„Niestety ze wstydem przyznać musim, że kraju naszego nie znamy, a co najmniej znamy niedostatecznie” – te słowa w 1908 roku znalazły się w jednym z wielkopolskich czasopism. Sporo było do zrobienia w kwestii „ukochania i poznania kraju ojczystego”, choć ruch turystyczny i krajoznawczy rozwijał się od kilku lat.
Pierwsze przesłanki świadczące o tym, że coś w dziedzinie krajoznawstwa zaczyna się dziać, przyniósł przełom XVIII i XIX wieku. Autorzy coraz chętniej umieszczali wątki krajoznawcze na kartach książek i artykułów, a co bardziej ciekawscy kierowali swe zainteresowania w stronę folkloru i historycznych pamiątek. Rozpoczęło się ich gromadzenie. Zajmowali się tym przeważnie ziemianie oraz powstałe w połowie wieku instytucje, takie jak Towarzystwo Zbieraczy Starożytności Krajowych i Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Przeszłość poznawano również, wędrując ulicami miast; obowiązkowo z przewodnikiem w ręku. Na przełomie XIX i XX stulecia ruch krajoznawczy obejmował już coraz szersze kręgi społeczeństwa, by tuż przed I wojną światową stać się zjawiskiem masowym.
Trudne początki
Zanim jednak do tego doszło, należało przejść długą drogę, a sytuacja na początku XIX wieku nie wyglądała zbyt obiecująco. O postawie Wielkopolan świadczą relacje osób odwiedzających region. Julian Ursyn Niemcewicz, w 1812 roku przebywający między innymi w Kruszwicy, zwrócił uwagę na niemieckiego urzędnika systematycznie rozbierającego dla pieniędzy tamtejszy zamek. Proceder zakończył się dopiero po interwencji króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, choć podobne przypadki zdarzały się także później.
Józef Łepkowski, pierwszy profesor archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, gościł w Wielkopolsce w 1863 roku. Mimo upływu lat jego relacja nie odbiega od wcześniejszych:
zdarzyło mi się mówić z proboszczem, co żadnej a żadnej nie miał wiadomości o przeszłości kościoła swego, a często spotykałem dziedziców, którym z dziejów okolicy to tylko wiadomym było, od kogo i w jakim stanie gospodarczym wsi swoje nabyli.
Z kolei Oskar Kolberg skarżył się na postawę kujawskich dziedziców, którzy niszczyli pogańskie cmentarzyska, bo te „na zawadzie stały przy robotach w polu”.
Powoli jednak zaczęto dostrzegać potrzebę ochrony zabytków. Pewne kroki podejmowało państwo, wydając odpowiednie instrukcje. Jedną z nich skierowano do pracowników zatrudnionych przy budowie dróg. Zaznaczono, by zwracali uwagę na „znalezione w ziemi zabytki starożytne z czasów pogańskich”. W końcu też utworzono Urząd Generalnego Konserwatora Zabytków w Prusach.
Ważna stawała się popularyzacja historii wśród mieszkańców, także tych najmłodszych. Do programu nauczania wprowadzono szkolne wycieczki, które początkowo były pieszymi wypadami za miasto. W gimnazjum św. Marii Magdaleny zapoczątkował je dyrektor August Ludwik Jacob. Marceli Motty w „Przechadzkach po mieście” wspominał:
Była to tak zwana teraz we wszystkich szkołach corocznie ku utrapieniu nauczycieli praktykowana «majówka». Po raz pierwszy wtenczas odbyła się latem trzydziestego roku […]. Powędrowaliśmy do Kobylopola, włóczyliśmy się po polach i laskach, znudziliśmy się przy tym dostatecznie […] wróciliśmy […] mocno wygłodzeni.
Początki były niełatwe, ale wkrótce wycieczki stały się nieodłącznym elementem kształcenia młodych ludzi, m.in. w konwikcie prowadzonym od 1860 roku przez ks. Jana Koźmiana. Każdego roku młodzież odwiedzała obiekty dzisiejszego Szlaku Piastowskiego.
Jak ważne były to działania, dostrzegał Józef Kostrzewski, przyszły archeolog i współtwórca uniwersytetu w Poznaniu, który w 1908 roku w przeznaczonym dla polskiej młodzieży abstynenckiej czasopiśmie „Świt” pisał:
od nas, młodzieży kształcącej się, której kiedyś przypadnie rola kierowników społeczeństwa, należy wymagać co najmniej znajomości ściślejszej ojczyzny naszej, dzielnicy, w której się urodziliśmy i która najprawdopodobniej będzie terenem przyszłej naszej działalności obywatelskiej.
Towarzystwo Krajoznawcze
Wyznaczonego celu nie można było realizować bez wsparcia odpowiednich instytucji. Jedną z pierwszych poznańskich organizacji o profilu turystycznym było Towarzystwo Wycieczkowe powstałe w 1911 roku na Jeżycach, liczące około czterdziestu członków. Miało swój statut, miesięcznik krajoznawczy i emaliowaną odznakę. Po odzyskaniu niepodległości zakończyło działalność, a jego członkowie zasilili szeregi Towarzystwa Krajoznawczego, działającego od 1913 roku z inicjatywy adwokatów Bernarda Chrzanowskiego i Cyryla Ratajskiego, późniejszego prezydenta Poznania.
Członkom nowej organizacji, a była ich niemal setka, zależało, by poznaniacy poznali swoje miasto i region. Planowali organizować „szereg wycieczek po […] Poznaniu celem zaznajomienia mieszkańców jego z pomnikami naszej przeszłości i kultury”. Oferowali mieszkańcom wspólne odkrywanie historii poznańskich kościołów. Popularnym miejscem odwiedzin był również odrestaurowany ratusz. Zwiedzano też inne wielkopolskie miejscowości, a program wyjazdów przygotowywał Ratajski, który sam także jeździł z grupami po okolicy. Uczestnicy mogli liczyć na kompetentnych przewodników. Wcielili się w nich architekci Kazimierz Ruciński i Kazimierz Ulatowski, lekarz i regionalista Jakub Cieślewicz ze Strzelna, dyrektor cukrowni dr Zygmunt Zakrzewski, historyk sztuki dr Nikodem Pajzderski oraz lokalni kapłani: Franciszek Ruciński, Antoni Stychel i Bolesław Kościelski.
W planach Towarzystwa było także założenie biblioteczki, gromadzenie zbiorów krajoznawczych oraz wydanie przewodnika po Poznaniu. Do końca 1913 roku w zbiorach znajdowało się już sześćdziesiąt pięć książek, dziesięć map, trzydzieści cztery fotografie i kilkadziesiąt pocztówek. Plany wydawnicze nie kończyły się na przewodniku. Nakładem Towarzystwa wydano między innymi broszurkę „Z wycieczek krajoznawczych po Wielkopolsce. Kruszwica-Strzelno. Z mapką okolic Gopła” autorstwa członkini organizacji Anieli Koehlerówny, której teksty ukazywały się również w lokalnej prasie.
Jakby pracy było mało, na jednym z zebrań Ratajski zaproponował utworzenie sekcji Miłośników Miasta Poznania. Uważał, że
sprawą ochrony zabytków winna zająć się organizacja specjalna, do której powołać by należało ludzi interesujących się i studiujących przeszłość Poznania, dalej budowniczych, radnych itp.
Po kilku latach, w 1922 roku, sekcja ta znalazła godnego następcę. Było to Towarzystwo Miłośników Miasta Poznania, powołane do życia, jakżeby inaczej, przez Ratajskiego, pełniącego już wówczas obowiązki prezydenta stolicy Wielkopolski. Instytucja ta działa do dziś.
„Szanownym członkom donosimy uprzejmie…”
Nie tylko Towarzystwo Krajoznawcze proponowało aktywny wypoczynek z historią w tle. Działania umożliwiające zorganizowane uprawianie turystyki podejmowały organizacje o różnym profilu, oferujące atrakcyjne wycieczki swoim członkom.
Wzbudzanie umiłowania ziemi ojczystej stawiały sobie za cel środowiska skupiające młodych ludzi. Dla Kazimierza Krajny i jego kolegów z Towarzystwa Młodzieży Polsko-Katolickiej „krajoznawstwo nigdy nie było […] obce. Zachęcaliśmy się nawzajem do zwiedzania uroczych okolic kraju i pamiątek godnych widzenia”.
Towarzystwo Tomasza Zana korzystało z ośmiu tras wycieczkowych autorstwa Kostrzewskiego, który sam był aktywny na polu turystyki. Namawiał młodzież do odbywania pieszych wycieczek dla lepszego poznania Wielkopolski, zetknięcia się z ludem i „zahartowania ducha i ciała”. Wędrówki szczególnie korzystne były dla uczącej się młodzieży spędzającej czas „w murach szkolnych, niedostatecznie przewietrzonych, pozbawionych dobroczynnego działania słońca”. Tym, co miało przekonać młodych, było też „uczucie zupełnej niezależności […] oraz ścisłe zżycie się z przyrodą i jej cudami, które dopiero przez takie wycieczki dokładniej poznajemy i uczymy się cenić”.
Na wspólne wyprawy zapraszał Oddział Kołowników poznańskiego gniazda Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, który odwiedzał atrakcyjne ze względów historycznych i krajobrazowych miejsca, każdego roku organizując do kilkudziesięciu wypraw. Wspólnie z Katolickim Towarzystwem Robotników Polskich w Poznaniu można było zaś zwiedzić Kalwarię w Ujściu.
Z tej formy aktywności korzystały również panie. W 1916 roku członkinie Stowarzyszenia Pracownic Konfekcyjnych odwiedziły Gniezno, po którym oprowadzał opiekun grupy ks. Ruciński, „pokazując i objaśniając szczegółowo wszystkie cenne pamiątki i zabytki kościelne”. Katedrę gnieźnieńską uczestnicy zwiedzili „bardzo szczegółowo”. Paniom udostępniono także „skarbiec i kapitularz, oraz zakrystyę z jej wspaniałymi i drogimi paramentami kościelnym”.
Wśród cieszących się popularnością miejscowości nie mogło zabraknąć Kórnika i jego największej atrakcji, czyli zamku, który każdego roku odwiedzało od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Wraz z nadejściem nowego stulecia siedziba Działyńskich i Zamoyskich stała się dostępna szerszej publiczności. Od 1909 roku pobierano opłaty za wstęp do parku, a cztery lata później goście zapłacić musieli również za wejście do zamku. Uzyskane tą drogą pieniądze przekazywano na cele dobroczynne. Odwiedzający mogli zakupić pamiątki w postaci widokówek, broszurek i przewodnika autorstwa Zygmunta Celichowskiego, zarządcy Biblioteki Kórnickiej.
W latach 1880–1919 to właśnie Celichowski wyrażał zgodę na odwiedziny, zwykle podczas nieobecności właścicieli, i oprowadzał po ekspozycji w sezonie turystycznym trwającym od 1 maja do 1 października. Goście mogli zwiedzać wnętrza popołudniami indywidualnie bądź w grupach liczących od sześciu do dwudziestu trzech osób. Czasem odchodzono od ustalonych reguł, tak jak w 1912 roku. Celichowski pisał:
mimo tego że zamek kórnicki […] jest na razie zamkniętym dla zwiedzających gości, dam wyjątkowo pozwolenie na zwiedzanie zamku, bo cieszę się zawsze, gdy widzę, że młodzież polska interesuje się pamiątkami polskimi.
W czasie wojennym
Z działalności wycieczkowej nie rezygnowano nawet podczas wojny, mimo że wiele organizacji musiało zawiesić spotkania. Z czasem wznowiono je dzięki nowym członkom oraz aktywności dziewcząt.
Jednym z takich środowisk był poznański „Sokół”, który urządzał wycieczki, by jego członkowie mogli poznać rodzinne strony, uzupełnić edukację oraz zbudować tężyznę fizyczną. W 1916 roku aż stu członków, a właściwie sto członkiń, bo większość stanowiły druhny, wzięło udział w wycieczce do Kórnika, gdzie zwiedzili „starożytny Działyńskich zamek”.
Na dłuższą wyprawę w te same okolice wybrały się osoby należące do Stowarzyszenia Młodzieży Starszej i Młodszej – obok Kórnika odwiedziły jeszcze Zaniemyśl i Bnin. Tak pisano o wizycie w Zaniemyślu, gdzie przy okazji wizyty w kościele oglądano
pomnik Raczyńskiego tuż przy kościele na cmentarzu. Pomnik przedstawia małżonkę Raczyńskiego siedzącą na krześle […] Wierną podobizną tego wspaniałego pomnika jest ten […], który stoi w Poznaniu na ulicy Wilhelmowskiej, u wylotu ulicy Podgórnej naprzeciw hotelu francuskiego. Skręcając w bok ujrzeliśmy wyspę […] Przejechać jednak […] dla braku czasu nie mogliśmy, więc […] podążyliśmy przez miasto dalej.
W Poznaniu również było co oglądać. Zwiedzano obiekty zabytkowe i te całkiem współczesne. Regularnie na wycieczki po mieście udawało się Stowarzyszenie Panien Pracujących w Handlu i Przemyśle. Jego członkinie odwiedziły między innymi kościół farny i kościół bernardynów w Poznaniu, gdzie
szczególny podziw wzbudziła piękna zakrystya, stale w części kapłańskiej, dwa starożytne antypendya przy dwóch bocznych ołtarzach oraz wspaniałe organy. Zwiedzono także domek Najświętszej Maryi Panny, czyli t. zw. Kaplicę loretańską. Na zakończenie dał ks. Patron [Ruciński] krótki pogląd na historyę kościoła i klasztoru Bernardynów.
Wypady na miasto cieszyły się sporą popularnością. W wycieczce po drugim z kościołów udział wzięło około pięćdziesięciu osób.
Dla zorganizowanych grup otwierały się także zakłady przemysłowe. W 1916 roku należący do Stowarzyszenia Młodzieży Starszej i Młodszej odwiedzili „drukarnię, potem kamienio-drukarnię (litografię), zecernię, kantor i fabrykę wyrobów papierowych” pana Putiatyckiego. Uczestnicy wycieczki nie wyszli z zakładu z pustymi rękami – obdarowano ich „pocztówkami zakopiańskimi, telegramami narodowymi i prześlicznymi obrazami, przedstawiającymi Polskę w kajdanach, Poniatowskiego i t.p.”.
Rok później członkinie Stowarzyszenia Pracownic Konfekcyjnych wybrały się do nowo otwartej fabryki guzików Wincentego Płonki uruchomionej na Zagórzu w pomieszczeniach Fabryki Wyrobów Metalowych założonej kilkadziesiąt lat wcześniej. „Maszyny wprowadzone w bieg przez tamtejszego werkmistrza zainteresowały bardzo stowarzyszone, które z uwagą słuchały objaśnień”. Miłośniczki turystyki industrialnej zawitały także do fabryki maszyn i lejarni żelaza fabryki Cegielskiego na Głównej, po której oprowadzali członkowie dyrekcji.
Od Raczyńskiego do Warschauera, czyli z przewodnikiem w ręku
Wybierając się w podróż, warto zaopatrzyć się w dobry przewodnik. Jednym z pierwszych, który pokusił się o stworzenie takiej publikacji dla regionu, był Edward Raczyński. Jego „Wspomnienia Wielkopolski, to jest województwa poznańskiego, kaliskiego i gnieźnieńskiego”, z licznymi ilustracjami, dały czytelnikom opis historyczny dzielnicy z elementami krajoznawczymi. Jednak opracowanie to ze względu na swoją cenę dostępne było jedynie dla zamożnych obywateli.
Na pierwszą pracę o prawdziwie krajoznawczym charakterze trzeba było poczekać jeszcze kilka lat. Wyszła ona spod pióra absolwenta Uniwersytetu Wrocławskiego Franciszka Ksawerego Sempińskiego, syna kuśnierza z Bnina. Ten nauczyciel zatroskany o edukację najmłodszego pokolenia w dziedzinie dziejów ojczystych napisał książkę pt. „Opis historyczno-jeograficzny Wielkiego Ks. Poznańskiego dla użytku szkół elementarnych”, korzystając z dostępnej literatury oraz „własnych spostrzeżeń na podróżach […] w Księstwie odbytych”. Jednak pierwszy polski przewodnik po Wielkopolsce trafił do rąk zainteresowanych dopiero na początku XX wieku. Autor, Konstanty Kościński, pisał we wstępie:
nie mamy w dziedzinie krajoznawstwa podręczników drobiazgowych, któreby ułatwiały pracę „od dołu”, t. j. przyczyniały się do szerzenia znajomości nie tylko tego co dawniej było, ale w większym bodaj stopniu, tego co jeszcze nam pozostało.
Zdawano sobie zatem sprawę z roli, jaką spełniały takie publikacje.
Dopiero w drugiej połowie XIX wieku zaczęły ukazywać się pierwsze przewodniki po Poznaniu i innych wielkopolskich miastach. Niektóre przeznaczone były dla konkretnych grup. Specjalnie dla odwiedzających stolicę regionu gości galicyjskich, czyli grupy lwowskich sokołów przybyłych pod opieką Jana Dobrzańskiego, twórcy pierwszego na ziemiach polskich gniazda sokolego, wydano przewodnik z mapą, kilkoma ilustracjami i rozdziałami oraz praktycznymi informacjami. Zwiedzać Poznań mogli także turyści niemieckojęzyczni – i dla nich bowiem, już od lat 70. XIX wieku, wydawano takie publikacje. Jedną z popularniejszych była ta autorstwa Adolfa Warschauera, historyka i archiwisty zajmującego się historią Poznania i Wielkopolski, zatytułowana „Führer durch Posen” („Przewodnik po Poznaniu”), która wznawiana była aż dziewięciokrotnie (1888–1917).
***
Co oferowano na początku XX wieku zwiedzającym Poznań? Można powiedzieć, że lista „widzenia godnych gmachów” nie zmieniła od ponad wieku. W czołówce pozostają najstarsze części Poznania, czyli Ostrów Tumski i Stare Miasto. Nie pomijano najnowszych budynków. Zarówno w polskich, jak i niemieckich przewodnikach znalazły się krótkie informacje o dzielnicy cesarskiej. Nie można było obejść się bez praktycznych informacji. Czytelnik mógł zatem dowiedzieć się, gdzie się zatrzymać, zjeść lub skorzystać z pomocy medycznej w razie potrzeby, a dołączone mapy ułatwiały poruszanie się po mieście, regionie, a nawet pruskich dzielnicach położonych na wschodzie kraju.
Zapoczątkowane w XIX wieku działania, których celem było zachęcenie do poznawania najbliższych okolic, wydały obfity plon w kolejnych dekadach XX wieku. Następne pokolenia Wielkopolan licznie przemierzały wielkopolskie szlaki, na nowo odkrywając uroki regionu. Nie byłoby to możliwe bez różnych organizacji, pośród których są i takie, których początki sięgają okresu zaborów.
Bibliografia
- „Gazeta Toruńska”, 1917.
- Franciszek Jaśkowiak, Początki Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Poznaniu w latach 1913–1920, „Kronika Miasta Poznania”, nr 3/4 (1957), s. 73–77.
- Józef Kostrzewski, Z mego życia. Pamiętnik, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970.
- Kazimierz Krajna, Z minionych dni. Przeżycia z 30 lat pracy w stowarzyszeniach młodzieży polskiej w Poznaniu, nakł. „Koła Senjorów” Stowarzyszenia Młodzieży Obywatelskiej (T. M. P. K.), Poznań 1925.
- „Kurier Poznański”, 1914.
- Jerzy Łukomski, Bernard Chrzanowski 1861–1944. Biografia Polaka zachodniokresowego, Opalgraf, Poznań–Opalenica 2005.
- Ryszard Marciniak, Początki krajoznawstwa wielkopolskiego [z przełomu XVIII i XIX wieku] (do roku 1868), „Kronika Wielkopolski”, nr 3 (2003), s. 18–40.
- Witold Molik, Edward Raczyński 1786-1845, Wydawnictwo WBP, Poznań 1999.
- Tenże, Krajoznawstwo wielkopolskie w XIX i początkach XX wieku stan i potrzeby badań, „Kronika Wielkopolski”, nr 3 (2003), s. 40–53.
- Marceli Motty, Przechadzki po mieście, t. 2, PIW, Warszawa 1957.
- „Niepodległość”, t. 4, z. 2 (1931).
- „Sokół. Organ Związku Sokołów Polskich w Państwie Niemieckim”, 1916, 1917, 1918.
- „Świt”, 1908.
- PSB, t. 11, Polska Akademia Nauk, Wrocław–Warszawa–Kraków 1964–1965.
- Andrzej Zarzycki, „Na przekór wątpiącym i zrozpaczonym”. Cyryl Ratajski 1875–1942, Międzynarodowe Targi Poznańskie, Poznań 1991.