W 1859 roku „pośród ciszy i głębokiego milczenia widzów” w Poznaniu odsłonięto pomnik popularnego w całej Wielkopolsce narodowego wieszcza. Tę podniosłą atmosferę poprzedziły lata walki toczonej z władzami pruskimi: od lokalnej policji, przez prezesa Prowincji Poznańskiej, po rząd centralny w Berlinie.
Była to jedna z wielu inicjatyw podjętych w XIX wieku przez Polaków mieszkających w Wielkopolsce, stawiających nie tylko na rozwój gospodarczy, ale również na pielęgnowanie pamięci o polskiej przeszłości i rodakach zasługujących na upamiętnienie. Działano wspólnie i nie inaczej było w przypadku pomnika poety. Jego wystawienie było nie lada sukcesem, nie oznaczało jednak końca problemów, a sam wieszcz spoglądający z cokołu był świadkiem wielu nie tylko podniosłych wydarzeń, ale i przykrych sytuacji.
Poeta bardzo popularny

W I połowie XIX wieku w twórczości Adama Mickiewicza zaczytywali się wszyscy, od uczniów gimnazjów po ziemian, w tym znanych w regionie obywateli, takich jak Tytus Działyński czy Seweryn Mielżyński, który współfinansował wydanie utworów poety.
O popularności wieszcza świadczyło również to, że jego prace krążyły w społeczeństwie nie tylko w wersji książkowej, ale i w licznych odpisach. Nic zatem dziwnego, że już w 1828 roku ukazało się pierwsze poznańskie wydanie jego dzieł. Było to możliwe dzięki staraniom nauczyciela gimnazjum św. Marii Magdaleny, późniejszego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Józefa Muczkowskiego.
Wielkopolanie znali Mickiewicza nie tylko z jego utworów. Wielu miało okazję poznać go osobiście podczas studiów w Berlinie lub w okresie pobytu poety w Wielkopolsce na przełomie 1830 i 1831 roku, gdy planował on przekroczyć granicę między zaborami i przyłączyć się do powstania listopadowego. Zamiast jednak powstańczego epizodu w swojej biografii zapisał zupełnie inną kartę.
Przebywając w regionie, Mickiewicz doświadczał gościnności wielkopolskich dworów, podziwiał lokalny krajobraz i poznawał ludzi, nie tylko tych zamożnych, ale i prosty lud. Wielkopolanie pragnęli widzieć poetę wśród siebie znacznie dłużej. „Są tu rodziny, które by się chlubiły, byś do nich należał. A może, choć niezbyt powabne, ale wielce rozsądne i czułe, Twoje losy by pragnęły dzielić córki nasze!?”. Obok Litwy Wielkopolska była jedyną polską prowincją, która gościła ojca polskiego romantyzmu.
Mickiewicz pozostawił po sobie dobre wspomnienie. Potwierdził to ostatecznie fakt, że gdy informacja o jego śmierci w dalekim Konstantynopolu dotarła do Wielkopolski, podjęto natychmiast decyzję o uczczeniu wieszcza. „Gdzie nas się dwóch lub więcej zeszło, rozprawiano o zmarłym poecie, rozpamiętywano jego dzieła i ostatnie nienormalne losy, a [Teofil] Matecki był pierwszym, który nie przestając na pogadance, powziął myśl oddania czci przynależnej przez uroczyste nabożeństwo za spokój jego duszy”. Powołano specjalny komitet, a kościół św. Marcina odpowiednio przystrojono, ustawiając w centrum katafalk z portretem zmarłego. Jego ciało jeszcze dobrze nie ostygło, gdy zabrano się także za realizację pomnika, który stanąć miał w Poznaniu.
„Wznieśliśmy mu pamiątkę w serdecznej zgodzie i wspólnymi siły”

15 stycznia 1856 roku odprawiono mszę za duszę Mickiewicza, na którą przybyło „prócz najwyższych w hierarchii kościoła duchownych, także liczne grono mieszkańców, tak miejscowych, jako też z prowincyi”. Przybyłych na uroczystość „Kościół Świętomarciński nie mógł objąć […], schody i podwórze były zapchane mimo dokuczliwego zimna”.
Mowę żałobną wygłosił ks. Aleksy Prusinowski, proboszcz grodziski. „Mowa ta zastosowana do okoliczności wielkie wrażenie pozostawiła na słuchaczach. Po mowie odbył się kondukt, na którym celebrował sam arcypasterz”. Podczas uroczystości zebrano niemałą kwotę pieniędzy, które miały pokryć koszty organizacji wydarzenia. Odzew uczestników był duży, sporo więc jeszcze z pozyskanych środków zostało, a to podsunęło członkom komitetu pomysł, by wystawić w mieście pomnik.
Decyzja ta pociągnęła za sobą organizację kolejnej zbiórki, a Wielkopolanie i tym razem nie zawiedli. Wśród darczyńców była m.in. córka gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, Bogusława Mańkowska, obok zaś przedstawicieli ziemiaństwa nie brakowało także tych mniej zamożnych, bo dzieła Mickiewicza trafiały przecież także pod strzechy.
Zanim ukończono gromadzenie funduszy, dr Matecki rozpoczął starania o pomnik. Jego wykonanie zlecono mieszkającemu w Paryżu artyście o pewnym już dorobku, rozpoznawalnym nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami, który znał Mickiewicza wiele lat, czyli Władysławowi Oleszczyńskiemu. Od tego momentu między Poznaniem a stolicą Francji wędrowała korespondencja, w której omawiano szczegóły całego przedsięwzięcia. Rozważano m.in. kwestie związane z tym, w co ubrać poetę. Oleszczyński, mimo panującej mody na klasykę, postanowił odziać Mickiewicza według zasad mody współczesnej zmarłemu. Prace postępowały, wzbudzając ciekawość nie tylko polskiej społeczności Paryża – atelier rzeźbiarza odwiedzali nawet Kubańczycy i Chilijczycy. Każdy chciał obejrzeć pomnik największego z polskich poetów. Ostatecznie, w sierpniu 1857 roku, bezpiecznie opakowany pomnik wyruszył koleją w dwutygodniową podróż do odległego Poznania.
„Przytułek kamiennego poety”
Pomnik był gotowy. Należało znaleźć miejsce do jego wystawienia, co wcale nie było łatwe w mieście otoczonym fortecznymi umocnieniami. Najlepszy byłby reprezentacyjny plac Wilhelmowski (dziś pl. Wolności), na tę lokalizację nie godziły się jednak władze pruskie. Ze sprzeciwem spotkała się nawet propozycja ustronnego miejsca przy kościele św. Marcina.
O całej sprawie usłyszeli nie tylko lokalni urzędnicy, ale także posłowie zasiadający w sejmowych ławach w Berlinie. O potrzebie uczczenia poety, który zyskał uznanie na całym świecie, przekonywał poseł Władysław Bentkowski. Przemówienie zostało entuzjastycznie przyjęte, a na koniec popłynęły gromkie oklaski. Wielu parlamentarzystów zwracało się do Bentkowskiego z pytaniami o szczegóły. Obecny na posiedzeniu prezes ministrów Otto von Manteuffel stwierdził, że rząd „nie myśli wojować z popiersiami poetów”. Ostatecznie jednak, mimo pozytywnych głosów, mowa nie przyniosła wyczekiwanego rozwiązania. Sprawa wlokła się kolejne miesiące, a pisma kierowane do Berlina pozostawały bez odpowiedzi.

Cierpliwość Wielkopolan została nagrodzona pod koniec 1858 roku. Po upadku rządu Manteuffla i złagodzeniu kursu wobec Polaków regent książę Wilhelm odpowiedział na kolejne pismo przypominające. Stwierdził, „że nic już nie przeszkadza postawieniu pomnika w oznaczonem miejscu”. Poeta miał stanąć obok kościoła św. Marcina na niewielkim placu. Trzeba jednak było czekać do maja, aż cała sprawa w końcu znajdzie swój finał.
W przygotowaniu uroczystości pomagał członkom komitetu Oleszczyński, który „zajmuje się pilnie oczyszczeniem i naprawą ustawionego już na podstopniu posągu Mickiewicza. […] Osoby, które widziały zgasłego wieszcza krótko przed wyjazdem jego na Wschód, twierdzą jednogłośnie, że artysta oddał szlachetne rysy jego z uderzającem podobieństwem”.
Wreszcie, w sobotę 7 maja 1859 roku, pod czujnym okiem lokalnych władz pruskich, które zażądały przedłożenia programu wydarzenia do zatwierdzenia, odsłonięto wyczekiwany pomnik… oraz znów wystosowano do mieszkańców apel o finansowe wsparcie. Pieniądze zamierzano przeznaczyć na zabezpieczenie rzeźby i jej otoczenia, a także na coroczną mszę w rocznicę śmierci poety.
W poniedziałek w Bazarze wyprawiono ucztę na cześć Oleszczyńskiego, na którą przybyło 41 osób. Przemowom nie było końca. Jako ostatni głos zabrał Kazimierz Kantak, „wznosząc toast jedności myśli i jedności pracy”. Podkreślił, że inicjatorzy nie wyprzedzili mieszkańców pozostałych zaborów, lecz stwierdził, iż „my tylko szczęśliwsi może możnością wypowiedzenia i wykonania, podjęliśmy myśl narodu, daliśmy wyraz uczuciom jego, i Poznań w dziele tem stał się reprezentantem myśli i uczuć narodu całego”.
Czas na lifting
Pomnik Adama Mickiewicza na stałe wpisał się w miejski krajobraz. Był też tym punktem w Poznaniu, z którego nie spuszczali czujnego oka pruscy policjanci. Szczególnie ważny był rok 1898, w którym to przypadła setna rocznica urodzin poety. Ze sporządzonych wówczas sprawozdań wynikało, że zorganizowano trzynaście różnych obchodów, których częścią były nabożeństwa i składanie kwiatów pod figurą wieszcza.

Podobnie jak przed kilkudziesięciu laty, także i teraz w związku z uroczystościami ku czci poety, pojawił się… pomysł na pomnik. Tym razem podjęto decyzję o rozbudowie całego założenia i zastąpienie dotychczasowej rzeźby brązowym odlewem, bardziej odpornym na warunki atmosferyczne. Do akcji włączył się wielkopolski kupiec Roman Plewkiewicz, który wspierał wiele inicjatyw społecznych i kulturalnych, m.in. wspomógł rozbudowę siedziby Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
Nad realizacją przedsięwzięcia czuwał dozór kościelny parafii św. Marcina, a wymiana pism z władzami pruskimi trwała ponad pół roku. Wszystko poszło sprawniej niż w latach pięćdziesiątych, choć trzeba było trochę poczekać na brązowy odlew, którego nie wykonała na czas berlińska firma. Resztę prac zlecono poznańskim przedsiębiorstwom.
Swój wkład w tę narodową pamiątkę mieli dwaj znani ze swej działalności Wielkopolanie. Architekt Roger Sławski zaprojektował granitową balustradę, na której znalazły swoje miejsce dwie postacie: dziewczynka podająca poecie wiązankę kwiatów i chłopiec trzymający urnę, symbol przeszłości. Obie figury wykonał rzeźbiarz Władysław Marcinkowski. W październiku 1904 roku czekano jeszcze tylko na ich zamontowanie.
Niespokojny początek wieku
W początkach XX wieku okolice pomnika stały się miejscem polskich manifestacji, podczas których dekorowano całe założenie kwiatami, a nawet je iluminowano. Z okazji 50. rocznicy powstania styczniowego:

już od wczesnego ranka poczęto na pomniku Mickiewicza składać wieńce z barwnemi wstęgami. Postać Mickiewicza wraz z grupą frontową utonęła wprost w powodzi zieleni i barw. […] Szczególnie podpadł wielki wieniec cierniowy, związany łańcuchem, na którego wstęgach z surowego płótna następujący widniał napis: Dziadom, Ojcom i Braciom, poległym na polu walki, zmarłym w więzieniach i na Sybirze, cześć oddają – rodaczki.
Władze uznały, że należy ukrócić tego typu wydarzenia. Pomnika, który został ogrodzony, pilnować miała policja, a przechodniom nie wolno było nawet na chwilę zatrzymać się przy wieszczu. Policjanci skrupulatnie wypełniali swe obowiązki. Jeden ze świadków opowiadał: „Przed pomnikiem Mickiewicza zastałem liczniejsze grono osób, przypatrujących się, jak policjant zapisywał dwuch cyklistów, prawdopodobnie dla tego, że przypatrywali się pomnikowi”. Zaczęło dochodzić do przepychanek, a nawet starć z policją, podczas których w stronę funkcjonariuszy leciały nie tylko wyrazy oburzenia, ale i kamienie oraz butelki rzucane z okien kamienic. Sypały się aresztowania, dochodziło do pobić demonstrujących. Przyczyną rozruchów były często nawet skromne wiązanki kwiatów.
Tak było 20 lipca 1913 roku, gdy Józef Broniarz złożył kwiaty przy pomniku poety w imieniu obchodzącego jubileusz towarzystwa samokształceniowego „Iskra”. Na miejscu szybko zebrał się tłum wrogo nastawiony do mundurowych żądających usunięcia nowego przejawu czci wobec wieszcza. Wikary wezwał policjantów do opuszczenia przykościelnego terenu, a gdy ci odmówili, zamknął wejście. „Ogromną […] wesołość i salwy śmiechu” wzbudził widok starszych i nieco już otyłych mundurowych starających się przejść przez płot. Znalazłszy się na ulicy, rozpoczęli aresztowania.
Uczestnikiem tych wydarzeń był 15-letni skaut Józef Jęczkowiak mieszkający przy ul. Św. Marcin:
Widziałem, jak komisarz policji Teschke, z hełmem na głowie i wyciągniętą szablą, stojąc na stopniach prowadzących z ulicy do kościoła [św. Marcina], wzywał zebraną ludność do rozejścia się. Ktoś z tłumu uderzył go laską w głowę, hełm spadł na ziemię. Policja zaczęła działać energiczniej i brutalniej.
Rozruchy trwały kilka dni i były „niejako uwieńczeniem wszystkich dotychczasowych zajść pod pomnikiem”. O występowanie przeciwko porządkowi publicznemu oskarżono 38 osób, których proces odbył się w grudniu przy udziale licznej publiczności. Posypały się kary grzywny, a nawet więzienia do trzech miesięcy.
W okresie Wielkiej Wojny
Pomnik poety był miejscem spotkań Polaków również podczas I wojny światowej. W tym czasie aktywną działalność prowadzili członkowie skautingu, kształtującego się na wielkopolskiej ziemi zaledwie od kilku lat. W 1916 roku skauci zorganizowali składanie kwiatów pod pomnikiem Mickiewicza, by uczcić zmarłego Henryka Sienkiewicza.
Rok później okazją do kolejnej dużej manifestacji była setna rocznica śmierci Tadeusza Kościuszki. Po uroczystej mszy zorganizowanej w kościele farnym skauci uformowali kilkunastotysięczny pochód, a „kordon policjantów potoczył się ze sztandarami skautowemi, sokoliemi i cechowymi wśród śpiewu pieśni patrjotycznych pod pomnik Mickiewicza”. Uczestnicy przeszli przez udekorowane polskimi flagami centrum miasta. Kulminacja uroczystości nastąpiła, jak podczas wielu innych podobnych wydarzeń, na skromnym skwerze przy kościele pod wezwaniem św. Marcina.

„Wokół pomnika ustawiły się sztandary wśród ustawicznych okrzyków: «Niech żyje wolna Polska!» i śpiewania intonowanych przez skautów pieśni narodowych «Boże coś Polskę», «Jeszcze Polska nie zginęła», i «Roty» (po raz pierwszy śpiewano wtedy publicznie w Poznaniu «Rotę» Konopnickiej)”. Kilku skautom udało się nawet dostać na wieżę i uderzyć w kościelne dzwony, co dodało jeszcze podniosłości tej ważnej dla Polaków chwili.
W świętującym tłumie znaleźli się także pruscy tajniacy, którzy byli już jednak znani skautom dzięki akcji śledzenia cywilnych urzędników policyjnych. Dzięki temu chłopcy i dziewczęta mogli im się skutecznie przeciwstawiać, tworząc zapory: „Niektóre starsze dziewczęta były bardzo bezczelne, zwłaszcza Hela i Włada Budaszówny, Kościelskie i inne. Wiedzieli dobrze, że to tajniacy się pchają, bezczelnie stawali im na drodze i pytali: «czy pan jest szpiclem, że się pan tak pcha?»”. Policjanci – zaskoczeni działaniem skautów – wycofywali się. Wydarzenia tego październikowego dnia 1917 roku to „planowa akcja, zmierzająca do zbudzenia rodaków i uświadomienia im czekających nas Polaków zadań wobec ostatnich niepowodzeń Niemców na froncie zachodnim”.
Podobnie jak to miało miejsce wcześniej, także i teraz posypały się aresztowania i kary. „Za urządzenie pochodu kościuszkowskiego pociągnięto do odpowiedzialności sądowej naczelnika skautów H[enryka] Śniegockiego i tych, którzy w pochodzie nieśli sztandary”. Aresztowań nie uniknęły również skautki i matki wielu młodych Polaków sporządzające biało-czerwone dekoracje.
Mickiewicz wiecznie żywy
Na początku XX wieku, gdy przy kościele św. Marcina stanął brązowy posąg wieszcza, starą rzeźbę z wapienia dłuta Oleszczyńskiego przeniesiono na dziedziniec PTPN. Poetę można tam odnaleźć i dzisiaj, choć nie jest to już ta sama figura, która przyjechała z Paryża w połowie XIX wieku. Niestety, w 1939 roku oba pomniki Mickiewicza w Poznaniu padły ofiarą Niemców. Ostatecznie jednak cała historia kończy się pomyślnie.
W 1960 roku wieszcz po raz trzeci stanął w Poznaniu i to tam, gdzie powinien, czyli na otwartym placu, nazwanym zresztą jego imieniem. Mało tego. Poeta spogląda w stronę Uniwersytetu, któremu patronuje od 1955 roku. Podobizna mistrza słowa wróciła również na dziedziniec PTPN. Pierwszy pomnik poety został odtworzony w 1998 roku z okazji dwusetnej rocznicy urodzin wieszcza.
Mimo lat, jakie upłynęły od pomysłu do realizacji pomnika Mickiewicza w Poznaniu, nikomu nie udało się w tym przedsięwzięciu wyprzedzić Wielkopolan. Poznański posąg był pierwszym monumentem ofiarowanym wieszczowi, jaki wzniesiono na ziemiach polskich. W mieście opanowanym przez Prusaków stał się on z czasem ważnym miejscem manifestacji narodowych uczuć nie tylko względem poety, ale też innych bohaterów i wydarzeń.
Bibliografia
- „Gazeta Wielkiego księstwa Poznańskiego”, r. 1856.
- „Dziennik Poznański”, r. 1859.
- „Kurier Poznański”, r. 1904.
- „Kurier Poznański”, r. 1913.
- „Praca. Tygodnik polityczny i literacki, ilustrowany”, r. 1913.
- „Kronika Miasta Poznania”, nr 2001/2.
- „Kronika Miasta Poznania”, nr 2014/3.
- „Kronika Miasta Poznania”, nr 2018/3.
- Był czyn i chwała!… Józef Gabriel Jęczkowiak. Wspomnienia harcerza 1913–1918, oprac. Maria Frankel, Paweł Gut, Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, Warszawa 2015.
- Marceli Motty, Przechadzki po mieście, t. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1957.
- Zdzisław Grot, Dzieje pomnika Mickiewicza w Poznaniu 1856–1939, Wydawnictwo PTPN, Poznań 1998.
- Janusz Karwat, Od idei do czynu. Myśl i organizacje niepodległościowe w Poznańskiem w latach 1887–1919, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2002.
- Marian Lissowski, Harcerstwo poznańskie w pierwszym dziesięcioleciu, Druk. Uniwersytetu Poznańskiego, Poznań 1924.
- Wspomnienia harcmistrza Henryka Śniegockiego. Materiały szkoleniowe do historii harcerstwa wielkopolskiego, oprac. Edward i Wanda Serwańscy, Związek Harcerstwa Polskiego. Komenda Chorągwi Wielkopolskiej im. Powstańców Wielkopolskich, Poznań 1971.