Ruch turystyczny i krajoznawczy rozwijający się na przełomie XIX i XX wieku na ziemiach polskich nie był tylko sposobem na spędzenie wolnego czasu. Wyjazdom do miast ważnych dla polskiej historii, wypadom nad morze czy w góry towarzyszyło także głośne hasło „ukochania i poznania kraju ojczystego”.
Wpływ na postawę Wielkopolan z przełomu wieków miały procesy zachodzące w pozostałych zaborach. To tam powstały pierwsze instytucje umożliwiające zorganizowane uprawianie turystyki. W Galicji już od 1873 roku działało Towarzystwo Tatrzańskie, a w 1906 roku w Królestwie Polskim założono Polskie Towarzystwo Krajoznawcze. Pojawiła się moda na dłuższe wycieczki i odwiedzanie zabytkowych obiektów, w końcu nad Wartą zaczęły się ukazywać krajoznawcze wydawnictwa. Znaleźli się też Wielkopolanie, którzy nawiązali współpracę z galicyjską organizacją, jak Kazimierz Kantak propagujący ideę taternictwa. Z kolei adwokat Bernard Chrzanowski został korespondentem Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego.
W trosce o polską młodzież

Zainteresowani tą nową formą aktywności dostrzegli wiele płynących z niej korzyści, przede wszystkim dla polskiej młodzieży. Wycieczki, jak sądzili, to dobry sposób, by opowiedzieć młodemu pokoleniu o historii i pokazać ważne dla Polaków miejsca. A historia, o czym wspominał Chrzanowski podczas jednego z parlamentarnych przemówień, była „wspaniałym orężem w walce o byt narodowy […]. Królowie i bohaterzy nasi byli zawsze z nami. Kościuszko – i jego portret i wspomnienie o nim – był tak prześladowany, jak gdyby żył wśród nas naprawdę”.
Poznanie ojczystych stron, wychowanie świadomego obywatela miało również służyć temu, aby z tych wchodzących dopiero w dorosłość „wyrośli […] przyszli działacze w życiu społecznem i narodowem”. Rozumieli to lokalni społecznicy, którzy nie tylko zachęcali do odbywania wycieczek, ale i oferowali młodzieży konkretny program wyjazdów.
Chrzanowski zapraszał młode pokolenie, by poszło za jego przykładem i odkrywało uroki polskiego morza i Kaszub. Służyły temu książki oraz wykłady w Towarzystwie Czytelni Ludowych urozmaicane pokazem przeźroczy, do których posłużyły wykonane przez niego fotografie. W pracy pt. „Na kaszubskim brzegu. Zwięzły przewodnik z sześciu krajobrazami i mapą” dodawał, że „ludzi i ziemię, dusze i serca kaszubskich włościan i rybaków, krasnę nadbrzeżnych pól i przybrzeżnych wód poznać można najlepiej przy pieszej wędrówce”. Dochód ze sprzedaży zasilić miał kaszubski fundusz sekcji oświatowej „Straży”, organizacji mającej skupiać szerokie kręgi społeczeństwa, która na początku XX wieku skierowała do młodzieży swój program wycieczek „w okolice polskie”. Ich realizacją zajęła się sekcja kulturalna, na czele której stał Chrzanowski. Dzięki działalności sekcji młodzi Polacy mogli odwiedzić Galicję, Pomorze, Warmię i Mazury. Wyjazdy trwały trzy–cztery tygodnie.
Ofertą wypraw starano się objąć wszystkich, także tych, „którzy nie pochodzili z zamożniejszych, kulturalniejszych rodzin, nie mieli i nie czytywali książek polskich w domu lub nie należeli do tajnych związków szkolnych imienia Tomasza Zana”. Grupy miały liczyć od trzydziestu do czterdziestu osób w wieku od czternastu do osiemnastu lat. Kandydatów z Poznańskiego zgłaszał Tajny Związek Towarzystwa Tomasza Zana. Na Pomorzu zajmowały się tym osoby zaufane.
Wielu rodziców oraz potencjalnych uczestników lękało się konsekwencji wyjazdu. „Młodzież gimnazjalna tak jest zastrachana, a wreszcie i szpiegostwo w Prusach Zachodnich tak jest rozwinięte, że wszyscy obawiają się już prawie samej myśli o wycieczce”. Trudności pojawiały się, gdy szło o młodzież pozaszkolną, która potrzebna była do pracy w polu. Był też inny powód: „u tutejszych kupców i rzemieślników nie możemy nic wykołatać, bo są malowani po polsku, a dusza już… się zabrudziła”. Mimo trudności wyjazdy odbywały się regularnie. Od 1905 do 1914 roku w organizowanych przez Straż wycieczkach wzięło udział nie tylko 215 uczniów z Poznańskiego, ale i 162 ze Śląska i z głębi Niemiec.
Kierunek – południe!
Popularnym kierunkiem wyjazdów był Kraków, dawna polska stolica z mnóstwem pamiątek, które każdy Polak powinien zobaczyć przynajmniej raz w życiu, przyciągający zarówno grupy młodzieży, jak i dorosłych zrzeszonych w licznie działających wówczas towarzystwach.

Jednak podróż do Galicji, cieszącej się większą swobodą niż Poznańskie, obarczona była sporym ryzykiem.
Cała młodzież miała, wobec obowiązkowego zgłoszenia wycieczek na policji w Krakowie, podana być ze względów bezpieczeństwa pod obcemi imionami i nazwiskami oraz miejscami pochodzenia, jako młodzież pozaszkolna rzemieślnicza, kupiecka i włościańska.
Zdarzały się przypadki uznawania wycieczek przez władze za „agitacyjne”. Udział w jednej z nich mógł zakończyć się nawet usunięciem ze szkoły bądź uniwersytetu. Taki los spotkał studentów Uniwersytetu Wrocławskiego. Gdy poseł dr Felicjan Niegolewski wstawił się za nimi u ministra oświaty, ten zdziwił się wprawdzie w pierwszej chwili, że „ci młodzi panowie tylko za wyjazd do Krakowa mają być wydaleni”, później jednak decyzji tej nie zmienił.
W Krakowie, który był „źródłem narodowego pokrzepienia”, pobyt grup przybywających z inicjatywy Straży, organizował prof. Henryk Jordan, twórca idei publicznych ogrodów zabaw dla dzieci. Oznajmił on „gotowość zajęcia się wycieczkową młodzieżą z zaboru pruskiego, jej pomieszczeniem, wyżywieniem, opieką nad nią w wakacyjnym miesiącu lipcu”. Grupami opiekował się także Antoni Eugeniusz Balicki, który
przy swem gorącem sercu sam kierował zwiedzaniem Krakowa, sam po nim oprowadzał, informował, opowiadał, wykładał, uczył, sam organizował wycieczki w okolicę, a przy końcu pobytu z gronem szczuplejszem, w grosze zasobniejszem, także i w Tatry.
Galicję odwiedzali też m.in. członkowie Towarzystwa Młodzieży Kupieckiej. Jedna z grup, licząca aż siedemdziesiąt osób, co świadczy o dużym zainteresowaniu tego typu przedsięwzięciami, wyjechała w lipcu 1913 roku. Wycieczki w polskie strony urządzało również Towarzystwo Młodzieży Polsko-Katolickiej. Jak wspominał Kazimierz Krajna: „Kraków, Zakopane były dla tych, których stać było na to, t. j. dla oszczędnych, ulubionemi miejscami wycieczek”. Na dziesięciodniowy wypad do Zakopanego należało zaopatrzyć się w przynajmniej siedemdziesiąt pięć marek. Brat Kazimierza, Mieczysław, oraz jego koledzy za tę kwotę „zdołali […] nie tylko odbyć wycieczkę i użyć jej, a jeszcze starczyło na zakupno pamiątek”.

Wielkim zwolennikiem poznawania ojczystego kraju był Józef Kostrzewski, późniejszy archeolog i współtwórca uniwersytetu w Poznaniu. Nie tylko propagował tę formę aktywności, ale sam dawał dobry przykład. W 1908 roku wraz z Teodorem Kozubskim wybrał się na pieszą wycieczkę po Małopolsce zachodniej, Śląsku Cieszyńskim i Tatrach, która trwać miała cztery tygodnie. Pierwszym przystankiem na trasie był Kraków: „Miasto i jego zabytki historyczne oraz polski język urzędowy zrobiły na nas niezapomniane wrażenie. Wyjeżdżając […], zabraliśmy z sobą w buteleczce trochę wody wiślanej”.
W programie wyjazdu były też m.in. Wieliczka, Lanckorona, Kalwaria Zebrzydowska i Cieszyn. Wędrowcy chcieli nie tylko zapoznać się z miejscowymi zabytkami. Kostrzewski podsumowywał część wyjazdu:
Podziwialiśmy na Śląsku życie tamtejszego społeczeństwa, które własnymi siłami stworzyło sobie polskie szkolnictwo prywatne, sieć bibliotek ludowych, organizacje spółdzielcze i prasę i skutecznie opierało się próbom germanizacji i czechizacji.
Dalej było jeszcze Zakopane i wypady na górskie szlaki. „Ta pierwsza wycieczka w Tatry pozostawiła mi niezapomniane wrażenia, toteż wielokrotnie później wracałem do Tatr” – odnotował Kostrzewski w swoich wspomnieniach.
Wyjazdy integracyjne

„Kraj ojczysty” to także ludzie i ich sprawy, o których starano się podczas wyjazdów co nieco dowiedzieć przy okazji zwiedzania zabytków. Ponadto wymieniano się doświadczeniami. W maju 1913 roku do Krakowa przybyła grupa sześćdziesięciu rolników pod przewodnictwem Kazimierza Brownsforda, wicepatrona kółek rolniczych i redaktora „Poradnika Gospodarskiego”. Wielkopolanie poza obejrzeniem samego miasta odwiedzili dobra krzeszowickie, gdzie nie tylko oglądali, ale mogli również wysłuchać „fachowego referatu o hodowli”. W Mydlnikach celem było „gospodarstwo uniwersyteckie studyum rolniczego”, a we wsi Łoniów
zwiedzili Wielkopolanie Dom ludowy, Spółkę producentów bydła, Rolniczą Spółkę piekarską, Związek hodowlany, stawki rolniczej Spółki rybackiej i interesujące doświadczenia na polach włościan, wreszcie chlewnię gminną. Z Łoniowej udała się wycieczka do Okocimia, gdzie po zwiedzeniu browaru i po spożyciu posiłku urządzonego w browarze […] uczestnicy powrócili do Krakowa.
Wizyta wielkopolskich gospodarzy w galicyjskiej wsi była nie lada wydarzeniem dla obu stron. Gości powitano niezwykle uroczyście:
W pół drogi przed Łoniowami powitała wycieczkę banderya w barwnych narodowych strojach. W Łoniowej przy pięknie przystrojonej bramie, wśród zieleni, kwiatów i girland witała wycieczkę straż ochotnicza pożarna w pełnym rynsztunku, dziewczęta w strojach wiejskich, wójt wsi i członkowie Kółka rolniczego.
W gronie podróżujących Wielkopolan nie mogło zabraknąć kobiet. W czerwcu 1914 roku mieszkanki Czarnkowa, Wągrowca i Gostynia należące do Towarzystwa Czytelni dla Kobiet wybrały się do grodu Kraka pod przewodnictwem pani Plewkiewiczowej ze Sławna i panny Nieżychowskiej z Bzowa. Najliczniej reprezentowana była czytelnia z Czarnkowa, „istniejąca zaledwie 3 lata, ale nadzwyczaj ruchliwa i czynnie szerząca oświatę i budząca ducha na kresach Księstwa”, z której inicjatywy wyjazd został zorganizowany. Narodową pielgrzymkę, jak określono w prasie ten wyjazd, rozpoczęła msza święta odprawiona przed krzyżem królowej Jadwigi znajdującym się w katedrze na Wawelu. Poza katedrą, zamkiem i królewskimi grobami w programie zwiedzania znalazły się także muzea, które „wzbudziły ogólny podziw”. Na rynku pod pomnikiem Adama Mickiewicza panie złożyły wieniec „wyraz łączności obu dzielnic”. Ostatnim punktem była wizyta w Wieliczce, gdzie „wspaniałe oświetlenie kopalni, piękne nasze narodowe pieśni, podniosły nastrój podziemi sprawiły ogromne wrażenie na wszystkich uczestniczkach wycieczki”. Zamieszczoną w lokalnej prasie relację z wyprawy kończyły słowa autorki: „Z niezatartemi wspomnieniami podniosłych chwil przeżytych w stolicy naszej wycieczka Wielkopolanek opuściła Kraków, unosząc nową otuchę i siły do pracy dla kraju”.

Nie tylko Kraków
Galicja nie była jedynym celem wypraw Wielkopolan. Na spragnionych wrażeń wycieczkowiczów czekały także zagrożone germanizacją zachodnie kresy, okolice Piły, Drawska i Zbąszynia, gdzie na niedzielne wypady zapuszczali się członkowie sekcji kulturalnej Straży. Wyjazdy w te rejony organizował Marian Seyda, redaktor „Kuriera Poznańskiego”.
Udawano się na dłuższe wyprawy nie tylko w grupie, ale i w bardziej kameralnym gronie, zabierając w trasę jedynie znajomego bądź współmałżonka. Popularnością wśród Wielkopolan cieszyły się wyprawy nadmorskie, a zainteresowanie wzbudzała nie tylko przyroda czy wielka woda, ale i sytuacja lokalnej ludności, na co zwracał uwagę w swoich pracach Chrzanowski, przez kilkanaście lat poznający wybrzeże Bałtyku i Kaszuby:
Rozbrzmiewa tu polski język; goście z Warszawy, Krakowa, Poznania; rozmawiamy o nieodmiennej urodzie wybrzeża, a zmiennym losie jego mieszkańców, o ich przyszłości, o budzącym się ich narodowem uświadomieniu. Pozostało w nas po wycieczce umiłowanie tego skrawka nadmorskiego brzegu. Prosta jego przyroda stała się dla nas dziwnie piękną a ludzie wzbudzili w nas chęć wzniecenia w nich płomienia oświaty i żaru najszlachetniejszych uczuć.
Swoimi wrażeniami z odbytej wspólnie z małżonką podróży w nadmorskie okolice podzielił się z czytelnikami „Kuriera Poznańskiego” dziennikarz tego czasopisma, Jan Marweg, odpowiadając jednocześnie na „rosnące z roku na rok zainteresowanie kwestją kaszubską, a wybrzeżem polsko-kaszubskiem w szczególności”. Był on wówczas, jak przypuszczał, pierwszym turystą odwiedzającym okolicę po katastrofalnym sztormie, który miał miejsce w styczniu 1914 roku. Małżonkowie wyruszyli z Pucka, dokąd dotarli koleją, pieszo w stronę Półwyspu Helskiego, a po drodze odwiedzili m.in. Wielką Wieś (dziś Władysławowo),
odkąd zarysowują się coraz wyraźniej długie, a niezmiernie wązkie kontury Helskiego półwyspu. […] Stajemy wreszcie jak wryci, choć z trudem opierający się silnemu wiatrowi, pędzącemu bałwany szybkością rozhukanych koni, cali zahypnotyzowani urokiem piękna bijącego z rozszalałego burzą morza.

Kolejnym punktem były Chałupy, wieś, na którą składało się „czterdzieści kilka chatek, przeważnie drewnianych, maleńkich i biednych. Zaledwie trzy murowane”. Mimo skromnych warunków znalazło się dla przybyszów miejsce w gościnnych progach rybackiej chaty, której gospodarz nie szczędził opowieści z okresu styczniowej katastrofy. Następnego dnia małżonkowie podążyli dalej ku Jastarni z wiarą, że „tą drogą […] zainteresujemy polskiem wybrzeżem szersze koła przyjeżdżających w roku polskich letników”.
Prezydent turysta i Towarzystwo Krajoznawcze
Zwiedzać polskie strony, zarówno te dalsze, jak i bliższe, można było z Towarzystwem Krajoznawczym. Powstanie tej instytucji, co nastąpiło 17 czerwca 1913 roku w Poznaniu, zapoczątkowało nowy rozdział w rozwoju wielkopolskiej turystyki. Celem członków organizacji było „poznawanie ziem polskich i szerzenie wiadomości o nich pod względem krajoznawczym”. Zamierzano to osiągnąć, organizując zbiorowe wycieczki z „objaśnieniami zwiedzanych miejsc pod względem przyrodniczym, historycznym i ekonomicznym”, a także przygotowując odczyty i wydawnictwa.

Prezesem został Chrzanowski, a wiceprezesem adwokat Cyryl Ratajski, późniejszy prezydent Poznania, który miał już za sobą pewne doświadczenie w dziedzinie turystyki i krajoznawstwa. Zyskał je, mieszkając jakiś czas na Śląsku, gdzie obserwował niemiecką aktywność na tym polu. Rozbudowujący swoją infrastrukturę turystyczną Niemcy zmobilizowali Ratajskiego do podjęcia odpowiednich kroków, by również polski wycieczkowicz mógł w okolicy znaleźć coś dla siebie. Był jednym z inicjatorów utworzenia Polskiego Towarzystwa Turystycznego „Beskid” w Cieszynie, na którego czele stanął jako prezes. Kontakty z dawnymi stronami nie ustały nawet po jego przeprowadzce do Poznania w 1911 roku. Gdy przyszedł czas na otwarcie pierwszego polskiego schroniska w Beskidach Śląskich, na Ropiczce, obok wielu grup przybyłych ze wszystkich stron ziem polskich przyjechała także poznańska wycieczka z Ratajskim na czele. Była to pierwsza wyprawa zorganizowana przez Towarzystwo Krajoznawcze z Poznania.
Poznań zyskał zatem doświadczonego krajoznawcę, który w mieście nad Wartą kontynuował rozpoczętą wcześniej działalność. Ratajski poprowadził m.in. wycieczkę do nadmorskiej Karwi, gdzie „budzono ducha polskiego, rozdając mieszkańcom broszurki i książeczki”. Był to dla Ratajskiego pracowity okres. Przygotowywał wówczas także
większą wycieczkę czterodniową w Zielone Święta – do Wilna (zwiedzenie Kowna po drodze w programie). […]. Nawiązano w tej sprawie stosunki z Tow. Krajoznawczem w Wilnie, które też podjęło się ułożenia programu, oprowadzania i t. p.
W 1913 roku pisano w prasie o Towarzystwie Krajoznawczym, że „im większa siła w członkach z całej dzielnicy, tem łatwiejszy i piękniejszy czeka towarzystwo rozwój, rozwój pogłębiający miłość do ziemi ojczystej i pomników jej dawnej kultury”. Odpowiedź była pozytywna. W kolejnych latach instytucja nadal się rozwijała, a już po odzyskaniu niepodległości została przekształcona w Oddział Poznański PTK. W 1950 roku doszło do zjednoczenia Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Spadkobiercą tradycji obu towarzystw jest działające do dziś Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, umożliwiające kolejnym pokoleniom poznawanie piękna ojczystego kraju.
Bibliografia
- Bernard Chrzanowski, Na kaszubskim brzegu. Zwięzły przewodnik z sześciu krajobrazami i mapą, nakładem autora, drukiem „Pracy”, Poznań 1910.
- Franciszek Jaśkowiak, Początki Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Poznaniu w latach 1913–1920, „Kronika Miasta Poznania”, nr 3/4 (1957), s. 73–77.
- Józef Kostrzewski, Z mego życia. Pamiętnik, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Warszawa–Kraków 1970.
- „Kurier Poznański”, 1914.
- „Niepodległość”, t. 4, z. 2 (XXXX).
- „Praca. Tygodnik polityczny i literacki, ilustrowany”, r. 1913, 1914.
- PSB, t. 11, Polska Akademia Nauk, Wrocław–Warszawa–Kraków 1964–1965.
- PSB, t. 20, Polska Akademia Nauk, Wrocław–Warszawa–Kraków 1975.
- Andrzej Zarzycki, „Na przekór wątpiącym i zrozpaczonym”. Cyryl Ratajski 1875–1942, Międzynarodowe Targi Poznańskie, Poznań 1991.