Deutsches Technikmuseum to obowiązkowy punkt na trasie wycieczki każdego historyka zwiedzającego Berlin. Choć pełne jest niesamowitych zabytków, to niepozbawione jest także paru wad.
Wspomniana placówka otworzyła podwoje w 1983 roku i przeszła od tamtego czasu kilka zmian i większych modernizacji. Nie jest to jednak miejsce ani czas na opisywanie pełnej historii tego Muzeum, a chętni znajdą łatwo niezbędne informacje w Internecie.
Patrząc na nie wyłącznie z perspektywy turysty, wypada stwierdzić, że Technikmuseum jest dosyć rozległe, zarówno w pionie, jak i w poziomie. Jeżeli chcemy zobaczyć całość kolekcji, musimy przygotować się na spory wysiłek fizyczny. Sam miałem okazję zwiedzać tę placówkę w piękny słoneczny dzień, więc mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wentylacja w Muzeum nie należy niestety do najsprawniejszych.
Co jednak możemy tam zobaczyć? Dużo, bardzo dużo. Prawie że – za dużo. Muzeum stara się przedstawiać rozwój techniki na terenie Niemiec w jak najszerszy sposób. Znajdziemy w nim zabytki związane z krawiectwem, produkcją butów, radiem, komputerami, lotnictwem, wzornictwem etc. Dla każdego coś miłego, jednak w niektórych miejscach liczba eksponatów jest wprost przytłaczająca.


W początkowych, patrząc od wejścia, salach, panują względny ład i porządek. Eksponaty są relatywnie niewielkie i łatwe do poustawiania, czy to na podłodze, czy też w szeregu gablotek, ładnie rozmieszczonych w obrębie danego pomieszczenia. Łatwo tu zatrzymać się i podumać nad tym czy innym eksponatem, zrobienie przyzwoitego zdjęcia również nie nastręcza większych problemów.
„Nowy” budynek, jak również wystawa kolejowa to już zupełnie inna historia. Osoby odpowiedzialne za te części chciały, rzecz jasna, pokazać jak najwięcej z przebogatej kolekcji, by goście mogli rzeczywiście nacieszyć się zwiedzaniem placówki. Problem w tym, że o ile takie nastawienie sprawdzało się w przypadku radioodbiorników czy gramofonów, to już niekoniecznie w przypadku samolotów czy lokomotyw. Tłok, stalowe filary i niezbyt fortunnie rozmieszczone oświetlenie zmuszają osobę chcącą wykonać przyzwoitą fotografię do niezłych wygibasów i planowania strategicznego na miarę Clausewitza czy Granta.

Podsumowując: Deutsches Technikmuseum nie jest najłatwiejszą – z czysto praktycznego punktu widzenia – placówką do zwiedzania. Całkiem dobrym pomysłem byłoby rozbicie wizyty na kilka dni tak, by móc na spokojnie zapoznawać się z poszczególnymi partiami zbiorów. Jeśli jednak ogranicza nas czas, można też zwiedzić muzeum szturmem w ciągu kilku godzin, aczkolwiek po takim wysiłku radziłbym skorzystać z usług miejscowej kawiarenki i odpocząć przy kawie i ciastku.
Załączony zbiór zdjęć pokazuje skromny (skromniusieńki!) wycinek wystawy Muzeum. Nie wszystko dało się sfotografować, a niektóre eksponaty trzeba po prostu zobaczyć na miejscu. Trudno też oczekiwać, by redakcja zgodziła się na publikację galerii liczącej 200 fotografii. Pozostaje mi więc zaproponować Państwu mały i jakże subiektywny przegląd zawartości ekspozycji.

















