncepcji państwa. Wręcz przeciwnie, ideologia szlachecka nie dopuszczała innych stanów do współdecydowania o Rzeczypospolitej. Poza tym chłopi nie mieli okazji ani możliwości wykreowania własnej wizji państwa. Spotykając się ze swoim panem, czyli właścicielem ziemskim, szlachcicem, postrzegali go przez pryzmat stosunków patriarchalnych sankcjonowanych przez wyobrażenia religijne. Chłop powinien „zwierzchności, jako od Boga postanowionej, a panom swoim uczciwość, być wiernym i z pokorą posłusznym”.

Podległość wobec szlachty wywodzono z czwartego przykazania, które miało odnosić się nie tylko do władzy rodzicielskiej, ale także zwierzchnictwa dworu. Jakikolwiek bunt czy sprzeciw wobec woli dziedzica interpretowano więc jako występek przeciwko Bogu. Chłopi akceptowali zatem feudalne zwierzchnictwo nad sobą, traktując pana jako swoją bazę socjalną. Uznawali oni również wyższość szlacheckiego stylu życia, co graniczyło z podziwem. Nie jest zaskoczeniem, że nie tylko mieszczanie, ale także bardziej świadomi chłopi marzyli o awansie do stanu szlacheckiego.
Król – mityczny opiekun
Spośród instytucji państwowych jedyną wzmiankowaną przez chłopów był król. Monarcha stanowił jedyny wyznacznik identyfikacyjny dla włościan w XVI – XVIII w. Na jego imię powoływali się księża w Kościele. Jego wizerunek widniał na monetach. W końcu powoływano się na jego autorytet w czasie sądów wiejskich. Robiono tak, jak się zdaje, nie tylko w królewszczyznach, ale wszędzie tam, gdzie procedury wywodzono z prawa niemieckiego, a zatem z czasów osadnictwa z XIII–XIV wieku. Wójt zagajał sąd następującą formułą: „ja gaję ten sąd wielki, burgrabski naprzód mocą P. Boga Wszechmogącego, P. Marii, mocą wszystkich świętych, mocą Króla Jego Mości i radami jego, mocą Ich Mości Pana Starosty, mocą moją sołtysią, mocą Panów Przysiężników wedle mnie siedzących, mocą całej gromady [wiejskiej]”.

To królewskie umocowanie sądu miało charakter retoryczny i nie odzwierciedlało rzeczywistości prawnej, niemniej przykład ten pokazuje, że dla chłopów król zajmował na świecie pierwsze miejsce po Bogu i świętych. Nie ma jednak pewności, czy podobnie było w dobrach prywatnych. Wprawdzie Kościół, będąc ostoją ładu społecznego, musiał powoływać się na autorytet władcy niezależnie od jego formalnoprawnego statusu w monarchii elekcyjnej, ale kmiecie w majątkach szlacheckich w ogóle nie byli związani z tronem.

Wiedzę na temat sporów chłopów z dzierżawcami dóbr królewskich czerpiemy z zachowanych ksiąg wiejskich, a także materiałów pozostawionych przez sąd referendarski. Jeśli dochodziło do zatargu między starostą czy rządcą a włościanami, ich wrogiem nigdy nie był król. Władca w ich świadomości był obrońcą przed samowolą panów, a zgodę na wniesienie sprawy do sądu referendarskiego traktowali oni z góry jako poparcie króla dla swoich pretensji.
W latach 1755–1758 doszło do konfliktu starosty libuskiego (z Libuszy w Małopolsce) z miejscowymi kmieciami. Ich delegacja udała się do Warszawy i złożyła kilka wizyt w sądzie królewskim. Chłopi podbudowani tą sytuacją zaczęli rozgłaszać, że rozkazano im, aby bronili swoich praw. Doszło nawet do tego, że zaczęli się samozwańczo nazywać komisarzami królewskimi. Z tym większym zdziwieniem przyjęli list podpisany przez Augusta III, który nakazywał im powrót do ich powinności. Chłopi byli tak zaskoczeni obrotem sprawy, iż pomyśleli, że ich oszukano: „na cóż nam takiż Król Jegomość fałszywe przywileje daje i dekreta”. Monarcha był w ich wyobrażeniach ostają sprawiedliwości oraz ich przyjacielem, choć nigdy nie widzieli go na oczy.
Innym razem, w 1749 roku, chłopi sądzili się w dobrach biskupa krakowskiego z miejscowym plebanem. Jeden z nich, przemawiając do gromady, stwierdził: „dziatki, nie lękajcie się księdza plebana, bo ja w tym, ja i z królem, i z biskupem, nie raz gadał, i mam za to łaskę i respekt u nich, osobliwie u Króla Jegomości, za czym ja to wszystko głową moją potrafię, że wygramy z księdzem plebanem, i co ja zachcę to król i biskup dla mnie uczynią”. Jak widać, miejscowemu prowodyrowi, który przedstawiał króla w roli obrońcy chłopów, nie brakowało fantazji.

W okresie konfliktu kmiecie w dobrach królewskich wyrażali swoje poczucie tożsamości grupowej. Zatarg ze starostą budził w nich potrzebę obrony swoich praw do użytkowania gruntów i rozwijał poczucie solidarności lokalnej. W jednej z miejscowości w połowie XVIII wieku miejscowy starosta usłyszał od goniących go czterdziestu chłopów, że: „lepiej jest szlachcica zabić niż chłopa królewskiego”. Samoidentyfikacja chłopów z monarchą czyniła z nich swoistych „obywateli królewszczyzny”. Uważali oni, że otrzymując ziemię z mocy przywileju królewskiego, zostali zobowiązani przez władcę do określonych powinności. W jednym z inwentarzy chłopskich udało się odnaleźć nawet wzmiankę, że w 1666 roku w jednej z królewskich wsi znajdował się portret króla. Wprawdzie był to Władysław IV, a nie aktualnie panujący Jan Kazimierz, tym niemniej pokazuje to przywiązanie chłopów do majestatu.

„Niech tam i czort będzie”
W dobrach prywatnych (a zatem w zdecydowanej większości), choć księża wspominali króla, chłopi często wyrażali się o nim obojętnie, nie znali bowiem namacalnych przejawów jego obecności w swoim życiu. A jeśli nawet było inaczej, to niekiedy były to bardzo przykre doświadczenia, związane np. z grabieżami wojska koronnego dokonywanymi pod imieniem monarchy. Prawo zakazywało tego wprawdzie w dobrach szlacheckich, ale zakazy te często łamano.

Król był zatem dla włościan postacią niemal bajkową, stąd pojawiają się w źródłach wzmianki, że chłop pytany o to, czy słyszał o monarsze, odpowiadał np.: „jam go nie widział, nie to żebym znał”. W 1774 roku chłopi spędzeni do jednego z małopolskich kościołów, aby zaprzysiąc wierność Marii Teresie po pierwszym rozbiorze Polski, odrzekli: „niech tam i czort będzie, aby tylko dobrym był panem, to jego budem słuchaty”. Jak więc widać, nie utożsamiali się oni nawet z królem, nie wspominając już o Rzeczypospolitej czy Koronie Królestwa Polskiego, która była dla nich pojęciem czysto abstrakcyjnym, jeśli w ogóle słyszeli tego rodzaju zwrot.

Można zastanawiać się, jak reagował chłop na wieść o tym, że jego pan wyjechał obierać króla czy wziąć udział w sejmiku. Niestety, żadna wzmianka na ten temat nigdzie się nie zachowała. Tym niemniej nawet jeśli do włościan dochodziły takie wiadomości, to raczej nic im one nie mówiły, gdyż nie posiadali oni podstawowej wiedzy z zakresu funkcjonowania państwa. Mówiąc inaczej, nie byli w stanie powiązać ze sobą nieznanych faktów. Chłopi nie bardzo nawet rozróżniali daniny na rzecz dworu od podatków.
Ogólna ciemnota szła w parze z różnymi opowieściami i anegdotami o królu. Przykładowo na początku II połowy XVIII wieku przez jedną ze wsi miał przejeżdżać August III. Chłopi wybiegli na drogę podziwiać orszak. Z jednej karocy wystawała jakaś tajemnicza „postać”. Gapie sądzili, że to sam władca chciał się z nimi przywitać, dziwili się tylko, „że król z mordy taki do psa podobny”. Okazało się, że z okna karocy nie wyglądał monarcha, lecz buldog francuski należący do dworu.
***
Sympatia do króla w dobrach monarszych mogła stanowić podstawę do budowy nowoczesnego państwa, władca budził bowiem w królewszczyznach lojalność, a każdy gest z jego strony (nawet ten wyimaginowany) powodował gorliwą deklarację służenia mu. Rozszerzenie się tego poczucia wierności na chłopów w dobrach prywatnych byłoby pierwszym krokiem do związania ich z państwem. Na to jednak nie starczyło już Rzeczypospolitej czasu. Chłopi polscy i litewscy stali się więc bazą podatkową i rekrutacyjną dla monarchów obcych.
Bibliografia
- Tomasz Kargol, Świadomość chłopów w Galicji w pierwszej połowie XIX wieku. Zarys problemu, „Zeszyty Naukowe UJ. Prace Historyczne”, nr 144 (2017), z. 2, s. 401–411.
- Nikodem Bończa Tomaszewski, Polskojęzyczni chłopi? Podstawowe problemy nowoczesnej historii chłopów polskich, „Kwartalnik Historyczny”, r. 112 (2005), z. 2, s. 91–111.
- Tomasz Wiślicz, Chłopi wobec Rzeczypospolitej w XVII–XVIII wieku, [w:] My i oni. Społeczeństwo nowożytnej Rzeczypospolitej wobec państwa, red. Wojciech Kriegseisen, Instytut Historyczny PAN, Warszawa 2016, s. 243–257.
- Andrzej Wyczański, Wieś polskiego odrodzenia, Książka i Wiedza, Warszawa 1969.